Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Between Light and Dark (fantasy, przygodowe romans, bn, +18)
Autor Wiadomość
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:22, 30 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Shaya chyba naprawdę sądziła, że groźbami będzie w stanie przekonać do wszystkiego. A przecież już ją wcześniej ostrzegałem, że za dużo w ten sposób nie zdziała. Cóż najwyraźniej co niektórym trzeba pewne rzeczy wyjaśniać po kilka razy.
-
Ma venna zabierz to ode mnie! Nie zjem więcej tego mięsa – odrzekłem lodowatym głosem starając dać się jej w ten sposób do zrozumienia, że niezależnie jaką metodę postanowi zastosować i tak jej to nic nie da. A jeśli faktycznie spróbuje mnie związać i karmić tak jak przed chwilą to z pewnością nie skończy się to tak jakby sobie łowczyni życzyła.
Na potwierdzenie swych słów zebrałem odrobinę swojej magicznej mocy, która już po chwili zabłysnęła groźnie w moich oczach. Wystarczyło teraz tylko jedno słowo lub jeden gest aby ją wyzwolić i móc zrobić coś pięknego lub kogoś nawet dość poważnie skrzywdzić. A wszystko zależało jedynie od tego do czego zdecydowałbym się jej użyć.
-
Poddasz się, więc po dobroci czy mam ci jednak udowodnić, że co najmniej trochę mnie i moich sił nie doceniasz? – spytałem już trochę łagodniejszym tonem, chociaż nadal byłem wściekły. Niestety najwyraźniej moje słowa zbytnio do elfki nie docierały gdyż nadal trwała uparcie przy swoim postanowieniu wepchnięcia we mnie tego całego mięsa, co łatwo było poznać po jej minie. Niewiele, więc myśląc postanowiłem powiedzieć, więc coś na tyle niemiłego, że miałem nadzieję, iż zmusi Shayę do obrócenia się na pięcie i zostawienia mnie w spokoju. Inną opcją było dalsze torturowanie mnie i specjalne zmuszenie siłą w ramach zemsty do dokończenia swojej porcji, ale o tym wtedy nie pomyślałem.
A może po prostu szukasz jakiegokolwiek pretekstu by mnie pocałować? Znudziły ci się leśne elfy i zastanawiasz się jak to jest być z kimś takim jak ja? Wybacz, ale nie jesteś za bardzo w moim typie – rzuciłem nim zdążyłem pomyśleć o konsekwencji swych słów. Co prawda faktycznie nie za bardzo miałem ochotę na tego typu kontakt z praktycznie nieznaną mi elfką, którą w dodatku nie za bardzo lubiłem, jednak jakby nie było trochę przegiąłem. Przecież bogowie nie powinni się tak zachowywać czyż nie? Powinni dawać elfom przykład, a nie unosić się gniewem i zachowywać nie lepiej od dumnych Allis, których zachowaniem cały czas tak bardzo pogardzałem i same elfy za nie non stop krytykowałem.
Niestety uświadomiłem sobie to zdecydowanie zbyt późno. Zamiast, więc od razu przeprosić – w końcu jakby nie było Shaya chciała mi pomóc – uśmiechnąłem się tylko bezczelnie i puściwszy elfkę, ostrożnie skrzyżowałem ręce na piersi uznając, że dzięki tym słowom wygrałem naszą krótką sprzeczkę, a obrażona łowczyni zwyczajnie sobie pójdzie na drugi koniec obozu i przez najbliższe dni, jeśli i nie całą podróż nie będzie się do mnie odzywać.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:42, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:41, 30 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Kiedy usłyszałam jego słowa...Dosłownie wmurowało mnie w ziemię. Nikt nigdy nie zwracał się do mnie w taki sposób. Albo mnie ignorowali, albo szanowali za to, że byłam jedną z niewielu kobiet, które potrafiły same zadbać o swoją dupę. Przegiął. Ostro przegiął w tym momencie i wściekłość dosłownie zawrzała we mnie. Czułam się jak uśpiony wulkan, z którego lawa zaczęła nagle działać i unosić się w górę niczym piana. A kiedy dotarła do samego końca, wybuchła. Zamachnęłam się i z całej siły, jaką posiadałam, wymierzyłam mężczyźnie potężny cios w policzek. Jego głowa jakby machinalnie poleciała w bok, a ja spojrzałam na niego groźniej niż pewnie bym to zrobiła, gdyby nie moce i obrazy, które dostałam po dotknięciu artefaktu.
- To nie ty jesteś zdany na stan swojego towarzystwa, które jako jedyne może uchronić cię przed straceniem poczucia rzeczywistości! - wrzasnęłam wściekła, po czym podniosłam się, odwróciłam i ruszyłam przed siebie. Kierowałam się w stronę jeziora, z którego wzięłam wcześniej wody i nawet nie wiem czy nie szłam popychana umiejętnościami, których tak naprawdę nie chciałam. One mnie wykańczały, a ten zadurzony w sobie szczyl myślał tylko o sobie. Nie wiedział o wspomnieniach, które pojawiały się w mojej głowie, kiedy moja uwaga na niczym się nie skupiała. Nie widział, co się działo na świecie od początku jego powstania, a ja wiedziałam. Nie czuł tego, co czuła każda poprzednia osoba wybrana przez przedmiot, a ja czułam. Myślał, że wszystko kręciło się wokół niego, że jest najważniejszy i każde jego widzi mi się trzeba spełniać.
Kiedy dotarłam nad brzeg sadzawki, oplotłam ramiona dłońmi i usiadłam na brzegu, wpatrując się w wodę. Nie chciałam tych mocy, nie chciałam tej magii, nie chciałam znać historii całego świata i wszystkich ras. Chciałam się tego pozbyć i to jak najszybciej, a ten zapatrzony w siebie idiota myślał tylko o tym, że jest skazany na moje towarzystwo. Nie był na mnie skazany, nie potrzebował mnie. Ja za to go potrzebowałam. Jego i jego wiedzy na temat, o którym ja dopiero niedawno usłyszałam.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:39, 30 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Tak należało mi się, zdecydowanie mi się należało, jednak w tamtej chwili zupełnie o tym nie myślałem. Nie czułem się w żaden sposób winny, a jedynie wściekły za to, że jakikolwiek elf śmiał podnieść na mnie rękę. Nigdy, ale to przenigdy mi się jeszcze nie zdarzyło by ktoś z mego ukochanego mnie uderzył. Pewnie, dlatego, że nigdy wcześniej nie dałem elfom do tego zbyt wielu powodów. Jednak i ten fakt uszedł mojej uwadze, gdy zaślepiony gniewem spoglądałem w stronę oddalającej się Shayi.
-
Proszę bardzo od teraz nie będziesz zdana na nikogo więcej niż samą siebie! – rzuciłem dotykając obolałego policzka, po czym dosłownie zerwałem się z ziemi i niewiele myśląc zrzuciłem z siebie podartą koszulę i płaszcz, by zaraz potem wygrzebać z plecaka piękniejszej i niezniszczone, niemal identyczne krojem ubrania. A gdy tylko te znalazły się na moim ciele, jednym ruchem ręki przywołałem do siebie swój kostur, który za sprawą magicznego szarpnięcia dosłownie przyleciał do mej dłoni. Z jego pomocą zacząłem żłobić w ziemi ogniem mapę prowadzącą do miejsca, w którym elfka mogła znaleźć swój jedyny ratunek. I chociaż przed chwilą ledwo się ruszałem, ten jeden policzek wystarczył bym na którą chwilę zapomniał o swoim zmęczeniu i bólu i czując się niemal jak nowo narodzony stworzyć drobną pomoc dla tej dumnej i upartej Allis.
Sądziłem, że jeśli tylko ma trochę rozumu w głowie czym prędzej przerysuje gdzieś mapę i sama wyruszy w podróż ku Studni Tysiąca Łez – jedynej rzeczy, która mogła jej pomóc zapanować nad całą mocą artefaktu.
Gdy mapa była skończona nawet nie próbując przebłagać zagniewanej na mnie kuny, by poszła ze mną, raz jeszcze spojrzałem w stronę, w którą udała się Shaya i wysyczawszy przez zaciśnięte zęby „proszę bardzo, a teraz radź sobie sama”, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie we spowity mrokiem las. Cały czas powtarzałem sobie przy tym, że przecież nie obiecywałem Eyi, że zaprowadzę tę ostrouchą do świątyni osobiście, a jedynie, że pomogę jej tam dotrzeć i to właśnie zrobiłem. Dałem jej wszystko co potrzebne w podróży, zostawiłem pomocną kunę i narysowałem całkiem szczegółową mapę. A teraz nastał czas zająć się drugą częścią mej obietnicy czyż nie? Bogowie przecież nie wyzwolą się sami z Krainy Ciemności.
Parłem tak przed siebie i parłem nawet nie zastanawiając się, w którym kierunku zmierzam, aż w końcu doszedłem na jakąś małą polankę, całą porośniętą grubym mchem. To miejsce wydało mi się być idealne na rozbicie obozu i odpoczynek przed wyruszeniem o świcie w kolejną samotną podróż. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że idąc prosto przed siebie i skręcając na chybił trafił gdy droga zrobiła się zbyt trudna do przejścia niemal zatoczyłem koło i nie odszedłem daleko od obozu, jednak w tamtej chwili nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Byłem pewien, że zostawiłem Shayę i jej problemy daleko za sobą i byłem z tego dumny. Nawet jeśli spowodowany wybuchem gniewu powrót sił był tylko tymczasowy, a ja byłem jeszcze bardziej wykończony niż w momencie gdy wróciłem z plecakiem do obozu.
Z uśmiechem na ustach, z trudem położyłem swe obolałe ciało na ziemi i zacząłem wpatrywać się w gwiazdy powtarzając sobie w myślach, że nigdy nie powinienem był pomagać żadnemu Allis, bo oni wszyscy byli tacy sami. Tak samo dumni, pyszni i głupi. I przewidywalni w końcu powinienem był przewidzieć, że nie będą mieli szacunku nawet do boga i za zwrócenie im jakiejkolwiek uwagi mi się dostanie.
Nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo moje myśli przypominają dawne myśli Taratha, położyłem ranną rękę na brzuchu, a kostur tuż obok swego prawego boku, powoli przygotowując się do snu.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:42, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:23, 31 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Miałam cichą nadzieję na to, że nie mówił prawdy, kiedy odchodziłam od niego. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo się wściekł tylko o to, że chciałam, aby zjadł mięso. Przecież ono było potrzebne. Zawierało składniki, które utrzymywały silny organizm i mocne kości. Osoby, które żywiły się samymi owocami szybciej umierały, bo z samej zasady były słabsze od innych. A potrzebowałam go żywego, bo tylko on mi mógł pomóc.
Nie wiem jak długo siedziałam nad jeziorem, ale w końcu zrobiło się na tyle chłodno, że zmuszona byłam wrócić do obozu. Od razu zauważyłam brak elfa i nie ukrywam, że to mnie zdołowało, ale pewnie na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Dlatego jedynie podeszłam do miejsca, w którym siedział i przerysowałam mapę na kartkę, chociaż nie sądziłam, że wyruszę w tamtą stronę. Mimo wszystko to było daleko od bliskich mi osób. Może nie kochałam ani Opiekuna, ani reszty członków plemienia, ale od czasu śmierci mojej matki byli dla mnie jedyną rodziną. Bardzo chętnie bym do nich wróciła, powiedziała wszystko i pożegnała się. Jednocześnie nie chciałam się poddawać i chciałam walczyć o zdrowy umysł.
Kiedy coś spadło z drzewa odruchowo odskoczyłam, dobywając sztylet. Zauważając jednak, że była to kuna, schowałam broń i kucnęłam, spoglądając na zwierzę.
- Nie poszłaś z nim? - spytałam zaskoczona tym, że zdecydowała się zostać, ale nie miałam nic przeciwko. Przynajmniej miałam jakieś towarzystwo. - Przepraszam za ten wybuch, nie kontrolowałam go - dodałam, po czym wyciągnęłam dłoń w stronę istoty, która w odpowiedzi mnie ugryzła, dając do zrozumienia, że nie udobruchałam jej. Wywróciłam na to teatralnie oczami i ruszyłam na swoje miejsce. Usiadłam na kłodzie, rozpaliłam bardziej ogień i ogrzałam się, starając nie zasnąć. Nie raz wytrzymywałam dwa, trzy dni bez spania, więc nie sprawiło mi to problemu, a z samego rana, po zjedzeniu śniadania, wzięłam rzeczy, które zostały i ruszyłam dalej, kierując się za mapą, którą mi narysował Imael.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:31, 31 Mar 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Tym razem podarowałem sobie wyciszanie się przed snem, gdyż byłem zbyt zmęczony by w ogóle rozpoczynać jakąkolwiek medytację. Zamiast tego tylko wygodniej ułożyłem się na pokrytej mchem ziemią i zamknąwszy oczy odpłynąłem w Otchłań.
Śniło mi się, że znów było tak jak dawniej. Znów przechadzałem się korytarzem swego lokum w Otchłani nie musząc się przejmować żądnymi demonami czy Opętanymi. Znów mijały mnie uśmiechnięte elfy, a ja stanąłem kawałem przed uchylonymi, złotymi drzwiami prowadzącymi do marmurowej sali, z której dochodziły jakieś głosy. A gdy zbliżyłem się bliżej drzwi w celu ich otworzenia usłyszałem bardzo niepokojący fragment rozmowy.
- Twierdzisz, więc, że czyjaś dusza może zmienić się za jego sprawą aż do tego stopnia? – spytał wyraźnie zaciekawionym głosem Tarath, a ja właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z tego, iż to wcale nie jest żaden sen, a zwyczajne wspomnienie. Wspomnienie pierwszego razu gdy zaniepokoiły mnie na tyle słowa boga sztuczek i tajemnic, bym zaczął trochę uważniej mu się przyglądać.
Jakby podążając za moją myślą o wspomnieniu, noszone przeze mnie ubrania zmieniły się w piękne i naprawdę godne boga, zdobione szaty, na których nosiłem inny, ale również brązowy płaszcz.
-
Czysto hipotetycznie tak, dlatego zdecydowanie odradzałbym przekazywanie tego artefaktu elfom. Widział i przeżył zdecydowanie za dużo by nie odcisnąć na umyśle kogoś z tego ludu żadnego piętna. A już tym bardziej nie powinien ruszać go żaden duch. Skutki takiego kontaktu mogłyby być naprawdę katastrofalne – powiedział Almar – duch wiedzy i pomocnik wszystkich bogów, a ja znacznie bardziej zbliżyłem się do drzwi by mieć pewność, że dobrze usłyszę jego odpowiedź.
- Jak bardzo katastrofalne. Przecież nie przekształciłyby duchy w jakieś demony czy coś w tym stylu prawda? – spytał retorycznie Tarath jednak wyraźnie wyczytał coś z miny swego rozmówcy co pomimo wyraźnej próby ukrycia tego jednocześnie wywołało u niego niezwykłą ulgę i podekscytowanie. – Naprawdę stworzyło by z nich demony? – dodał, a to wyraźnie nie spodobało jego rozmówcy, gdyż wydał z siebie niezadowolone warknięcie.
-
To tylko hipotetyczne rozwiązanie Tarath. Lepiej je zostawimy i nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy. Byłbym też wdzięczny gdybyś dostosował się do mojej rady – rzekł Almar zachowując w swej wypowiedzi należyty bogowie szacunek i skierował się w stronę drzwi. A ja nie mając jeszcze wtedy pojęcia co Tarath planuje, zwyczajnie popchnąłem drzwi i udałem zdziwienie jego widokiem w tym miejscu. Powinienem wtedy zapytać się o co chodziło, dowiedzieć się więcej, jednak uznałem, że póki co nie warto o tym nikomu innemu wspominać, a jedynie mieć Taratha na oku. W końcu były to zwykłe hipotetyczne rozważania. To był błąd, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem…
Obudziłem się długo po świcie. Po raz pierwszy od dawna byłem naprawdę wyspany i wypoczęty, wręcz czułem swoją siłę, która nareszcie do mnie powróciła. Niestety towarzyszyły temu nieprzyjemne myśli, które non stop powracały do tego wydarzenia sprzed wielu setek lat. Tego momentu gdy po raz pierwszy w życiu zawiodłem wszystkich bogów i elfy i nawet o tym nie wiedząc przyczyniłem się do stworzenia prawdziwego potwora. I to z mojego dobrego przyjaciela.
Leżąc nieruchomo na ziemi i spoglądając w błękitne niebo przez dłuższą chwilę roztrząsałem swoją przeszłość, aż na moim torsie nie znalazł się jakiś niewielki ciężar. Zaniepokojony przeniosłem na niego swój wzrok i z ulgą odkryłem, iż tym ciężarem jest moja znajoma kuna. I choć ucieszyło mnie jej towarzystwo naprawdę nie potrafiłem zrozumieć, że aby mnie znaleźć była gotowa przejść taki kawał szczególnie, że jeszcze nie tak dawno była na mnie zła, a ja bez słowa porzuciłem ją na polanie.
Głaskaniem podziękowałem jednak zwierzęciu za jego wierność po czym – gdy kuna przeniosła się na moje ramię – wstałem i ruszyłem w dalszą drogę. Nie było co czekać i się wylegiwać, musiałem przecież znaleźć jakiś inny sposób na uwolnienie pozostałych bogów z Krainy Ciemności skoro Shaya okazała się być jednak typową i nie wartą mojej uwagi Allis.
Podróżowałem, więc w milczeniu uważając na to by za bardzo nie zmęczyć swego wciąż rannego ciała, przez wiele godzin i dopiero koło południa gdy stanąłem nad sporym i wartkim strumieniem przecinający moją drogę, postanowiłem sobie zrobić przerwę. Wokół mnie rosło wiele jadalnych roślin takich jak orzech laskowy, jeżyny czy grzyby, było więc to idealne miejsce na spożycie mocno spóźnionego śniadania. Czym prędzej zabrałem się, więc za zbieranie darów natury, które później obmyłem dokładnie w niezwykle zimnej wodzie strumyka, uważając przy tym by nie zamoczyć swego zrobionego mi przez łowczynię wieczorem opatrunku.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:42, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:23, 01 Kwi 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Chyba pierwszy raz samotność mi naprawdę przeszkadzała. Zazwyczaj udawałam się samotnie na polowania, żeby być bardziej skupioną, ale teraz mnie to drażniło. Nie czułam się komfortowo, ani bezpiecznie. Jeszcze, kiedy Imael ze mną podróżował było łatwiej. Zamiast myśleć o tym, co się ze mną działo, kłóciłam się z nim o pierdoły. Nie przejmowałam się tym, że miałam w sobie jakąś prastarą magię, która mnie wykańczała. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że mnie to męczyło. Nie wiedziałam ile nocy będę w stanie nie przespać, aby nie śnić o tym, co się działo w przeszłości. Nie wiedziałam jak długo brak snu nie będzie miał zbytniego wpływu na rozróżnianie przeze mnie rzeczywistości od fikcji. Musiałam jednak dać sobie radę, musiałam wytrzymać do czasu dotarcia do celu.
Nie wiem ile razy odwróciłam się za siebie, poszukując elfa, jakbym myślała, że jednak zdecydował się mnie znaleźć i podążać wraz ze mną. Do tej pory miałam wrażenie, że potrzeba mu byłam w podobnym stopniu, co on mi. Najwidoczniej jednak się myliłam, bo nie było po nim ani śladu. Za każdym razem wzdychałam ze zrezygnowaniem i maszerowałam dalej. Nawet ta wstrętna fretka zdecydowała się mnie zostawić i pognać do swojego kochanka. Chociaż z drugiej strony nie dziwiłam jej się. Ledwo dawałam radę powstrzymywać tę magię, ona mną mimo wszystkich oporów, jakie stawiałam, kierowała. Czułam się tak, jakby to ona mnie więziła i powstrzymywała, a nie ja ją.
- Musisz dać sobie radę - powiedziałam do samej siebie i spojrzałam w niebo, na którym słońce było w najwyższym punkcie, symbolizując południe. Zatrzymałam się, odstawiłam rzeczy na ziemię i oparłam się plecami o drzewo, upijając kilka łyków z bukłaka, z wodą. Nie byłam jakoś specjalnie głodna, więc nie jadłam mięsa, które jeszcze zostało po wczorajszej kolacji i po prostu śledziłam wędrówkę chmur po niebie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:56, 23 Kwi 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Po spożyciu smacznego i bardzo pożywnego śniadania przyszła wreszcie pora na magiczne wsparcie gojenia się moich ran. Odkąd nie było ze mną Shayi nie musiałem się już martwić o to czy przypadkiem zużyta na tą czynność moc nie będzie mi później potrzebna na obronę elfki przed nią samą. Dodatkowo odzyskanej przez porządnie przespaną noc mocy było na tyle dużo, by nie musiał zastanawiać się czy nie będę potrzebował jej później w razie jakiegoś kolejnego ataku Opętanych, demonów, lub bandytów.
Usadowiwszy się, wiec wygodnie na ziemi ostrożnie i trochę krzywiąc się z bólu za każdym razem gdy dotykałem palcami miejsca, w którym znajdowała się zadana mi przez pająka rana, zabrałem się za rozwijanie założonego mi w nocy opatrunku. Tak jak sądziłem, drobne wsparcie gojenia się magicznymi znakami powstrzymało rozwój jakiegokolwiek zakażenia jednak dwie głębokie dziury w mojej lewej ręce nadal wyglądały paskudnie. Gdybym chciał leczyć je w sposób naturalny z pewnością zagojenie się zajęłoby im naprawdę dużo czasu, a i zostałyby mi po tym blizny. Na całe szczęście magia była po mojej stronie. I choć skorzystanie z jej pomocy również wywołało niewielki ból to już po chwili moja ręka była w znacznie lepszym stanie. Nie wyleczyłem jej do końca nie chcąc marnować na to całej mocy, którą postanowiłem przeznaczyć na leczenie, gdyż miałem jeszcze dwie wymagające regularnego podgajania rany, jeśli tylko nie chciałem by na moim boskim ciele pozostały jakiekolwiek inne blizny niż ta będąca śladem zdrady Taratha. Z tego też powodu na podgojoną ranę ponownie założyłem opatrunek, a kolejne minuty swego życia poświęciłem na podgajanie pozostałych ran.
Gdy w końcu skończyłem wszelkie lecznicze czynności było już popołudnie. I chociaż wiedziałem, że z powodu braku tej denerwującej Allis nie muszę się nigdzie spieszyć, to jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że przede mną długa droga. A ja już naprawdę chciałem opuścić ten las.
Czym prędzej, więc złapałem swój kostur i zawoławszy kunę, która usadowiła się wygodnie na moim zdrowym ramieniu, ruszyłem w dalszą drogą.
Dzięki temu i dosyć szybkiemu tempu marszu, po zmroku znalazłem się na pokrytej dosyć wysoką, lecz niezwykle miękką trawą i pełną kwiatów polanie, która prowadziła do brzegu zazwyczaj wąskiej, lecz tu szerokiej, niezwykle powoli płynącej rzeki. Z powodu licznych, znajdowanych na brzegach tej rzeki rubinów, za czasów Etharalu była ona nazwana Szkarłatną Rzeką i choć po upadku elfiego imperium jej nazwa została zmieniona, dla mnie pozostała ona Szkarłatną Rzeką.
Niezwykle uradowany, że udało mi się dotrzeć do miejsca, w którym mogłem wreszcie porządnie się umyć, czym prędzej ruszyłem w stronę cudownie chłodnej wody, nawet nie zwracając uwagi na kunę, która powęszywszy trochę w powietrzu, zastrzygła kilkukrotnie uszami po czym biegiem udała się w jakimś tylko sobie znanym kierunku. A gdy tylko dojrzałem leżące na brzegu rzeki mydlane kamienie, moje usta mimowolnie wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
Ten z pozoru niezwykle twardy i wytrzymały dar od bogiń, zaskakującą łatwo kruszył się w rękach, tworząc w kontakcie z wodą podobną do mydła i pachnącą lasem i świeżym powietrzem pianę. Był też naprawdę lekki dzięki czemu nie stanowił dużego ciężaru dla podróżników, a pozwalał im – o ile tylko go wpierw znaleźli i mieli choć odrobinę wody – normalnie się umyć.
Nie czekając aż coś lub ktoś przeszkodzi mi w moich planach pozbycia się wszelkich pozostałości kurzu, krwi, jadu, brudu i pajęczyn, czym prędzej zdjąłem z siebie całe ubranie, które wraz z kosturem ułożyłem na brzegu rzeki i zanurzywszy się aż po biodra w niezwykle przyjemnej i czystej wodzie, rozkruszyłem w dłoniach odrobinę mydlanego kamienia i zacząłem się myć.
</center>[/list]



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:42, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:25, 27 Kwi 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Stoją przy drzewie, otworzyłam mapę, którą odwzorowałam z piasku i szybko wyłapałam miejsce, w którym się znajdowałam. Przede mną była jeszcze długa droga i szacowałam, że dotrę na miejsce za co najmniej pięć dni, jeśli nie zboczę ze szlaku i będę szła taki tempem jak do tej pory. Zwinęłam więc papirus, po czym przyspieszyłam, chcąc dotrzeć do najbliższego miejsca z dostępem do wody. Musiałam się sprężyć jeśli chciałam tam dotrzeć przed zmrokiem, więc wybrałam skrót. Nie do końca był to jednak dobry pomysł, bo nie mogłam wybrać ścieżki opierającej się na skakaniu z gałęzi na gałąź , gdyż jeszcze nie byłam w stanie. Nadal mój organizm był wymęczony po wybuchu, jakiego doświadczyłam dwa dni temu. Od tamtego czasu moja moc ujawniała się w znikomy sposób, a mimo wszystko czułam się zagrożona. To we mnie było i robiło sobie wszystko na co miało ochotę, przejmowało kontrolę nad moim umysłem i wolałam nie wiedzieć, kiedy weźmie się za ciało. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do tego jeziora i pozbyć się tej mocy.
Na mojej skórze pojawiło się od cholery kolejnych zadrapań, jednak nie na tyle poważnych, aby mnie osłabić. Czułam jedynie dyskomfort, który łatwo można było zignorować, skupiając się na celu. Dotarłam do niego po kilku godzinach wędrówki i pierwszym co zrobiła było przemycie ran lodowatą wodą z niewielkiej rzeczki. Dopiero potem postawiłam rzeczy na ziemi i położyłam się na miękkiej trawie, nie mając ochoty na zjedzenie czegokolwiek. Nie byłam głodna, a jedyne o czym myślałam to kierunek, w którym zmierzał Imael. Nie miałam pojęcia, którędy się udał, a ciekawiło mnie to. Co prawda nie przepadałam za nim, ale był jedyną osobą, która nie wyśmiewała mnie za to, że byłam wojowniczką. Nawet w wiosce, w której mieszkałam ludzie drwili sobie z tego, że zdecydowałam się wybrać profesję przeznaczoną do tej pory tylko dla mężczyzn.
Westchnęłam zrezygnowana i przekręciłam się na bok. Chciałam przymknąć oczy i oddać się w objęcia Morfeusza, ale powstrzymał mnie hałas. Gwałtownie podniosłam się z ziemi gotowa do ataku i złapałam jeden ze swoich dłuższych noży, przybierając bojową pozycję. Byłam gotowa do ataku, ale nie doszło do tego. Osobą, która pojawiła się przede mną był [link widoczny dla zalogowanych]. Musiał być wojownikiem, bo właśnie jego budowę posiadał. Myślałam, że chciał mnie w jakiś sposób okraść, ale nie wykazywał chęci zrobienia tego. Miał długie, białe włosy, złociste, kocie oczy i był cholernie przystojny.
- Kim ty jesteś? - spytałam w końcu, nie chcąc od razu uważać go za wroga i chcąc w jakiś sposób go poznać. Brakowało mi towarzystwa, a skoro Imael już spisał mnie na straty, to nie miałam powodu, aby go poszukiwać.
- Gildor, wolny strzelec - przedstawił się nawiązując także do tego, że był samotnikiem i schował broń, którą do tej pory trzymał w dłoni. - A mam przyjemność z...?
- Shayą - odpowiedziałam skrótowo, po czym zajęłam miejsce na kłodzie drewna i wskazałam mu to obok mnie. Usiadł nawet nie czuwając i spojrzał w stronę mojego plecaka. - Mam trochę mięsa. Starczy dla dwóch osób, dołączysz? - spytałam, ciesząc się, że jednak nie muszę chwilowo siedzieć samemu i wyciągając pozostałości po króliku.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon 12:26, 27 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:48, 04 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Już czysty powróciłem na polanę i ubrałem się w pozostawione na brzegu rzeczy, by następnie położyć się na trawie i wlepiwszy spojrzenie w gwiazdy, poświęcić się rozmyślaniom. Początkowo moje myśli krążyły tylko i wyłączne wokół Taratha, jego zdrady i innych mających miejsce wieki temu wydarzeń, jednak wystarczyło bym na moment zamknął oczy, a w moich myślach z niewiadomego powodu pojawiła się Shaya. I choć starałem się za wszelką cenę nie wspominać elfki, nie byłem w stanie choć przez chwilę nie zastanowić się nad tym jak sobie radzi, czy na pewno jest bezpieczna i czy da sobie radę. I chociaż nadal byłem na nią zły za to, ze śmiała podnieść rękę na mnie – swego boga – to z każdą chwilą bardziej byłem na siebie zły za to, że wypowiedziałem słowa, które doprowadziły do naszego rozstania. W końcu nawet jeśli ta Allis doprowadzała mnie do szału, to nadal była jedną z niewielu elfów, z którymi choć przez chwilę miałem okazję podróżować w ciągu ostatnich lat. I właśnie z tego powodu powoli zaczynało mi brakować jej niewiedzy, upartości i troski… Nawet jeśli głównie o samą siebie.
Spędziwszy dobrą godzinie na rozmyślaniu o elfce i jej podróży do Studni Tysiąca Łez doszedłem do wniosku, ze nie mogę tego tak po prostu zostawić. Byłem bogiem i moim zadaniem było troszczyć się o swój lud nawet jeśli ten na to nie zasługiwał. Z tego też powodu nie możliwym było bym skazał Shayę na pewną śmierć, w końcu dotarcie tak daleko od domu, do miejsca świętego i z pewnych powodów równie niebezpiecznego co Otchłańnie mogło być możliwe dla osoby, która z każdym dniem traciła cząstkę siebie na rzecz starego, elfickiego artefaktu.
Byłem jednak przekonany, że do tych wniosków doszedłem zdecydowanie za późno. Shaya na pewno na mnie nie czekała i nie ruszyła na moje poszukiwania, a to znaczyło, że naszą dwójkę dzieli już znaczna odległość. A ja miałem przecież też inne zadanie na głowie – musiałem znaleźć inny sposób uwolnienia bogów zza bram Krainy Cieni. Z resztą nawet gdyby było inaczej to Shaya i tak z pewnością nie zechciałaby się już ze mną widzieć.
Z tego też powodu postanowiłem ochraniać elfkę na odległość i przybyć jedynie wtedy gdy obecna w jej ciele moc artefaktu znów wyrwie się spod kontroli. Aby to było możliwe podniosłem się do pozycji siedzącej i za sprawą inkantacji w starożytnym języku bogów i elfów przywołałem magiczną, złotą świetlistą kulę, która po chwili zmieniła się w złowieszczo wyglądający, falujący zielono-złoty płomień. Zaledwie kilka sekund później z płomienia wypłynęło pewne niewielkie i bezkształtne, srebrne światło, które okrążywszy kilkukrotnie moją głowę przybrało postać srebrnego, błędnego ognika. Widząc to uśmiechnąłem się lekko, a złoto-zielony płomień powrócił do postaci złocistej kluli, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
-
Dziękuję za przybycie drogi przyjacielu. Proszę znajdź tę elfkę i pilnuj jej, a jeśli tylko stanie się coś złego – wezwij mnie. Obiecuję, że zjawię się niemal natychmiast – rzekłem w staroelickim, a ognik podskoczył kilkukrotnie radośnie w powietrzu, raz jeszcze okrążył mą głowę i pomknął w ciemny las. Ten właśnie ognik był jednym z nielicznych duchów Otchłani, z których pomocy wciąż mogłem skorzystać i to tylko dlatego, że byłem bogiem. Normalnych śmiertelników te duchy ignorowały zostawiając na pożarcie demonom, choć były w stanie bez problemu wskazać im drogę ucieczki.
Przez chwilę wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknął ognik, a gdy spuściłem wzrok na ziemię ujrzałem wyraźnie zadowoloną z siebie moją znajomą kunę. Wyglądało na to, ze podczas swojej nieobecności skorzystała z okazji by coś zjeść i teraz była już gotowa do dalszego towarzyszenia mi w mojej niekończącej się tułaczce.
Posłałem zwierzęciu smutny uśmiech, po czym wziąłem ją na ręce i usadowiwszy kunę na moim zdrowym ramieniu z cichym westchnięciem wstałem i powoli przeszedłem na drugi koniec polany, gdzie usiadłem pod jednym z drzew.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:43, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:34, 10 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Gildor wydawał się być naprawdę sympatycznym elfem, ale nie pałałam do niego zaufaniem. Wiele wolnych strzelców napotkałam na swojej drodze i żaden nie był w stanie tak od razu zaufać obcej osobie. Nawet jeśli byliśmy tej samej rasy i kategorii osób. Zawsze pilnowaliśmy swoich tyłów, a ten mężczyzna całkowicie o tym zapomniał. Zupełnie tak, jakby był pewien, że i tak mu nic nie zrobię, albo nie był tym, za kogo się podawał. Dlatego nie traciłam czujności, nawet kiedy położył się spać. Sama i tak nie miałam zamiaru oddawać się w objęcia Morfeusza. Nie chciałam znaleźć się znowu w wydarzeniach, których świadkiem był artefakt i jego moc. Nie chciałam znowu plątać rzeczywistości z fikcją. To się źle dla mnie kończyło, a wolałam jednak dożyć momentu, w którym będę miała męża i dziecko. Chociaż do tej pory skupiałam się jedynie na walce, to od momentu, w którym dotarło do mnie, że przez te nadprzyrodzone zdolności mogę nie mieć szansy na takie życie, jakie już dawno miały kobiety w moim wieku, myślałam o tym co straciłam. Obserwowanie moich rówieśniczek, które biegają za swoimi dzieciakami nigdy mi nie przeszkadzało, ale teraz było inaczej. Teraz przeszkadzało mi to, że miałam te obrazy w głowie, bo docierało do mnie, że z rodziną byłabym szczęśliwa. Może nawet wtedy przestałabym żyć przeszłością i myślała jedynie o teraźniejszości oraz przyszłości.
Westchnęłam zrezygnowana i spojrzałam ku górze. Zaskoczona zauważyłam jakiś świetlisty kształt, ale za bardzo się na nim nie skupiałam. Zamiast tego zastanawiałam się nad tym, co teraz porabiał Imael. Brakowało mi tego jego narzekania na mój egoizm i nie myślenie o nim w żaden sposób. Mimo, że długo razem nie podróżowaliśmy, to jednak w jakiś znikomy sposób przywykłam do jego obecności i brakowało mi jej w tym momencie. Nawet ten nowy elf nie był w stanie zapełnić tego...w sumie nawet nie wiem czego.
W końcu nie byłam w stanie się opanować. Zasnęłam i nie miałam na to wpływu. Tak jak myślałam, przeniosłam się niemal od razu do przeszłości. Widziałam to samo, co na samym początku. Dwie armie stojące naprzeciw siebie i szykujące się do ataku. Byłam dowódcą jednej z nich, stałam na czele i chciałam zabijać. Jedyne o czym myślałam to zabijanie wrogów, a potem nawet moich sprzymierzeńców. Po kolei, krwawo i brutalnie. Czułam się tak, jakby zabijanie było mi potrzebne tak samo jak oddychanie. Nie wiedziałam tylko czy na zewnątrz jedynie spałam, czy może zamiast tego w jakiś sposób traciłam kontrolę nad swoją mocą. Okazało się jednak, że jedynie spałam, bo z samego rana nic nie było rozwalone i Gildor był żywy. We dwójkę zjedliśmy śniadanie, chwilę porozmawialiśmy (chyba celowo przedłużałam przesiadywanie w tym miejscu, jakbym oczekiwała, że jednak Imael dołączy) i dopiero koło południa ruszyliśmy dalej.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:04, 16 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Nim zdążyłem się obejrzeć zasnąłem jednak tym razem od ponad dwustu lat nie śniło mi się zupełnie nic. Otaczała mnie tylko ciemna, głucha i niepokojąca ciemność. I choć udało mi tak jak nigdy dotąd uzupełnić mój zapas magicznej energii i odzyskać me boskie siły to czułem, że w najbliższym czasie stanie się coś niedobrego. Coś co będzie miało wpływ zarówno na świat śmiertelników jak i Otchłań. Moje myśli automatycznie skierowały się w stronę Shayi i krążącej w jej żyłach mocy. Nie byłem pewien czy jeśli artefakt stworzyli wszyscy bogowie i był on w stanie pomóc mi w otwarciu bram do Krainy Ciemności to czy i w nieodpowiednich rękach będzie w stanie zniszczyć to wszystko za co chcieliśmy walczyć i czego chcieliśmy bronić postanawiając pokonać Taratha, jednak nie miałem najmniejszej ochoty tego sprawdzać. Istniała spora szansa na to, że problemem nie było tu zniszczenie wszystkiego, a pojmanie mnie sprawienie bym wreszcie podzielił los mych przyjaciół, a do takiego rozwoju wypadków przecież nie mogłem dopuścić. Niezależnie od tego czy Allis i miejsce elfy o mnie pamiętały, wciąż potrzebowały mnie, a ja musiałem wypełnić się zadanie.
Dziękując w duchu za to ostrzeżenie powoli podniosłem się z ziemi i gestem nakazałem kunie by schowała się w moim kapturze, który już po chwili wciągnąłem na swoją głową. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do Shayi. Nawet jeśli elfka chwilami naprawdę mnie denerwowała to nadal potrzebowała mojej pomocy. A choć nie chciałem się do tego nawet przed samym sobą przyznać, ja potrzebowałem jej. I jeśli chciałem by bezpiecznie dotarła do Studni Tysiąca Łez to musiałem ją tam osobiście zaprowadzić. W końcu żadna mapa nie była w stanie rozbroić starożytnych pułapek czy otworzyć zaklętych zamków, a te nadal mogły strzec tego świętego miejsca. Nie wspominając już o różnych potworach czy choćby krążącej w krwi Shayi mocy, która zapewne czekała tylko na odpowiedni moment by przejąć nad elfką kontrolę i wydostać się na zewnątrz.
Te właśnie powodu w połączeniu z sennym ostrzeżeniem i swym przeczuciem sprawiły, że nie miałem najmniejszego zamiaru szukać elfki po lesie. Sądziłem, że lepiej będzie stanąć u jej boku znacznie szybciej niż za parę dni i właśnie dlatego tak bardzo w tamtej chwili cieszyłem się z faktu bycia bogiem. I to nie byle jakim, a właśnie Falerelem – strażnikiem dróg i szlaków.
Skupiwszy się mocno przywołałem do siebie sporą część swej boskiej mocy i zamknąwszy oczy nakreśliłem palcem przed sobą niewielki okrąg, by później wypowiadając kolejne słowa niezwykle długiej i skomplikowanej inkantacji w staroelfckim zacząć powoli otwierać swe oczy. Z każdym kolejnym słowem jeszcze nie tak dawno istniejący tylko w mych myślach okrąg stawał się coraz to bardziej realny, wyraźny i otoczony zielono-złotymi płomieniami. A gdy stał się już częścią świata śmiertelników, a w jego wnętrzu dało się dostrzec zupełną ciemność, która pochłaniała każdy nawet najmniejszy promień światła, okrąg zaczął się powoli poszerzać.
Nagle na polanie zerwał się naprawdę silny wiatr, a niebo przysłoniły ciemne chmury, ja jednak nie przerwałem nawet na moment kontynuować wypowiadania inkantacji. A gdy okrąg stał się na tyle duży, że był w stanie zmieścić się w nim człowiek, bez żadnego lęku, pewnie i z lekkim uśmiechem wkroczyłem w ciemność. Chwilę później usłyszałem jak portal do świata śmiertelników zaczyna się zamykać, jednak to nie miało żadnego znaczenia. Po raz pierwszy od bardzo dawna znalazłem się fizycznie w dostępnej tylko mi części Otchłani, miejscu, które niegdyś odwiedzałem bardzo często. I chociaż od tego czasu bardzo się zmieniło nie musiałem się obawiać, że zabłądzę. W końcu miałem przewodnika – ducha dzięki, któremu widziałem jak dotrzeć do Shayi.
Już po chwili zaczęła się przede mną formować pośród ciemności, złocista droga, którą zacząłem iść pewnie i szybko stawiając kolejne kroki. I chociaż pośpiech był jak najbardziej wskazany, nie miałem najmniejszej ochoty biegać. To tylko by mnie bardziej zmęczyło, ale nie sprawiło, że dotarłbym znacznie wcześniej do elfki. Jeśli przeznaczenie chciało bym dotarł do niej na czas, to tak właśnie miało się stać. Jeśli nie to i tak nie miałbym za bardzo na to wpływu.
Widząc koniec drogi prowadzący w ciemność złapałem mocniej swój kostur i obróciwszy go kilkukrotnie w powietrzu uderzyłem nim w świetlistą drogę krzycząc przy tym kilka słów w staroelfkickim. Niemal natychmiast uformowały się przede mną złociste drzwi prowadzące do świata śmiertelników i Shayi. I choć wiedziałem, ze pojawię się tam znikąd ze świecącymi spod kaptura złocistym płomieniem oczami, a chroniący elfkę duszek w postaci błędnego ognika niemal natychmiast przyleci do mnie, zupełnie się tym nie przejmowałem. Byłem pewien, że pojawię się w na tyle dużej odległości od Shayi, że ta nawet mnie nie zauważy, jednak o tym jaka była prawda miałem się dopiero po przejściu przed drzwi, które chwilę później mocno pchnąłem wkraczając do świata śmiertelników…
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:43, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:17, 17 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Droga była wyjątkowo przyjemna. Gildor opowiadał mi o tym, co już w życiu przeżył, a ja z uwagą i wielkim zainteresowaniem słuchałam każdego jego słowa. Mówił z taką pasją, że zdawało się, iż dokładnie w tym momencie przeżywał to, o czym opowiadał. Ja natomiast nie miałam nawet ochoty mu przerywać i wyrzucać z siebie swoje, mniej ciekawe przygody. Poza tym nie byłam pewna, czy jakbym zaczęła mówić o czymkolwiek, to czy nie skończyłabym na tym, że mam w sobie moc artefaktu, nad którą nie mam kontroli. Mogło mi się to przypadkiem wymsknąć, bo z Imaelem nie musiałam się o to martwić. On wiedział, co we mnie tkwiło i pilnował, aby było na smyczy. Pewnie dlatego tak bardzo niepewnie się czułam, skoro jego tutaj nie było. Nie raz przyłapywałam się nawet na myśli, że chciałabym, aby nasze drogi się ponownie zeszły. Żałowałam tego, że doprowadziłam do rozstania. Chociaż jednocześnie nie miałam pojęcia dlaczego tak bardzo się oburzył przez uderzenie w twarz. Przecież był zwykłym elfem, nie powinno go tak drażnić takie zachowanie.
- Wszystko w porządku? - moje myśli przerwał mój towarzysz, o którym całkowicie zapomniałam na kilka chwil.
- Tak. Po prostu coś mi się przypomniało... - odpowiedziałam od razu i spojrzałam w górę. Późno wyruszyliśmy z tamtej polany i nasze tempo nie było szybko, a czas nie zwalniał. Na niebie już pojawił się ciemny granat i pierwszy gwiazdy, przypominając o kolejnym dniu, który spędziłam bez obecności Imaela.
- Może zrobimy postój? Twoje rany chyba się jeszcze nie zagoiły... - wtrącił Gildor, a ja jedynie pokiwałam twierdząco głową. Zatrzymaliśmy się więc na najbliższej polanie i rozstawiliśmy obóz. Mężczyzna powiedział, że pójdzie coś upolować, a ja zostałam, aby przypilnować rzeczy. Wrócił po mniej więcej godzinie z niedużym królikiem, który wystarczył dla naszej dwójki. Nie spieszyłam się z jego jedzeniem i dodałam sobie trochę ziół dla smaku, a potem poczułam się jakoś słabo. Gdybym nie siedziała na kłodzie drewna, pewnie zachwiałabym się i upadła na ziemię. Zaczęło mi szumieć w głowie i miałam mroczki przed oczami. Nie czułam się najlepiej i nie wiedziałam dlaczego.
- No wreszcie... - skomentował elf, który mi towarzyszył, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. W jego oczach już nie widziałam tej łagodności, którą posiadał wcześniej. Był w nich niebezpieczny błysk, który niemal mnie ostrzegał przed wrogiem.
- Co się dzieje? - spytałam zaskoczona, po czym się podniosłam. A przynajmniej chciałam, ale wojownik mi nie pozwolił. Złapał mnie za ramiona i posadził ponownie tak mocno, że nie mogłam mu się urwać.
- Bądź grzeczna i oddaj moc artefaktowi... - poprosił sztucznie delikatnym głosem, a ja jedynie na niego splunęłam i wyskoczyłam z kłody. Zachwiałam się na nogach, ale nie upadłam i udało mi się utrzymać w pionie.
- Kim jesteś? I co mi zrobiłeś? - spytałam, dobywając jednego ze swoich sztyletów. Mój przeciwnik nie wydawał się w ogóle tym przejęty i po prostu krążył na zmianę w dwie strony.
- Kiedy spałaś dmuchnąłem w twoją twarz truciznę z kwiatu. Byłaś tak wciągnięta w sen, że nawet tego nie zauważyłaś - wyjaśnił, a ja poczułam jak mi zaczyna drżeć ręka. Elf, widząc to, uniósł prawy kącik warg ku górze i zaczął się zbliżać w moją stronę powolnym krokiem. Ja jakby odruchowo ruszyłam się do tyłu, cofając. On tylko wywrócił teatralnie oczami i dobył miecza. Uniósł go ku górze i przystawił mi do szyi.
- Zapłacono mi za twoją śmierć - wtrącił, a ja akurat w tym samym momencie, za jego plecami, dostrzegłam drzwi. Nie byłoby to nic niezwykłego, gdybyśmy nie byli na polanie i ta rzecz nie pojawiłaby się znikąd. A jeszcze dziwniejsze było to, że przeszedł przez nie Imael ze świecącymi oczami. Byłam tak zajęta oglądaniem tego, co się działo i próbą obudzenia się z tego snu, że nie poczułam jak miecz trafia mnie idealnie w brzuch. Ból rozszedł się po całym moim ciele, ale tak mnie sparaliżował, że nie byłam w stanie wydać z siebie ani jednego głosu. Jedyne co zrobiłam, to rozszerzyłam oczy w bólu i poczułam jak wróg wyciąga ze mnie broń.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:51, 17 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Pierwszym co zobaczyłem gdy tylko znów znalazłem się w świecie śmiertelników była Shaya, a dokładniej jej ciało osuwające się bezwładnie tuż u stóp białowłosego elfem. Zaraz później dostrzegłem błysk pokrytego miejscami szkarłatem miecza i mimowolnie poczułem jak znów wypełnia mnie czyta boska moc zmieszana z niepohamowaną wściekłością. Nie zdając sobie sprawy z tego co robię wyciągnąłem przed siebie prawą dłoń wypowiadając kilka najważniejszych słów niezwykle skróconej inkantacji. W normalnych warunkach nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie zaniedbanie jednak w tamtej chwili odwrócony do mnie plecami przeciwnik nawet nie zdawał sobie sprawy z mej obecności, a ja chciałem tylko zobaczyć jak z jego ciała uchodzi resztka życia. Nie obchodziło mnie jaki cel kierował nim gdy krzywdził Allis ani też kim był, ważnym był tylko fakt, ze zachował się jak zwykły tchórz wbijając jej ostrze prosto w brzuch. Zachował się tak samo podstępnie jak Tarath, a tego nie byłem w stanie wybaczyć. Nikomu i niczemu.
Nim zdążyłem zauważyć zmieniłem większość ciała elfa w ciemnobrązowy, niezwykle ciężki kamień odbierając mu jakąkolwiek zdolność ruchu i pokonałem dzielący nas dystans tak, że moja dłoń zaczęła się niebezpiecznie zaciskać na jego wciąż ludzkiej krtani, a pozbawione białek i złożone jedynie z zielono-złotego płomienia oczy wpatrywały się wprost w jego tęczówki, a raczej świecącą na srebrno duszę. O tym jednak ten nędzny elf nie mógł wiedzieć, a ja nie miałem najmniejszej ochoty go uświadamiać.
-
I TY podstępny tchórzu śmiesz się nazywać jednym z Elven?! – zagrzmiałem, a mój ociekający jadem głos odbił się echem, choć znajdowaliśmy się w środku lasu. Nikt normalny pewnie nie byłby w stanie tego dokonać jednak byłem bogiem, przyjacielem umarłych, a związane z tym światem dusze wiernych mi elfów zawsze mi w takich sytuacjach pomagały. Nawet po upadku Etharalu cześć z nich gotowa mi była przyjść z pomocą, a mój niekontrolowany gniew budził je z uśpienia.
-
C-Czy.. Czym jesteś? – spytał wyraźnie przerażony jeszcze chwilę tak pewny siebie niedoszły zabójca, a ja zaśmiałem się głośno i złowrogo.
-
Twoim największym koszmarem… Pozdrów ode mnie Taratha – wyszeptałem mu do ucha, po czym zacisnąwszy z całej siły swą dłoń na jego tchawicy i krtani pozwoliłem by po jego ciele rozszedł się mój złoto-zielony ogień. Chciałem by strawił do reszty jego duszę tak by nie pozostał po niej nawet ślad i z pewnością czułbym ogromna satysfakcję oglądając to zjawisko, gdybym nie musiał jak najszybciej zająć się Shayą. Upuściwszy na ziemię truchło tego nic niewartego śmiecia czym prędzej podbiegłem do Shayi i wziąwszy ją w ramiona, czym prędzej położyłem dłoń na jej nowej ranie i zacząłem w pośpiechu szeptać słowa leczniczej inkantacji. Niestety rana była głęboka, a elfce nie pozostało zbyt dużo sił, dlatego też choć z każdą kolejną mijającą sekundą z rany wypływało coraz to mniej krwi, wypełnione mocą artefaktu ciało Shayi słabło i robiło się niebezpiecznie zimne. Było widać, że z powodu odniesionych obrażeń elfka nie ma już sił trzymać w sobie tej przeklętej mocy i jeśli szybko czegoś nie zrobię ta krążąca w jej żyłach siła ją zabije. Tylko co takiego mogłem w zasadzie zrobić?
Gdybym był zwykłym elfem lub choćby kapłanem mógłbym jedynie się w takiej sytuacji rozpłakać i modlić do bogów o ratunek dla niej lub bezbolesną śmierć. Na całe szczęście byłem bogiem i to bardzo zdenerwowanym bogiem. Głównie na siebie za to, że przez unoszenie się swą dumą i gniewem pozwoliłem na taki rozwój wydarzeń. Gdybym tylko nie opuścił Shayi na krok nigdy by przecież do tego nie doszło!
-
Przepraszam… Wybacz mi Suledin – szepnąłem czując, że znów kogoś zawiodłem, dokładne tak samo jak w dniu gdy znalazłem zimne, martwe ciało mej ukochanej Vayi. Niezależnie od wszystkiego nie mogłem pozwolić na to by Shaya podzieliła jej los nawet jeśli miałem sięgnąć po gałąź nieużywanej i częściowo zakazanej przez bogów magii związując na zawsze część życia Allis ze swoim.
Myśląc jednie o upływającym czasie dotknąłem swą dłonią już lekko chłodnego policzka elfki po czym zgromadziwszy część swej boskiej mocy w swych ustach przekazałem ją Shayi poprzez delikatny pocałunek. Byłem pewien, że elfka nie będzie tego pamiętać, a choć krążąca w jej żyłach niebezpieczna moc początkowo stawiała opór w postaci drgawek, w końcu poddała się pozwalając mej boskiej mocy wzmocnić ciało Shayi polepszając tym samym jej kontrolę nad siłą pozyskaną z artefaktu. To wystarczyło by w miarę ustabilizować jej stan i pozwolić m dokończyć swe leczenie, nadal jednak ciało elfki pozostawało niebezpiecznie zimne.
Z tego też powodu po zakończeniu leczenia wziąłem ją ostrożnie na ręce i przeniosłem kilkanaście metrów od szczątków tego oślizgłego zdrajcy. Tam z pomocą magii rozpaliłem ognisko przy którym usadowiłem się trzymając Shayę pewnie lecz delikatnie w ramionach i opatuliwszy ją szczelnie swoim płaczem przymknąłem oczy. Najważniejszym było ją teraz rozgrzać, lecz więcej nie byłem już w stanie bez robienia jej krzywdy zrobić. Cała reszta zależała tylko i wyłącznie o siły woli Shayi, a ja choć chciałem strzec jej i pilnować nim się wybudzi, zmuszony byłem zdać się na ochronę i czujność mego duchowego przyjaciela i przyjaciółki kuny, gdyż nagle dopadły mnie konsekwencje swych wcześniejszych czynów. Tego dnia zużyłem naprawdę sporo swej boskiej energii i w dodatku oddałem jej część elfce co niezwykle wymęczyło me ciało. Z tego też powodu zabrakło mi już sił by dłużej walczyć z nieodpartą potrzebą snu i złożywszy głowę na ramieniu Shayi byłem zmuszony się poddać i znów jak każdy śniący udać się w duchową podróż do Otchłani.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:43, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:47, 18 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Chciałam się odezwać. Chciałam zawołać Imaela, ale nie miałam na to sił. Moje ciało przestało się mnie słuchać. Zaczął mnie ogarniać chłód i całkowicie utraciłam nad sobą kontrolę. Poczułam natomiast straszny ciężar. Nie byłam w stanie go utrzymać i wciskał mnie w ziemię. Nie musiałam też zastanawiać się nad tym, co się ze mną działo, bo byłam świadoma tego, że zaraz zderzę się z ziemią, zamknę oczy i już nigdy więcej ich nie otworzę. Niemal marzyłam o cofnięciu czasu do momentu, w którym zmuszałam Imaela do zjedzenia mięsa. Powstrzymałabym się, zostawiła go w spokoju i by mnie nie zostawił.
Znalazłam się w całkowitej ciemności. Nie po raz pierwszy mi się to zdarzyło, ale nigdy wcześniej nie mogłam chodzić po czarnej posadzce. Zdziwiło mnie to, jednak nie aż tak bardzo jak to, że usiadłam w tej pustce, podciągnęłam nogi po klatkę piersiową i oplotłam je rękami, zamykając oczy. Nie miałam siły już walczyć i było to dla mnie bezsensownym trudem. Chciałam się poddać. Chciałam po prostu zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Zrobiłabym to nawet, gdyby nie czyjś głos.
- Shaya... - znałam ten głos, przypominał mi kogoś, ale nie miałam pojęcia kogo. Był delikatny, ciepły i pełen uczuć, którymi nikt już dawno mnie nie obdarował. - Shaya, słoneczko...
- Mama? - podniosłam się zaskoczona i zaczęłam rozglądać dookoła. Była tam, otoczona jasną poświatą, ale wygląda dokładnie tak samo, jak ją pamiętałam. Brązowe włosy miała starannie upięte w koka. Wpatrywała się we mnie swoimi intensywnie zielonymi tęczówkami i odziana była w suknię z roślin. - Mamo! - krzyknęłam, po czym ruszyłam do niej biegiem i rzuciłam jej się w ramiona. Kobieta złapała mnie i jak zwykle objęła jedną ręką, podczas gdy drugą położyła na mojej głowie. - Co tutaj robisz? - spytałam po kilku minutach, podnosząc głowę na jej spokojną i tak znajomą twarz. Nic się nie zmieniła przez te wszystkie lata.
- Do tej pory nie wiedziałam. Znalazłam się tutaj nagle, nie wiem nawet skąd, ale teraz wiem... - zaczęła i przetarła mi palcami łzy, które dalej spływały po moich policzkach. - Jeszcze raz potrzebujesz mojej pomocy.
- Cały czas cię potrzebuję...Od czasu, kiedy nie wróciłaś... - odpowiedziałam, nie spuszczając z niej swojego wzroku.
- Mylisz się. Zobacz jak daleko sama doszłaś - podjęła temat kobieta, na co obie usiadłyśmy na ziemi. - Stałaś się wojowniczką. Moja mała, przestraszona dziewczynka stała się wojowniczką. I wcale nie potrzebowałaś do tego mnie. Potrzebowałaś tylko samej siebie i ambicji. Pomogłaś tylu osobom, że nie sposób ich zliczyć. Nigdy nie patrzyłaś na to, czy ich to cieszy, czy nie. Zawsze robiłaś to, co uważałaś za słuszne, nie oczekując niczego w zamian. Co się stało, że ostatnio to się zmieniło?
- Dostałam niebezpieczną moc.
- I co z tego? To po prostu kolejna przeszkoda, którą rzucono ci pod nogi. Zobacz ile już ich pokonałaś. Pozwolisz zwykłej magii się pokonać? Poddasz się? Masz na to za silne serce i za silną wolę życia. Jeśli to ci nie starsza to zobacz, że wreszcie poznałaś osobę, która akceptuje cię taką, jaka jesteś. Ze wszystkimi twoimi wadami. Chcesz to stracić?
- Nie...
- Więc dlaczego tutaj siedzisz? Dlaczego płaczesz i nie walczysz? To nie jest moja córka. Moja córka jest silna, nie poddaje się łatwo i zawsze walczy. Moja córka wyrosła na piękną kobietę, która nie pozwala sobą pomiatać i jestem z niej dumna.
- Mamo... - nie mogłam powstrzymać łez, które po raz kolejny napływały do moich oczu.
- Skarbie, pokaż tej mocy, że nie przejmie nad tobą kontroli. Pokaż, że jesteś silniejsza.
- Mamo, kocham cię - znowu się do niej przytuliłam, a ona pocałowała mnie w czubek głowy.
- Ja ciebie też, słoneczko. Musisz się otworzyć przed kimś, musisz komuś pozwolić dotrzeć do swojego serca. Ja będę cię obserwowała, będę cieszyła się każdą chwilą twojego szczęścia i będę czekała. Tak długo jak będzie potrzeba. Ale teraz jeszcze nie przyszedł czas na nasze ponowne spotkanie. Ktoś potrzebuje twojej pomocy.
Jak na zawołanie, ciemność rozświetlił kolejny blask. Mimowolnie podniosłam głowę, próbując rozpoznać kształt i byłam zdziwiona tym, kogo tam dostrzegłam.
- Imael? - spytałam zaskoczona, wpatrując się w przezroczystą sylwetkę, która spływała w naszym kierunku z góry.
- Pamiętaj. On zaakceptował cię taką, jaka jesteś. Ty też musisz go zaakceptować takim, jaki jest - dodała jeszcze moja matka, a ja na nią spojrzałam pytającym wzrokiem. Zobaczyłam jednak już tylko jej znikającą twarz, a potem rozpłynęła się w powietrzu. Zostałam tylko ja i elf, który wisiał nade mną w powietrzu i wyciągał dłoń w moim kierunku. Przez chwilę się w niego wpatrywałam, po czym uniosłam swoją i go uścisnęłam. Następnym co poczułam było mocne uderzenie, a ja się znalazłam w zupełnie innym miejscu. Nie widziałam nic, ale czułam ciepło i jakiś ciężar. Zaciekawiona uniosłam powieki i dostrzegłam, że tkwiłam w ramionach Imaela, który trzymał mnie jak najbliżej siebie, ale spał. Mimowolnie poczułam dreszcze, kiedy przypomniałam sobie, jak się tutaj znalazł. Jego oczy się wtedy świeciły, a on wychodził z drzwi, które magicznym sposobem pojawiły się na polanie. Nawet elf, będący magiem nie byłby w stanie użyć tak potężnej mocy. Przez chwilę nawet się bałam. Myślałam o tym, żeby się wyrwać, albo go zabić, póki miałam na to szansę. Jednak wtedy przypomniałam sobie spotkanie z mamą. Ono było realne, wiedziałam że naprawdę ją widziałam i kazała mi zaakceptować Imaela. Nie bardzo rozumiałam o co jej chodziło i teraz o tym całkowicie zapomniałam. Zamiast tego znowu poczułam jak łzy mi spływają po policzkach w wyniku pożegnania z tą kobietą. Pierwszy raz miałam na to szansę i to cholernie bolało.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:15, 23 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Choć byłem wyjątkowo zmęczony nie byłem w stanie długo spać. Cały czas obawiałem się o stan Shayi, a także o to czy korzystając z mojej nieuwagi coś nie postanowi nas zaatakować. Z tego też powodu zrezygnowałem z szansy odbycia dłuższej rozmowy z jednym z neutralnych duchów Otchłani i zaledwie po wymieniwszy z nim kilka zdań i odzyskawszy nieco energii, opuściłem ten metafizycy świat i powróciłem do swego ciała.
Pierwszym co dotarło do mnie gdy tylko się obudziłem był fakt, iż elfka już nie śpi. Nawet nie musiałem otwierać oczu by się o tym przekonać, gdyż zdradziło mi to lekkie drżenie jej ramion i zdecydowanie głębsze oddechy.
Chcąc sprawdzić czy na pewno wszystko z nią w porządku czym prędzej otworzyłem oczy i niemal od razu zauważyłem lekko lśniące w świetle płomieni łzy na jej policzkach. Nie wiedząc czy ich przyczyną jest potworny ból, ulga czy coś zupełnie innego szybko zwróciłem swój wzrok w stronę najświeższej rany dziewczyny, która choć nie została w pełni zagojona to z pewnością nie zagrażała już życiu i nie powinna była sprawiać elfce aż takiego bólu by doprowadzić ją do łez. W końcu wszelkie poprzednie niedogodności i urazy znosiła z podniesioną głową za wszelką cenę nie chcąc okazać mi żadnych słabości. Czyżby, więc było to dla niej po prostu zbyt wiele?
Choć bardzo chciałem poznać odpowiedź na to pytanie postanowiłem zatrzymać je dla siebie. Nasze relacje już i tak były kiepskie, a zadawanie tego typu pytań tej elfce zwłaszcza w takim momencie z pewnością by ich nie poprawiło. Zdecydowanie lepszym pomysłem wydało mi się pozostawię jej w spokoju by mogła się wypłakać i odzyskawszy swe siły znów kłócić się ze mną o wszystko. I choć normalnie niesamowicie mi jej upartość i nasze sprzeczki przeszkadzały, w tamtym momencie naprawdę cieszyłem się, że wola Shayi okazała się na tyle silna by pozwolić otworzyć oczy i dać jej możliwość jeszcze wiele razy na mnie nakrzyczeć.
Uśmiechnąwszy się lekko, przymknąłem oczy i zacząłem wsłuchiwać się w cichy szelest drzew i traw uginających się na lekkim i ciepłym wietrze. Gdzieś z dala dobiegało do nas pohukiwanie sowy, skądinąd ciche dźwięki łamiących się pod łapami jakiegoś nocnego stworzenia gałązki i szczyrkanie magicznego ognia. W pobliżu naszej dwójki nie było jednak nic co mogłoby chcieć nas skrzywdzić.
Niespodziewanie poczułem jak coś miękkiego otarło się o moją szyją, by następnie zeskoczyć po moim ramieniu i z cichym i zadowolonym ni to warknięciem ni to mruknięciem usadowić się pomiędzy mną mi Shayą. Odruchowo przeniosłem swój wzrok w tamto miejsce i niemal od razu dostrzegłem dwoje mądrych wpatrzonych we mnie oczu mej przyjaciółki kuny, która wyraźnie miała dosyć siedzenia grzecznie w moi kapturze. Uśmiechnąwszy się szerzej przeniosłem swój wzrok na twarz elfki i doszedłem do wniosku, że nadeszła pora z nią porozmawiać. Nie miałem pojęcia czy będzie na mnie wściekła, ze przyszedłem czy szczęśliwa jednak to nie miało żadnego znaczenia. Przez moje czyny nasz los został związany i wiedziałem, że takim pozostanie nim, któreś z nas nie zginie, nie dotrzemy do Studni Tysiąca Łez bądź nie znajdziemy innego sposobu aby to zmienić.
-
Cieszę się, że się obudziłaś – stwierdziłem puszczając elfkę i odsuwając się od niej gdyż sądziłem, że nie byłaby zbyt szczęśliwa gdybym nadal trzymał ją w swych ramionach. Moje zachowanie wyraźnie nie spodobało się kunie, która wyraziwszy swą opinię na ten temat głośnym powarkiwaniem, usadowiła się na ramieniu Shayi.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:43, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:44, 23 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Wiem, że nie powinnam była pozwolić sobie na okazanie słabości przy kimkolwiek, zwłaszcza przy tym mężczyźnie, ale nie umiałam inaczej. Przez ostatnie szesnaście lat robiłam wszystko, aby nie myśleć o tym, że straciłam matkę. Została zabita przez ludzi, kiedy miałam dziesięć lat. Nie bardzo ją pamiętałam, przynajmniej do tego momentu. Widziałam ją jako cudowną, szczerą kobietę, która zrobiłaby dla mnie wszystko. I chociaż nie podobało jej się moje zafascynowanie walką, to wspierała mnie, abym stała się wojowniczką. Pomagała mi i uspokajała, kiedy płakałam przez ból, jaki powstawał w wyniku odniesionych podczas treningu ran. Wiele razy chciałam zrezygnować. Wiele razy powtarzałam sobie, że ja się do tego nie nadaję i zastanawiałam się nad zmianą swojego marzenia. Jednak mama wiedziała, że to dla mnie ważne. Wiedziała, że naprawdę zależało mi na tym, aby być silną. Wiedziała, że robiłam to zarówno dla samej siebie, jak i dla niej, żeby móc ją chronić. Przypominała mi o tym wtedy. Powtarzała, że dzięki temu, jaka ja jestem, przypominała sobie dobrą wersję mojego ojca. Tę, w której się zakochała. Mówiła, że mam nie tylko jego oczy, ale także i ten zawzięty wzrok. Mówiła, że kiedyś ten wzrok pokaże innym, jak bardzo się mylili, kiedy zakładali się o to, jak długo wytrzymam. Byłam poniewierana, raniona i zrównywana z ziemią, ale mama zawsze potrafiła mnie podnieść na duchu. Zawsze przecierała moje łzy tą samą chusteczką i przytulała, głaskała po głowie oraz pocieszała. Te wspomnienia. To powróciło do mnie w momencie, w którym Imael mnie przytulał do siebie. Miał tak samo mocny i pewny uścisk. Wiedział, że nie zrobi mi krzywdy i używał całej swoje siły. Dodatkowo nie zadawał pytań. Po prostu czekał w milczeniu aż się uspokoję i nie puszczał. Wiem, że był ciekawy, że chciał wiedzieć. Częściowo cieszyłam się, że nie dopytywał, ale jednocześnie myślałam o tym, że gdyby to zrobił i pozwolił mi to z siebie wyrzucić, to lepiej bym się poczuła. Tylko musiałby mnie pociągnąć za język, bo ja sama bym mu nic nie powiedziała.
Kiedy się odezwał, przypomniał mi się ból i atak. Trochę chaotycznie i w panice rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam swojego oprawcy. Odetchnęłam z ulgą i skrzywiłam się, kiedy poczułam jakiś ciężar na ramieniu. Na początku chciałam go zrzucić, ale wtedy zrozumiałam, że to była kuna leśna. Chyba pierwszy raz na mnie nie syczała i pierwszy raz nie chciała mnie zeżreć żywcem. Nie chciałam, żeby to się zmieniało, więc nie spychałam jej. Natomiast niepewnie i bardzo ostrożnie uniosłam przeciwną rękę do tej, na której tkwiła i pogłaskałam ją po łebku najdelikatniej jak potrafiłam. Nie chciałam zrobić jej krzywdy.
- Co się stało? I dlaczego wyszedłeś przez drzwi, które magicznie się pojawiły na polanie ze świecącymi oczami? – spytałam może trochę bardziej drżącym głosem niż chciałam. Czułam się jednak jakoś inaczej i nie byłam w stanie powiedzieć z jakiego powodu. Dodatkowo nie byłam rozluźniona, kiedy nie wiedziałam, co się tak naprawdę działo wokół mnie. Zawsze potrafiłam dostrzec, że coś przede mną ukrywają. Każdy. Nieważne czy była to moja mama, Opiekun czy Imael. Przez całą podróż, którą odbywaliśmy we dwójkę, wiedziałam że coś jest nie tak. Pewnie dlatego byłam tak drażliwa i łatwo wdawałam się z nim w kłótnię.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:58, 29 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc zadowolone mruknięcie kuny, której wyraźnie zaczęło brakować pieszczot moje usta ułożyły się w lekki uśmiech, który znikł natychmiast gdy tylko usłyszałem pytanie Shayi. A więc widziała i to zdecydowanie za dużo. Byłem pewien, że tym razem podanie jej kolejnego zwykłego, wyssanego z palca kłamstwa jako odpowiedzi nie przejdzie jednak nie miałem najmniejszej ochoty zdradzać jej wszystkiego. Nie była jeszcze gotowa by poznać całą prawdę o mnie, a ja nie chciałem by spoglądała na mnie jak na zwyczajnego szaleńca. Z jej spojrzenie byłem w stanie łatwo wyczytać, że w jej oczach już nigdy nie będę zwyczajnym elfem, ani nawet zwyczajnym elfim magiem, jednak prędzej wdziałaby we mnie demona niż boga. Oczywiście nie mogłem być tego pewien jednak tak właśnie czułem.
-
Czemu? Bo zostałem ostrzeżony. Czułem, że jesteś w niebezpieczeństwie i jeśli nie użyję mojej mocy, by się do ciebie dostać to nie zdążę ci pomóc. I proszę nawet pomimo mych wszystkich zdolności spóźniłem się i niewiele zabrakło, by nasze kolejne spotkanie miało miejsce podczas moich sennych wypraw do Otchłani – odpowiedziałem Shayi jeszcze bardziej się od niej odsuwając, by móc spokojnie wstać i skrzyżowawszy ręce na piersi zacząć wpatrywać się w gwiazdy. Przez dłuższą chwilę milczałem mobilizując się do zdradzenia jej tej części prawdy, która potrzebna była do zrozumienia moich zdolności, a jednocześnie nie ujawniała mej prawdziwej tożsamości. Prawdę powiedziawszy było to dla mnie niezwykle trudne gdyż od wielu lat nie rozmawiałem z nikim tak szczerze. Zawsze mówiłem tylko to co było konieczne i dbałem o to by nikt nie zobaczył więcej niż trzeba. Pilnowałem by żadna z mych zdolności nie przekraczała możliwości zwyczajnego maga, a moje zachowanie nie wzbudzało żadnych podejrzeń, jednak od czasu gdy spotkałem Shayę wszystko było inaczej. Nie potrafiłem zachowywać się przy niej jak normalny elf i nawet wtedy gdy próbowałem ukryć swe zdolności te i tak w końcu musiały wyjść na jaw. Być może dlatego, że z jakiegoś powodu było po niej widać, że zdaje sobie sprawę z faktu, że wiele rzeczy przed nią ukrywać, a być może dlatego, że ciągle się kłóciliśmy i przez to non stop chciałem jej udowadniać, że nie ma racji, a ja wcale nie potrzebuję jej towarzystwa. To zdecydowanie musiało się zmienić. Moje zachowanie doprowadziło do tej nieprzyjemnej sytuacji i omal nie wysłało elfki na tamten świat. Zdecydowanie nie było, więc godne boga, a już na pewno nie tego, którym było za czasów Etharalu.
Z cichym, lecz długim westchnięciem obróciłem swą głowę w stronę Shayi by móc spojrzeć na jej twarz. Chciałem zobaczyć jak zareaguje gdy pozna prawdę, nawet jeśli miałoby mi to po raz kolejny udowodnić o tym jak bardzo członkowie mego ukochanego ludu zmienili się przez te wszystkie lata.
-
Czy uwierzysz jeśli powiem ci, że mojego wieku nie liczy się już w dziesiątkach, a stuleciach? – spytałem się jej dokładnie w tym samym momencie gdy sprowadzony przeze mnie do świata śmiertelników duch w formie błękitnego ognika przyleciał do mnie i zaczął krążyć mi nad głową.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:44, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:45, 31 Maj 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Nadal byłam nieco otępiała, a moje ciało zdawało się ważyć tonę. Nie ruszałam się więc z miejsca i dalej tkwiłam w ramionach Imaela. Przynajmniej do momentu, w którym się odsunął, zostawiając mnie bez oparcia. Nadal nie byłam w najlepszym stanie, ale umiałam utrzymać się w siadzie. Nie robiłam jednak żadnych gwałtownych ruchów, nie chcąc kusić losu. Niby po takiej ranie mogłabym się czuć o wiele gorzej i naprawdę mnie zastanawiało to, dlaczego było inaczej, ale jednocześnie nie wiem czy chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. Miałam wrażenie, że nie do końca by mi się spodobała, a na razie wolałabym być wdzięczna elfowi za to, że mnie uratował. Pewnie gdyby zjawił się kilka sekund później, już by nic nie mógł zrobić.
Obserwowałam jego sylwetkę, kiedy wpatrywał się w gwiazdy. Musiałam długo leżeć nieprzytomna, bo byłam pewna, że jeszcze było popołudnie, kiedy otrzymałam ranę. Swoją drogą to ciekawiło mnie, dlaczego mi pomógł. Jak do tej pory nie zrobiłam nic, co by zasługiwało na ratunek. Zamiast być wdzięczną za to, że mi towarzyszył, ja ciągle się o coś na niego rzucałam. Byłam drażliwa i powodowałam jeszcze więcej kłótni. Trochę tak, jakbym podświadomie starała się go od siebie odepchnąć. Aby mnie zostawił samą i nigdy nie wracałam.
- Ymmm…Dzięki – odezwałam się z trudem wyduszając z siebie właśnie to słowo, ale w tym momencie było to oczywiste. Mimo wszystko już byłabym martwa, gdyby nie interwencja tego mężczyzny. Nieważne w jaki sposób to zrobił, ale że mu się udało. I to miałam dziwne wrażenie, że to dzięki niemu miałam okazję spotkać się z mamą i wreszcie pożegnać, zostawiając przeszłość całkowicie za sobą. Chwilę później zamilkłam. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć na jego pytanie. Przez chwilę myślałam o tym, aby parsknąć śmiechem, ale w jakiś tam nikły sposób, wiedziałam że to nie była odpowiednia reakcja. Coś mi mówiło, że on nie żartował i chociaż było to tak cholernie nierealne, to po prostu nie mogłam tak zareagować. Poza tym przypomniało mi się to, co powiedziała mi mama we śnie, albo wizji (jakkolwiek to powinno się nazwać): „Pamiętaj. On zaakceptował cię taką, jaka jesteś. Ty też musisz go zaakceptować takim, jaki jest.” Byłam pewna, że wliczało się w to także uwierzenie mu na słowo. Nawet, jeśli było to tak sprzeczne z moimi dotychczasowymi myślami. Poza tym, przecież nie mógł stać się tak potężnym magiem, gdyby nie praktykował wiele lat. A wyglądał na maksymalnie trzydzieści, więc to za krótki czas na wyrobienie sobie tak wysokich umiejętności w tym fachu.
- To by wyjaśniało dlaczego pałasz tak ogromną magią… – skomentowałam cicho, nawet jeśli nieco niepewnie, to i tak była to prawda. Musiałam mu uwierzyć, musiałam mu zaufać i pozwolić sobie pomóc. Nawet jeśli teraz miałam czuć się przy nim jeszcze dziwniej niż do tej pory. – To… – zaczęłam i mimowolnie podrapałam się po karku, nie wiedząc czy powinnam o to zapytać. No nie wydawało mi się to odpowiednie, ale jednocześnie naprawdę mnie cholernie ciekawiło. – …Ile masz lat za sobą? – spytałam w końcu nie mogąc już wytrzymać. Trzymanie dla siebie takich pytań było po prostu…No męczyło mnie to. A wiedziałam, że teraz bym miała straszny problem z utrzymaniem języka za zębami, gdybym chociaż nie spróbowała się tego dowiedzieć. No jak miał ponad sto lat, to nie umiałam nie dowiedzieć się ile tak naprawdę. No po prostu musiałam to wiedzieć!



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:56, 16 Lip 2015    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc stwierdzenie Shayi dotyczące moich zdolności uśmiechnąłem się i lekko przytaknąłem. Nauka co potężniejszych zaklęć wymagała naprawdę sporo czasu i nawet ja – mimo, że byłem przecież bogiem – na początku swej egzystencji nie potrafiłem praktycznie nic zrobić. Dopiero potem wraz ze zrozumieniem co jest celem mego istnienia, moja moc się ustabilizowała, dzięki czemu nauka potrzebnych mi do wypełnienia mej boskiej roli zaklęć przychodziła mi z łatwością. Jednak aby opanować całą resztę tych, które po tych wszystkich latach znałem, musiałem uzbroić się w cierpliwość i poświęcić każdemu z nich przynajmniej kilka dni.
Moje spojrzenie z Shayi przeniosło się na chwilę na spacerującą teraz po niej i wyraźnie szukającą odpowiedniego miejsca by na chwilę się ułożyć kunę, która wyraźnie przestała mieć jakiekolwiek uprzedzenia i złe intencje wobec elfki. Być może czuła krąży teraz już na zawsze w ciele elfki niewielki fragment mej boskiej mocy, a być może podobnie jak ja po prostu zaakceptowała fakt, że od teraz niezależnie od wszystkie do czasu aż znajdziemy Studnię Tysiąca Łez lub zginiemy próbując, Suledin będzie naszą towarzyszką. Niezależnie od powodu zwierzęciem kierującego miło było wiedzieć, że i ono nie ma już nic przeciwko byśmy właśnie z tą elfką trochę popodróżowali.
Słysząc kolejne pytanie padające z ust Shayi cicho się zaśmiałem. No naprawdę jak dziecko. Jednak gdy dotarło do mnie, że elfka oczekuje ode mnie jakiejkolwiek innej odpowiedzi, momentalnie przestałem się śmiać. Z mojej twarzy zniknął też uśmiech i chociaż starałem się by teraz nie dało się z niej wyczytać żadnych emocji, byłem pewien, że w mych złotych oczach pozostał cień bólu i smutku, które od tylu lat przepełniały mą duszę. Na całe szczęście było na tyle ciemno, że istniało spore prawdopodobieństwo, iż Shaya nie mogła ich dostrzec.
Ile miałem lat? Gdyby to pytanie zadał mi któryś z elfów za czasów Etharalu mógłbym podać mu konkretną, skończoną liczbę. Jednak od tego czasu minęło zbyt wiele lat, a ja w pewnym momencie przestałem je liczyć. Gdzieś między palcami przemykały mi kolejne wieki, a ja nadal nie znajdowałem sposobu na pomoc mym zamkniętym w Krainie Cieni przyjaciołom i pobratymcom. Ile więc dokładnie miałem lat? Zdecydowanie za dużo. Wiedziałem jednak, że taka odpowiedź nie usatysfakcjonuje elfki, ale znów postanowiłem nie zdradzić jej całej prawdy. Nie chciałem by wiedziała, że me oczy wciąż pamiętają wygląd każdego, nawet najmniejszego fragmentu dawnego imperium jej ludu, gdyż mogłoby to jej zdradzić zbyt wiele prawdy o mnie, a jednocześnie trochę bałem się tego, że uzna mnie za zdrajcę lub zwykłego tchórza. W końcu dlaczego tak potężny mag nie walczył do końca? Już pomijając fakt, że walka zdecydowanie nie była moją najlepsza stroną to walczyłbym, ramie w ramie z resztą kochających Elven bogów gdybyśmy tylko byli w stanie. Tarath postarał się jednak o to by było zdecydowanie inaczej.
-
Wystarczająco dużo by wiedzieć dokładnie czym jest, a w zasadzie czym był ten artefakt, którego moc krąży teraz w twoich żyłach i pamiętać gdzie powinna znajdować się Studnia Tysiąca Łez – oznajmiłem przenosząc swe spojrzenie na wciąż krążącego nad mą głową ducha. - Nie wiem jednak czy soi tam nadal, nie mogę tego wiedzieć, gdyż od czasu gdy widziałem ją po raz ostatni minęło naprawdę wiele lat. Przykro mi Suledin – dodałem uśmiechając się smutno po czym wyciągnąłem rękę w stronę błędnego ognika, który natychmiast zatrzymał się w miejscu. Wyszeptałem mu kilka słów podziękowania za pomoc, a gdy dotknąłem go swą dłonią ten – podobnie jak i moja dłoń- zaświecił złotym światłem, by chwilę później zaczął rozpływać się w powietrzu zupełnie tak jak i falujące lekko na wietrze, niczym ogień złote światło - moja boska moc otaczająca mą dłoń.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 0:44, 04 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 5 z 10

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy