Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 Następny |
|
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18) |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pią 20:21, 06 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Ilekroć próbowałam wyrzucić z głowy te natarczywe myśli o pocałunku, one wracały niczym bumerang. Nie wyczułam całego tego zdarzenia, ale nawet ta chwila, którą miałam okazję doświadczyć zaraz po powrocie do własnego ciała odcisnęła na mnie swoje ślady. Nigdy żaden mężczyzna nie zrobił czegoś takiego. Nie byłam kobietą, którą chcieli mieć u swego boku, więc nie miałam okazji do takich zbliżeń. Poniekąd sama też się od nich odcinałam, bo pamiętałam, że czasami po nocach przyłapywałam mamę na płaczu. Było mi jej szkoda, bo naprawdę kochała mojego ojca, a on ją opuścił. Postawiłam więc mur, który miał mnie uchronić przed tym samym, a od tamtej chwili w lochach Taratha nie mogłam przestać myśleć, że to był koszmarny błąd. Nigdy do tamtej chwili nie czułam się równie… dobrze? Nawet pierwsze udane łowy nie sprawiły mi więcej przyjemności, a byłam pewna, że lepszego uczucia w życiu nie doświadczę. Myliłam się, i to jak bardzo. To był mój błąd, ale taki, który okazał się jednym z większych. No bo stawiało mnie to teraz w bardzo niekorzystnej sytuacji. Moje rówieśniczki miały już własne dzieci, a ja nawet nie miałam szans na znalezienie partnera.
Mimowolnie spojrzałam na elfa i wyłapałam moment, w którym odwracał się co mnie tyłem, co mnie zabolało. Poczułam się tak, jakby przez moją decyzję o oddaniu swojego ciała Innym, jego zdanie o mnie straciło pozytywne znaczenie. Nie miałam jednak zamiaru tego zmieniać, bo doskonale wiedziałam, że to była moja wina. Nieważne jak bardzo mi na nim zależało. Nie powinnam była wypuszczać na świat potworów tylko dlatego, żeby go uratować. Nie zachowałam się przy tym ani jak elf, ani jak wojownik. Gdyby nie siła, którą zyskał, chociaż nie mam pojęcia skąd, to skazałabym świat na zagładę i miałabym na sumieniu miliony żyć.
Te myśli naprowadziły mnie na inny tor. Falerel był w tragicznym stanie. Odnosiłam wrażenie, że jest na skraju wyczerpania, a potem wszystko zniknęło. Zupełnie tak, jakby ktoś go magicznie doładował. Nie wiedziałam co się stało poza tym, że nagle świecił się na jeden kolor, a pozostałe dusze zniknęły. Poza tym skoro on był bogiem to znaczyło, że nie byli legendami. Musieli rzeczywiście kiedyś istnieć i nam pomagać, więc co się zmieniło? Dlaczego nagle pozwolili na to, byśmy byli wyrzutkami i by na wybijano tak, jakbyśmy roznosili jakąś zarazę?
Przez chwilę wpatrywałam się w oczy elfa i próbowałam dowiedzieć się czy powinnam była wchodzić na takie tematy. W końcu on był bogiem, należał mu się szacunek, którego do tej pory mu nie okazywałam. Zachowywałam się okropnie i nie było dla mnie usprawiedliwienia. A on mimo wszystko dalej patrzył się na mnie tymi swoimi cudownymi tęczówkami. Dopiero teraz mogłam dostrzec jak piękny kolor miały. Mimowolnie przygryzłam wargę, myśląc o tym, że wcale nie musiał ze mną podróżować, a i tak to robił. Zależało mu na mnie? Nie, to idiotyczne. Miał do dyspozycji boginie, które na pewno były o niebo lepsze ode mnie.
Miałam zamiar dopytać się o swoje wątpliwości, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Musiałam błyskawicznie odwrócić wzrok, żeby nie przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego i zająć czymś innym. Ułatwił mi to, bo skutecznie odwrócił moją uwagę swoimi słowami. Uśmiechnęłam się więc pod nosem i uznałam, że mogę sobie teraz pozwolić na spojrzenie mu prosto w oczy, bo mam argument.
- Nie masz za co przepraszać – zaczęłam, po czym odruchowo przyjrzałam się swojemu ciała. Przejechałam palcami po kilku bliznach i skupiłam się na tym z czym się wiązały. To było trudne, bo zaczęło docierać do mnie, że po ich usunięciu mogłabym znaleźć męża, ale czy naprawdę tego chciałam? To prawda, pragnęłam kogoś z kim mogłabym się związać, ale jednocześnie nie chciałam oszukiwać samej siebie. Nie byłam zwykłą kobietą i nie stanę się nią tylko dlatego, że znikną ślady mojej odmienności. – Nie – odpowiedziałam i ponownie zwróciłam na niego swój wzrok, uśmiechając się do niego z lekko przymrużonymi oczami. – Nie będę oszukiwała ani siebie, ani nikogo, kto się do mnie zbliży. Gdybym nie chciała mieć takich blizn, to nie robiłabym wszystkiego, aby się uniezależnić od mężczyzn. Od dziecka wiedziałam, że nie chcę być jedną z moich rówieśniczek, które nie mają własnego zdania, a jedynie ich przywileje to urodzenie dzieci, wychowywanie ich, gotowanie, pranie czy szycie. To nigdy nie było moje przeznaczenie – wyjaśniłam i w tym momencie przypomniałam sobie o ważnej rzeczy. – Powinniśmy coś zjeść, a potem mam do ciebie pytanie – odparłam i podniosłam się z miejsca, biorąc swój łuk.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 21:30, 07 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
”Nie”. Choć powinienem się spodziewać takiej odpowiedzi - zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż już raz ją z ust Shayi usłyszałem - ta mimo wszystko wstrząsnęła mną do głębi. Przez kilka dobrych sekund nie wiedziałem co powiedzieć, a później chciałem przekonać ją do zmiany zdania, wykrzyczeć, że nikogo by przecież nie oszukała, ale na szczęście w porę się przed tym powstrzymałem. W końcu to była jej decyzja i skoro czuła się z nią dobrze, powinienem ją uszanować. A jednak jak na złość nie potrafiłem. Myśl o tym, że przeze mnie elfka może nigdy nie znaleźć partnera sprawiała, iż chciałem sam poznaczyć swe ciało licznymi cięciami i być może nawet bym to zrobił, gdybym nie był pewien, że zagoją się w mgnieniu oka i nie pozostanie po nich nawet ślad. Była to niezwykle przydatna umiejętność, choć czasami i niezwykle denerwująca, zwłaszcza, że nie można jej było nikomu przekazać. Nawet wtedy gdy śmiertelnicy zasługiwali bardziej od bogów na jej posiadanie.
- Obecni mężczyźni są słabi, ślepi i głupi – rzekłem w końcu patrząc jak moja towarzyszka powoli podnosi się z ziemi. – Nie rozumieją, że blizny nie są oznaką słabości, lecz prawdziwej siły. Znacznie łatwiej jest je usunąć i zapomnieć, niż żyć z nimi i każdego dnia przypominać sobie o tym jak powstały – dodałem po czym odruchowo dotknąłem dłonią swego torsu w miejscu, w którym znajdowała się moja blizna. Ślad przypominający mi każdego dnia o tym, że zawiodłem zarówno śmiertelników jak i pozostałych bogów. Jedyna rana, która nigdy nie zagoi się do końca i nigdy nie zniknie. Skaza, którą zawsze starannie ukrywałem i nadszedł wreszcie czas bym przestał. Nie myśląc wiec wiele usiadłem na ziemi i ściągnąłem z siebie porwaną na strzępy i miejscami czerwoną od mojej własnej krwi koszulę.
- Wiem co mówię, nawet ja mam jedną – oznajmiłem i obróciwszy się tak, by ułatwić Shayi widok, przejechałem po szramie kciukiem. – Wtedy w Otchłani mówiłem poważnie. Tarath przed wieloma laty naprawdę próbował mnie zabić przy użyciu magicznego sztyletu – wytłumaczyłem i uśmiechnąłem się. Nie był to jednak uśmiech wymuszony, a szczery i ciepły, gdyż chciałem dodać elfce otuchy, dać jej do zrozumienia bez słów, że mam dosyć okłamywania jej i niezależnie o to o co mnie zapyta, odpowiem. Być może nie od razu, być może nie będzie to dla mnie łatwe ale odpowiem. I niezależnie od wszystkiego, nie zmienię o niej zdania. Nie straci szacunku, który wzbudziła we mnie w Otchłani i na który już dano zasługiwała.
- Kiedyś spotkałem elfią wojowniczkę, która powiedziała mi, że blizny, które nosi przypominają jej o tym za co walczy i co straciła. I dają jej siłę do dalszej walki – wyznałem powoli ponosząc się z ziemi by pchany przez swe niezaspokojone pragnienia, móc zbliżyć się do Shayi i spojrzawszy jej w oczy, odgarnąć jeden z kosmyków jej włosów tylko po to, by móc musnąć palcami jej skórę. Pragnąłem jej dotyku na swoim ciele bardziej niż wszystkiego innego, nawet uwolnienia bogów z Krainy Cieni i porażki Taratha. Chciałem udowodnić jej, że dla mnie jest piękna, a jej blizny czynią ją w mych oczach jeszcze piękniejszą, bo rozumiem jak wiele poświęca zachowując je by móc być z sobą szczerą. Chciałem składać na nich czułe pocałunki i muskać je swymi ustami tak długo, aż elfka nie każe mi przestać. Czułem, że to właśnie powinien zrobić każdy mężczyzna, któremu tylko pozwoliłaby się do siebie zbliżyć, nawet jeśli myśl o innym bogu, elfie lub człowieku trzymającym ją w swoim ramionach doprowadzała mnie do szału.
Nie zrobiłem nic. Jedynie stałem przez chwilę wydającą mi się być wiecznością, spoglądając w jej zielone oczy i zmuszając swe ciało do posłuszeństwa. Choć każda komórka mego ciała pragnęła bym poddał się swemu pożądaniu, zapomniał o całym świecie i sprawił by Suledin błagała mnie bym wziął ją tu i teraz, na tej polanie, wiedziałem, iż nie mogę tego zrobić. Shaya była jedną z Allis i tak jak one nie posiadała już daru długiego życia. I choćby z tego powodu jedyną osobą, która mogła dać jej to czego potrzebowała – stabilność, dom, miłość i rodzinę – był typowy elfi mężczyzna. A ja nim nie byłem. Byłem bogiem i nawet gdybym mógł ją pokochać, a ona mogłaby pokochać mnie, nie zestarzałbym się przy niej, a moja obecność i wieczność każdego dnia tylko by jej o tym przypominała. Związek ze mną sprawiłby jej więcej smutku niż szczęścia i chcąc nie chcąc musiałem o tym pamiętać.
- Wybierasz się na polowanie? Proszę, pozwól mi iść z sobą. Wiem, że będę bardziej przeszkadzał niż pomagał, ale… Za każdym razem gdy się od siebie oddalamy dzieje się coś złego, a ja… - rzekłem w końcu zmieniając temat i na chwilę przenosząc wzrok z tęczówek elfki na jej pełne i niezwykle miękkie usta. Moje myśli natychmiast zaczęły krążyć wokół tych trzech razy gdy się pocałowaliśmy tylko po to by to ratować sobie nawzajem życie. Każdy z nich był inny i tylko dwóch z nich Shaya mogła być świadoma. A ja w myślach i tak zastanawiałem się nad tym czy nieświadomie odebrałem jej pierwszy pocałunek i czy gdybym stracił nad sobą panowanie i zmienił moje senne fantazje w prawdę, to również byłbym jej pierwszym.
Ciche warknięcie kuny, która powoli zaczęła wdrapywać się na mnie po strzępach mojej nogawki, skierowało me myśli na właściwy tor. I przypomniało o głodzie, który zaczął boleśnie skręcać mój żołądek. Zdecydowanie musiałem coś zjeść i wziąć długą kąpiel, najlepiej w lodowatej wodzie, by przypomnieć sobie po co tu jestem i móc się na tym skupić.
- Zależy mi na tobie Suledin i nie przeżyłbym gdyby coś ci się stało. Proszę, pozwól mi iść z sobą, a później gdy siądziemy już przy ognisku odpowiem na wszystkie twoje pytania, niezależnie od tego ile ich będzie i czego będą dotyczyć – stwierdziłem powracając wzrokiem do oczu elfki, po czym przywołałem jednym, krótkim gestem swój kostur, który niemal natychmiast znalazł się w mojej dłoni. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Sob 22:40, 07 Maj 2016, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Nie 22:17, 08 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
- Nie, co ty… – zaczęłam, widząc jak mężczyzna ściąga z siebie koszulę. Przy jego złotych, przenikliwych oczach i białych włosach, jego ciało zdawało się być tym, czym powinien być cel każdej osoby. Jego ramiona były szerokie, a tors idealnie wymodelowany. Wyglądał jak najpiękniejszy… nie wiem nawet jak co. Po prostu był zachwycający, boski. Jeszcze z tymi tatuażami, które ciągnęły się po prawej stronie jego ciała, wyglądał tak, jak nigdy żaden inny mężczyzna. Elfy w naszej wiosce, kiedy trenowali, pozbywali się górnej części ubioru, ale nikt nie wyglądał tak kusząco jak Falerel. Mój żołądek wykonał obrót o sto osiemdziesiąt stopni, a ja go pragnęłam. Nigdy dotąd nie czułam czegoś tak… intensywnego. Nawet ten ból, który zadawali mi Inny był teraz niczym. On był świątynią, w zasadzie to jej szczytem, na który wstęp mieli nieliczni, a ja chciałam być jednym z nich. Nawet pomimo tego, że nie mogłam liczyć na nic więcej, bo był bogiem. Nawet pomimo tego wszystkiego, co nas spotykało. Gdybym miała wybór: wrócić do mojego dawnego życia, albo chwilowo móc być u boku tak pięknej istoty, bez wahania wybrałabym to drugie. Niczego bym nie cofnęła, żadnej chwili, nawet tych najgorszych.
- I pokazują kim naprawdę jestem – dokończyłam odruchowo, nawet nie myśląc o tym, co mówiłam. Za bardzo zajęta byłam przyglądaniem się tej cudownej istocie, która stała przede mną. Był bogiem i nie powinno mnie to dziwić, ale naprawdę… On wyglądał tak, jakby został specjalnie stworzony do tego, aby się nim zachwycać.
Byłam tak zajęta jego urodą, że nie zauważyłam momentu, w którym znalazł się tuż obok mnie. Straciłam koncentrację, ale jego chwilowy, delikatny dotyk sprawił, że wcale nie czułam się z tym źle. Miałam dreszcze, ale cholernie przyjemne i mogłabym je odczuwać cały czas. Chciałam je czuć, chciałam je uczuć od niego.
- Przykro mi… – odezwałam się, wpatrując w bliznę i w ogóle nie zauważyłam co robię, dopóki moje palce nie dotknęły jego skóry. Bardzo powoli błądziłam po całej długości blizny, która pomimo swojej wielkości, tylko dodawała mu uroku. Robiłam to tak kompletnie bez kontroli. Na pewno przejechałam opuszkami po jego skórze więcej razy niż powinnam. Nie ominęłam także jego tatuażu, mimo że tak naprawdę nie musiałam błądzić po całym jego kształcie. Po prostu wpatrywałam się w niego i próbowałam sobie wyobrazić jak wyglądała reszta jego ciała. Jak smakowałyby jego pocałunki, gdyby obdarowywał mnie nimi nie tylko dlatego, żeby uratować moje życie. Jak czułabym się w jego ramionach, gdyby trzymał mnie tak, jakbym była dla niego całym światem. Jak bym się czuła, gdyby tylko…
Jak grom z jasnego nieba dotarło do mnie co robiłam i o czym myślałam. Mogło mu to przeszkadzać, mogłam go rozdrażnić. Mógł w ogóle nie chcieć mojego dotyku, dlatego odsunęłam się od niego bardzo ostrożnie i zaczęłam sprawdzać czy łuk był dobrym stanie, aby czymkolwiek zająć swoje ręce, które aż wyrywały się do dalszego poznawania jego ciała. Musiałam się uspokoić i całkowicie wyrzucić z głowy to, co się w niej pojawiło przez raptem kilka sekund. Nie chciałam, ale wiedziałam, że zatracanie się w tych marzeniach mogło mnie rozkojarzyć i zranić. Nie mogłam sobie samej tego zrobić. Jednak on mi tego nie ułatwiał. Nawet mówił w taki sposób, że naprawdę zaczynałam myśleć o tym, iż mu na mnie zależy. Bardziej niż tylko jak na swojej jedynej towarzyszce podróży. Moje serce dosłownie szalało, kiedy tak otwarcie przyznawał się do tego, że mu na mnie zależy. A ja tak cholernie mocno chciałam mu krzyknąć milion razy w twarz to, że mi też na nim bardzo zależy, że nigdy nie czułam się w taki sposób przy żadnym innym mężczyźnie.
- Tylko mi nie przeszkadzaj za bardzo – odezwałam się wracając do swojej dotychczasowej maski i puszczając mu oczko. Pociągnęłam za cięciwę, aby sprawdzić czy była odpowiednio naciągnięta, narzuciłam na plecy pokrowiec ze strzałami, po czym ruszyłam do lasu. Wchodząc bardziej pomiędzy drzewa, musiałam wszystko na siłę wygnać ze swojej głowy i skupić się na zwierzynie. Po tych ostatnich wydarzeniach nawet tak znane środowisko wydawało mi się być strasznie niebezpieczne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:26, 09 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Chciałem pokazać Shayi, że ją wspieram, a tymczasem ta w jednej chwili zamieniła naszą rozmowę w prawdziwe tortury. Drażniła się ze mną zapewne nawet nie będąc tego świadoma, a ja spragniony jej dotyku, jej drobnych dłoni błądzących po mym ciele, pozwalałem jej robić wszystko na co tylko miała ochotę. Każde muśnięcie jednego z jej szczupłych palców, doprowadzało mnie coraz to bardziej na skraj psychicznej i fizycznej wytrzymałości, zmuszając do panowania nad oddechem i dyskretnego zaciskania dłoni, byleby tylko nie dać pod sobie poznać jak bardzo jej pragnę. Co gorsza jej nieprzytomne spojrzenie, które uchwyciłem gdy dotknęła mego tatuażu, symbolu definiującego to kim jestem, zupełnie mi w tym nie pomogło. Skłoniło mnie bowiem tylko do próby doszukania się w nim błysku tego samego pożądania, od którego płonęło moje ciało, którego każdy milimetr domagał się jej uwagi.
Moja wyobraźnia powoli snuła w mych myślach wizje tego gdzie jeszcze mogłyby się znaleźć dłonie elfki i sposobu w jaki mogłyby sprawić mi ogromną przyjemność. A ja jednocześnie zastanawiałem się nad tym czy gdybym tylko pozbył się resztek ubrań, z powodu swego stanu zakrywających tylko niewielkie fragmenty mego ciała, to czy ten widok spodobałby się Shayi. Czy dolna połowa mego ciała spotkałaby się z jej równą aprobatą i uznaniem co górna, czy jednak Allis byłaby rozczarowana faktem, iż nie ma na niej ani jednego tatuażu.
Sam musiałem sobie odpowiedzieć na te pytania, gdyż Shaya równie nagle co zaczęła, skończyła się nade mną znęcać, pozostawiając mnie rozpalonym i nienasyconym. Zmuszając do kolejnej, równie nieudolnej co wcześniej, próby skupienia się na czymkolwiek innym niż jej ciele. Jej pełnych i miękkich ustach, drobnych dłoniach, krągłych piersiach… Jakim cudem kilka stuleci temu przy Eyi i Vayi byłem w stanie powstrzymać się przed nakłonieniem ich do spełnienia mych pragnień? W jaki sposób zmuszałem swe ciało by zapomniało o tym palącym pragnieniu uczynienia ich swoimi w ten ostateczny i nieodwracalny sposób?
Odpowiedź, którą podsunęły mi urywki mych wspomnień zdecydowanie nie była satysfakcjonująca, gdyż dała mi jasno do zrozumienia, iż przy każdej z kobiet, której moje ciało pragnęło w ten sam sposób co Shayi, ostatecznie traciłem nad sobą panowanie i pozwalałem by targająca mną silna, gorejąca, dzika żądza przejęła nade mną władzę. I choć w przypadku Eyi, choć oboje pragnęliśmy czegoś więcej, z powodu jej miłości do śmiertelnika - z której zdała sobie dopiero wówczas sprawę - i w trosce o naszą przyjaźń, poprzestaliśmy jedynie na namiętnych pocałunkach, wraz z Vayą pozwoliłem urzeczywistnić się każdej z mych fantazji. Więcej niż raz posmakowałem każdego fragmentu jej ciała, ucząc się powoli jak sprawić jej największą przyjemność i doprowadzić ją na sam szczyt rozkoszy. Nim jednak nasze usta złączyły się po raz pierwszy, moje życie z każdą chwilą zmieniało się w coraz to bardziej w prawdziwe piekło, zwłaszcza, iż elfka była moją kapłanką i chcąc nie chcąc byłem zmuszony przebywać w jej towarzystwie dosyć często. A teraz miało być jeszcze gorzej, gdyż Shayi, w przeciwieństwie do Vayi, nie mogłem opuścić na kilka dni by zamknąć się sam ze swymi pragnieniami w mym pałacu w Otchłani.
- Postaram się – rzekłem gdy w końcu uzyskałem zgodę na towarzyszenie elfce w czasie jej polowania i nie zaszczycając resztek swej koszuli nawet spojrzeniem, ruszyłem za Shayą. Dzień był ciepły, dlatego też nie widziałem żadnego powodu by być zmuszony zakładać na siebie te ubrudzone mą krwią strzępy materiału. I gdyby nie fakt, iż obawiałem się trochę, że pozwolę swemu pożądaniu przejąć władzę nad mym ciałem, jeśli tylko pozbędę się i reszty mojego ubioru, już dawno zrzuciłbym je z siebie.
Jak większość bogów tak i ja nie wstydziłem się swojej nagości, gdyż nie miałem czemu, a ubrania nosiłem tylko dlatego, że tak wypadało. Skrywałem swą twarz pod kapturem płaszcza, bo bóg umarłych nie powinien wzbudzać w duszach pożądania, a poczucie bezpieczeństwa i pewność, iż miejsce, do którego trafią będzie tak wspaniałe, jak obiecywano. Nawet jeśli konieczność ukrywania swego wyglądu wielokrotnie doprowadzała go do szału.
Nie byłem w stanie powiedzieć jak długo, starając się stawiać kolejne kroki jak najciszej by nie spłoszyć przypadkiem Suledin zdobyczy, podążałem za elfką w głąb lasu, jednak to nie miało najmniejszego znaczenia. Większość naszego dobytku i tak przepadła podczas wielu przygód jakie spotkały nas w tym lesie, więc perspektywa pozostawienia czegoś na tamtej polanie i ruszenia bez tego w dalszą drogą, nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Byłem pewien, że jakoś damy sobie radę i z tym co mieliśmy w tamtej chwili przy sobie, o ile tylko będziemy działać razem. I o ile uda mi się wreszcie zapanować nad swym pożądaniem, gdyż jak na złość to nie chciało dać o sobie zapomnieć. Wystarczyło tylko byśmy zatrzymaliśmy się na chwilę by Shaya mogła rozejrzeć się w poszukiwaniu jakiś śladów zwierzyny, a ja już oparłszy się o pień jednego z drzew, czekając na jej znak mówiący, że ruszamy dalej, przyłapałem się na przyglądaniu się ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i lubieżnym uśmiechem, jej nieco wypiętym pośladkom. I z ciężkim sercem byłem zmuszony przyznać, że to zachowanie nie przystoi bogu. A gdyby tylko Allis mogła usłyszeć me myśli, już dawno straciłaby do mnie jakikolwiek szacunek!
Cichy szelest jednego z krzaków pomimo braku wiatru, zmusił mnie do przerwania na chwile moich fantazji i rozmyślań i spojrzenia w swoją stronę. Niemal od razu dostrzegłem buszującego tam sporego zająca, który starał dobrać się do jakiejś rosnącej tam i najpewniej według niego smakowitej rośliny. Przez krótką chwilę obserwowałem jego trud, by następnie powoli powrócić wzrokiem do Shayi i unieść brwi w niemym pytaniu. Nie wiedziałem co zamierza ustrzelić elfka i nie chciałem spłoszyć jej potencjalnego posiłku, dlatego też wolałem się nie odzywać. Zresztą podejrzewałem, że gdybym to zrobił, dałbym jej idealny powód by się na mnie obraziła. Była w końcu łowczynią i wojowniczką i w związku z tym jakiś tam mag nie powinien udzielać jej żadnych rad dotyczących polowania. Nawet wtedy gdy był bogiem, bo zwyczajnie się na nim nie znał, przez co choćby i nie celowe danie jej do zrozumienia, iż sądzi on, że nie usłyszała głupiego zająca, mogło być jak najbardziej ujmą dla jej honoru wojownika. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:24, 09 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Musiał zostać bez koszulki, no do cholery musiał! Jak ja miałam skupić się na złapaniu czegokolwiek, kiedy ilekroć spychałam na bok myśli o… możliwościach spędzenia wspólnie czasu, tylko we dwójkę, to dawał mi jakiś znak, który przypominał o jego obecności tuż za mną. Dlaczego? No dlaczego musiał być tak cholernie przystojny? Mogłoby się przecież okazać, że bogowie to jakieś paskudne hybrydy, ale nie… Muszą być tak nieziemsko piękni. Zwłaszcza Falerel… Nawet Tarath w Otchłani nie robił na mnie takiego wrażenie, a urody też mu nie brakowało. Co miał w sobie mój towarzysz, że tak bardzo na mnie oddziaływał?
Usłyszałam szelest krzaków i od razu podążyłam tam wzrokiem. Nie chciałam za bardzo przedłużać tego polowania. Ciekawość mnie zżerała od środka tak, jakby to było jedyne, co mogło mnie w tej chwili zaspokoić. Gówno prawda, Falerel też mógł i to nawet skuteczniej ale może też przez te myśli tak bardzo chciałam jak najszybciej skończyć. Kiedy wrócimy na polanę ja zajmę się obdarciem zwierzęcia ze skóry i upieczeniem go, a on odpowiedziami na moje pytania. Będziemy skupiać się na naszym aktualnym zadaniu. Zwłaszcza ja. A nie na tym, że miałam obok siebie pół nagiego, cholernie przystojnego mężczyznę, który bezpośrednio powiedział mi, że mu na mnie zależy. Ile ja bym dała, żeby to było tak intensywne jak u mnie. Nigdy wcześniej tego nie czułam, ale byłam pewna, że byłam co najmniej zauroczona tym elfim bóstwem. Nie miałam odwagi przyznać się do tego, że to było o wiele głębsze. Bałam się, że jeśli to zrobię, to on nagle zniknie, a ja obudzę się w swojej niewielkiej chatce, dalej mieszkając samemu. Już teraz wiedziałam, że kiedy tylko skończymy tę misję, to nie będę się czuła dobrze, już nigdy. On pójdzie w swoją stronę, a ja nie będę w stanie wyrzucić go ze swojej głowy i nigdy już nie zaznam spokoju.
Kiedy to do mnie dotarło, poczułam strach. Panika ogarnęła moje ciało, a ja kompletnie zapomniałam o tym, że miałam upolować posiłek. Myśl o tym, że za jakiś czas mieliśmy tak po prostu się rozdzielić, sprawiła że chciałam stracić kontrolę. Chciałam się odwrócić i na niego rzucić. Pocałować go o wiele bardziej namiętnie do tej pory. Ponownie błądzić dłońmi po jego idealnym ciele. Zrzucić z siebie wszystkie skrawki materiału, które nosiłam. Pozbawić go tego, co miał i po prostu się z nim kochać. Zapragnęłam mu się całkowicie oddać, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogłam. To było niestosowne. Zwykły elf i bóg?
Przygryzłam wargę i szybko odrzuciłam te wizje. Spojrzałam na królika i skupiłam się jedynie na nim. Wyciszyłam wszystkie dźwięki, które mnie otaczały i naciągnęłam strzałę na cięciwę, wychylając się lekko zza drzewa. Uspokoiłam bicie swojego serca. Rozchyliłam nieco wargi,aby wypuścić z siebie powietrze i poczuć się o wiele lżej, przechyliłam łuk do strzelania intuicyjnego, po czym celując do tej istoty poluźniłam wszystkie palce, wypuszczając strzałę. Na całe szczęście jeszcze mogłam odpowiednio wycelować i trafiła dokładnie tam, gdzie miała. Uśmiechnęłam się do samej siebie, po czym zwinnymi krokami wzięłam swoją zdobycz. Stanęłam przodem do Falerela i pomachałam w górze królikiem na końcu patyka. Następnie ruszyłam z powrotem na polanę.
- Co się stało z pozostałymi bóstwami? – spytałam dopiero wtedy, kiedy już skończyłam obrabiać zwierzynę i już piekła się nad żywym ogniem. Celowo nie spoglądałam na elfa, bo naprawdę wolałam nie wracać myślami do tego, co do mnie dotarło w lesie. No bo jak ja miałam się z tym czuć? Poza tym on wciąż nie miał na sobie bluzki. – Znaczy… No bo kiedyś nam pomagaliście. Mieliśmy wszystko i nikt nam za bardzo nie zagrażał. A teraz musimy co chwila się przenosić na nowe tereny, albo w niewielkich grupkach osiedlać się w miejscach, które są jak najbardziej ukryte – wyjaśniłam o co mi chodziło. Te rzeczy prześladowały mnie od momentu, w którym opuściliśmy Otchłań. Wcześniej się na tym nie skupiałam, bo nie miałam pojęcia, że podróżuję z jednym z bogów, ale teraz nie mogłam przez to spokojnie myśleć. W mojej głowie kotłowało się tysiące myśli. Nie tylko te, które dotyczyły moich uczuć względem Falerela. Chociaż tych było zdecydowanie najwięcej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:29, 09 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
O zamknięci w Krainie Cieni bogowie, jak jej całe ciało pięknie się naprężało gdy celowała do tego zająca. Jak każdy jej mięsień stawał się posłuszny jej woli, gotowy w odpowiednim momencie zadziałać wypuszczając strzałę i nadając jej pęd i siłę potrzebne do pokonania dzielącego jej grot od zwierzęcia dystansu. A później przebicia jego skóry i pozbawienia go życia.
Normalnie ta perspektywa wystarczyłaby by przywołać mnie do porządku i bym odruchowo się skrzywił na myśl o kolejnym martwym przyjacielu Eyi, jednak tym razem nie zrobiła ona na mnie żadnego wrażenia. Byłem zbyt zajęty zastanawianiem się nad tym czy równie posłuszne woli Shayi co w tej chwili, byłoby jej ciało gdybym zapomniał o całym świecie, rzucił się na nią i przekonał swymi pocałunkami i dłońmi, że oddanie się mi będzie spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Czy jej wszystkie mięśnie będą w równym napięciu i gotowości oczekiwać każdego mojego ruchu i ile razy wyszepcze moje imię nim rzuci się ostatecznie w otchłań rozkoszy.
Jakiś ruch, mignięcie czegoś brązowego przerwało moje rozmyślania pozwalając mym myślom na moment powrócić do rzeczywistości, dzięki czemu me oczy były w stanie zauważyć, że Shaya zakończyła swe polowanie w iście mistrzowskim stylu. Jeden celny strzał, jak każdemu doskonałemu łowcy, tyle w spokoju wystarczyło jej do zdobycia posiłku. A ja jedyne co mogłem zrobić to uśmiechnąć się i skinąć jej głową z uznaniem, po czym ruszyć za nią z powrotem na polanę. Przez całą drogę powrotną specjalnie pozostawałem kilka kroków w tyle, by móc w spokoju napawać swe oczy widokiem jej wspaniałego ciała. I choć wiedziałem, że nie powinienem tego robić, nie byłem w stanie się powstrzymać. W końcu tylko to mi pozostało, na nic więcej liczyć przecież nie mogłem.
Gdy już dotarliśmy na miejsce zmuszony byłem zrezygnować nawet z przypatrywania się Shayi, by przypadkiem nie domyśliła się wokół czego nieustannie krążą moje myśli i nie uciekła ode mnie. By nie czuła się niezręcznie i bym był w stanie powstrzymać swe pragnienia, o których spełnienie błagała mnie dosłownie każda komórka mego ciała. Z tego też powodu bardzo niechętnie oderwałem oczy od elfki i położywszy się na ziemi, aby zająć czymś myśli i ręce, zacząłem wpatrywać się w niebo i przywołując po kolei każdy z żywiołów magii, koncentrować się na wyrysowaniu w powietrzu jego symbolu. A gdy zabrakło mi ich, zająłem się wyrysowywaniem w staroelfickim, imion kolejnych bogów, specjalnie pomijając Taratha. A później i symboli składających się na tatuaże każdego z nich.
Przestałem dopiero w momencie gdy Shaya zadała mi swe pytanie. Było ono tak nagłe i tak niespodziewane – choć powinienem podejrzewać, iż kiedyś o to zapyta – że przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć czy choćby zaczerpnąć powietrza. A jednocześnie wiązało się z tyloma negatywnymi emocjami począwszy od smutku, przez poczucie zdrady, a na gniewie skończywszy, iż nie potrafiłem znaleźć na nie dobrej odpowiedzi. Po prostu leżałem na tej trawie, która nagle wydała mi się niezwykle zimna i odległa, pozwalając mym wspomnieniom związanym z tym okropnym dniem i jego konsekwencjami, powoli, po kolei odtwarzać się wraz ze wszystkimi towarzyszącymi im odczuciami odtwarzać się i zmuszać mnie do przeżywania ich na nowo.
- Kraina Cieni – odpowiedziałem w końcu po długiej chwili ciszy tak jakby te dwa słowa miały wszystko Shayi wyjaśnić i przywołałem znów swą moc. A później powróciłem do kreślenia w powietrzu spowitym przez złocisty płomień palcem, po kolei każdego z symboli składających się na mój tatuaż. Choć być może tatuaż nie byłby tu najlepszą nazwą, gdyż nikt nigdy mi go nie zrobił. Była to część mojej osoby równie naturalna co pokrywająca me ciało skóra i zrodzona ze zrozumienia kim jestem i po co powstałem. W momencie gdy stało się to dla mnie jasne tatuaże te zwyczajnie pojawiły się na mym ciele, wypisując na nim językiem bogów me przeznaczenie tak by dla całej reszty mej rasy stało się jasne kim jestem i po co powstałem. – Najpopularniejsze z wyjaśnień ukazuje mnie jako zdrajcę, strażnika klucza, który dał się podpuścić złemu bogu, oddał mu klucz i pozwolił zamknąć w Krainie Cieni resztę bogów. Prawda jest jednak nieco inna – dodałem kreśląc akurat ciąg symboli oznaczających Strażnika Wrót i Szlaków, by następnie przejść do znajdujących się na mej ręce symboli mówiących, iż jestem również tym, który prowadzi dusze zmarłych ku żyznym łąkom Otchłani, choć teraz bardziej pasowałoby określenie „ku wiecznemu potępieniu w Otchłani”.
- Wiele stuleci temu Tarath był dobrym bogiem, tak jak reszta kochającym elfi lud i chcącym dla was jak najlepiej. Jednak podobnie jak i moja jego hmm… Dziedzina próśb, których spełnianiem się zajmował nie była zbyt konieczna… Cóż elfy Etharalu nie często ukrywały przed kimś prawdę i w związku z tym nie często musiały prosić boga sztuczek i tajemnic o zachowanie ich sekretów lub odkrycie przed nimi tajemnic innych elfów. Nie często też odchodziły jako dusze do Otchłani, choć miejsce to odwiedzały dosyć często. W związku z tym ja i mój kuzyn w porównaniu z innymi bogami rzadko słyszeliśmy wasze modlitwy – zacząłem wyjaśniać dokładniej wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w raz za razem kreśloną nieprzerwanie kombinację symboli składających się na mój tatuaż. – I choć mijały kolejne lata ten stan rzeczy nie chciał się zmienić. Mnie nawet opuściła moja pierwsza kapłanka, która zakochała się w Kealynie, bogu rzemiosła. Oboje byliśmy tym niezwykle sfrustrowani, pamiętam jak nawet specjalnie postanowiłem zawstydzić mą kolejną kapłankę przy naszym pierwszym spotkaniu by wyrazić swój bunt ale… Yhym tak o czym to ja… A tak Tarath. Podczas gdy ja dzięki mej nowej kapłance, Vayi bo tak miała na imię, zacząłem rozumieć dokładniej mą rolę i przestałem zazdrościć innym bogom, Tarath wciąż nie potrafił pojąć swojej. Czuł się opuszczony i niepotrzebny, być może też częściowo przeze mnie, gdyż zacząłem poświęcać mu mniej czasu, a swój czas zaczął wykorzystywać na okropne, niegodne boga i nieetyczne eksperymenty. Pragnął stać się najważniejszym z bogów, znaleźć lud, który da mu to czego nie potrafiły dać mu elfy i będzie go wielbił po wsze czasy. Użył więc jednego z artefaktów by przemienić duchy Otchłani w demony, a gdy zrozumiałem co stało się z moim kuzynem i czym się stał zapragnąłem… Chciałem mu pomóc, pokazać mu, że nie warto i odwieść go od tego pomysłu. Za bardzo bałem się jednak tego czym się stał – wyjaśniałem powoli wyrzucając z siebie swe wszystkie winy, szczęśliwy, że ktoś wreszcie zechciał wysłuchać prawdy o naszym losie i zdradzie Taratha. Nawet jeśli miałem przez to na zawsze stracić szacunek Suledin, na który i tak nie zasługiwałem. – Zwróciłem się więc do reszty bogów i po wielu długich rozmowach ustaliliśmy, że trzeba położyć kres działaniom boga sztuczek i tajemnic, a jego twory zamknąć gdzieś, gdzie nie zrobią nikomu krzywdy. Liczyliśmy, że kiedyś znajdziemy dla nich lekarstwo i przywrócimy im to kim naprawdę były. Stworzyliśmy więc Krainę Cieni i złączony z naszych mocy klucz do niej by być w stanie zamknąć tam demony i moce Taratha. Chcieliśmy wysłać go do waszego świata byście pomogli mu odnaleźć to co utracił błądząc, a później znów uczynić go bogiem. Ale Tarath przejrzał nasze zamiary i co gorsza zrozumiał, ze zamiast go ocalić, chcemy go zniszczyć. Zgodnie z naszym planem zamknęliśmy w Krainie Cieni jego demony, a później spotkałem się z nim by porozmawiać. Miała być to ostatnia próba załatwienia sprawy bez użycia klucza, ale dałem się podejść – wyjaśniłem powoli czując jak znów ogarnia mnie rozpacz i wyrzuty sumienia, a do oczu mimowolnie zaczynają napływać mi łzy. Chciałem płakać nad tymi, którzy zginęli i nad tym co elfy utraciły przez mój błąd. Ale mimo to, z nieco drżącym i zmienionym przez targające mną emocje głosem, kontynuowałem wyznawanie swych win. – Pozwoliłem sobie uwierzyć, że przekonałem Taratha by ten zaprzestał swych działań, a on wtedy wykorzystał okazję by wbić mi sztylet między żebra i odebrać klucz, którego tylko ja mogłem użyć. A przynajmniej tak sądziliśmy, bo jak się okazało Tarath odebrawszy mi wraz z zadaniem mi rany niewielką, wręcz niezauważalną cząstkę mocy, też był w stanie. Z pomocą klucza wypuścił demony i zamknął w Krainie Cieni resztę bogów, pozostawiając mnie tu abym za zdradzenie go tułał się po ruinach dawnego imperium. Wtedy jednak o tym nie wiedziałem. Byłem zbyt słaby by cokolwiek zrobić i aby przeżyć zapadłem w długi, ponad stuletni sen. W tym czasie Tarath stanął na czele armii ludzi i zaatakował Etharal. Przerażone elfy wzywały nas zapewne na pomoc, a gdy nie odpowiedzieliśmy zaczęły korzystać z artefaktów, które wam pozostawiliśmy. I w pewnym momencie zapewne też zwróciły się przeciw sobie. Podczas gdy ja spałem cały mój świat i wasz świat popadał w ruinę, a gdy w końcu się obudziłem nie miałem już nic – zakończyłem swój wywód i wiedząc, że przynajmniej na razie nie będę w stanie nic więcej powiedzieć, przykryłem lewą dłonią swe oczy, czekając na osąd Shayi. Na to aż nazwie mnie nieudacznikiem i zraniani mnie swymi słowami tak dotkliwie jak tylko ona była w stanie. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pon 23:39, 09 Maj 2016, w całości zmieniany 4 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 23:07, 09 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Wszystkiego się spodziewałam, ale tego nie byłam w stanie przewidzieć. Słuchałam opowieści Falerela i nie mogłam odrzucić od siebie myśli o tym, jak niedoświadczona byłam przy tym, co on przeżył. Zawsze żyłam w przekonaniu, że jako jedna z niewielu osób na świecie przeżyłam naprawdę dużo, ale teraz z każdą kolejną sekundą opowieści boga, docierało do mnie jak bardzo się myliłam. Przy tym co on widział, ja byłam nikim. Byłam tylko jedną z wielu osób, którym mógł powiedzieć, że mu na nich zależy. Jedną z wielu, których historię zobaczy od początku do końca. Jedną z wielu kobiet, na które Falerel działał w tak intensywny sposób.
Te myśli sprawiły, że poczułam się jeszcze gorzej. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie jak wielka przepaść dzieliła naszą dwójkę. Obok niego na tej polanie mógł teraz siedzieć tak naprawdę każdy. Był nieśmiertelny, miał wielkie pole manewru. A jednak to ja się tutaj znalazłam i pojawiło się pytanie z jakiego powodu. Nie miałam w sobie niczego niezwykłego, nie licząc tej mocy. Poza nią nie wyróżniałam się w tłumie tak naprawdę niczym. Więc dlaczego to mnie zabrał w tę podróż? Dlaczego to akurat mi chciał pomóc?
Wystarczyła chwila skupienia i wysłuchanie opowieści do końca, żebym otrzymała swoją odpowiedź. Kiedy do mnie dotarła miałam ochotę parsknąć śmiechem przez swoją głupotę, ale mogłam tylko się zawiesić. Na kilka sekund przestałam oddychać i kompletnie znieruchomiałam. Klucz, przejście do innej krainy, miejsce, do którego tylko on może mnie poprowadzić…
- To dlatego zaoferowałeś mi pomoc… – zaczęłam w ogóle się nie kontrolując. Nie powinnam wyrzucać z siebie tych myśli, bo nie musiały być prawdziwe, ale chciałam od niego usłyszeć, że było inaczej. Nawet jeśli miałby mnie okłamać, chciałam usłyszeć, że wmawiam sobie głupoty. – To dlatego pojawiłeś się w tamtej świątyni. Szukałeś artefaktu, a znalazłeś wojowniczkę, która przyjęła jego moc nie wiedząc w co się pakuje… – z każdym kolejnym słowem czułam się coraz gorzej. Niepotrzebnie mówiłam cokolwiek. Mogłam po prostu powiedzieć, że jest mi przykro z powodu jego straty. Było mi przykro, cholernie mu współczułam, ale nie mogłam się na tym skupić, kiedy w głowie docierało do mnie, że od początku byłam mu potrzebna tylko do momentu, w którym mu nie pomogę. – Chcesz, żebym pomogła ci uwolnić pozostałych bogów z Krainy Cieni – nie pytałam, w zasadzie to stwierdziłam. Nie potrzebowałam potwierdzenia, bo to stało się dla mnie oczywiste. – Zrobię to… – zaczęłam szybko, żeby tylko się nie roztrzaskać do końca. Teraz jedynym co mogłam zrobić było tylko powiedzenie tego bez owijania w bawełnę. Zakochałam się w nim. Zakochałam się w bogu. – Przykro mi z powodu ich straty – powiedziałam w jego stronę, siląc się na głos, który nie drżał. W moim gardle tkwiła naprawdę wielka gula, którą trudno było mi przełknąć. – Pomogę ci ich uwolnić i zamknąć tam demony, jak tylko ty pomożesz mi zapanować nad tą mocą – dodałam, chcąc nakreślić swój warunek. Tak naprawdę to w tym momencie pragnęłam tylko obudzenia się z tego koszmaru. Mogłam się domyślać, że było zbyt pięknie, aby było prawdziwie. Po prostu on był zbyt idealny. Mogłam od początku mieć świadomość tego, że to piękno było dla mnie nieosiągalne.
Mocno przygryzłam wargę, żeby tylko się nie rozpłakać. To nie było w moim stylu. Tak samo jak moje zachowanie od jakiegoś czasu. Musiałam się ogarnąć. Byłam wojowniczką, a nie słabą kobietą, która potrzebowała kogoś, kogo by pokochała ze wzajemnością. Od szesnastu lat żyłam sama, potrafiłam sobie poradzić ze wszystkim bez oparcia wśród innych osób. Nie mogłam o tym zapomnieć tylko dlatego, że zdałam sobie sprawę, iż mężczyzna, którego pokochałam potrzebował mnie tylko do uwolnienia swojej rodziny z miejsca, które razem z nimi stworzył, a które miało być więzieniem dla demonów oraz Taratha.
- Zając gotowy – rzuciłam ściągając gorącą pieczeń z rożna i rozdzielając ją na pół. Jedną część podałam Falerelowi, a drugą sama wzięłam i zaczęłam jeść. Jako, że większość moich rzeczy gdzieś zginęła, nie miałam jak sobie doprawić mięsa, ale teraz to nie było najważniejsze. Dosłownie umierałam z głodu i wiedziałam, że potrzebuję siły, aby móc oprzeć się Innym, kiedy zasnę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon 23:11, 09 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 0:46, 10 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Dlaczego słowa Shayi tak bardzo mną wstrząsnęły? Dlaczego, choć elfka miała przynajmniej częściowo rację, sposób w jaki wypowiedziała swe trafnie wyciągnięte wnioski sprawił, że chciałem wszystkiemu zaprzeczyć? I dlaczego choć najwyraźniej nie straciłem całego jej szacunku, ton jej głosu podpowiadał mi, iż nieświadomie zraniłem ją tak mocno jak tylko ja mogłem być w wstanie?
Niezależnie ile razy zadawałem sobie te pytanie nie potrafiłem znaleźć na nie odpowiedzi. Nie potrafiłem też zmusić swego ciała do jakiegokolwiek ruchu patrząc jak nagle niezwykle silna wojowniczka zmienia się na mych oczach w zranioną kobietę, która za sprawą jednego mego słowa może rozpaść się na kawałki. Zmienić się na zawsze w cień dawnej siebie, choć doprowadzenie jej do tego stanu zdecydowanie nie było moim celem. Chciałem by była szczęśliwa, pragnąłem tego całym sobą niemal równie mocno jak jej ciała. Chciałem by jęczała w mych ramionach i być może uroniła nawet kilka łez, ale nie z bólu czy smutku lecz z czystej rozkoszy. Gdybym nie był bogiem już dawno zamiast odpowiadać na jej pytania, przekroczyłbym wszystkie wytyczone przez siebie granice i sprawił, że prawdopodobnie wbrew swej woli, oddałaby mi się do reszty. Ale byłem bogiem do stu piorunów i nie mogłem! Niezależnie od tego jak bardzo chciałem miałem misję do wykonania i obiecałem Shayi, że odpowiem na wszystkie jej pytania zgodnie z prawdą, nawet jeśli będzie to dla mnie trudne. I było niemal równie trudne jak zaprowadzenie duszy Vayi do Otchłani. A mimo to mówiłem dalej, przyznając się do wszystkich swych błędów i spowiadając się ze swych win. Czemu więc zacząłem tego tak bardzo żałować? Czemu zechciałem odwołać wszystkie swoje słowa i powiedzieć, że to było kłamstwo? Zacząć kłamać jej jak z nut dopóki nie uwierzyłaby, iż zwyczajnie się pomyliła i odwiedzałem świątynię Eyi z czystego szacunku dla bogini?
Nie zrobiłem nic, dosłownie nic. Przez chwilę nawet nie oddychałem wpatrując się pustym wzrokiem w przygotowaną mi przez Shayę połowę zająca i wsłuchując się jedynie w swe myśli, w których raz po raz odbijały się echem jej słowa. Miałem wrażenie, że wręcz krzyczą one ukrytą wewnątrz nich wiadomość choć początkowo nie potrafiłem jej usłyszeć. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w oczy elfki, w głąb jej duszy na zawsze związanej z moją bym zrozumiał. I zaskoczony odkryciem tego co ze wszystkich sił starała się jednocześnie przede mną ukryć i przekazać mi swą wypowiedzią, przez chwilę toczyłem wewnętrzną walkę ze sobą zupełnie tak jakbym znowu był Wieloma. Jakbym znowu był połączonymi bytami, które jednocześnie chciały poddać się chwili i nie pozwolić sobie na zbyt wiele. I choć wydawało mi się, że moja wewnętrzna walka trwa całą wieczność, tak naprawdę skończyła się w ciągu kilku minut. Kilku niezwykle długich dziesiątek sekund, które zmieniły dosłownie wszystko.
Nie panując nad sobą, nad czasem, nad otoczeniem, dosłownie dopadłem do elfki, wyrwałem z jej dłoni obydwie części upieczonego zwierzęcia i rzucając je byle gdzie, złapałem ją tak mocno za ramiona by nie była w stanie mi się wyrwać. Nie obchodziło mnie, że właśnie nie uszanowałem jej pracy. Nie liczyło się, że obraziłem tym samym boginię Eyę, że będziemy jeść ubrudzone mięso, ani też to co będzie później. To wszystko nie miało dla mnie w tamtej chwili żadnego znaczenia. O wiele ważniejsza była Shaya. Jej dusza, jej ciało, jej usta, dłonie, piersi. To co mogła mi dać i to jak bardzo jej pożądałem.
Poddając się temu uczuciu i nie dając elfce żadnej szansy na reakcję, przewróciłem ją dosyć brutalnie na ziemię tak, że uderzyła plecami o trawę i wpiłem się namiętnie w jej usta. Cały czas trzymałem ją przy tym z całej siły wbijając palce w jej ramiona i przyciskając ją do ziemi swą klatką piersiową, byleby mi tylko nie uciekła. Ona jedyna działała na mnie tak intensywnie od ponad dwustu lat i byłem w stanie poświęcić wszystko o co tylko dotąd walczyłem dla tej jednej chwili. Nawet jeśli miało to rozerwać świat na kawałki, na zawsze uwięzić bogów w Krainie Cieni, byłem gotowy podjąć to ryzyko. Dla niej, dla jej pocałunków, jej ciała byłem gotowy pójść do Tarataha i błagać go by znów dźgnął mnie magicznym sztyletem lub na wieki zamknął w Krainie Cieni. Dla niej mogłem mierzyć się z każdym demonem, gdyż tylko ona rozbudzała we mnie ten pierwotny głód, który mogły nasycić jedynie jej pocałunki, dotyk jej skóry, jej rozkoszne jęki, urywany oddech i dźwięk mego imienia płynący z jej ust gdy nasze ciała połączą się w jedno i wspólnie wkroczymy na ścieżkę prawdziwej, dzikiej i nieokiełznanej rozkoszy.
Czułem, że nie jestem w stanie całować jej wystarczająco namiętnie by się nasycić, a mimo to całowałem ją tak długo aż nie zabrakło mi tchu. Wiedziałem że może być to ostatnia rzecz jaką zrobię nim elfka odejdzie ode mnie, a ja zostanę znów sam, zmuszony przemierzać te wszystkie ziemie, nawet nie wiedząc o tym jak wiele tracę każdego dnia i o jak wielu ważnych rzeczach już udało mi się zapomnieć i ze wszystkich sił starałem się do tego nie dopuścić. Jednak potrzeba zaczerpnięcia oddechu zmusiła mnie do przerwania na chwilę pocałunku i z bijącym jak oszalałe sercem, spojrzenia w twarz elfki. Wystarczyło jedno wejrzenie w jej zielone tęczówki, bym zwiesił głowę i spróbował złapać oddech by powiedzieć jej to co powinienem wykrzyczeć już dawno.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz i jak ranisz mnie swymi słowami – wyszeptałem zmuszając swe ciało do rozluźnienia uścisku, w którym trzymałem Shayę i podniesienia się nieco.
- Może i faktycznie szukałem w tej świątyni artefaktu i początkowo zdenerwowało mnie, że zamiast niego znalazłem tam wojowniczkę, ale później wszystko się zmieniło. Zrozumiałem, że znalazłem dokładnie osobę, której potrzebuję i która znaczy dla mnie znacznie więcej niż chciałbym przyznać. Która sprawia, że moje ciało płonie od pożądania, choć wiem, iż ponieważ jestem bogiem ona nigdy nie będzie mogła stać się moja i ta wiedza doprowadza mnie do szaleństwa. Jedyną osobę silną na tyle by z pomocą potrzebnej jej wiedzy opanować magię artefaktu. Elfkę, która sprawia, że mam ochotę poznaczyć swe ciało bliznami tylko dlatego, że byłem zbyt słaby by ją ochronić przed własnym kuzynem, Opętanymi i resztą zła tego świata. Moją Suledin, na której każdej z blizn gdybym tylko mógł składałbym co dzień czułe pocałunki tylko po to by dać jej do zrozumienia ile dla mnie znaczy. Więc nawet gdybym nie potrzebował twojej pomocy, zrobiłbym wszystko co tylko w mojej mocy by cię ocalić – wyjaśniłem po czym powstrzymując się przed powrotem do całowania Shayi, puściłem ją i ze wszystkich sił starając się zapanować nad swym oddechem, naprężyłem swe mięśnie w oczekiwaniu na cios. Siarczysty policzek lub prawy sierpowy wycelowany prosto w mój nos, na który zasłużyłem tym co zrobiłem. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 2:48, 10 Maj 2016, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Wto 13:28, 10 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Nie spodziewałam się niczego. Myślałam, że po prostu pozostanie w miejscu i pozwoli mi tkwić w szarej rzeczywistości. Byłam pewna, że nie wyprowadzi mnie z błędu, a ja bardzo boleśnie zrozumiem, że nic dla niego nie znaczyłam, i że moje uczucia nie były odwzajemnione. Niemal błagałam los o to, żeby zabrał mnie z tego okrutnego koszmaru, bo nie chciałam już podróżować obok elfa, którego pokochałam. Chciałam mu pomóc, ale myśl o tym, że miałam wędrować razem z nim, ale jednocześnie być tak daleko od niego sprawiała, że traciłam grunt pod nogami. Straciłam chęć na cokolwiek, nawet na to mięso, które przygotowałam, mimo że byłam głodna. Byłam nawet skłonna wrzucić swoją część do ognia, żeby spłonęła razem z moimi nikłymi nadziejami, ale właśnie wtedy Falerel zareagował. Wystarczyło kilka sekund, żeby moje serce i mój żołądek oszalały. Czułam każde pojedyncze uderzenie, słyszałam każdy swój oddech, kiedy bóg przewrócił mnie na ziemię. Uderzenie o nią było bolesne, ale nie zwracałam na to uwagi, bo w moim ciele rozgorzała burza. Jego pocałunek, chociaż jeden z trzech, które miałam okazję doświadczyć sprawił, że zakręciło mi się w głowie. W ułamku sekundy poczułam gamę odmiennych uczuć, które plątały się ze sobą, dopóki nie stworzyła supła pożądania. Nigdy dotąd nie czułam się tak dobrze. Dosłownie wszystko zniknęło. To co nas otaczało, bolesne podejrzenia i wszystkie dźwięki. Zostaliśmy tylko my dwoje i ta jedna chwila, którą chciałam zatrzymać i powtarzać przez wieczność. Nie chciałam przerywać, chciałam żeby to ciągnął, ale w pewnym momencie się odsunął. Mimo to, nie odszedł ode mnie, nie pomógł mi się podnieść. Wpatrywał się prosto w moje tęczówki i powiedział coś, na co czekałam. Zaprzeczył temu, że była mu potrzebna tylko moja pomoc. Nawet bez jego słów, w tym momencie, widziałam w jego oczach to, że potrzebował mnie jako osoby, jako kobiety, na której mu cholernie zależało. Chciał mnie chronić, chciał żebym na nim polegała, ale jednocześnie wiedział, że to się nie mogło skończyć dobrze. Nawet ja to wiedziałam, mimo że byłam cienka w tych sprawach. On był bogiem, był nieśmiertelny. A ja byłam zwykłym elfem, miałam się w końcu zestarzeć i umrzeć. Już teraz byłam świadoma tego, że w pewnym momencie sama kazałabym mu odejść, bo nie chciałabym, aby oglądał jak ta młoda, piękna wojowniczka, zmienia się w starą i zniedołężniałą staruszkę, podczas gdy nieziemsko przystojny bóg miał takim pozostać przez wieczność. Jednak teraz to się dla mnie nie liczyło. Miałam to, czego chciałam i póki mogłam, pragnęłam się mu oddać. Nawet jeśli to miało być tylko jednorazowe. Nawet jeśli miałam tym samym skazać samą siebie na dożywotnie niezaspokojenie, cierpienie na samą myśl o tym, że on podróżował gdzieś po świecie, znajdując sobie kolejne kobiety, podczas gdy ja miałam tkwić w miejscu, polować i żyć do końca swoich dni w samotności. Nikogo już nie pokocham, nie potrafiłabym zapomnieć o tym, jak działał na mnie Falerel.
Mimo, że wydawało mi się, iż go nie słucham, wszystkie jego słowa do mnie docierały. Leżałam w miejscu, skupiając się na jego pięknych tęczówkach i długich, białych włosach, które spływały przez jego ramię, aż na moje łaskocząc lekko. Wargi miałam lekko rozchylone, a oddech przyspieszony. Łapałam go ostrożnie, bo mnie wszystko w środku paliło przyjemnym ogniem. Nie mogłam powstrzymać tego, jak intensywnie reagowałam na niego w danym momencie. Zapomniałam jak się powinno poruszać, dopóki nie zamilkł. Zaległa pomiędzy nami cisza, która trwała zaledwie kilka sekund, ale była bardzo bolesnym doświadczeniem. W jej trakcie biłam się ze swoimi myślami. Chciałam mu się oddać całkowicie, ale bałam się tego, jak mógł zareagować i co by się działo potem. Jednak im dłużej miałam widok na jego pełne emocji, tym bardziej docierało do mnie, że cholernie żałowałabym, jeśli bym się teraz wycofała.
Nie odrywając od niego wzroku uniosłam się lekko do góry, opierając na przedramionach i pozwoliłam sobie na to, czego tak bardzo pragnęłam. Tym razem to ja go namiętnie pocałowałam, chcąc mu pokazać, że go pragnęłam. Zamknęłam oczy i starałam się jak najbardziej pokazać mu, że odwzajemniałam jego uczucia, że też myślałam o nim jako o mężczyźnie, z którym chciałam dokonać wszystkiego. Jako o mężczyźnie, który znaczył dla mnie o wiele więcej niż każda inna osoba, która przemknęła przez moje dwudziestosześcioletnie życie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 20:02, 10 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
To zdecydowanie nie mogło dziać się naprawdę. To musiał być tylko kolejny sen pełen moich fantazji o mnie i Shayi, w który zapadłem tuż po tym jak wojowniczka mnie znokautowała. Co ciekawe nie poczułem bólu, który powinienem ciosowi towarzyszyć, jednak w tamtej chwili nawet nie próbowałem się nad tym zastanawiać. Pozwoliłem sobie na zbyt wiele i nie było dla mnie żadnego wytłumaczenia. Jednak skoro już i tak byłem nieprzytomny, i tak przekroczyłem pewne granice, to czemu nie miałbym posunąć się jeszcze dalej? Skorzystać z okazji i popuściwszy wodze mej wyobraźni, wziąć każde z tych odczuć i obrazów, które ta zechciała mi podsunąć?
Nie potrafiłem znaleźć ani jednego argumentu przemawiającego za tym bym przestał, powstrzymał swą żądzę i raz jeszcze przeanalizował na spokojnie całą sytuację. Ale prawdę powiedziawszy nie przykładałem się za bardzo do tych poszukiwań. Gdyby tak było być może wcześniej zdałbym sobie sprawę, iż to co wziąłem za sen działo się naprawdę i z każdą kolejną chwilą stawało się coraz to bardziej niebezpieczne. Pchało bowiem bardzo powoli naszą dwójkę ku pewnej granicy, po której przekroczeniu nie było już powrotu.
Jednak wtedy o tym nie myślałem. Moje myśli były zbyt zaprzątnięte wieloma innymi, znacznie ważniejszymi sprawami takimi jak choćby gwałtowna potrzeba oddania namiętnego pocałunku Suledin. Delikatnego muskania palcami mej prawej ręki jej ramion, torsu, talii, dopóki te nie odnalazły jej ponętnych bioder, na których już po chwili po chwili spoczęła cała dłoń. W tym samym momencie przerwałem nasz pocałunek, podniosłem się nieco opierając swój ciężar na lewej ręce i spojrzawszy w oczy elfki, posłałem jej zniewalający uśmiech. Wydawało mi się, że powinienem coś powiedzieć, jednak nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. W mojej głowie ziała jedna wielka pustka, przerywana od czasu do czasu jedynie przez krótkie wizje tego co mogłem zrobić z Shayą i w jaki sposób mogłem ją skłonić by dosłownie wiła się w moich ramionach z rozkoszy. Jednak z jakiegoś powodu część z nich zdecydowanie mnie nie przyciągała. Wydawała się nieodpowiednia, niestosowna i choć chciałem wypróbować z elfką każdy ze znanych mi sposobów dotarcia na szczyt przyjemności i upojenia, na niektóre było zdecydowanie zbyt wcześnie. Mogłyby zniszczyć tę magiczną chwilę między nami, którą chciałem się cieszyć jak najdłużej, nawet jeśli nie powinienem. Powoli pokazać jej jak to jest znaleźć się w ramionach boga i dlaczego poza naszymi mocami, uważano nas za tak cudownych. Nawet jeśli niewielu śmiertelników miało szansę dostąpić zaszczytu poddania się przy nas swoim żądzom i puszczenia wraz z nami wodzów swych fantazji.
Niespiesznie, zupełnie tak jakbyśmy mieli dla siebie całą wieczność, znów pochyliłem się nad Shayą i lekko musnąłem jej usta swoimi, by następnie złożyć na nich czuły pocałunek, których z każdą kolejną mijającą sekundą stawał się coraz to bardziej zmysłowy. Moje wargi rozchyliły jej, dając możliwość memu językowi wniknięcia w jej usta tylko i wyłącznie po to by dotknąć jej języka i natychmiast się wycofać. Wtedy też po raz kolejny tego dnia przerwałem nasz pocałunek i znów opierając swój ciężar na lewej ręce, przechyliłem lekko w bok głowę, uniosłem brwi w niemym pytaniu i spojrzałem głęboko w oczy Allis. Żar, który w nich dojrzałem jasno dał mi do zrozumienia, iż jeśli i nie sama Shaya, to chociaż jej ciało pragnie bym kontynuował, jednak ja specjalnie kazałem jej czekać. Powoli zacząłem przesuwać prawą dłonią kilka centymetrów w górę i w dół jej biodra, cały czas zmuszając swe ciało do posłuszeństwa. Wykorzystywałem ostatnie pokłady mej siły woli do zachowania nad nim kontroli, choć z każdą sekundą szło mi to trudniej. Wiedziałem, że jeśli tylko elfka przejmie inicjatywę, nie dam rady powstrzymać mimowolnego drżenia i właśnie dlatego nie chciałem jej na to pozwolić. Byłem bogiem i skoro już wpadłem w utkaną przez jej ciało, charakter i zachowanie sieć pożądania, to mieliśmy rzucić się w otchłań przyjemności na moich warunkach. Nawet jeśli coraz trudniej było mi trzymać się każdego z punktów opracowanego w głowie planu powolnego odkrywania granic Shayi i nauki jej wrażliwych punktów.
Wiedząc, że nie mogę dłużej czekać, powróciłem do całowania elfki jednak tylko jeden z mych pocałunków spoczął na jej ustach. Kolejne niespiesznie podążały coraz to niżej rysując cienką, niewidoczną linię na jej ciele od kącika jej ust, przez spód policzka, krzywizny szczęki, aż do jej szyi.
- Jesteś taka piękna – wyszeptałem wprost do jej ucha przerwawszy swe pocałunki, po czym trafiony przez nagłe olśnienie niczym gromem z jasnego nieba, odsunąłem się od Shayi i zamarłem. W moich oczach z pewnością pojawił się cień strachu, gdyż uświadomiłem sobie, że to czego ja pragnę nie musi być wcale spełnieniem marzeń Suledin. Mogła przecież chcieć poprzestać tylko na pocałunkach, nie chcieć w ogóle dotyku mych ust nigdzie indziej niż na swych własnych i być na mnie wściekłą za to, iż pozwalam sobie na zbyt wiele. A ja ślepy i głuchy przez targające mym ciałem pożądanie, mogłem nie dostrzec jej dyskretnych sygnałów nakazujących mi przestać.
- Czy... Czy chcesz żebym przestał? – spytałem pochylając głowę byleby tylko nie spojrzeć jej w oczy. – Ja… - Przełknąłem nerwowo ślinę zaskoczony tym z jakim trudem przychodzi mi zachowanie jasności umysłu i sklecenie kilku krótkich zdań. – Nie wiem czy jeśli będziemy kontynuować, będę w stanie się w razie czego powstrzymać - wyjaśniłem wciąż nie patrząc jej w oczy. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 22:01, 10 Maj 2016, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:21, 10 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
To nie był pierwszy raz, kiedy miałam okazję czuć jego dotyk, ale teraz było inaczej. Nie robił tego jako obca osoba, która była skazana na moje towarzystwo, ale jako mężczyzna, który pragnie jednej, konkretnej kobiety. W tym przypadku mnie. Nie wiedziałam nawet jak nazwać to, co się we mnie kłębiło z każdą kolejną sekundą. Czułam się inaczej. Tak, jakbym miała postawić dopiero pierwsze kroki w życiu. A jednak każdy kolejny dotyk jego delikatnych dłoni, które pomimo wielu przeżyć, dalej nie zmieniły swojej pierwotnej formy, sprawiał że czułam się tak, jakbym znała to wszystko już od dawna.
Kiedy posłał mi olśniewający uśmiech, na moment straciłam oddech. W żołądku czułam się tak, jakby burza się nasilała. A jednak, pomimo swojej intensywności, nie bałam się jej. Wręcz chciałam doświadczyć każdej sekundu pomiędzy rozszalałymi falami. Każdego smagnięcia wiatrem po moim ciele. Każdego dźwięku, który wiązał się z tym doświadczeniem. Pragnęłam poczuć na własnej skórze siłę tego żywiołu, które zdążył mi całkowicie zawrócić w głowie.
Wiem, że powinnam była się zatrzymać. Część mnie wrzeszczała, że to jest niestosowne, że nie powinnam, bo nawet jeśli był mężczyzną, który potrzebował tej przyjemności, to był bogiem, a ja tylko zwykłym elfem. Kimś, kto jest jedynie małą krwinką całego organizmu, po której utracie pojawi się kolejna. Byłam niewielką częścią wiecznego biegu życia. Dla samej siebie byłam najważniejsza, ale dla innych nie znaczyłam więcej niż mrówki, które przypadkiem zdeptali. A jednak nie mogłam i nie chciałam przerywać. Nie chciałam, żeby to cudowne uczucie zniknęło. Byłam nienasycona, pragnęłam każdej sekundy uwagi, którą Falerel mi poświęcał. Pragnęłam każdego, nawet najdelikatniejszego dotyku, każdego pocałunku.
Elf umiejętnie się mną zabawiał. Nakręcał mnie, zachęcał do tego, co aranżował, a kiedy już chciałam się poddać i odwzajemnić to dokładnie tym samy, przechodził do następnej rzeczy. W tym wypadku to mi w ogóle nie przeszkadzało. Im bardziej przedłużał te chwile, tym bardziej mnie przekonywał do tego, że mogłam sobie na to pozwolić, nawet jeśli tylko ten jeden raz. Nigdy nie przypuszczałam, że można było pragnąć kogoś tak bardzo, że było się skłonnym oddać wszystko co się ma, nawet resztę lat ze swojego życia, dla kilkudziesięciu minut czystej przyjemności. A jednak właśnie do tego byłam skłonna. Bez wahania bym się zgodziła.
Zostałam zmuszona do przygryzienia wargi, kiedy tylko ustami kreślił trasę od moich ust, po szyję. W każdym miejscu, w którym był kilka sekund wcześniej czułam tak gorący żar, że powinnam wyć z bólu, a zamiast tego było mi coraz lepiej. Moje ciało już automatycznie odpowiadało na jego ruchy. Moja noga po tej stronie, po której błądził opuszkami palców na biodrze, odruchowo ugięła się w kolanie. Oparłam stopę na trawie i materiałowi swojej spódnicy zsunąć się bardziej w stronę krocza. I właśnie w tym momencie cały czar prysł, kiedy Falerel odsunął się ode mnie na zdecydowanie zbyt dużą odległość. Przerażona tym, że zrobiłam coś nie tak, i że nie chciał tego tak bardzo jak ja, straciłam oddech. Szybko jednak wyprowadził mnie z błędu i chociaż przerwał coś naprawdę cudownego, nie mogłam być na niego o to wściekła. Sposób w jaki się teraz zachowywał, tak niepewnie i trochę ze strachem sprawił, że zrozumiałam jak bardzo mu na mnie zależało. Nie chciał zrobić mi czegoś, czego ja osobiście w ogóle nie chciałam, pomimo tego, że sam teraz mógł myśleć tylko o tym. Dlatego uśmiechnęłam się, lekko podniosłam, złapałam prawą dłonią jego podbródek i podniosłam jego głowę, żeby spojrzał mi prosto w oczy.
- Falerel… – odezwałam się zachrypniętym głosem, jakiego nigdy wcześniej u siebie nie słyszałam. Podejrzewałam, że był to efekt tej gamy odczuć, która błądziła po całym moim ciele. – Nie chcę, żebyś się powstrzymywał – nie sądziłam, że w tej sytuacji moje słowa będą równie pewne i szczere, ale cieszyłam się, że mój ton nie mógł zepsuć tego, co się w tej chwili działo. Szybko jednak dotarło do mnie, że jest coś, co powinien wiedzieć, zanim pozwoli sobie na o wiele więcej. To już było o wiele trudniejsze do powiedzenia, bo pierwszy raz zaczęłam się tego tak cholernie wstydzić, że spuściłam wzrok z zaróżowionymi policzkami. – Ale jest coś, co musisz wcześniej wiedzieć… – zaczęłam, przełykając śgulę, która utkneła w moim gardle. Na niewiele się to zdało i musiałam odnaleźć w sobie o wiele większą odwagę, niż wymagano tego ode mnie nawet wtedy, kiedy byłam w rękach Taratha. – … Ja nie… – im więcej mówiłam, tym bardziej chciałam się zapaść pod ziemię. Pozwalając sobie na zrobienie tego, czego pragnęłam przez te kilka godzin od momentu, w którym obudziłam się w ramionach boga, nie sądziłam, że przyjdzie mi zmierzyć się z takim wyzwaniem. Przeedłużanie tego tylko pogarszało moją już i tak nikłą odwagę. – …Janigdytegonierobiłam… – wyrzuciłam to w końcu z siebie na jednym wdechu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Śro 0:13, 11 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Jej zgoda na moje dalsze działania sprawiła, że przez moje ciało przeszedł prąd i tylko zaciśnięcie ukradkiem palców lewej ręki powstrzymało je przed drżeniem. Z trudem nabrałem powietrze w płuca, gotowy w każdej chwili powrócić do powolnego badania ciała Shayi i drażnienia jej moim dotykiem, aż elfka nie straci nad sobą kontroli. Wiedziałem, że moje co chwilę przerywane pieszczoty spokojnie można było porównać do dręczenia, ale właśnie o to mi chodziło. Chciałem by odpokutowała za ten fragment dzisiejszego dnia gdy nieświadomie znęcała się nade mną, zmuszając mnie do odnalezienia w sobie siły potrzebnej do zapanowania nad swym ciałem i nie uczynienia jej moją już wtedy. Chciałem by zrozumiała ile mnie to wówczas kosztowało i z dziesięciokrotną nawiązką odczuła to na własnej, cudownie zaróżowionej skórze. Jednak jakiś drobny błysk emocji, której nie byłem w stanie zidentyfikować, a który dojrzałem w jej oczach, pozwolił mi zrozumieć, iż Shaya chciała mi coś jeszcze powiedzieć, coś na tyle ważnego, że nie mogło zaczekać aż skończymy. Powoli wypuszczając więc powietrze z płuc zmusiłem się do jeszcze chwili zwłoki i cierpliwie czekałem aż Suledin uspokoi swe ciało i myśli na tyle, by być w stanie mi to przekazać. Nie martwiłem się o to, że ta chwila sprawi, iż się rozmyśli, bo wiedziałem, że nie dam jej ku temu okazji, rozpalając w niej ponownie powoli płomień pożądania i podsycając go mym kolejnym dotykiem. Zresztą miała absolutne prawo się rozmyślić. I gdyby tylko to zrobiła, dołożyłbym wszelkich starań by się powstrzymać i uszanować jej decyzję. A przynajmniej tak wydawało mi się dopóki nie usłyszałem jej słów.
Początkowo nic nie zrozumiałem z jej niezwykle szybko wypowiedzianego wyznania, jednak coś, być może właśnie to, iż wyrzuciła z siebie te wszystkie słowa na jednym wdechu, sprawiło, że postanowiłem się przez chwilę nad nimi zastanowić. Dojść do tego co miały znaczyć nawet jeśli miałoby mi to zająć długie minuty, gdyż mój umysł był dosłownie zamroczony od targającego mną pożądania. Zacząłem więc powoli rozkładać to zdanie na części pierwsze, doszukując się w nim jakiegoś sensu litera po literze, a gdy w końcu rozpoznałem każdy z wyrazów i powtórzyłem całe zdanie w swych myślach, zamarłem. Dosłownie mnie zamurowało. Lewa ręka ugięła mi się z wrażenia w łokciu, przez co prawie wywróciłem się na Shayę, a cały świat wykonał w tym czasie obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
Nigdy tego nie robiła. Nigdy. To jedno słowo w spokoju wystarczyło bym poczuł się tak jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro lodowatej wody, a mój żołądek niespodziewanie zwinął się w ciasny supeł. Nigdy dotąd nie miała żadnego partnera. Nie wiedziała z czym wiążę się przyjemność, którą liczyła, że ode mnie otrzyma i jak wiele może ją ona kosztować. Jak wielką może zapłacić cenę jeśli mi się teraz odda i to nie w postaci naszego potomka. Mężczyźni jej czasów byli nie tylko okrutni i głupi, ale jeszcze niezwykle zaborczy. Często nie chcieli kobiet, które były już w ten jeden konkretny sposób z innymi, nawet wtedy gdy sami mieli już wiele partnerek i wszystkie zaraz po samym akcie porzucali. Uważali że ten pierwszy raz należy się im i tylko im, choć często nie pamiętali by być wówczas bardziej delikatni. Wymagali wiele, znacznie więcej niż mogli dać w zamian, a ja choć chciałem nie miałem na to żadnego wpływu. Co gorsza wiedziałem, że przez swoje blizny Shaya i tak będzie mieć już problem ze znalezieniem życiowego partnera, którym ja niestety być nie mogłem. I nawet nie dlatego, że choć jej pragnąłem to jej nie kochałem, bo podejrzewałem, iż gdybyśmy tylko spędzili więcej czasu razem, moja chęć ochrony jej i to jak bardzo mi na niej zależało, w końcu zmieniłyby się w miłość. Tak było już raz, mogło być więc i kolejny. Ale wówczas właśnie z powodu tego uczucia musiałbym Shayę pewnego dnia opuścić. Dać jej szansę uwolnić się ode mnie i związanych ze mną wspomnień i odnaleźć szczęście tam, gdzie zawsze powinna go szukać. W ramionach kogoś kto troszczyłby się o nią każdego dnia i wraz z nią przechodził przez wszystkie momenty życia, co dzień ucząc się czegoś nowego. Kogoś kto wraz z nią by się zestarzał i umarł, a po śmierci połączył się z nią ponownie w pozbawionej demonów Otchłani. Tylko czy ktoś taki w ogóle istniał? A nawet jeśli był choć trochę podobny do tego ideału to czy zechciałby kobietę wykorzystaną przez boga?
Niezdolny do niczego innego, z ciężkim sercem schowałem twarz w jej ramieniu i włosach i rozpocząłem długą walkę ze swymi myślami. Każdym fragmentem swego ciała czułem, że niezależnie od podjętej decyzji zranię zarówno siebie jak i Suledin i jedyna różnica polegała na tym kiedy to nastąpi. Mogliśmy w końcu nie dożyć końca naszej wyprawy, mogło się okazać, iż nie ma już Studni Tysiąca Łez. Shaya mogła znów stać się awatarem artefaktu, a ja mogłem nie być w stanie nic na to poradzić i być zmuszony ją zniszczyć. Mogła zginać nigdy nie dowiedziawszy się czym kończyły się te wszystkie pieszczoty i pocałunki i jakie towarzyszyło temu uczucie. Mogła też spragniona tej wiedzy popełnić kiedyś błąd i oddać się byle komu, zupełnie tak jak chciała zrobić to w tej chwili ze mną, a ja przynajmniej byłem bogiem. Tylko czy te wszystkie wymówki usprawiedliwiały choć trochę moje egoistyczne pragnienia powstałe z zaślepiającej mnie żądzy? Czy miałem prawo decydować o tym czy elfka będzie miała choćby szansę odnaleźć kiedyś prawdziwą miłość? I czy nawet gdybyśmy to zrobili, a ona odnalazłaby swojego wymarzonego, idealnego partnera, to czy oddając się mu byłaby w stanie zapomnieć o swym pierwszym razie ze mną? Czy byłaby w stanie odczuwać wówczas czystą przyjemność czy jednak cały czas gdzieś głęboko w podświadomości porównywałaby jego działania do moich?
Moje myśli wypełniły tysiące pytań i wątpliwości, a ja choć powinien wykonać jakikolwiek ruch, czy to po to by przerwać czy też kontynuować, nie byłem w stanie zmusić żadnego ze swych mięśni do działania. Jedynie trwałem tak częściowo przytulony do Allis, a częściowo nad nią górujący i zadawałem jej chyba największa możliwą torturę trzymając ją w niepewności. Gdybym nie miał w tamtej chwili na sobie żadnych ubrań mogłaby zobaczyć najlepszy dowód na to jak bardzo chciałem by w tej konkretnej chwili, minucie, sekundzie stała się moja, tak jednak mimowolnie zmuszałem ją do bicia się z własnymi myślami. Zastanawiania się zapewne czy w przeciwieństwie do blizn jej niedoświadczenie mnie odrzuca, czy zwyczajnie nie byłem jeszcze z dziewicą. Ile partnerek dotąd miałem i jakie one były. I choć bardzo nie chciałem w ten sposób się nad nią znęcać, nie byłem w stanie temu zapobiec tak jak i nie byłem w stanie podjąć decyzji. Dotąd każda z kobiet, których pragnąłem kończyła w coraz to gorszy sposób i nie chciałem by przeze mnie Shaya podzieliła ich los. Mogłem skłonić ją do oddania się mi i pozwoliwszy przejąć nad sobą władzę pożądaniu, kochać się z nią bez pamięci i bez miłości. Ale nie mogłem w pełni świadomie skazać jej na bycie wiecznie nieszczęśliwą. Niezależnie od wszystkiego po prostu nie mogłem.
- Ja… Przepraszam... Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia – na wpół wyjąkałem, a na wpół wyłkałem w końcu starając się przełknąć ogromną gulę, która utknęła mi w gardle. Dlaczego to było takie trudne? Dlaczego wszystko musiało być takie trudne? Dlaczego choć ta jedna rzecz w całym moim życiu nie mogła okazać się prosta? Czemu zawsze gdy coś zaczynało iść po mojej myśli, nagle cały świat zaczynał walić mi się na głowę? Czy nie mógł istnieć choć ten jeden raz jakiś złoty środek? Chociaż, dlaczego w sumie choć po części nie?
Wziąwszy głęboki wdech i doprowadziwszy swe nieco rozdygotane ciało do porządku, powoli przysunąłem się do Shayi na tyle, by móc ostrożnie musnąć swymi ustami jej czoło, a później w każdą z powiek. Moja dłoń wciąż spoczywająca na jej biodrze, wznowiła jeszcze wolniejszą niż wcześniej wędrówkę po jej ciele, tym razem jednak wznosząc się aż do talii i opadając aż nie zahaczyła o jędrny pośladek. Moje usta musnęły płatek jej ucha, a pozbawione kłów zęby delikatnie przygryzły jego szpiczasty szczyt by sprawdzić jak niedoświadczone ciało elfki zareaguje na podobną pieszczotę. By wiedzieć, w którym miejscu wytoczyć sobie granice tego na ile mogłem sobie pozwolić i nie skrzywdzić tej chwilowo tak bezbronnej, a zazwyczaj niezwykle walecznej istoty.
I równie nagle co chwilę wcześniej wznowiłem swoje pieszczoty, teraz je przerwałem.
- Jeśli chcesz bym kontynuował musimy ustalić pewne zasady – rzekłem nieco zmienionym przez pożądanie głosem, spoglądając wprost w oczy elfki. - Jeśli zrobię cokolwiek co ci się nie spodoba lub co gorsza sprawi ci ból, natychmiast mi o tym powiedz, a się poprawię. Jeśli zechcesz przerwać daj znać, a przestanę – zacząłem wymieniać powoli powracając do pieszczenia jej ciała swą dłonią. Nie miałem szansy wygrać ze swoim pożądaniem, nie bez pomocy Shayi i jej wyraźnego nakazu, a ta świadomość sprawiała, że czułem się okropnie. I właśnie dlatego postanowiłem w ten sposób poprosić elfkę o pomoc, gdyż naprawdę nie chciałem jej w żaden sposób skrzywdzić. Już wystarczająco dużo ostatnio przeze mnie wycierpiała i musiałem za to jakoś odpokutować. Choćby i będąc specjalnie pozostawionym rozpalonym i nienasyconym.
- I rób wszystko na co tylko masz ochotę. Krzycz, jęcz, wij się, kop, dotykaj mego ciała, rozdrap mi plecy paznokciami albo też nie rób nic jeśli to sprawia ci największą przyjemność. Nie walcz z sobą, rozluźnij się, a ja postaram się być tak delikatny jak tylko jestem w stanie. Jeśli zechcesz przejąć kontrolę, zmienić pozycję lub zrobić krótką przerwę, choćby tylko po to by pomyśleć o czymś, odpocząć lub się czemuś przyjrzeć, również daj znać, a ci to umożliwię. To ma być również twoja przyjemność Suledin – wyjaśniłem i pocałowałem ją w szyję, dokładnie w miejsce, w którym przestałem ostatnim razem. A później bardzo powoli zacząłem zsuwać się niżej, aż do zagłębienia jej szyi tuż przy obojczyku, któremu poświęciłem szczególną uwagę smakując jej skórę nie tylko swymi ustami ale i delikatnie zębami i językiem. Cały czas przy tym uważałem by nie dać się ponieść chwili na tyle by zapomnieć o swojej obietnicy i złamać ją nie usłyszawszy jej protestu, rozkazu czy prośby abym przestał. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Śro 10:12, 11 Maj 2016, w całości zmieniany 6 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Śro 19:28, 11 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
W momencie, w którym zobaczyłam jego reakcję na moje słowa, od razu pożałowałam tego, że mu to powiedziałam. Jego oddech i tylko on oplatał moje ramię, podczas gdy wszystko inne, co do tej pory robił po prostu zniknęło. A ja nie chciałam, żeby przerywał, nie w tym momencie. Moje ciało niemal wrzeszczało o dalsze zainteresowanie. W ogóle nie myślałam o tym, że nigdy wcześniej z nikim się nie kochałam, to miało bardzo nikłe znaczenie w tej chwili. Nie mogłam sobie wyobrazić tego, że jakiś inny mężczyzna mógł doprowadzić do tego, że pragnęłam, aby ten pierwszy raz przeżyć dokładnie z nim. Mimo, że mogło mnie to zniszczyć, chciałam wiedzieć, co utracę, kiedy w końcu przyjdzie mi wrócić do wioski po wykonaniu zadania. I chciałam chociaż przez chwilę poczuć się tak, jak powinna zauroczona kobieta w ramionach mężczyzny, na której jej zależało. Chciałam wiedzieć, co czuły wszystkie moje rówieśniczki, które miały własne rodziny. Wciąż powtarzały mi, że powinnam się ustatkować i znaleźć kogoś z kim mogłabym dzielić resztę życia, a ja cały czas pokazywałam im, że nikogo nie potrzebuję. Teraz okazało się, że oszukiwałam nie tylko je, ale także samą siebie. Te kilka dni wędrówki z Falerelem pokazało mi jak bardzo pragnęłam, żeby ktokolwiek poświęcił mi tyle uwagi na ile zasługiwałam. Podświadomie chciałam, żeby ktoś zaakceptował mnie od każdej strony, zarówno tej kobiecej jak i wojowniczki, którą byłam. Nie chciałam być jedną z dziewczyn, których całe życie polega na opiece nad własną rodziną. Chciałam, żeby mój mąż zaakceptował to, że miałam własne, często odmienne od niego, zdanie. A nikt nie chciał kobiety, która umie myśleć za siebie i walczy o swoje prawa. Nie było spisanego prawa o tym, że żona musiała ograniczać się do robót domowych, a polowanie i walkę zostawiać swojemu mężowi, a według większości mężczyzn to nie znaczyło, że miałyśmy zmieniać tradycyjne schematy.
Czekając na odpowiedź elfa, przygryzałam wargę. Z każdą sekundą czułam się coraz gorzej, bo im dłużej zwlekał, tym bardziej podejrzewałam, że przerwie i nie dojdzie do niczego więcej. Bałam się, że to, że mnie zaakceptował taką, jaka jestem było tylko moim złudzeniem. Co jeśli wmówiłam sobie, że jest inny? Co jeśli tak samo jak elfy z mojej wioski uważał, że miejsce kobiety jest w domu? Co jeśli to, że byłam dziewicą uważał za najgorszy rodzaj? Co jeśli pragnął tylko doświadczonych kobiet, które wiedziały co robić, żeby i jego zaspokoić? Co jeśli uważał, że dziewice nie były kobietami godnymi zainteresowania? Że dziewice były nadal dziećmi, ale w ciałach dorosłych kobiet? Czułam się tak, jakby ktoś mnie unieruchomił i powoli odbierał energię życiową, pozwalając mi zobaczyć jak wiele rzeczy nie doświadczyłam i co utraciłam. Byłam nawet skłonna się zrelaksować i zająć tym ubrudzonym mięsem, ale właśnie wtedy zrobił cokolwiek. Nawet nie miał pojęcia jak bardzo mi ulżyło, kiedy zdecydował się kontynuować to, co zaczęliśmy pomimo tego, że nigdy wcześniej z nikim nie byłam. W kilka sekund rozwiał wszystkie moje wątpliwości i ponownie rozpalił we mnie żar. Moje ciało dosłownie płonęło z pragnienia tej chwili. Zwłaszcza wtedy, kiedy przygryzł czubek mojego ucha. W innej sytuacji bym go odepchnęłam, bo uważałam tę część jako wyjątkowo wrażliwą, ale teraz niemal w myślach błagałam go, aby zajął się każdą taką częścią mojego ciała jak najdokładniej. Szybko jednak zgasił mój żar swoimi słowami i sprawił, że poczułam się cholernie winna, nie wiedziałam nawet czego. Po prostu kilkoma słowami pokazał mi, że nie ma zamiaru pozwolić sobie na wszystko, co i jego doprowadzi na skraj wytrzymania, a chciałam, żeby i on czerpał z tego jak najwięcej.
- Przestań… – wydusiłam z siebie z naprawdę wielkim trudem. Chciałam już poczuć to wszystko jak najbardziej, ale on mi to uniemożliwiał. Potrzebowałam zebrać w sobie wszystkie resztki woli, żeby mu przerwać coś tak cudownego. – Falerel, nie chcę, żebyś się powstrzymywał – tym razem powiedziałam to pewniej niż kilka minut wcześniej. – Nie chcę, żeby mój brak doświadczenia ograniczał twoją przyjemność. Nie chcę, żebyś robił to, myśląc o mnie jako o delikatnej dziewicy, przy której musisz powstrzymywać każdą swoją myśl o tym, czego ty tak naprawdę chcesz. Gdybym nie chciała tego robić tak jak ty chcesz, to bym nie wyrażała na to zgody. Proszę, chcę przeżyć swój pierwszy raz z osobą, na której mi tak cholernie zależy, ale nie w sposób, który ją ogranicza. Chcę zapamiętać ten moment jak najlepiej, a nie zrobię tego, jeśli sam nie będziesz czuł się odpowiednio usatysfakcjonowany – wyjaśniłam i naprawdę dziwiło mnie to, że mogłam to powiedzieć tak… swobodnie. Zupełnie tak, jakby to była zwykła rozmowa. – Chcę, żebyś zrobił to tak jak pragnąłeś od samego początku. Jeśli masz się ograniczać i skupiać tylko na tym, żeby być na tyle delikatny, aby mnie nie skrzywdzić, to nie chcę tego teraz robić – dokończyłam i naprawdę mocno modliłam się o to, żeby zrobił to, tak jak tego chciał od samego początku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Śro 22:18, 11 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Ledwo zdążyłem przezwyciężyć swój strach o czekającą Shayę przyszłość i wszystkie swe wątpliwości, pozwolić znów pokierować mym ciałem targającemu nim pragnieniu, a elfka już kazała mi przestać. Naprawdę wbrew temu co sądziłem byłem w tych sprawach aż tak kiepski? Czyżby Vaya podczas tych wszystkich spędzonych wspólnie nocy za każdym razem mnie oszukiwała by nie sprawić mi przykrości? Czy moja często przypadkowo zdobyta wiedza na temat kobiecego ciała była jednym wielkim kłamstwem, nadającym się jedynie do spisania jako zbiór rzeczy, których nie należy robić chcąc doprowadzić partnerkę na szczyt rozkoszy? A może po prostu Shaya zwyczajnie zrozumiała, że pragnęła czegoś więcej niż tylko krótkiej, niezobowiązującej chwili w ramionach najsłabszego z bogów?
Niezależnie od powodów nią kierujących te niespodziewanie wypowiedziane słowa zgodnie z obietnicą wystarczyły aby mnie powstrzymać. Abym choć trochę się opamiętał i zaprzestał dalszych działań. W ułamku sekundy zesztywniałem i oderwałem swe usta od jej obojczyka. Nie docierało do mnie żadne z jej kolejnych słów, gdyż zbyt zajęty byłem uspokajaniem oddechu i powolnym odzyskiwaniem panowania nad swym ciałem. Dopiero gdy mi się to udało zdjąłem ostrożnie z rękę z biodra elfki i podparłszy się również prawą dłonią, spuściłem głowę tak by me długie włosy dokładnie ukryły moją twarz.
Suledin coś do mnie nadal mówiła, jednak wciąż jej słowa wydawały się jakoś tak dziwnie odległe, jakbyśmy znaleźli się po dwóch stronach wielkiego jeziora. Ogromnego zbiornika lodowatej wody, w którym zechciałem znaleźć się nagle tak bardzo jak jeszcze nigdy dotąd. Zanurzyć się w tej chłodnej cieszy aż po czubek głowy i pozwolić jej otulać me ciało tak długo, aż te nie powróci do swej normalnej temperatury. Aż lodowata woda nie zmyje z niego ostatnich śladów targającego mną pożądania, pozwalając mi tym samym powrócić do innych spraw. Rzeczy znacznie ważniejszych niż spełnianie własnych pragnień. Takich jak choćby wznowienie naszej wędrówki. I jak na złość oczywiście nigdzie potrzebnego mi jeziora nie było. Musiałem sam poradzić sobie ze swą żądzą tak wypełniającą niektóre części mego ciała, że aż sprawiało mi to niemal ból.
Czułem suchość w ustach, które nadał wypełniał słodki smak rozpalonej skórki elfki, zupełnie nie pomagając mi skupić się na czymkolwiek innym niż dalszym, powolnym sprawianiu jej przyjemności. Pomaganiu jej poznać smak zakazanej rozkoszy, która wiedziałem, że jeśli tylko zechcę może stać się mą własną. Nie musiałbym skupiać się tylko na sobie i swych potrzebach by również cieszyć się tym wspólnie spędzonym czasem. Mogłem równie dobrze być delikatny, utrzymywać swe ciało i umysł na skraju wytrzymałości, dopóki Shaya nie byłaby w pełni gotowa byśmy złączyli swe ciała w jedno. Dopóki nie upewniłbym się, iż naprawdę tego chce i jej również sprawi to przyjemność. Wtedy byłbym naprawdę szczęśliwy wiedząc, iż nie zraziłem jej swym nadmiernym pośpiechem i swymi czynami do tego wspaniałego aktu podczas, którego oddawało się komuś nie tylko swe ciało, ale i fragment siebie samego, fragment swej duszy. Nawet jeśli się o tym nie wiedziało.
Ale Shaya kazała mi przestać. Pozostać rozpalonym i nienasyconym, sam na sam z powoli niszczącymi mnie od środka uczuciami. I skazując mnie na konieczność przyznania w myślach, iż nie tylko posunąłem się za daleko, ale i zniszczyłem coś pięknego. Postawiłem wszystko na jedną kartę – swój szacunek, jej zaufanie, więź, która się między nami narodziła – i przegrałem. I właśnie ta świadomość sprawiała, że ze wszystkich sił chciałem cofnąć czas. Powrócić do momentu gdy opowiadałem jej o Etharalu i utrzymać swą żądzę na wodzy. Nie dopuścić do tego bym zniszczył to co udało nam się zyskać pomimo wielu trudnych przeżyć w Otchłani, ale nie potrafiłem. Nie mogłem cofnąć czasu i właśnie za to się nienawidziłem.
Podczas gdy ja biłem się z myślami i powoli odzyskiwałem jasność umysłu, Shaya wciąż coś do mnie mówiła. Musiała być to niezwykle długa wypowiedź, z której nie docierało do mnie żadne słowo. A tak przecież być nie powinno. Choćby przez to, iż wcale tego nie chcąc, zraniłem ją i nieodwracalnie odebrałem jej kawałek czegoś niezwykle cennego, powinienem choć trochę odpokutować wysłuchując tego jak zapewne wyzywa mnie i każe pozostawić się w spokoju. W pełni zasłużyłem sobie na to by zwyzywała mnie od zboczeńców i nazwała najgorszą mendą tego świata. By powiedziała, że wolałaby abym zginął w Otchłani na tyle dawno, że nigdy mnie nie spotkała. I właśnie z tego powodu, użyłem resztek swych sił by usłyszeć choć końcówkę tego co miała mi do powiedzenia. A jej słowa tylko potwierdziły moje przypuszczenia co do treści reszty jej wypowiedzi. W końcu sama powiedziała, że nie chce tego teraz robić. Zapewne wcześniej starając się uświadomić mojemu zamroczonemu umysłowi, że nie chce tego w ogóle ZE MNĄ robić. Bo i czemu miałaby tego chcieć? Przecież byłem prawdziwym nieudacznikiem, nie potrafiłem ochronić nawet kobiety, którą kochałem. Kto chciałby oddać się bez żadnych zobowiązań komuś takiemu jak ja?
- Przepraszam, nie powinienem pozwalać sobie na tak wiele. Zachowałem się koszmarnie, naprawdę mi przykro, powinienem wiedzieć, że wolałabyś przeżyć swój pierwszy i każdy kolejny raz z kimś innym niż ja – wyszeptałem wciąż nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy po czym podniosłem się do siadu i obróciwszy bokiem do elfki, oparłem dłonią o czoło wplatając swe palce częściowo we włosy. To wszystko skończyło się znacznie gorzej niż powinno. Czy było coś, cokolwiek co mogłem zrobić aby choć trochę odpokutować?
- Masz… Masz może ochotę na kąpiel? Zimna woda powinna pomóc ci dojść w pełni do siebie po tym co ci zrobiłem – zaproponowałem pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy, podążając myślami do miejsca, w którym zawsze chciałem wykąpać się z kobietą, której pragnąłem, a później zanieść ją na brzeg, wytrzeć, położyć na kocu i po woli pozwolić ziścić się każdej ze swych fantazji. Jednak nie mogłem tego zrobić z Vayą, gdyż za jej życia to miejsce jeszcze nie istniało. A przynajmniej ja o jego istnieniu nie miałem pojęcia. Teraz jednak mogłem zabrać tam Shayę. Do jeziora z niewielkim wodospadem pośród porośniętych roślinami o kolorowych liściach skał i drzew oraz tuż obok polany porośniętej setkami kwiatów. Skrawku świata na którym bylibyśmy osłonięci przed oczami wszystkich innych śmiertelników, nawet jeśli tylko po to by zwyczajnie się umyć. Do miejsca, do którego mogłem zabrać nas w ciągu kilku minut z pomocą mej mocy i stworzonych przeze mnie międzywymiarowych drzwi. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Śro 22:26, 11 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Śro 22:55, 11 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Jego słowa jednocześnie zabolały i wkurzyły. Poczułam się tak, jakby ktoś mi przywalił pięścią w twarz tak mocno, że ślad miał pozostać dwa razy dłużej niż normalnie. Już chyba wolałabym, żeby powiedział mi, że się rozmyślił i się mną nie interesuje, a nie pokazał, że nie różnił się niczym od pozostałych mężczyzn. Nie słuchał mnie. W ogóle nie brał pod uwagę tego, że miałam mu do powiedzenia coś naprawdę ważnego. Nie interesowały go żadne słowa, nic co siedziało w mojej głowie. Nie chciał poznawać moich opinii, ani wysłuchiwać mojego zdania na normalne tematy. Oszukał mnie. Najpierw zarzekał się, że mu na mnie zależy, że nie chce mi zrobić krzywdy, a potem tak po prostu pokazał, że jednak nie byłam warta nawet tego tak bardzo istotnego dla mnie kłamstwa. Potraktował mnie jak zwykłą… szmatę. Starł mną swoje brudy, a potem wyrzucił w kąt, żebym zgniła. Tym razem nie byłam zrozpaczona. Byłam po prostu wkurwiona, do granic możliwości. Nawet nie próbował tego w sobie trzymać, kiedy w palenisku, które wczoraj przygotował elf, buchnął na tyle wielki ogień, że mógł spalić cały las. Sama w środku czułam się dokładnie tak samo jak ten prażący żar. Płonęłam wewnątrz i chociaż osobiście nie czułam bólu, to chciałam, żeby wszystko wokół mnie zrozumiało, że nie wolno wyprowadzać mnie z równowagi. Falerel skutecznie mnie omamił, a potem tak po prostu rozdeptał, jakbym była zwykłą mrówką, która nie jest nikomu do niczego potrzebna. Naprawdę byłam pewna, że on jest zupełnie inny i myśli o mnie na równych prawach niż o samym sobie, na tyle na ile pozwalało jego stanowisko. A tymczasem okazało się, że prawdopodobnie współcześni mężczyźni zachowywali się w taki sposób, bo w genach otrzymali takie cechy.
- Sardeva! – warknęłam w jego własnym języku, który nie mam zielonego pojęcia skąd wzięłam, ale to słowo bardzo skutecznie pokazywało mój aktualny stan emocjonalny. Można było to przetłumaczyć na współczesne „spierdalaj”.
Podniosłam się z miejsca, zabrałam swój kawałek mięsa i zostawiając boga z ogniem, który napierał na niego tak, jakby chciał go pochłonąć w całości, odeszłam pod jedno z drzew. Biorąc po drodze artefakt i dostrzegając w nim swoje odbicie, zauważyłam że moje oczy płonęły dokładnie takim samym żarem jak palenisko. Nawet nie starałam się zgasić tego ognia, który mógł spalić las. Bóg z całą pewnością mógł sobie poradzić z takim przeciwnikiem. A ja nie miałam zamiaru mu tego ułatwiać, ani się kontrolować. Byłam tak wściekła za to, co zrobił, że naprawdę mogłabym teraz dosłownie wyrwać mu serce prosto z piersi i pokazywać mu jak kawałek po kawałku obieram go dokładnie tak samo jak robiło się to z ziemniakami do gotowania. W tym momencie niemal pragnęłam, aby Inni pokazali mu do czego doprowadziła jego ignorancja, ale ci zdawali się nie chcieć teraz współpracować. Zapewne mieli zamiar zagrać na mojej psychice, żeby dać mi dowód na to, jak bardzo byłam od nich zależna. Poza tym coś czułam, że w tym momencie nawet oni nie poradziliby sobie z tym szałem, który targał mną od wewnątrz.
Nie zwracając zbytniej uwagi na to, że mięso było zabrudzone, zajęłam się jedzeniem, próbując oderwać myśli od tego, co bym teraz zrobiła temu mężczyźnie. Mimo wszystko obiecałam mu, że mu pomogę, ale mogłam to zrobić na własnych warunkach, w ogóle się do niego nie zbliżając. Wystarczyło kilka sekund, żeby dotarła do mnie bardzo bolesna prawda: nie było żadnego faceta, który by traktował kobiety na równi. Nikt nie mógł pozwolić sobie na zaakceptowanie opinii swoich dziewczyn/narzeczonych/żon, bo najwidoczniej to godziło w ich pożal się kurwa bogom męską dumę. A skoro nie było żadnego, który by zasługiwał na mnie przez akceptację mojego zdania, to w takim razie mogłam się oddać każdemu. Jaka to różnica kto mnie rozdziewiczy, skoro oni wszyscy są dokładnie tacy sami? Każdy kolejny będzie kopią poprzedniego, zawsze coraz gorszą.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Czw 0:06, 12 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Miała prawo być wściekła. Miała święte prawo chcieć zabić mnie za to co jej odebrałem i prawdopodobnie właśnie ta świadomość sprawiała, że chciałem jej na to pozwolić. Byłem głupcem i egoistą niezdolnym sam stawić czoła swoim problemom, więc czemu miałbym zasługiwać na kogoś takiego jak Shaya? Czemu elfka miałaby uważać mnie za choć trochę lepszego od obecnych mężczyzn skoro wcale nie byłem? Być może różniłem się od nich tylko tym, że byłem okropnym hipokrytą. Kimś niewartym nawet tego by na niego splunąć.
Nie zdziwiło mnie więc, że elfka przeklinając w moim języku kazała mi spadać – choć nie miałem pojęcia skąd wie jak to poprawnie powiedzieć – po czym odeszła ode mnie zostawiając mnie samego ze swymi wyrzutami sumienia. Miała wiele dobrych powodów by to zrobić, a jednym z nich był ogromny ogień, który wyraźnie znajdował się pod jej panowaniem. Byłem pod wrażeniem, że sama nauczyła się w ten sposób kontrolować swą moc, jednak nic nie powiedziałem. Nie ruszyłem się też ani o milimetr, gdy zdałem sobie sprawę z faktu, iż z każdą sekundą jest mi coraz cieplej, a płomienie niebezpiecznie zbliżają się do mego ciała. W zasadzie nawet im kibicowałem. Błagałem Suledin w myślach by nie przestawała przysuwać go w moją stronę, gdyż chciałem by ten wgryzł się boleśnie w mą skórę. Otoczył mnie wypalając na moim ciele okropne rany i sprawiając mi niewyobrażalny ból. Miałem już zdecydowanie wszystkiego dosyć. Każda jedna rzecz, za którą się brałem kończyła się fiaskiem lub absolutną katastrofą, więc lepiej dla świata było abym zwyczajnie przestał próbować. Poddał się i spłonął w płomieniach nasyconych magią, którą sam pomogłem stworzyć i która zdolna była tylko krzywdzić i zabijać tak samo jak ja. Znacznie lepiej dla wszystkich pozostałych elfów było by uznały mnie ostatecznie za zdrajcę i by raz na zawsze zapomniały o tym, że kiedyś istnieli inni bogowie niż ludzki bóg słońca, pod którego podszywał się Tarath. By uwierzyły w jego kłamstwa i same odnalazły sposób aby przetrwać. Ja i tak nie byłem w stanie im nijak pomóc. Byłem słabeuszem wmawiającym sobie przez setki lat, że naprawi to co zniszczył, podczas gdy nawet nie potrafił przeprosić kobiety, którą zranił. Byłem nikim. Nie zasługiwałem na swe boskie tatuaże, na swą moc i miejsce wśród pozostałych bogów. Nie zasługiwałem na to by mnie czcić lub budować mi świątynie i w głębi serca cieszyłem się, że elfy nigdy nie chciały tego za bardzo robić. Wtedy zadawałem sobie pytanie dlaczego, jednak teraz już znałem odpowiedź. Zwyczajnie patrząc na mnie widziały kim jestem naprawdę i że na to nie zasługuję. Bóg umarłych, dobre sobie. Raczej bóg nieszczęść i konających marzeń. Strażnik szlaków i wrót czy jakkolwiek to sobie wymyśliły też nie pasowało. Powinno być raczej ten, który przynosi zgubę. Lub ten za którym nie warto podążać. Teraz wiedziałem już, że nie nosiłem płaszcza i kaptura by pomagać duszom. Robiłem to po to by elfy nie musiały na mnie patrzeć. A Tarath wcale nie skazał mnie na wieczną tułaczkę po to bym cierpiał. Chciał abym zrozumiał kim naprawdę jestem i przejrzał na oczy. Liczył na to, że wówczas poddam się i sam się zabiję. I w sumie za bardzo się nie pomylił, gdyż właśnie to miałem zamiar zrobić. Umrzeć. Pozwolić niszczyć swe ciało tak długo płomieniom, aż nie przestanie się leczyć i w końcu im się podda. I wtedy starając się jedynie nie krzyczeć, gdyż nawet na możliwość wyrażenia na głos swego bólu nie zasługiwałem, dać im się zniszczyć.
Kiedy więc te w końcu sięgnęły po me ciało, jedynie się uśmiechnąłem i pozwoliłem by ból stał się jedynym co czułem i o czym myślałem. Jedno liźnięcie płomieni za każdy skradziony elfce pocałunek. Jedno poparzenie za każdy niepotrzebny dotyk. Jedna rana za każde kłamstwo. I w końcu jedna śmierć za wszystkie błędy. To wcale nie była taka zła cena.
- Teraz przynajmniej odpokutuję za swe wszystkie winy. A nawet jeśli nie to przynajmniej będę równie paskudny co moje wnętrze – wyszeptałem czując jak powoli ucieka ze mnie cała siła i moc starając się za wszelką cenę nie dopuścić do mojej śmierci. Towarzyszył temu potworny, oślepiający i paraliżujący ból, ale z radością wychodziłem mu na spotkanie. Liczyłem na to, że złość elfki i magia artefaktu dająca jej moc nie skończą się szybko. Dadzą radę przezwyciężyć me wszystkie siły i wreszcie pozbyć się tej największej zakały obydwu światów, którą byłem.
Nikt nie wiedział co się działo z bogiem po śmierci, a ja chciałem by ktoś wreszcie tę wiedzę nabył. Bo kto wie, a nóż być może wtedy odgradzający świat śmiertelników od Otchłani Płaszcz zmieniłby się i stałby się czymś innym. Istotą, która pożarłaby wszystkie demony i choć z tą jedną rzeczą byłby wówczas spokój. Za to byłbym gotowy umrzeć nawet bez świadomości tego jak bezcelowe i tragiczne w skutkach dla wszystkich innych było moje życie.
Z każdą kolejną mijającą sekundą poza bólem, do którego nie sposób było się w żaden sposób przyzwyczaić, czułem jak powoli słabnę, a moja moc żąda ode mnie bym zapadł w sen pozwalający jej się zregenerować. Odpoczął aż moje ciało odzyska wszystkie siły i po raz pierwszy od dłuższego czasu ucieszyłem się na to uczucie. Bowiem śniąc stałbym się zupełnie bezbronny, zbyt wyczerpany by zapomnieć o swym postanowieniu i spróbować uratować swe nędzne życie. A przecież na ratunek nie zasługiwałem. Dlatego też tym razem zamiast z nim walczyć, zwyczajnie z otwartymi szeroko ramionami, wyszedłem mu na spotkanie. Pozwoliłem by powoli pozbawiało mnie świadomości, zaciskając z całej siły pięści i zęby byleby tylko nie krzyczeć. Nie pozwolić sobie zwrócić na siebie uwagi Shayi, gdyż tak dobra osoba jak ona mogłaby jeszcze zechcieć mnie uratować. Znowu. Nawet pomimo ego co jej zrobiłem. Jednak gdy byłem już pewny, że mój plan się powiedzie, poczułem w sercu jakieś okropne, nie dające się zignorować uczucie. Coś co starało się ze wszystkich sił przekazać mi, że jeszcze wszystkiego nie zrobiłem i nie powinienem umierać póki tej jednej, ostatniej sprawy nie załatwię. Póki nie dam Suledin odczuć jak naprawdę mi przykro, bo choć nie chciałem jej wybaczenia, pragnąłem by wybaczyła sobie. By pewnego dnia spojrzała z uśmiechem w lustro, nie obwiniając się, ze omal nie oddała się takiemu ścierwu jak ja. I właśnie dlatego ostatnim, świadomym wdechem nakazałem swej oddanej jej cząstce duszy przekazać jej moje wszystkie uczucia i wątpliwości, które łączyły się z jej osobą tego dnia. Moje wszystkie myśli wraz z ostatnimi i może najważniejszymi z nich: byłaś spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Żyj dobrze póki możesz i nie popełniał błędów nawet niewartego wzmianki boga, którym byłem. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Czw 0:07, 12 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Czw 12:40, 12 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Walczyłam sama ze sobą. Z jednej strony chciałam go rozerwać na strzępy za to, jak bardzo mnie olał, ale z drugiej czułam silną potrzebę uratowania mu dupska. Szala co chwila się przechylała na jedną ze stron i wciąż nie wiedziałam, która wygra. Byłam wściekła, ale jednocześnie zraniona tak jak nigdy dotąd. Świadomość tego, że nawet bóg nie był inny od mężczyzn sprawiła, że poczułam się jak zwykła marionetka w ich rękach. Wiedzieli, że mogli sobie pozwolić na o wiele więcej, niż kobiety są zdolne przeżyć i wciąż pokazywali, że jeden niewłaściwy ruch skończy się dla nas koszmarnie.
Zacisnęłam zęby, biorąc w dłonie jeden ze sztyletów, które miałam na pasie, ale nie zdążyłam niż z nim zrobić, kiedy uderzyła mnie fala żalu. Była na tyle ogromna, że trzasnęła we mnie dokładnie tak, jakby ktoś zadawał mi cios w splot słoneczny. Zachłysnęłam się własnym oddechem i opadłam na kolana. Lewą ręką podparłam się o ziemię, a prawą złapałam za materiał bluzki w miejscu, w którym było serce. Czułam autentyczny ból rozdzieranego serca, kiedy wielkimi haustami i szybko łapałam powietrze, żeby zapełnić płuca taką ilością, jaką potrzebowałam do życia. Obie dłonie zacisnęłam w mocne pięści, w jednej czując ziemię, kamyki i trawę, a w drugiej delikatny ogromne, grube liście, z których tworzyliśmy ubrania. Dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, że to była mieszanka moich emocji i Falerela. Nie miałam zielonego pojęcia jakim cudem mógł mi je wysłać w taki sposób, ale czułam się z tym koszmarnie. Miałam wrażenie, że narusza moją przestrzeń osobistą w sposób, którego nigdy sobie nie życzyłam. Wnikał wewnątrz mnie tak, jakby to, co miałam w środku było czymś, po co mógł od tak sobie sięgnąć. A najgorsze było to, że znowu przez chwilę myślałam, że naprawdę mu na mnie zależy i liczyło się dla niego każde moje słowo.
- Zabij go… - usłyszałam w swojej głowie głos kilkunastu osób, które stwierdziły, że to odpowiedni moment. – On się tobą bawi, niech spłonie… - powtórzyły kolejne, a ja musiałam mocno zacisnąć powieki, żeby choć w minimalnym stopniu się od nich odciąć, albo chociaż zdystansować. – No dalej, jeszcze tylko chwila… - mówili dalej, a ja jednocześnie z nimi słyszałam coś, co pochodziło prosto od boga. Byłam zdezorientowana i nie wiedziałam kogo się tak naprawdę słuchać. Wściekłość i irytacja narastały we mnie tak, jakbym mogła zostać po prostu nakręcona jakimś przyciskiem.
- Przestań!! – wrzasnęłam, przebijając się przez głosy Innych i trzepot płomieni, które coraz bardziej raniły mężczyznę. – Przestań się mną bawić!! – dodałam jeszcze głośniej, podnosząc się z trudem, z ziemi i spoglądając w stronę elfa. – Jakby ci na mnie zależało to byś mnie słuchał!!! – zakończyłam, po czym chcąc uciec od wszystkiego, co mnie teraz atakowało pobiegłam w las. Ogień sam zgasnął, kiedy przestał być w moim zasięgu, czułam to, ale nie zawracałam. Musiałam zostać sama, pomyśleć. Po prostu chciałam sama siebie zrozumieć i wszystko to, co mną targało, każda emocja. Byłam w tym momencie jak wulkan uczuć. Nie potrafiłam zrozumieć, ani swojej słabości względem tego boga, ani tego dlaczego był tak cholernym tchórzem. Rozumiał wszystko po swojemu, zupełnie jak dziecko. Najważniejsze dla niego było to, co on usłyszy i jakie on sam wyciągnie wnioski. Robił wszystko, aby być wielkim poszkodowanym, pomimo tego, że był cholernym bogiem oraz był nieśmiertelny. To nie Tarath go najbardziej zranił, ale on sam siebie. Uważał, że to on jest powodem wszystkich tragedii, i że skupiają się tylko i wyłącznie wokół niego. Ani razu nie spytał mnie o moją przeszłość. Skupiał się tylko na tym, że miałam moc, której on potrzebował do odkupienia własnych, egoistycznych win. Jakim cudem było mi go tak bardzo szkoda? Dlaczego musiałam go usprawiedliwiać przy każdym jego czynie, skoro miliony razy dał mi do zrozumienia, że on sam siebie krzywdził? Czego ja tak naprawdę od niego wymagałam? Chciałam, żeby traktował mnie jak kobietę czy wojowniczkę? Chciałam, żeby zachowywał się jak na boga przystało czy zupełnie inaczej?
Zatrzymałam się przy jakimś ogromnym głazie. Spojrzałam na niego i zapragnęłam się wyżyć. Zamachnęłam się ręką i uderzając otwartą dłonią w kamień krzyknęłam, chcąc się jakoś rozluźnić. Pomogło, ale w efekcie ofiara mojej wściekłości po prostu rozsypała się w drobny mak. Nie obchodziło mnie to jednak, bo naprawdę wszystko ze mnie uleciało tak, jakby spuszczono ze mnie powietrze. Następnie opadłam na ziemię plecami i zaczęłam wpatrywać się w niebo, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Czw 16:20, 12 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Zimo. Było mi strasznie zimno choć raczej powinien czuć się tak, jakby w środku płonął we mnie żywy ogień. Powinienem mieć wrażenie, że powoli trawi każdy mój nerw, mięsień, skórę aż w końcu nie pozostawi ze mnie nawet popiołu. Ale ognia nie było. Jego miejsce zajął chłód i okropne uczucie pustki. Miałem wrażenie, że ktoś zrobił mi w piersi ogromną dziurę i zabrał coś naprawdę ważnego, nie pozostawiając żadnej wskazówki czym mogło to być. I w sumie dobrze, gdyż i tak nie próbowałbym tego odzyskać. Skończyłem z próbowaniem. Ono i tak nigdy nic nie dawało, równie dobrze mogłem poddać się już na samym początku. Przynajmniej oszczędzałem w ten sposób nieco sił i czasu, choć na tym drugim mi zupełnie nie zależało. Miałem go zdecydowanie zbyt wiele i nie mogłem się nim z nikim podzielić. Nawet jeśli jego namiar mnie męczył, a ktoś inny go okropnie potrzebował. Nieśmiertelność była zarówno moją nagrodą jak i karą. Nieśmiertelność miała mnie czegoś nauczyć i w pełni wywiązała się ze swego zadania. Nauczyła mnie sprawiać ból, deptać cudze marzenia i niszczyć. Nie mogłem obwiniać jej za to kim się stałem. Mogłem obwiniać jedynie siebie. Kimkolwiek w ogóle byłem, gdyż choć próbowałem nie byłem tego w stanie sobie przypomnieć. Tak samo jak nie potrafiłem przypomnieć sobie gdzie się znajduję. Miałem jednak przeczucie, że nie powinno mnie tu być, gdziekolwiek to TU było.
Uniosłem ostrożnie dłoń w powietrze i niepodziewanie poczułem coś chłodnego i wilgotnego. Jednak to uczucie równie niespodziewanie co się pojawiło, zniknęło. A potem coś chłodnego i wilgotnego dotknęło mojej twarzy, zmuszając mnie do otwarcia oczu. I odkrycia, że moje TU nie wygląda zbyt przyjaźnie.
Leżałem zupełnie nagi pośrodku pokrytej śnieżnym puchem i lodem przestrzeni, która wydawała się nie mieć ani początku ani tym bardziej końca. Niebo skutecznie przysłaniały ciemne chmury, z których sypał się śnieg. Jednak to nie on był winny temu, że dosłownie, powoli zamarzałem od środka. Tak po prawdzie w porównaniu z męczącym mnie uczuciem chłodu, otaczający mnie śnieg wydawał się być niemal gorący. Gdy jego kolejne płatki dotykały mej czemuś niezwykle wrażliwej skóry, czułem chłód, ale to uczucie natychmiast znikało. A śnieżny puch, na którym leżałem nie był ani ciepły ani też zimny. W zasadzie zdawał się nie mieć żadnej konkretnej temperatury.
- Gdzie trafiłem? – spytałem samego siebie unosząc w górę obie swe dłonie i z lekkim zaskoczeniem odkryłem, że za bardzo nie różnią się od siebie. A podświadomie czułem, że powinny. Prawa powinna mieć coś co wyraźnie czyniłoby ją prawą, a nie lewą. To coś powinno znajdować się na niej i na moim torsie, twarzy i uchu. Czymkolwiek to coś było, już nie istniało. Zostało mi za karę odebrane tak jak i za karę skończyłem w tym miejscu. I o dziwo zupełnie mi to nie przeszkadzało. Czułem jedynie, że i tak potraktowano mnie zbyt ulgowo.
- Kim jestem? – spytałem zimnego wiatru, który zaczął nagle wiać ze wschodu. A wiatr mi odpowiedział. Było to tylko jedno, jedyne słowo, które bardziej poczułem sobą niż usłyszałem. Nazwał mnie kłamcą, a ja uznałem, że ten tytuł idealnie do mnie pasuje. W końcu ktoś skazany na wieczność w takim miejscu musiał często kłamać.
- Co to za miejsce? – ponownie spytałem wiatr, lecz ten zdawał się jedynie kontynuować odpowiadanie na moje wcześniejsze pytanie. Nazwał mnie oszustem, a ja tak jak ostatnio nie zaprotestowałem. Nie skomentowałem też gdy powiedział mi, że jestem manipulatorem. Te wszystkie tytuły do mnie idealnie pasowały. Tak samo jak Pożeracz Dusz, choć nie wiedziałem skąd wziąłem tą nazwę.
- Kim jest Pożeracz Dusz? – zadałem swe kolejne pytanie i tym razem odpowiedź była natychmiastowa. Tylko nie udzielił mi jej wiatr lecz ja sam. I to właśnie ja byłem Pożeraczem. Osobą, która zmarnowała to czego oddanie kosztowało tak wielu niemal życie.
- Co to za miejsce? – spytałem raz jeszcze i nagle zdałem sobie sprawę, że wcale nie musiałem o to pytać. Doskonale wiedziałem gdzie jestem. To był mój umysł. Fragment mojego serca i moich myśli przeznaczonych dla mej duszy aby dać jej możliwość przeczekania gdzieś aż znów nie będziemy potrzebna. Aż znów nie obudzę się z bardzo długiego snu.
- Nic dziwnego, że tu tak ponuro. Serce kogoś takiego jak ja musi być prawdziwą krainą lodu – skomentowałem i podniosłem się do siadu. Nagle świat zawirował i zerwała się gwałtowna burza śnieżna, nie dając mi ani chwili na reakcję. Płatki śniegu otoczyły mnie z każdej strony i gdy już myślałem, że przeznaczone mi będzie umrzeć w tym miejscu, burza równie nagle co się pojawiła, zniknęła. Jedynym śladem po niej zdawały się być krótkie urywki wspomnień, które ni jak nie chciały ułożyć się w całość. Ale nie musiały. Skoro nadeszła jedna burza to mogła i nadejść kolejna. A ja byłem nieśmiertelny i w spokoju mogłem na nie zaczekać.
- Nie możesz czekać – odpowiedział mi ktoś, kogo w pierwszej chwili wziąłem za wiatr, jednak po chwili zdałem sobie sprawę z tego, iż ten wiatr ma postać cielesną. Postać mężczyzny o białych włosach i złotych oczach. Moją postać choć zmienioną nie tylko przez ubrania, które miał na sobie. To było coś zupełnie innego. Coś co znaczyło prawą część jego ciała i właśnie brak tego czegoś powodował to nieznośne uczucie pustki i zimna. Wiedziałem jednak, że to nie on mi to coś odebrał. Sam to sobie zrobiłem. Swymi czynami i słowami udowodniłem, ze na to coś nie zasługuję. W końcu byłem kłamcą. – Musisz sobie przypomnieć, wybaczyć i zrozumieć. I usłyszeć to czego słyszeć nie chciałeś. Przede wszystkim musisz usłyszeć i nauczyć się słuchać – dodał mężczyzna, a ja jedynie się zaśmiałem. Piękne, zostałem skazany na wieczną krainę śniegu, a ten każe mi wybaczyć sobie to za co tu trafiłem. Naprawdę zabawny koleś.
- Nie jestem zabawny i może wreszcie przestaniesz użalać się nad sobą, bo na własne życzenie jesteś nieszczęśliwy – rzekł wyraźnie zły po czym obrócił się dookoła wskazując ręką otaczający nas śnieg tak jakby to miało mi wszystko wyjaśnić. Tak jasne, z pewnością.
- Kimże jesteś by dawać mi takie rady? - rzuciłem od niechcenia biorąc w swą dłoń nieco śniegu i powoli formując go w kulę.
- Częścią ciebie, która potrafi słuchać i wybaczać. Częścią, która nie przekręca słów innych tylko po to by móc cierpieć – odpowiedział, a ja spojrzałem na niego jak na skończonego idiotę. Nie miałem bladego pojęcia o co mogło mu z tym przekręcaniem słów chodzić.
- Och masz doskonałe pojęcie o czym mówię. Albo raczej o kim mówię – dodał, a ja cicho westchnąłem. Mężczyzna naprawdę miał chyba coś z głową. Nie miałem nawet pojęcia kim jestem, a co dopiero by pamiętać jakiś innych… Jakieś inne istoty i jeszcze zgadywać o kogo może mu chodzić. A ta jego zdolność czytania mi w myślach, robiła się coraz to bardziej denerwująca.
- O pewną elfkę, którą skrzywdziłeś – stwierdził, a ja momentalnie zerwałem się z ziemi w jednym celu – chciałem zwyczajnie go pobić. Nie miałem pojęcia czemu, ale chciałem skrzywdzić go tak dotkliwie, by nigdy więcej o tej osobie nie wspominał, bo świadomość jej istnienia sprawiała mi ból. Na szczęście w porę się powstrzymałem i zacisnąwszy jedynie pięści, spojrzałem w bok.
- Jak ją skrzywdziłem? – spytałem i jego milczenie dało mi jasno do zrozumienia, że już mi to wcześniej powiedział. Zacząłem więc analizować w myślach wszystkie jego dotychczasowe słowa i wtedy zrozumiałem – nie słuchałem. A później by mieć wymówkę by zadać sobie ból sam wmówiłem sobie coś co nie było nawet po części zgodne z prawdą.
- Skoro jesteś częścią mnie, która potrafi słuchać to wiesz co powiedziała? – stwierdziłem odwracając się w jego stronę i wówczas zdałem sobie sprawę, że mężczyzna się uśmiecha. Ale nie bezczelnie lub triumfalnie, a ciepło i przyjacielsko.
- Chodź, pokażę ci – rzekł i faktycznie pokazał. A moje serce ścisnął nagle ogromny ból, gdyż zdałem sobie sprawę jak wielki błąd popełniłem. Jak bardzo skrzywdziłem tę niewinną istotę słysząc jedynie to co chciałem. Tak bardzo skupiłem się na jednym słowie, na które gdzieś podświadomie liczyłem, by tylko móc cierpieć, że przegapiłem resztę o wiele od niego ważniejszą. I choć nie pamiętałem jak elfia wojowniczka miała na imię, żałowałem, że zmuszona była kiedykolwiek poznać kogoś takiego jak ja. Kogoś kto był tylko jednym wielkim kłamcą, oszustem, manipulatorem i hipokrytą.
- Co teraz zrobisz? – spytał niespodziewanie mnie mężczyzna podczas gdy po kolei targały mną same negatywne emocje, po kolei zmieniając się w siebie przez co nie wiedziałem czy chcę na zawsze pozostać w tej lodowej krainie z dala od wspomnieć i tych, których swym egoizmem i potrzebą obwinia się za wszystko skrzywdziłem, czy jednak wolę do nich wrócić i umrzeć.
- Nie wiem – stwierdziłem zgodnie z prawdą, a mężczyzna przyjacielsko położył mi dłoń na ramieniu.
- W takim razie może spróbuj nauczyć się słuchać – rzekł dając mi swą ostatnią radę, a potem otuliło mnie jaskrawe światło, wraz z którym po kolei zaczęły powracać do mnie wszystkie moje wspomnienia. Moje ciało zaczęło się zmieniać, upodabniając się do ciała mężczyzny, a gdy byłem już w końcu sobą – beznadziejnym bogiem śmierci - spowiła mnie ciemność i wszystko zniknęło. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 14:23, 07 Paź 2016, w całości zmieniany 5 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Czw 17:30, 12 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
- Hipokryta! Hipokryta! Hipokryta! Hipokryta!! – wrzeszczałam w stronę lasu, jakby miał mi na to odpowiedzieć. Nie wiedziałam po co wciąż sobie to powtarzałam. Może chciałam znaleźć dla niego jakieś usprawiedliwienie? Albo dla samej siebie za to, że wciąż nie mogłam i nie chciałam akceptować tego, że Falerel był dokładnie taki sam jak reszta. Tak cholernie chciałam w to wierzyć, że wmawiałam to samej sobie. I po co? Po co samą siebie raniłam kolejnymi dowodami na to, że ten mężczyzna nie różnił się niczym od pozostałych? Dlaczego miało to dla mnie takie znaczenie? Czy naprawdę musiałam się aż tak torturować?
Zaczynałam przypuszczać, że od zawsze pragnęłam takiego zainteresowania, jakim obdarzył mnie bóg wrót. Najwidoczniej zawsze robiłam wszystko, aby tylko nie myśleć o tym, jak nieistotna byłam dla męskich mieszkańców wioski. Oglądałam ich zaloty względem moich rówieśniczek, a czasem nawet młodszych dziewczyn i zazdrościłam im tego. Sama chciałam, żeby ktokolwiek spojrzał na mnie tak samo jak patrzeli na inne. Tylko jednocześnie nie chciałam odrzucać tego, kim byłam i co osiągnęłam jedynie dzięki samej sobie. Uwielbiałam to, że potrafiłam sama sobie poradzić. Uwielbiałam to, że byłam silna, i że umiałam sama sobie zorganizować jedzenie. Nigdy nie myślałam o tym, że to mogło powodować, iż przy mnie faceci czuli się niepotrzebni. Zawsze role były przydzielone do płci, a osoba, która radziła sobie i z obowiązkami kobiet, i mężczyzn, sprawiała że ci drudzy nie czuli się dobrze w jej towarzystwie. Sama byłam sobie winna.
Oderwałam wzrok od nieba i przekręciłam się na bok, podkładając ręce pod głowę. Omal nie zasnęłam, ale w porę się zorientowałam, że tracę świadomość, więc podniosłam się z miejsca. Odcięłam kawałek kory z drzewa i zaczęłam ją obskrobywać. Po prostu rzeźbiłam cokolwiek, chcąc odciągnąć swoje myśli od tego co się stało. Nie wiem też ile mi to czasu zajęło, ale kiedy w końcu skończyłam, wiedziałam że muszę już wrócić. Mimo wszystko mieliśmy się nie rozdzielać, a ja dokładnie to zrobiłam, bo potrzebowałam chwili samotności. Dlatego schowałam figurkę do jednego z haczyków w kaburze i wpatrując się w swoje poharatane od ostrza dłonie, ruszyłam w drogę powrotną. Dotarłam tam w kilka minut i od razu rzuciło mi się w oczy to, że Falerel spał. Z daleka dostrzegłam, że oddychał, więc po prostu usiadłam pod drzewem, z którego rozpoczęłam swoją ucieczkę i oparłam się plecami o pień. Następnie bawiąc się jednym ze sztyletów pilnowałam naszego bezpieczeństwa, póki mężczyzna jeszcze spał. Należał mu się odpoczynek, zwłaszcza po tym, jak walczył z moimi płomieniami. Pomimo tego, że wiedziałam, iż na to zasłużył, to nadal czułam się podle, myśląc o tym, że prawie go zabiłam. Znaczy, może nie zabiłam, bo bogowie pewnie tak łatwo nie giną, ale brutalnie go poparzyłam. A tym razem jego rany nie leczyły się tak szybko jak poprzednio. Przynajmniej nie w tym momencie, co mogło się zmienić w najbliższym czasie i na co szczerze mówiąc miałam nadzieję, bo mimo wszystko nie chciałam jego śmierci.
Siedząc nieruchomo, syknęłam z bólu. Błyskawicznie złapałam się z prawą rękę i zaskoczona spojrzałam na wewnętrzną część przedramienia, na której zaczęła pojawiać się krwawa kreska. Próbowała sama się zasklepić, ale zaraz potem znowu się pojawiała. Innym musiało się nie spodobać to, że im się nie poddałam. Miałam wrażenie, że oni chcieli, abym stała się taka sama. Bezduszna i rządna jedynie krwi oraz brutalności. Musiało to być ich zdaniem odpowiednie pokazanie, że ich chwilowa wolność zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
- Nic z tego… – warknęłam do nich i jakby na zawołanie przestali, a na moim przedramieniu nie było żadnego śladu. Przejechałam po nim kilka razy, ale nawet blizna nie pozostała, więc jasnym dla mnie było to, że wpadłam w iluzję. Nie byli na tyle silni, żeby móc pokiereszować moją zewnętrzną powłokę. Mogli mi niszczyć psychikę, ale nic więcej, za co byłam dozgonnie wdzięczna. – Zapowiada się na długą podróż… – skomentowałam wzdychając ze zrezygnowaniem i spoglądając na nieprzytomnego Falerela. Jakim cudem dalej robił na mnie tak piorunujące wrażenie, skoro pokazał mi, że nic dla niego nie znaczyłam?
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|