|
Go To Hell, For Heaven's Sake! (Nadprzyrodzone, Romans; b.n) |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Nie 1:51, 26 Kwi 2015 Temat postu: Go To Hell, For Heaven's Sake! (Nadprzyrodzone, Romans; b.n) |
|
|
<center>
~ ~ ~
Czy jest życie po śmierci? Czy Bóg istnieje, a może i wręcz przeciwnie? Okala nas ciemność po zagrzebaniu w zimnej glebie, trwamy w bezkresnej pustce?
Grupa wyznawców postanowiła to sprawdzić. Opowiadali się oni za ciemniejszą, o wiele bardziej niebezpieczną stroną medalu. Grzebiąc łapskami w funduszach rządu, pod przykrywką ciekawych świata naukowców praktykowali bluźniercze rytuały, sięgając coraz dalej.
Przekraczając granicę, po kilku tygodniach starań, bezsennych nocy, do ich stóp padła rozgrzana do czerwoności istota. Prowizoryczne laboratorium wypełniło się odorem siarki i krwią ofiary, dzięki to której przybycie istoty z koszmarów sennych było możliwe.
Nim jednak cokolwiek zostało wyjaśnione, do pomieszczenia wpadło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn, pozostawiając mało odpowiedzi, wiele pytań.
Kto by się spodziewał, że zwykła kobieta wyrabiająca sobie licencję jako asystentka doprowadzi do wszczęcia stanu wyjątkowego?
~ ~ ~
Chciałoby się usłyszeć odpowiedzi na kilka pytań dotyczących samych wydarzeń w pogrzebanym pod ziemią laboratorium? Co się tak właściwie stało, kto sprowadził coś nieludzkiego do naszego świata? Kto zabrał ową istotę do siebie, co z nią zrobiono?
Zapraszam do czytania.
~ ~ ~
Regulamin wszyscy znamy i kochamy, więc tu wyjątkowo bez rozpisu.
Demon - Marchewkowecoffie
Asystentka - Raika
~ ~ ~
</center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Nie 21:42, 26 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
i m i ę || D i a n a
n a z w i s k o || P e a r c e
p ł e ć || k o b i e t a
w i e k || 25 l a t
o r i e n t a c j a || h e t e r o
s t a t u s || z a r ę c z o n a ... z ... [link widoczny dla zalogowanych]
w z r o s t || 170 c m
w a g a || o d p o w i e d n i a
k. o c z u || n i e b i e s k i e
k. w ł o s ó w || b r ą z o w e
</center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie 21:57, 26 Kwi 2015, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Nie 22:17, 26 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
~ ~ ~
| P s e u d o n i m→ Projekt Zero † |
| W i e k → szacowane dwieście lat † |
| O r i e n t a c j a → biseksualny † |
| P o c h o d z e n i e → piekło † |
| P ł e ć → mężczyzna † |
| W z r o s t → sto osiemdziesiąt dwa i ćwierć centymetra † |
| W a g a → siedemdziesiąt trzy kilo † |
| C e r a → gładka, bardzo jasna † |
| O c z y → bursztynowe † |
| W ł o s y → czarne, krótkie † |
| Z n a k i S z c z e g ó l n e → jasne rogi, długie kły, dość długi czarny ogon † |
| C i e k a w o s t k i † |
→ Nie pamięta nic, nawet swojego imienia.
→ Jego ulubione potrawy składają się w gruncie rzeczy z mięsa.
→ Jest silny, zwinny i szybki, choć po przeprawie przez portal stracił większość swoich wrodzonych umiejętności.
→ Choć jest w stanie wycisnąć ze swojego ciała o wiele więcej, niż zwykłe osobniki płci męskiej, to jego ciało zbliżone jest do ich parametrów.
→ Informacje przyswaja kilka razy szybciej, niż przeciętny człowiek.
~ ~ ~
</center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Nie 23:09, 26 Kwi 2015, w całości zmieniany 6 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:01, 26 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Stałam przy szybie w pomieszczeniu, do którego teoretycznie nie miałam wstępu. Nie byłam w stanie się ruszyć, bo niedowierzanie całkowicie mnie sparaliżowała. Miałam idealny widok na pokój. Pokój, w którego środku stało wielkie łóżko otoczone mniejszymi stołami z narzędziami. Na meblu, przyczepiony łańcuchami, których nie mógł zerwać, leżał człowiek...A raczej, wyglądał jak człowiek. Miał wzrost jak człowiek, ogólną posturę, ale i części ciała, które nie należały do człowieka. Na głowie miał rogi, a na tyłku ogon. Leżał nieruchowy, zapewne otumaniony wielką ilością środków uspokajających zapewne nowej generacji. Na jego ciele, miejscami było widać, że go torturowano i to mnie ruszyło. Wyciągnęłam więc z włosów dwie wsuwki, roztrzepałam je dłońmi, pozwalając im opaść poniżej obwodu biustu i ruszyłam do drzwi, które dzieliły mnie od jego klatki. Kucnęłam przy drzwiach i spojrzałam na zamek w klamce. Następnie wsunęłam oba kobiece dodatki w odpowiednią dziurkę i zaczęłam ostrożnie grzebać.
- Najważniejsze są zasuwki... - szepnęłam do samej siebie, by po chwili usłyszeć charakterystyczny dźwięk poluźniającego się zamknięcia. Mimowolnie się uśmiechnęłam i weszłam niepewnie do środka. Dopiero wtedy zaczęłam myśleć nad tym, czy to był dobry pomysł. Może teraz nie kontaktował, ale nie miałam pojęcia czy będzie tak samo za kilka godzin, kiedy narkotyki znikną z jego organizmu. Przestałam się jednak nad tym zastanawiać, gdy przypomniałam sobie, że w budynku był ktoś jeszcze. Przestałam więc zakładać najgorszego i po prostu ruszyłam do mężczyzny, biorąc w dłonie kluczyki od jego więzów. Kątem oka dostrzegłam, że w tym momencie, w pomieszczeniu nie było żadnych kamer. Jedynie stojak, który mógł świadczyć o tym, że używali zwykłej, przenośnej. Pewnie po to, aby uniknąć pytań na temat usuniętych godzin nagrania na kamerach należących do właściciela. Akurat to było mi na rękę i dzięki temu nie mogłam zostać zdemaskowana. Zajęłam się więc jego spętanymi kończynami oraz brzuchem i spróbowałam go podnieść. Za pierwszy razem mi się nie udało, za drugim też nie, dopiero za trzecim dałam radę i mogłam wynieść się z tego budynku. Znałam jego plany na tyle dobrze, żeby wiedzieć, których miejsc nie było widać na nagraniach, więc tamtędy szłam. Była to okrężna droga, ale jeśli nie chciałam zostać odkryta, to musiałam to przeżyć. Nawet jeśli waga mojego "towarzysza" była na tyle ciężka, że nogi się pode mną uginały.
Dotarcie do domu zajęło mi około piętnastu minut. Shawn już był w domu, więc pomógł mi wnieść mężczyznę do jednego z wolnych pokoi i tam go ułożyć. Niestety, po zamknięciu drzwi od jego aktualnego loku, wyczułam że nie był to najlepszy pomysł. Mój przyszły mąż był wściekły, niemal poczerwieniał przez to uczucie, które się w nim skłębiło niczym chmara pszczół w ulu.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnął w końcu do mnie, zbijając mnie nieco z tropu, ale jednocześnie grając już na nerwach.
- On potrzebował pomocy - odpowiedziałam spokojnie jeszcze nie będąc w takiej furii, jaką rozsiewał Thorne.
- Więc zdecydowałaś się zabawić w Matkę Teresę i udzielić mu jej. Co jeśli jest niebezpieczny? Jeśli nie bez powodu go zamknięto?
- Dobra, to ja ciebie także zamknę w pomieszczeniu bez okien, z jednymi drzwiami, przyczepię do stołu i zacznę torturować.
- To nie jest to samo.
- To jest to samo! - warknęłam w końcu i dalej już kłótnia się jeszcze bardziej pogorszyła. Nie byliśmy w stanie dojść do porozumienia. Każde z nas miało swoje zdanie i się go trzymało niczym ostatniej deski ratunku. Oboje byliśmy uparci, co doprowadziło do tego, że blondyn zdecydował się spać w innym pokoju. Wściekła, już teraz do granic możliwości, tupnęłam nogą o posadzkę, kiedy odwracał się bez żadnego argumentu, po czym ruszyłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę, nalałam do niej zimnej wody i skierowałam się do pomieszczenia, w którym spał nasz gość. Zabierając go z placówki naukowej nie myślałam. Teraz jednak zaczęłam i dotarło do mnie, że będą go szukali. A skoro był tak zabezpieczony, to znaczyło, że nie będą szczędzić na to środków. W końcu go znajdą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie 23:01, 26 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:47, 26 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Choć moja pamięć bezbłędnie rejestrowała wszelkie twarze, daty, odczucia i takie detale, jak trzepot skrzydeł lub zmarszczka nad brwią, to nie potrafiłem zbyt wiele odtworzyć z tego, co wydarzyło się po odzyskaniu świadomości. Pamiętałem jedynie bezkresną ciemność. Czułem się tak, jak gdybym obudził się z długiego snu, odłączony od tego, co było kiedyś. Upadłem na twardą, umoczoną w szkarłatnej, ciepłej cieczy posadzkę. Ogień pustoszył całe moje ciało, wyłem przeraźliwe z bólu, ździerając sobie gardło. Postrzępioną końcówką ogona łapałem za leżące w moim otoczeniu przedmioty, ciskając nimi na wszystkie strony. Świece rozpływały się pod wpływem mojego dotyku niczym plastelina, a szklane puchary rozbijały o ściany, gdy brałem choć subtelny zamach. Oczy paliły mnie niemiłosiernie, czułem się jak ślepiec. Wszędzie naokoło mnie panował chaos, wrzaski przebijały moją czaszkę jak żyletki.
Wtedy usłyszałem strzały. Przedzierający harmider huk spowodował jeszcze większą panikę, podczas gdy ja próbowałem podnieść się z usmolonej krwią posadzki. Ten zapach podrażniał moje nozdrza, palił płuca. Ślizgałem się po podłodze, kompletnie nagi. Łopatki piekły mnie niemiłosiernie, jak gdybym miał na nich rany. Dopiero gdy przesunąłem odrętwiałymi palcami po skórze, zorientowałem się, że na moich plecach naprawdę znajdują się dwa podłużne cięcia. Nie zdążyłem zebrać więcej informacji, ponieważ potem moją klatkę piersiową przeszył ból. Nadeszła ciemność. Liczyłem swoje przyśpieszone oddechy do czasu, aż zorientowałem się, że moje oczy są otwarte. Poraziło mnie białe, oślepiające światło. Byłem przywiązany do jakiegoś stołu, pozbawiony ruchu, ledwie oddychałem. Rozbieganym wzrokiem lustrowałem całe pomieszczenie. Było białe, puste, wypełnione żrącym zapachem, przyprawiającym moje wnętrzności o skrupulatne wywroty. Moje kły były strasznie wrażliwe, mrowiły gdy tylko dotykałem je językiem. Pozostała jednak ta pustka, niepewność... Strach? Nie rozumiałem do końca tego uczucia. Poznałem je dopiero potem.
Uczucie strachu objawiło się, gdy ludzie w białych kitlach i maskach zaczęli mnie torturować. Wbijając igły w ciało, rozcinając je skalpelami i ostrzami, wstrzykując różnorodne substancje, mające mnie na zmianę pobudzać i uspokajać, gdy wrzeszczałem z bólu. Zrozumiałem przerażenie, gdy leżąc na tym stole zapewne kilkanaście długich godzin, bałem się, że wrócą i kontynuują swoją paskudną robotę. Ich przesłuchanie nie miało celu. Moja pamięć była czysta, pusta, jak gdyby ktoś wykasował wszystkie dane, odebrał poprzednie życie. To uczucie było przytłaczające, prawie tak samo, jak tabletki i płyny, którymi mnie faszerowali na sam początek przesłuchania.
Potem nadeszła pustka. Po rozdzierającym bólu, godzinach tortur, przymknąłem suche na wiór usta i ociężałe powieki. Zasnąłem, zapewne pod wpływem medykamentów, które mi podali zanim opuścili moją celę. Wiedziałem, że to nie koniec, że wrócą następnego dnia, jeśli nie wcześniej. Znów zaczną zadawać pytania, których sensu nie rozumiałem. Skąd miałem wiedzieć, czy "jestem wynaturzeniem", "przybyłem z innego wymiaru", lub "gdzie się ukrywałem do tej pory i co mam wspólnego z sektą"? Skąd miałem to wiedzieć, skoro nie znałem własnego imienia? Nienawidziłem ich wszystkich. Gardziłem nimi. Gardziłem zapachem, który za sobą roznosili, ich lodowatego i wątpliwego głosu. Wściekałem się. Nawet wtedy, gdy poraz pierwszy wypowiedzieli moje... Imię. Projekt Zero.
Obudziłem się z dudniącym bólem czaszki i wnętrzności. Coś jednak było nie tak. Nie czułem palącego zimna stołu operacyjnego, w powietrzu unosił się dziwny zapach. Potrafiłbym to rozpoznać jako... Szarlotkę, jabłka, damskie perfumy, drewno, farbę i odświeżacz powietrza. Okalało mnie dziwne ciepło. Gwałtownie otworzyłem oczy, podnosząc się do siadu, co okazało się być oczywistym błędem - Kłujący ból przeszył moją głowę i gałki oczne. Złapałem się za skronie drżącymi palcami, warcząc przy tym siarczyście pod nosem, niczym rozjuszony drapieżnik.
To pomieszczenie nie przypominało sali tortur. Gdy powoli uniosłem powieki, lustrując pośpiesznie pokój. Dominowały tu ciepłe barwy. Na tyle ciepłe, by nie koliły w oczy jak intensywna biel. Rozpoznałem kilka mebli. Siedziałem na łóżku, otulony pościelą. Miałem na sobie jedynie nieco naderwane w udzie bokserki, jeszcze te z laboratorium. Przesuwając odrętwiałymi opuszkami palców po plecach, odnalazłem nierówności na łopatkach. Wciąż szczypały, ale widocznie rany zostały zszyte jeszcze w sali tortur, gdy spałem. Zrobili to, bym się nie wykrwawił. Piekły mnie mięśnie, czułem się ospały. Mimo to, chciałem znaleźć jakąś szansę na ucieczkę. Instynkt mi to podpowiadał. Uciekaj, póki nie jesteś zakuty. Na nadgarstkach wciąż miałem otarcia od kneblów.
Próba rozruszania ołowianych kończyn była trudna. Mimo to, warcząc cicho pod nosem, udało mi się spuścić stopy na chłodną podłogę. Zaciskając zęby, oparłem się o wątpliwą szafkę nocną, po czym spróbowałem się podnieść, co zakończyło się oczywistym fiaskiem, zważając na brak sił i działanie leków, które podali mi w tamtym pomieszczeniu. Zachwiałem się i pewnie wylądowałbym na podłodze, gdyby nie oparcie się o ścianę. Podczas tego gwałtownego zrywu strąciłem szklaną lampę z szafki. Rozbiła się na malutkie kawałeczki przy zderzeniu panelami. Rozległ się huk, a ja przekląłem w myślach. Ten dźwięk musiał sprowadzić naukowców z powrotem, ponieważ moim wyczulonym zmysłom nie umknęły nerwowe kroki za ścianą. Ostatkiem sił złapałem za dość spory odłamek szkła. Żałosna broń, ale w takiej sytuacji musiałem łapać się wszystkiego. Machając nerwowo ogonem, oczekiwałem napastników.
Poczułem swego rodzaju zdezorientowanie, gdy do pomieszczenia wpadła... Kobieta. Możliwe dwadzieścia-trzydzieści lat, długie włosy, dobra kondycja, markowe perfumy, jabłkowy szampon, lekko wysuszona skóra na dłoniach, zapewne od częstego mycia rąk. Musiała pracować w laboratorium, albo miała bzika na punkcie czystości. Warknąłem głośno, ostro. To było ostrzeżenie, by się nie zbliżała. Po mojej dłoni spływały krople szkarłatu, nawet nie zauważyłem, jak mocno zaciskałem palce na odłamku szkła. To było coś w rodzaju paniki, instynktu przetrwania. Nie chciałem wracać do laboratorium... Nawet, gdybym miał podziurawić tą kobietę taką marną bronią.
Dzięki wyostrzonym zmysłom miałem już plan, w które miejsca uderzać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 0:18, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Postawiłam szklankę na szafce nocnej i usiadłam na łóżku. Przyniosłam miskę z zimną wodą i co jakiś czas moczyłam w niej szmatkę, którą potem kładłam na czole mężczyzny. Nie umiałam powstrzymać się przed dotknięciem jego rogów, aby sprawdzić czy były prawdziwe, ale wywołało to u niego tak gwałtowny ruch, że szybko zabrałam z nich dłoń. Obawiałam się, że się obudził, ale nie doszło jeszcze do tego. Zdecydowałam się więc go zostawić, by przygotować kolację dla naszej trójki. Przypomniałam sobie jednak wtedy, że Shawn odmówił i zamknął się w swoim gabinecie. Westchnęłam więc zrezygnowana i przygotowałam posiłek dla dwóch osób. Siebie i tego chłopaka, który leżał niemal martwy w łóżku w pokoju gościnnym. Chcąc jakoś się odstresować i uspokoić, aby nie przestraszyć przybysza, zajęłam się czymś, co zajmowało więcej czasu niż normalnie. Przygotowała ciasto na pancake i odsmażyłam po pięć, dla mnie i dla drugiej osoby. Akurat zdejmowałam z patelni ostatni z nich, kiedy usłyszałam trzask, dochodzący z pokoju, w którym leżał nieprzytomny mężczyzna. Szybko zrzuciłam placka na talerz i ruszyłam w stronę odpowiedniego pomieszczenia, wpadając do środka. Od razu moim oczom rzuciła się krew spływająca z dłoni przybysza i odruchowo ruszyłam w jego stronę gwałtownie, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, kiedy się cofnął i bardziej w moją stronę wystawił kawałek szkła, który trzymał w dłoni. Zrobiłam więc kilka kroków w tył i spojrzałam na niego spokojnym wzrokiem, w którym była informacja o tym, że nie mam zamiaru nic mu zrobić.
- Odłóż to, bo sobie krzywdę robisz. Później posprzątam, poczekaj - odezwałam się do niego, po czym zrobiłam taktyczny odwrót i wróciłam do kolacji. W mgnieniu oka wyciągnęłam z szafki słoik nutelli, wysmarowałam nią pancake, użyłam jeszcze posypki lukrowej oraz bitej śmietany i nalałam do nowej szklanki wody z kranu. Położyłam wszystko wraz ze sztućcami na tacy, po czym wróciłam do pomieszczenia, w którym dalej tkwił gość.
- Zostawię to tutaj - zaczęłam i położyłam tacę na szafce, nie zbliżając się do mężczyzny, który nadal był nieufny. Nie dziwiłam mu się. Nie miałam pojęcia ile był w tamtym miejscu, ale ilość blizn i ran, które posiadał na swoim ciele pokazywała, że na pewno było to dłużej niż można by przypuszczać. - Nie zbliżę się do ciebie, dopóki sam nie uznasz, że mogę. Tutaj masz jedzenie i wodę, bo pewnie jesteś głodny oraz spragniony. Zamknę te drzwi i sama zjem w kuchni i wrócę za około dwadzieścia minut po naczynia. Jeśli nie zjesz to nic się nie stanie. Na pewno nie jesteś w stanie mi zaufać po tym, co... - tutaj się zatrzymałam i przygryzłam wargę niezadowolona z tego, co musiałam dodać. - ...ci zrobili. Jestem Diana i możesz tutaj zostać ile chcesz. Ten pokój jest twój - wyjaśniłam, starając się zamieścić jak najwięcej informacji w jak najkrótszym monologu, co nie do końca mi wyszło. Uśmiechnęłam się potem do niego ciepło, po czym opuściłam pomieszczenie, zamykając drzwi. Jeśli ucieknie, nie będę go goniła. Nie miałam do tego prawa. Byłam jedną z przedstawicielek tego gatunku, który bawił się nim nawet nie wiem od jak dawna i nie przejmował tym, jak bardzo cierpi. Nic dziwnego, że nie był mi w stanie zaufać, nawet jeśli to ja go uwolniłam.
- Dzieciak się zbuntował? - spytał Shawn, nie odwracając się nawet w moją stronę i zajmując odsmażaniem sobie resztek zrobionego przeze mnie ciasta. Nie odpowiedziałam w żaden sposób na jego pytanie, tylko minęłam go i podeszłam do swojej porcji. Zalałam ją nutellą, dodałam lukrową posypkę i trochę bitej śmietany. Następnie wlałam sobie do szklanki soku winogronowego i ruszyłam do stołu. Zajęłam swoje standardowe miejsce i skupiłam się na jedzeniu, nie zwracając uwagi na swojego narzeczonego, który sam przygotowywał sobie danie. W gruncie rzeczy oboje za dużo się nie odzywaliśmy do siebie nawzajem przez całą kolację. Ja myślami byłam przy naszym gościu, a Thorne zapewne przy sposobach na pozbycie się go. Od zawsze był strasznie zazdrosny i chociaż mogłam zrozumieć dlaczego się tak denerwował o przyprowadzenie tutaj innego mężczyzny bez uzgadniania tego z nim i pod opiekę, to jednocześnie mógł czasem okazać trochę współczucia. Nie miałam wątpliwości co do tego, że nasz współlokator wiele w życiu przeżył. Widać to było po jego zachowaniu, kiedy zobaczył mnie w drzwiach. Był przerażony, mimo tego, że nie miałam na sobie żadnych śladów ubioru, który posiadali jego oprawcy. Wystarczyło, że wyglądałam tak jak oni.
Kiedy blondyn ruszył do swojego gabinetu, w którym się zamknął, ja spojrzałam na zegarek. Minęło już dwadzieścia minut, ale wolałam poczekać jeszcze troszkę i dopiero wtedy zdecydowałam się podnieść oraz ruszyć do pokoju mężczyzny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pon 1:11, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Byłem właściwie gotów rzucić się do ucieczki, mimo drgania i skurczów mięśni, które odmawiały mi posłuszeństwa. Ona nie przypominała żadnego z tych, którzy mnie przesłuchiwali. Nie miała na sobie białej maski chroniącej twarz, ani nawet kitla, czy koszuli. Poza tym, pachniała zaskakująco dobrze i nie zbliżała się, gdy warczałem. Mimo to, szorujący moje plecy strach wcale nie zmalał. Nie odczuwałem ulgi. Jej wygląd może i wzbudzał zaufanie, ale byłem przekonany, że ona jest w jakiś sposób powiązana z moimi oprawcami. Jak inaczej znalazłbym się w tym pomieszczeniu, widząc ją jako pierwszą? Musiała mieć do mnie dostęp. Jeśli nie ona, to ktoś inny, a ta kobieta jest z tą osobą powiązana. Nie miałem żadnych podstaw, by jej ufać. Nie po tym wszystkim, co jej gatunek mi zrobił.
Wbijające się w dłoń szkło przyprawiało mnie o kolejne strzępki bólu, drażniąc moje nerwy. Mimo to, nie drgnąłem, jedynie nasłuchując tego, co do powiedzenia miała ta kobieta. Wzrokiem wyłapywałem każdy jej zniomy ruch - drgnięcie bioder, mrugnięcie powiekami, poruszenie palcem u prawej ręki, wygięcie ust w lekkim, ciepłym uśmiechu. Kiedy na moment zniknęła z pomieszczenia, wypuściłem z płuc wstrzymywane dotychczas powietrze. Moja klatka piersiowa unosiła się nienaturalnie szybko. Wzrokiem szukałem jakiejś drogi ucieczki - drzwi? Zbyt ryzykowne. Otwór wentylacyjny? Za mały. Rozwiązaniem mogło być okno. Nim jednak podjąłem się tego planu, do sypialni wróciła szatynka. Drgnąłem niespokojnie, zaciskając zęby i warcząc cicho pod nosem. Ona jednak, mimo mojej postawy, po prostu postawiła coś kusząco pachnącego na meblu. Mówiła powoli i głośno, jak gdyby chcąc upewnić się, że docierają do mnie jej słowa. Obserwowałem, jak jej biodra poruszają się w skromnym kroku, kosmyki włosów falują przy pełnym gracji obrocie. Pachniała słodkim ciastem i mogłem się założyć, że żaden inny człowiek nie roztaczał wokół siebie takiej woni.
Gdy zniknęła za drzwiami, zamykając je za sobą, wypuściłem z dłoni odłamek, sycząc cicho pod nosem. Bolało jak cholera. Na moje szczęście, szkło nie wbiło się głęboko i wystarczyłoby prowizorycznie to opatrzyć. Na drżących nogach dostąpałem do drugich drzwi. Po dłuższej chwili wahania złapałem za klamkę, a potem pchnąłem je lekko. Mym oczom ukazało się białe pomieszczenie. Niemal od razu się cofnąłem, zmuszając moje mięśnie do większego wysiłku. W pierwszej chwili chciałem uciekać, ale kiedy moje oczy wyłapały zaledwie sedes, prysznic, umywalkę i dwie szafki, wypuściłem drżąco powietrze z płuc. Łazienka.
W szafkach udało mi się znaleźć apteczkę. Nim jednak opatrzyłem sobie nacięcie na dłoni i pomniejsze rany na ciele, opłukałem się pod chłodną wodą. Moje ukryte pod twardą skórą mięśnie drgały, gdy o skórę uderzały kropelki wody. Mogłem uciec przez to okno. Mogłem przez nie wyskoczyć, tłukąc przy tym, a potem czołgać się przez pierwsze dwadzieścia metrów i upaść, dając złapać. Jeśli miałem nakreślić skuteczny plan, musiałem zregenerować siły. Dlatego opuściłem kabinę po zaledwie minucie, a potem zająłem się swoimi ranami. Moje włosy nie były już tłuste i brudne, a zaledwie wilgotne. Dotychczas zabrudzone krwią rogi były teraz praktycznie białe, niemal lśniące. Nie cuchnąłem już laboratorium, tylko swoim własnym, specyficznym zapachem. Porównałbym go do zapachu lasu i śniegu. Nic sensowniejszego nie przychodziło mi do głowy.
Po raz kolejny zajrzałem do szafki, tym razem dolnej. Znalazłem tam rzucone niedbale męskie ubrania. Ciemne bokserki i t-shirt z pikselowym napisem "Game Over". Śmierdziały proszkiem, więc mogłem śmiało stwierdzić, że nikt tego nie nosił. Widocznie wrzucono je tam przez pomyłkę. Wciągnąłem ciuchy na siebie, wyrzucając stare strzępki ubrań do kosza stojącego przy sedesie. Machając niepewnie ogonem, wyjrzałem zza drzwi, by zorientować się, czy nikogo nie ma w pokoju. Nie słyszałem i nie wyczuwałem żadnej żywej osoby, więc śmiało wyszedłem z pomieszczenia i mobilizując resztki sił, zwinnie przemknąłem przez pokój, chcąc dostać się do kusząco pachnącego jedzenia. Wpierw się opierałem, nie chciałem tykać niczego, co pochodziło od ludzi, ale w końcu się poddałem. Jeśli chciałem uciec, musiałem podarować swemu ciału choć trochę energii i węglowodanów. Dlatego zabrałem tacę i machając niecierpliwie ogonem na prawo i lewo, usiadłem pod oknem, tuż naprzeciwko drzwi, opierając się plecami o ciepły kaloryfer. Chciałem wiedzieć, kiedy powinienem rzucić się na bok, czy zmobilizować do ataku.
Dość grube, wysmażone ciasto o słodkim posmaku było dość dobre. Tak samo, jak biała i czarna maź na jego wierzchu. Pochłonąłem praktycznie całość, czując niemal od razu, jak odzyskuję siły. Spierzchnięte usta ochłodziłem wodą przyniesioną przez Dianę. Diana. Miałem ochotę wzdrygnąć się na jej wspomnienie. Była człowiekiem, siostrą katów, którzy zapewne chcieli przepiłować moje rogi. Pierdoleni psychopaci.
Kiedy zabierałem się za ostatni kawałek swego rodzaju placka, usłyszałem ciche kroki. Automatycznie wypuściłem z dłoni widelec, niemal rzuciłem tacę na bok, a potem odskoczyłem do tyłu, w róg pokoju. Moje ciało bardzo szybko przyswajało energię. Zapewne mogłem zdobyć się już na krótki bieg. Szybka kalkulacja, obliczenie szans powodzenia, mobilizacja mięśni. Skrzypnięcie klamki sprawiło, że wystrzeliłem niemal jak z procy do przodu. Stopy trochę mnie bolały od tak szybkiego stąpania. W ułamku sekundy znalazłem się przy Dianie, powalając ją na twardą posadzkę. Pachniała słodko. Mój ogon poruszał się nerwowo, gdy zaciskałem palce na jej nadgarstkach, przygniatając przy tym do podłogi. Kolanami opierałem się po obydwu stronach jej talii, unosząc swoje biodra wysoko, jak gdyby gotów do wyskoku w dalszą drogę. Wpatrywałem się w jej płynnie niebieskie, teraz wypełnione lekkim strachem tęczkówi. To wróg, zabij, podpowiadał mi instynkt. Nie byłem w stanie zadać ciosu. Nie potrafiłem, przypominając sobie jej łagodny głos, uśmiech. Pomogła mi. Dlaczego? Po co? Jaki miała cel, skoro jej pobratymcy byli tak brutalni? Dlaczego ona nie była? Serce tłukło się szybko pomiędzy moimi żebrami, gdy poluzowałem uścisk, odsuwając się na bok. W tym samym momencie sąsiednie drzwi otworzyły się.
Na widok postawnego blondyna praktycznie mojego wzrostu, zawarczałem groźnie, ostrzegawczo, pokazując światu długie, ostre kły. Zamachałem gwałtownie ogonem. Instynkt nakazywał mi ucieczkę. Natychmiastową ucieczkę. Ruszyłem szybko przed siebie, mobilizując ostatnie siły, które dał mi niedawno skonsumowany posiłek. Nim jednak wyminąłem dwójkę ludzi, mknąc dalej ciemnym korytarzem, poczułem uścisk na swoim ognie. Zawyłem boleśnie, czując nieprzyjemne kłucie. Blondyn złapał mnie za najczulszy punkt, zaraz po rogach. Skumulowałem energię w mięśniach ramion, a potem wbiłem pięść z całej siły w przeponę napastnika. To był mój limit. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie więcej, dlatego wyrywając boleśnie ogon z uścisku śmierdzącego tytoniem faceta, odsunąłem się do ściany, niczym zagonione w kozi róg zwierzę.
Pochyliłem się do przodu, przypominając bardziej drapieżnika gotowego do skoku. Chciałem wzbudzić w nich wrażenie, że gdyby zmuszono mnie do walki aż do nieprzytomności, zrobiłbym to. Jaki miałem wybór? Mój plan nie wypalił, nie wiedziałem o istnieniu kolejnego człowieka. Cholera by to. Zawarczałem głośno, po raz kolejny. Poruszając gałkami ocznymi w zaskakująco szybkim tempie. Chciałem wyłapać jak najwięcej szczegółów, jak najwięcej znaków, które pozwoliłby mi określić moje położenie i intencje tej dwójki. Najbardziej koncentrowałem się na blondynie. Jeśli miałbym wybierać kogo zabić, a potem zjeść, by pozyskać trochę witamin, zabrałbym się za niego. Zdecydowanie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 16:53, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Wszystko działo się zbyt szybko. Nie byłam w stanie uniknąć ataku ze strony przeciwnika i chociaż wiedziałam, że był słaby, to spanikowałam. Przygwoździł mnie do ziemi tak mocno, że na pewno następnego dnia pojawią mi się na nadgarstkach siniaki w kształcie jego uścisku. Oddech przyspieszył, a w moich oczach na pewno widać było jedynie strach. Nie wiedziałam co chciał zrobić i nie chciałam się dowiadywać. Miał ogon, rogi i kły. Nie był człowiekiem, nie był stąd. Mógł zrobić ze mną co chciał, był silny. Przez chwilę nawet uznałam, że właśnie przez taką dzikość został zamknięty. Szybko jednak odrzuciłam te myśli, bo ze mnie zszedł i nie wydawał się dalej chcieć uciekać. Przynajmniej do czasu, w którym nie natrafił spojrzeniem na Shawn.
- On nic... - nie zdołałam dokończyć, gdyż mężczyzny rzucił się w stronę drzwi wyjściowych. Przemierzał pospiesznie salon, a ja dostrzegłam w tym czasie w oczach mojego narzeczonego wściekłość. - Nie! Shawn! Zostaw go! On jest przerażony! - nie posłuchał, złapał gościa za ogon wywołując krzyk. Od razu zorientowałam się w tym, że to był wrażliwy punkt. A kiedy na taki się natrafiało, to ofiara instynktownie reagowała na to paniką oraz agresją. I chociaż spodziewałam się, że Thorne przez to oberwie, to jednak niemal dostałam zawały, gdy zobaczyłam jak zgina się w pół, a potem ląduje na ziemi, próbując złapać oddech. Niemal od razu się rzuciłam do jego ciała i od razu go złapałam, nie wiedząc co powinnam zrobić. To było uzasadnione, miał powód, ale to była przesada.
- Nie wiem co oni ci zrobili, ale my nie mamy takiego zamiaru - warknęłam na przybysza, wpatrując się w niego wściekłym wzrokiem. - Nie masz prawa atakować ludzi, u których jesteś gościem! - dodałam, po czym pomogłam blondynowi się podnieść i ruszyłam z nim w stronę pokoju, w którym chciał dzisiaj spać. Mimo tego, co zaszło, nadal był na mnie wściekły i mu się nie dziwiłam.
Nim zniknęliśmy za drzwiami jego dzisiejszej sypialni, odwróciłam się w stronę rogatego.
- Tam masz wyjście. Jeśli chcesz uciec, to uciekaj. Nie trzymamy cię tutaj siłą. Ale świat na zewnątrz jest bezwzględny. Szybciej wrócisz do swojej dotychczasowej klatki niż zdołasz powiedzieć "Diana miała rację" - dodałam, po czym weszłam do środka i pomogłam swojemu narzeczonemu ułożyć się na łóżku. Ściągnęłam z niego bluzkę oraz spodnie i nakryłam go pościelą.
- Nadal chcesz go tutaj trzymać? - spytał ledwo mogąc wykrztusić z siebie chociaż jedno słowo, a ja tylko obdarowałam go przepraszającym spojrzeniem.
- Tak. Nie pozwolę mu tam wrócić. Nie widziałeś tych narzędzi, które były w tamtym pomieszczeniu - odpowiedziałam, po czym ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki szklankę, nalałam do niej ulubionego soku pomarańczowego Shawna i zaniosłam mu ją, podając w dłonie. - To powinno pomóc. Lepiej idź spać - wtrąciłam, po czym lekko musnęłam wargami jego usta, by następnie wyjść z jego pokoju. Zamknęłam drzwi i ruszyłam na kanapę. Nie wiedziałam czy nasz gość wyszedł, czy wrócił do pokoju, ale w tym momencie mnie to nie interesowało. Pozbawił na chwilę oddechu mojego narzeczonego i byłam na niego wściekła. Nie miałam zamiaru tam już dzisiaj zaglądać, nawet po naczynia. Zamiast tego włączyłam cicho telewizor i skupiłam się na programie kulinarnym, który właśnie leciał na moim ulubionym kanale. Uważnie obserwowałam kolejne etapy przygotowania tego posiłku i robiłam sobie notatki, chcąc wypróbować ten przepis następnego dnia. Nie obchodziło mnie wtedy nic, oprócz tego dzieła. Jedynie podczas reklam chodziłam do kuchni, aby wlać sobie coś do picia, zrobić herbatę czy zjeść jakąś przekąskę. Dopiero po skończeniu programu zaczęłam myśleć na temat uratowanego mężczyzny. Nie mógł być człowiekiem. Był na to zbyt silny, zwinny i szybki. Miał dodatkowo rogi, ogon i kły, więc to także wykluczało u niego przynależność do ludzi. Czym w takim razie był? Skąd się tutaj wziął? Dlaczego opuścił swój dom i przybył tutaj? Czego tutaj chciał? Miałam niezliczoną ilość pytań na jego temat i niestety żadnej wskazówki, która przybliżyłaby mi odpowiedź.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:15, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Wszystkie zmysły mobilizowałem do stanu gotowości, chcąc mimo wszystko się obronić, gdyby blondyn ruszył do ataku. Spodziewałem się, że stanie na równe nogi i odda cios. Zamiast tego jednak, osunął się on na kolana, nie mogąc złapać oddechu. Nie rozumiałem. Był aż tak słaby? Moje ciało było mocne, wytrzymałe, a skóra twarda. Gdyby ktoś mi zaserwował taki cios, zapewne odsunąłbym się dwa kroki w tył, złapał oddech w miarę możliwości i choćby kosztem tchu, oddałbym cios, jeśli od tego zależałoby moje życie, czy wolność. Czy ich gatunek był aż tak podatny na nawet drobne obrażenia? To dawało mi szansę na przeżycie. Małą, ale jednak. Jeśli wszyscy byli tak słabi, mogłem przedzierać się przez nich godzinami. Warunkiem było tylko odzyskanie sił i nakreślenie planu. Musiałem dowiedzieć się, gdzie jestem.
Reakcja Diany sprawiła, że zmarszczyłem gniewnie brwi i nos. Gościem? Jej pobratymcy więzili mnie i torturowali, stosowali brutalną przemoc, jak pieprzeni psychopaci! Czego ona się spodziewała? Że skulę się w kącie, gdy ktoś przejawia wobec mnie wrogość? Ten blondyn skończyłby o wiele gorzej, gdybym tylko zdążył odzyskać siły. Wciąż czułem dotyk jego oślizgłych palców na moim ogonie. Ścisnął go tak mocno, że pulsował przez następnych kilka minut. Jej złość mogła mieć jakieś uzasadnienie w ich oczach, ale w moich zasłużyli sobie na o wiele więcej. Patrząc na to z mojej strony, pozostawali jedynie oprawcami, którzy bezprawnie zamknęli osobę, nie pytając ją o zdanie. Dlatego miałem zamiar bronić się za każdym razem, gdy ktoś spróbowałby przejawić agresję w stosunku do mnie. Nawet, jeśli musiałbym osobiście wyrwać takiemu blondynowi łapy razem z kręgosłupem. Byłem do tego zdolny. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale nie czułem większych oporów przed zrobieniem tego. Możliwie moja owiana tajemnicą przeszłość miała z tym coś wspólnego.
Kiedy obydwoje zniknęli za zakrętem, oparłem się o ścianę za mną dysząc ciężko. Słowa Diany nie miały znaczenia póki zaufanie, którym ich darzyłem, kończyło się na warczeniu i ucieczce. Moje serce tłukło się pomiędzy żebrami nienaturalnie szybko, spróbowałem nabrać trochę więcej powietrza. Pomogło. Tak szybkie wykorzystanie niemal wyczerpanego ciała mogło się skończyć o wiele gorzej, niż zwykła zadyszka. Powinienem nieco przystopować. Kiedy postawiłem pierwszy krok, przypomniały mi się słowa kobiety. Przeszyły mnie niczym piorun, rażąc wszystkie nerwy.
"Jeśli chcesz uciec, to uciekaj. Nie trzymamy cię tutaj siłą. Ale świat na zewnątrz jest bezwzględny.", "wrócisz do swojej dotychczasowej klatki". Zacisnąłem dłonie w pięści i podpierając się lekko o ścianę, wróciłem do pokoju, z którego uprzednio uciekłem. Kontynuując mozolny marsz dotarłem do tacy z resztką jedzenia. Zapach tej żywności wciąż przypominał mi o Dianie. Ona to zrobiła, dlatego jej woń mieszała się z nutą słodkiego ciasta. Dokończyłem posiłek w ciszy, siedząc pod ścianą. Nikt nie przyszedł. W pewnym sensie czułem ulgę, ale mimo wszystko wiedziałem, że jeśli chcę przeżyć, muszę unikać konfrontacji z blondynem... I podburzania ludzi, od których prawdopodobnie zależy moje życie. Przetarłem wierzchem obandażowanej dłoni czoło, starając sobie to wszystko jakoś poukładać. Niczego nie pamiętam, jestem skazany na ukrywanie się, bo ściga mnie jakaś chora grupa, a poza tym moje ciało potrzebuje regeneracji, którą zapewni... Mięso.
Dopiero przy tym słowie mój nos wyczuł kuszący zapach. Odruchowo podniosłem się z klęczek, prostując jak struna. Krwiste, surowe, jeszcze świeże mięso było gdzieś w tym domu. Na samą myśl o smaku wielkiego, czerwonego kawałka mięśni moje kły zaczynały robić się niewiarygodnie wrażliwe. Potrzebowałem odpowiednich składników, witamin, by zregenerować siły. Przekradnięcie się przez dom było wątpliwe, mógłbym natknąć się na Dianę, albo w najgorszym przypadku, jej towarzysza. Mój wzrok padł na pustą tacę i czyste, lśniące niemal talerze. Byłem tak głodny, że wszystko dokładnie zjadłem, nie pozostawiając nawet okruszka. Mimo to, mój żołądek wciąż domagał się więcej. Dlatego właśnie, złapałem za plastikową tacę i wątpliwym, zmęczonym krokiem ruszyłem przed siebie. Dwie cięte rany na plecach mnie piekły. Mimo opatrzenia jeszcze w laboratorium, doskwierały mi najbardziej. Wciąż nie wiedziałem, dlaczego. Nie miałem jednak czasu nad tym rozmyślać. Nie, gdy mój żołądek domagał się kolejnej porcji pożywienia.
Korytarz był długi wąski, skromnie przyozdobiony. Kiedy maszerowałem przez niego, machając ogonem na prawo i lewo, wytężałem słuch. Dokładnie docierały do mnie dźwięki prawdopodobnie telewizora, może radia. Zatrzymałem się przy odpowiednich drzwiach, a potem pchnąłem je lekko. Głosy natężyły się w momencie, gdy skamieniałem w przejściu. Intensywnie wpatrywałem się w siedzącą na sporej kanapie Dianę. Bursztynowymi tęczówkami nie przesuwałem po jej twarzy, choć miałem na to ochotę. Jej skóra bez wątpienia była miękka i gładka w dotyku. Widziałem to jeszcze podczas nagłego zrywu i próby ucieczki.
- Dziękuję. - To słowo zabrzmiało nienaturalnie w moich ustach. Miałem wrażenie, że coś takiego zdecydowanie do mnie nie pasowało. Wypowiedziałem je niskim, nieco chrapliwym głosem. Był dość przyjemny dla ucha, może nawet bardziej niż dość. To działało na moją korzyść. Nie miałem za co przepraszać, przynajmniej według mnie. Ale okazanie wdzięczności za posiłek mogło sprawić, że poziom agresji ze strony Diany spadnie. Mogłem jedynie na to liczyć, gdy odstawiałem tacę z naczyniami na chłodną podłogę. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż chodzę w samych bokserkach i koszulce. Nie czułem jednak speszenia, czy zawstydzenia. Moje ciało było jak gdyby przyzwyczajone do ignorowania prymitywnych, a może ludzkich odruchów.
Z wysiłkiem się prostując, rzuciłem Dianie ostatnie spokojne spojrzenie. Wyłapałem dzięki niemu delikatną, prawdopodobnie niewidoczną dla ludzkiego oka zmarszczkę pomiędzy jej brwiami. Będzie widoczna na starość. Podpierając się o framugę, a potem ścianę, odwróciłem się i pomaszerowałem zmęczony w stronę swojego pokoju. Wciąż czułem kuszący zapach mięsa, mieszający się z kurzem i słodką wonią ciasta. Mimo to, nie miałem zamiaru o nic prosić. Nawet o jedzenie. Pozostałem przy tej opinii również, gdy mój żołądek zaczął głośno domagać się kolejnego posiłku. Jedynie machając niezadowolony ogonem, przeszedłem dalej, do pomieszczenia, które mogłem nazwać swoją prywatną celą.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 19:40, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Mimowolnie odwróciłam się w stronę mężczyzny, który odkładał tackę z pustymi naczyniami na podłogę. Kiwnęłam tylko do niego głową na znak, że nie ma za co, po czym pozwoliłam mu się oddalić. Dopiero wtedy sama podniosłam z kanapy, wzięłam drobiazgi i włożyłam do umywalki. Szybko uporałam się ze zmywaniem, by chwilę później udać się do pokoju, który dzieliłam z Shawnem. Nie wrócił do niego, więc jasnym dla mnie było, że dzisiaj śpimy oddzielnie i dziwnie się poczułam. Od roku mieszkaliśmy razem i to była pierwsza noc, którą miałam spędzić bez narzeczonego obok. Nie czułam się z tym dobrze, ale nie dziwiłam się blondynowi. Mimo wszystko nasz gość był mężczyzną, cholernie przystojnym mężczyzną. Był dziki, nieokrzesany i niebezpieczny, a powszechnie wiadomo, że kobiety właśnie na taki typ najchętniej leciały. Mógł się czuć zagrożony i miał prawo być na mnie wściekły. Mimo wszystko wiele dla niego znaczyło to, że zgodziłam się z nim zamieszkać w domu jego rodziców, którzy jakiś czas temu zmarli. Gorzej przeżyli to moi, a zwłaszcza ojciec, który wreszcie musiał zaakceptować fakt, że nie byłam już jego małą dziewczynką. Strasznie to przeżył i na początku dzwonił co chwila, aby spytać czy wszystko w porządku. Prawdopodobnie nadal miał nadzieję na to, że jego córeczka zwróci się do niego o pomoc czy po radę. Niestety teraz więcej wskazówek mogła dać mi moja mama niż on, więc był zawiedziony.
Łazienka była duża i przestronna. Kiedy weszłam do niej, aby się przygotować do snu, pierwszym co zobaczyłam była kabina prysznicowa znajdująca się w najdalszym punkcie pomieszczenia, w prawym rogu. Przed nią, przy ścianie była dwuosobowa wanna na podwyższeniu. Wchodziło się najpierw po niewielkich schodkach na podest, gdzie była wmurowana w podłogę. Po lewej stronie były dwie umywalki, przy których każde z naszej dwójki miało swoje kosmetyki. To była swego rodzaju marmurowa półka, z którą to były zlane. Nad nimi było szerokie lustro, a pod - szafki. Dalej, przy lewej ścianie był sedes. Wszystko było tak zrobione, żeby dwie osoby mogły jednocześnie korzystać z łazienki.
Szybko się umyłam i wróciłam do pokoju. Zasłoniłam firanki, wzięłam laptopa i wskoczyłam do łóżka. Następnie włączyłam urządzenie i otworzyłam jakąś stronę z sukniami ślubnymi. Powoli z Thornem zaczynaliśmy planować ceremonię, a ja chciałam wyglądać dla niego jak najlepiej. Wiele razem przeszliśmy i zasługiwał na to jak mało kto. Długo jednak nie mogłam siedzieć nad przeglądaniem stron, bo rano trzeba było wstać. Dlatego mniej więcej po piętnastu minutach wyłączyłam wszystko, okryłam się kołdrą i zasnęłam.
Budzik nieprzyjemnie wyrwał mnie ze snu, dając sygnał, że czas wstawać. Niezgrabnie go wyłączyłam, by chwilę później znaleźć się w łazience. Umyłam się i w bieliźnie wyszłam do pokoju, kierując się do szafy. Zajrzałam do niej i zaczęłam przeszukiwać, aby znaleźć jakiś ubiór na dzisiaj. Szef na pewno będzie mnie sprawdzał, bo byłam jedną z ostatnich osób w budynku, a wolałam, żeby skupiał się na czymś innym niż na nerwowych gestach. Wybrałam więc nieco skromniejszy strój niż zazwyczaj i [link widoczny dla zalogowanych] go na siebie. Nie był specjalnie zmyślny, ani seksowny, ale miał w sobie kobiecy urok i duży dekolt. To na pewno pomoże wytrącić ze skupienia tego, kto będzie mnie przepytywał.
Po psiknięciu na siebie moich ulubionych perfum, pomalowaniu się i wrzuceniu najpotrzebniejszych do torebki, pasującej do ubioru, wyszłam z pomieszczenia do kuchni. Byłam mile zaskoczona, kiedy przy garach zobaczyłam Shawna. Zazwyczaj taki był jego sposób przepraszania mnie, gotował śniadanie i po powrocie z pracy wręczał mi jeden, pięknie ozdobiony i mój ulubiony kwiat. Dlatego z szerokim uśmiechem podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek na powitanie.
- Dzień dobry - przywitałam się, po czym spojrzałam na talerz już zapełniony jajecznicą, z boczkiem po boku i posypany koperkiem.
- To dla gościa - powiedział, a ja jeszcze szerzej się uśmiechnęłam, zostawiłam torbę na krześle, na którym zazwyczaj siedziałam i ruszyłam do pokoju gościa.
- Hej, smacznego - powiedziałam, po czym wyszłam z pomieszczenia, zamykając go za sobą i dołączyłam do narzeczonego. Nie miał już zajętych rąk, więc śmiało wziął mnie w mocny uścisk i czule pocałował w usta.
- Przepraszam za tę awanturę wczoraj - wtrącił, a ja uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Miałeś powód - zaczęłam, nie wychodząc z jego uścisku. - Powinnam się najpierw ciebie spytać o to czy może tutaj zostać, a nie postawić przed faktem dokonanym. Przepraszam, nie myślałam jasno - to nam obojgu wystarczyło, żeby rozpocząć dzień przyjemniej niż się zakończył poprzedni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon 19:41, 27 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:32, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Dostanie się do pokoju zajęło mi około minuty. Zamknąłem za sobą hebanowe drzwi wdychając zapach drewna, farby i kurzu delikatnie zmieszanego z wonią jedzenia. Zmuszając mięśnie do wysiłku, podszedłem nieco kulawo do okna, łapiąc się ostatkiem sił za firanki. Na zewnątrz widziałem w gruncie rzeczy ciemność, rozświetlaną przez pojedyncze światła samochodów, czy domów. Szybko skakałem wzrokiem z jednego punktu do drugiego, znajdując końcowo w głowie pasujące do tego krajobrazu miejscowości. Seattle, Los Angeles, Nowy Jork, Sydney, Portland... Portland. Portland pasowało mi najbardziej, ale nie mogłem mieć pewności. Równie dobrze mogłem znajdować się w Australi, Sydney. Rozmasowałem drżącymi palcam skronie. Skąd tyle obrazów w mojej głowie? Skąd wiedziałem tak dokładnie, jak wyglądają poszczególne miejcowości? Mój umysł podpowiadał mi to instynktownie. Jak?
Odsunąłem się od okna, a potem rozejrzałem po całym pomieszczeniu. Łóżko, komoda, szafa, szafki nocne, półki na książki, drzwi do malutkiej łazienki gościnnej, obrazy wiszące na ciepło pomalowanych ścianach, ramka ze zdjęciem. To ostatnie mnie zainteresowało bardziej, niż pozostałe meble. Przeszedłem kilka kulawych kroków, a potem podpierając się o ścianę, przebadałem wzrokiem fotografię. Byli na niej Diana z blondynem. Obejmował ją ramieniem w pasie i przyciskał swoje wargi do jej na tle jakiegoś domu. Podejrzewałem, że tego, w którym właśnie się znajdowaliśmy. Nie zauważyłem tam nic podejrzanego. Nic, co wskazywałoby, że należeli do grupy torturującej mnie. Więc skąd ona wiedziała? Jakim cudem udało jej się mnie stamtąd wydostać? Moi oprawcy nie wyglądali na takich, którzy łatwo odpuszczają. Nie miałem pojęcia, co się wydarzyło, gdy spałem. Powinienem się tego dowiedzieć, jeśli miałem mieć potem jakieś szanse na przeżycie. Nie chciałem zostawać w tym domu na dłużej, niż to było konieczne. W innym wypadku mógłbym niechcący zabić partnera Diany. Wtedy z pewnością wydałaby mnie tym, którzy mnie ścigali.
Pewnie kalkulowałbym wszystko dłużej, gdyby nie zmęczenie, które zaciskało swoje szpony na moim ciele. Doczołgałem się do łóżka, a potem ułożyłem na brzuchu, by nie podrażniać ran na plecach i ogona, który i tak jeszcze lekko piekł po przygodzie z tym śmierdzącym na kilometr dryblasem. Przymknąłem ociężałe powieki, pozwalając, by sen powoli mnie otulił. Skoro wcześniej Diana nie pozwoliła mnie zabić, to mogłem mieć tylko nadzieję, że z rana nie obudzę się z powrotem w tamtej sali.
Obudziłem się praktycznie o świcie, wypoczęty jak nigdy dotąd. Mięśnie już mnie tak nie bolały, a rany na plecach przestały piec. Widocznie regenerowałem się również szybciej, niż ludzie. Podniosłem się pewnie z poduszek, przeciągnąłem długo i przesunąłem opuszkami palców pod koszulką. Żadnych śladów igieł, skalpeli, rurek czy innych diabelskich urządzeń. Po raz pierwszy odkąd wróciła mi świadomość czułem się... Lepiej. Za oknem dopiero co wychodziło słońce, rzucając pomarańczowy blask na domniemane Portland. Wysunąłem się spod pościeli, a potem spuściłem stopy na chłodne panele. Podchodząc do okna już nie kulałem. Utrzymywałem dumną, pewną siebie postawę, również podczas otwierania okna.
Pełną piersią zaczerpnąłem haust świeżego, pachnącego wiosną powietrza. Czułem jak pyłki, zapach liści i rosy drażnią moje nozdrza. Przetarłem wierzchem obandażowanej dłoni oczy, ziewając lekko. Wsłuchiwałem się w odgłosy wstającego miasta, po raz pierwszy doceniając, że mam tak wyczulone zmysły i mogę wykorzystać je do czegoś poza wykrywaniem zagrożenia. Stałem tak przy oknie dość długi czas, machając leniwie ogonem na prawo i lewo. Niczym rasowy drapieżnik, bez problemu nadążałem wzrokiem za skaczącymi po drzewach wiewiórkami, czy szybującymi wysoko na niebie ptakami. Zapewne spędziłbym tak o wiele więcej czasu, gdyby nie skrzypienie otwieranych drzwi. Instynktownie chciałem odskoczyć na bok i zacząć warczeć, bronić się, ale zaciskając pięść i zęby, po prostu poczekałem. Choć czułem nieprzyjemne dreszcze na plecach, nie dałem się ponieść. Pokazywanie jak bardzo niepewnie się czułem w swoim położeniu nie leżało w moim interesie. Prędzej powinienem dać im złudzenie, że zaufałem. To powinno dostarczyć mi udogodnień podczas przymusowego pobytu w tym domu... O ile ktoś znów nie raczy złapać mnie za okon.
Obecność Diany wypełniła część pomieszczenia i nie zniknęła nawet wtedy, gdy zamknęła za sobą drzwi. Słodka woń zmieszała się z zapachem jajecznicy, jakichś ziół i... Mięsa. Niemal od razu oderwałem się od okna, węsząc w powietrzu za smakowitym źródłem. Mój wzrok niemal od razu zestroił się z wyostrzonym węchem i znalazłem mięso na talerzu, obok lampki nocnej. Dopiero w tym momencie zrozumiałem, jak głodny byłem. Dlatego nie zwlekając zabrałem się za zjadanie wszystkiego z naczynia, a zwłaszcza boczek. Popiłem szklanką wody, a potem, nawet nie czekając aż mój żołądek wszystko przetrawi, ruszyłem do łazienki, by wziąć prysznic. Śmierdziałem zeszłą nocą, czyli potem i specyficznym dla mojego gatunku zapachem porównywalnym do woni deszczu, który wydzieliło moje ciało podczas tak szybkiego zrywu i próby ucieczki. Właściwie, sam nie potrafiłem określić swojego gatunku. Jedyne, co posiadałem, to chęć wydostania się z sideł i moje imię - Projekt Zero. Nie byłem pewien, czy od urodzenia mnie tak nazywano. Brzmiało to bardziej jak wymysł moich oprawców, ale nie potrafiłem z tego zrezygnować. Nie, póki nie poznam swojej przeszłości... Lub tego, co działo się z moim ciałem przed trafieniem do tego dziwnego pomieszczenia, a potem laboratorium.
Pod prysznicem spędziłem zaledwie minutę, jeśli nie krócej. Po wyjściu wciągnąłem na siebie bokserki, przy okazji uważając na ogon wystający tuż nad pośladkami. Przez to nie mogłem dociągnąć ich do końca i jedynie trzymały się ledwie na biodrach, ale nie narzekałem. Śmierdzącą koszulkę wrzuciłem do kosza stojącego nieopodal sedesu. Pachnącym proszkiem ręcznikiem osuszyłem włosy i dokładnie wytarłem rogi, a potem delikatnie ogon. Następnie opuściłem pomieszczenie. Teoretycznie nie miałem nic przeciwko paradowaniu praktycznie nago, ale chciałem jakoś pokazać, a właściwie udowodnić, że nie przejawię agresywnych zachowań i nie muszą wzywać swoich kumpli-katów.
- Potrzebuję świeżych ubrań. - W moich intencjach nie leżało peszenie obściskujących się na środku kuchni kochanków, kiedy wszedłem tam leniwie machając ogonem, jedynie w bokserkach, podczas gdy z włosów i ściekały mi jeszcze kropelki wody, a mięśnie pracowały widowiskowo. W dłoniach trzymałem naczynia, które zdecydowałem się grzecznie odnieść, jak poprzedniego wieczoru.
- Dziękuję za jedzenie. - Tu zwróciłem się -uwaga- łagodnie do Diany, a kącik moich ust prawdopodobnie uniósł się lekko w subtelnym uśmiechu. Pachniała tak samo słodko, jak poprzedniego dnia. Mógłbym nawet śmiało stwierdzić, że pobudzała mój apetyt. Nawet dobrze wyczuwalna nuta perfum komponowała się idealnie z jej wizerunkiem. Zamachałem zamaszyście ogonem, jak gdyby na wznak zadowolenia ze swojej opinii. Przy okazji wystawiłem dłonie z naczyniami w stronę kobiety, wciąż nie zmieniając łagodnego nastawienia. Byłem zdecydowanie bardziej przyjazny, niż poprzedniego wieczoru. Ale ile z tego było prawdą, a ile idealnym kłamstwem?
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:23, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Zesztywniałam, kiedy zobaczyłam gościa tylko w bokserkach ledwie trzymających się na jego biodrach. Wczoraj nie zauważałam, że był bez górnej i dolnej części odzienia, bo skupiona byłam na pomaganiu mu. Dzisiaj jednak już mi się to rzucało w oczy i jestem pewna, że na mojej twarzy pojawiły się ledwo widoczne rumieńce. Nie chciałam wiedzieć jak podszedł do tego Shawn. Jedynie wyczułam moment, w którym jego mięśnie się napinają i złapałam go mocniej, aby go uspokoić. Jeśli by teraz wykonał jakiś gwałtowniejszy ruch to wyszłoby tak samo jak wczoraj, a tego nie chciałam. Zwłaszcza, że mężczyzna był w zaskakująco dobrym stanie. Nie miał już na ciele żadnych śladów narzędzi tortur. Nawet lepiej się trzymał na nogach. Dziwiło mnie, że tak było. Przecież wieczorem był w koszmarnym stanie i miał pełno ran kłutych i ciętych.
- To jest Shawn, mój narzeczony - przedstawiłam swojego przyszłego męża, po czym odsunęłam się od niego. - Dam ci jakieś rzeczy, których on nie nosi, a ty w międzyczasie się przedstaw - dodałam, po czym ruszyłam w stronę naszej wspólnej sypialni. Wyciągnęłam z szafy jakieś stare ubrania mężczyzny, po czym skierowałam się z powrotem do kuchni.
- Ja muszę iść do pracy, Shawn też niedługo wychodzi, więc zostaniesz sam. Nie otwieraj nikomu drzwi, ani zbytnio nie hałasuj. Jeśli ktoś cię zobaczy z ogonem, kłami i...rogami, to wezwie pomoc, a na pewno nie chcesz znaleźć się w łapskach tych osób - wyjaśniłam wręczając mu w dłonie bluzkę, spodnie i skarpetki. - W lodówce znajdziesz produkty do jedzenia i napoje, więc w razie czego jakieś weź. Jak wrócę to zrobię obiad, a ty zbieraj siły - dokończyłam, po czym podeszłam do Thorne'a. - Pa skarbie - powiedziałam, pocałowałam go przelotnie w usta i wyszłam z domu, sięgając po torbę. Wsiadłam do swojego audi C5 i ruszyłam na miejsce pracy. Nie spieszyłam się zbytnio i w głowie powtarzałam potencjalne odpowiedzi na zadawane pytania. Domyślałam się niektórych z nich przez stos obejrzanych kryminałów i przesłuchań w nich. Pamiętałam te pytania, które zazwyczaj zadawali i po prostu powtarzałam sobie na nie odpowiedzi.
Zaparkowałam na swoim standardowym miejscu. Wysiadłam z samochodu, poprawiłam wszystko i biorąc torebkę skierowałam się do windy. Zwołałam ją, a kiedy wsiadłam wzięłam kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić i przyłożyłam swoją kartę do czytnika, aby zawiózł mnie na najwyższe piętro budynku. Dotarłam tam w kilka sekund i pierwszym co zobaczyłam przy wejściu byli biegający w każdą stronę pracownicy. Zaskoczona obserwowałam przez chwilę szał, jaki tutaj panował, po czym zatrzymałam znajomą sylwetkę. Abby pracowała tutaj od niedawna. Miała krótko przystrzyżone, brązowe włosy i wielkie okulary na nosie. Była strasznie szczupła i niska przez co wydawała się być krucha niczym porcelanka. Nic bardziej mylnego. Była świetnie zorganizowana, miała zadatki na wspaniałego kierownika. Rozdzielała zadania i pilnowała, aby wszyscy skończyli je jak najlepiej i w jak najkrótszym czasie.
- Co się dzieje? - spytałam jak najbardziej naturalnie i wyszło mi to lepiej, niż przypuszczałam. Nie sądziłam, że zachowam taki spokój, mając świadomość tego, co zrobiłam.
- Szef postawił wszystkich w stanie gotowości. Podobno jakieś dzikie zwierzę, które trzymali tutaj dla bezpieczeństwa ludzi uciekło w nocy. Kazał wszystkim stawić się na przesłuchaniu i być ostrożnymi - wyjaśniła, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, chcąc poznać miejsce wywiadu. - Członkowie konkretnego oddziału mają stawić się u swojego kierownika - odpowiedziała, a ja jej podziękowałam i ruszyłam w odpowiednią stronę. Starałam się zachowywać swobodnie, tak jak zawsze, kiedy przemierzałam te korytarze. Wszyscy poza mną panikowali, zwracając na siebie uwagę. Przez takie zachowanie mogli skierować na siebie spojrzenie wyższych stanowisk i zostać uznanymi za tych, którzy mają coś na sumieniu. A ja tego właśnie nie chciałam, więc mijałam wszystkich zgrabnie do momentu, w którym nie dotarłam do odpowiednich drzwi. Weszłam do biura, w którym ja zazwyczaj pracowałam i dostrzegłam dwie osoby stojące przede mną niczym z kijkiem w dupie.
- Dzień dobry - powiedziałam do nich, a oni jedynie pokiwali mi na powitanie głowami. Następnie zajęłam miejsce na krzesłach, na których zazwyczaj siedzieli goście kierownika i czekałam na swoją kolej.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:11, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Ta cała sytuacja była z punktu widzenia ludzi trochę niezręczna. Podczas gdy w nich budziło to zawstydzenie, kobiety peszyły się na widok praktycznie roznegliżowanego męskiego ciała, na mnie nie robiło to wrażenia. Sam fakt, że ktoś podzwiał moje ciało nie wzbudzał we mnie żadnych emocji, prócz lekkiego zainteresowania. Skoro tak drobna niedogodność jak brak ubrań wprawiała ich w taki stan, to co by się stało, gdybym zainicjował jakąś grę i brnął w nią, testując ich cierpliwość i reakcje? Zapewne doprowadziłbym do niejednej ostrej wymiany zdań. Dla mnie mogłoby to być zabawne, dla nich wszystkich już mniej. Zwłaszcza puszczącego się jak paw blondyna. Wydawał się napinać tak, jak gdyby podłączono go pod prąd na kilka pełnych minut. Poza tym, jego skóra przybrała odcień dojrzewającej truskawki. Gniew.
- Projekt Zero. - Rzuciłem bezbarwnie, niemal chłodno, gdy tylko zarumieniona Diana zniknęła za zakrętem. Dokładnie śledziłem wzrokiem jej trasę. Chłonąłem te drobne gesty, które sprawiały, że wydawała się być tak pełna gracji, jak żadna wcześniej widziana przeze mnie osoba. Miała kształtne pośladki, smułką talię, jędrne piersi, długie nogi i ten niewinny wyraz twarzy, który zapewne pobudzał wielu mężczyzn. Jej włosy falowały za każdym razem, gdy choćby przestąpiła z nogi na nogę, a charakterystyczna zmarszczka pomiędzy brwiami delikatnie pogłębiała się przy subtelnych zmianach wyrazu twarzy. Kusiła swoim wyglądem. Zapewnie jej współpracownicy, czy nawet przechodnie oglądali się za nią. Była pewna siebie, ale skromna. Coś takiego przynajmniej wyczytałem z jej ubioru. Aż dziw, że ograniczała się do tak krótkowzrocznego osobnika, niejakiego Shawn'a. Jego twarz działała mi na nerwy. W przeciwieństwie do łagodnego podejścia Diany, on był agresorem. Patrząc na niego czułem, jak wywracają mi się wnętrzności, a instynkt aż mnie kłuje, by się na niego rzucić i zedrzeć z twarzy poczucie wyższości. Widocznie nie był zadowolony z mojej obecności i tego, jak oglądałem się za kobietą, której niedawno trzymał dłonie na pośladkach. Zazdrość? Interesujące.
- Jasne. - Odparłem krótko na długi monolog Diany, odbierając przy tym od niej ubrania. Przez przypadek musnąłem palcami skórę na dłoni szatynki. Nie zauważyła, jej zmysły nie były tak wyczulone, jak moje. Ja wyczułem suchy przez częste mycie dłoni naskórek, był zaskakująco miękki i gładki. Odprowadziłem Dianę wzrokiem, ściskając w dłoniach odzienie, które mi wręczyła. Przez moment staliśmy wraz z Shawn'em w ciszy, ale i po chwili on się zebrał, a potem pośpiesznie wyszedł. Jego zazdrosć mogła przyprawić przyszłośc o wiele problemów... I interesujących zwrotów akcji.
Przez moment nasłuchiwałem jak dwa wozy oddalają się, silniki warczą, a asfalt chrzęści pod oponami. Potem nastała cisza przerywana przez śpiew ptaków, rozmowy przechodniów, telewizor włączony u sąsiadów - subtelny chaos. Zamknąłem drzwi na klucz, jak poleciła mi Diana, a potem rozejrzałem się po pomieszczeniu. Miałem czas, by rozeznać się we wszystkich pokojach. Tak też zrobiłem - Najpierw poszedłem do źródła słodkiego, kuszącego zapachu kobiety. Okazała się być to sypialnia. Wszędzie unosiła się subtelna woń, zwłaszcza w okolicach łóżka, szafy i łazienki. Rozejrzałem się po krótce, zaciągając przy tym pełną piersią. Ten zapach był zdecydowanie uzależniający.
Przez całą wycieczkę znalazłem gabinet pełen śmierdzących papierosami urządzeń, zapewnie należących do Shawn'a. Maniak komputerowy? Wszędzie leżało pełno zapakowanych w pudełka gier, większość była otwarta. Dość sporych rozmiarów sprzęt stał przy ścianie. Pracował nad własną grą? Ciekawe. Nie mogąc znieść podrażniającego nozdrza smrodu, opuściłem pomieszczenie. Nie znalazłem nic ciekawszego, prócz małego pomieszczenia pełnego pudeł. Zapewne po dawnej przeprowadzce. Kończąc rozeznanie, wróciłem do salonu. Żadnych ukrytych kamer, kitlów, skalpeli, igieł, pudeł z opatrunkami, schowanych w szafach pił chirurgicznych, czy zapasów leków odurzających. Może trzymali je w garażu, albo piwnicy? Nabrałem ochoty, by poszukać wejścia do owych pomieszczeń, ale przerwało mi burczenie brzucha. Moim celem stała się pachnąca jedzeniem kuchnia.
Podczas siedzenia na podłodze i opróżniania trzeciego z kolei opakowania surowej wołowiny, doszedłem do kilku wniosków - Oni nie mogli mieć wiele wspólnego z grupą katów. Chyba, że bardzo dobrze się maskowali i spodziewali, że przeszukam u nich każdy kąt, więc wynieśli sprzęt. Ale po co? Po co mieliby sobie zadać ten trud, przy czym "chronić" przed resztą? To się nie kleiło w żadnym aspekcie. Czyli byłem tak jakby... Bezpieczny, przynajmniej na jakiś czas. Pozostawała jeszcze kwestia mojej pamięci i tego, co powinienem zrobić dalej. Siedzenie w tym domu miało swoje korzyści, ale nie mogłem się zatrzymać tam na zbyt długo. To w końcu doprowadziłoby katów na mój trop. Powinienem znaleźć sobie jakąś kryjówkę, zapleczę, plan B, gdyby coś poszło nie tak. Tylko gdzie znajdzie się miejsce dla kogoś innego gatunku, skoro ludzie z natury byli w chuj nietolerancyjni, impulsywni i agresywni, kiedy zaczynali się bać (co udowodnił mi Shawn)? Powinenem poszukać czegoś na odludziu, a może i jeszcze dalej. Mógłbym żyć w lasach. Jedzenie surowego mięsa nie jest dla mnie problemem, a i wręcz przeciwnie. Poza tym, tak byłoby bezpieczniej. Niezły wybór - dać się złapać, lub ździczeć na łonie natury.
Wyrzuciłem puste opakowania do kosza na śmieci. Mój żołądek nie domagał się już niczego, poza płynami. Opróżnienie jednej butelki wody zajęło mi zaledwie kilkanaście sekund. Potem wybrałem się na kolejny spacer po domu, poczynając od salonu. Dokładnie studiując otoczenie, zdecydowałem się zajrzeć na regał z książkami. W oczy rzucało mi się sporo różnych tytułów, naturalnie nieciekawych, ale w końcu natrafiłem na coś, co mnie zainteresowało - Hamlet, William'a Shakespeare'a. Zasiadłem na kanapie, układając się wygodnie i zaczynając czytać. Musiałem sobie jakoś zabić czas, choć na moment odpocząć od łączenia wszystkich spraw.
Nieprzewidzianie jednak, skończyłem śpiąc spokojnie na brzuchu. Kanapa była całkiem wygodna. Przez sen machałem leniwie ogonem. Tuż obok mnie, na podłodze leżał Hamlet, którego za okładkę jeszcze lekko trzymałem w dłoni. Popołudniowa drzemka. Prawdopodobnie nie powinienem tracić czujności, obmyślić jakiś plan po chwili relaksu. Prawdopodobnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Pon 22:32, 27 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pon 23:22, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Pytania były takiego kalibru, jakich się spodziewałam. Na każde z nich zgrabnie odpowiadałam, co jakiś czas wtrącając chwilę mamrotania pod nosem, aby pokazać, że próbuję sobie coś przypomnieć. Powiedzenie wszystkiego na jednym wdechu nie było dobrym pomysłem. Od razu kierownik by zauważył, że coś jest nie tak. Jednak kiedy się zacinałam i bawiłam rękami w geście próbującym opanować stres i miałam ściągniętą z ramiona marynarkę, mężczyzna niczego nie zauważył. Uwierzył w każde moje słowo niczym posłuszny swojemu panu piesek. Był naiwny, ale właśnie dlatego to, co zrobiłam na tę chwilę uszło mi płazem. Nie miałam tylko pojęcia o tym, ile to jeszcze potrwa. W końcu trafią na mój trop, zorientują się, że moja nieco...niezbyt grzeczna przeszłość mogła nauczyć mnie otwierania każdego zamka zwykłą wsuwką. W liceum dla zabawy ze znajomymi włamywaliśmy się do jakiś budynków, udając złodziei. Nigdy niczego nie ukradliśmy, więc żadne z nas nie miało na sumieniu odsiadki w więzieniu, ale jednak same przewinienia były wpisane w nasz życiorys. Właśnie dlatego na początku mojej pracy w tej placówce zastanawiałam się nad tym, dlaczego mnie przyjęli. Mimo wszystko to była rządowa własność, nie powinni mnie tutaj przyjąć. Nie narzekałam jednak na to, nie wychylałam się i robiłam to, co do mnie należało i nic więcej. Przynajmniej do poprzedniego wieczora...
Wyszłam z pokoju przesłuchać po kilkunastu minutach. Pierwszy, co wtedy zrobiłam, było obciągnięcie niżej spódnicy, aby więcej zasłaniała. Wolałam nie ryzykować robienia przedstawienia z moimi majtkami w roli głównej osobom, które ze mną pracowały. Nie czułabym się z tym dobrze, a Shawn pewnie by wszystkim wydłubał oczy za to, że patrzyli. Nie chciałam z nim igrać. Na pewno nie teraz, kiedy cały czas był nastroszony niczym paw przez naszego gościa. Nie chciałam dodawać mu kolejnych zmartwień i powodów do zazdrości. Potrafił być wtedy naprawdę przerażający.
- Di...a...na~ - ten głos, układający poszczególny części mojego imienia w piosenkę, przyprawił mnie o dreszcze.
- O nie... - szepnęłam cicho, po czym poczułam jak jedna z kobiet, które tutaj poznałam zawiesza mi się na ramionach, prawie wylewając kubek z kawą na moje notatki. Wzdrygnęłam się mimowolnie i już myślałam nad najlepszym sposobem uniknięcia jej towarzystwa podczas lunchu.
- Zjedz ze mną drugie śniadanie. Mam mnóstwo pytań - wtrąciła, a ja jedynie wywróciłam teatralnie oczami. Nie odpowiedziałam niczego, bo i tak wiedziałam, że moje zdanie się dla niej nie liczyło. Zamiast tego schowałam kartki z informacjami do torby i sprawdziłam czy jeszcze coś trzeba stąd zabrać, aby nie zostało zniszczone przez posiłek.
- Hej. Co cię do mnie sprowadza? - skomentowałam tak naprawdę od niechcenia i już po chwili miałam sprawozdanie z dnia, jaki spędziła. Zaczęła od tego jak to jej mąż obudził ją szybkim numerkiem (mogła to pominąć, naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu), poprzez spotkanie po drodze do pracy przystojnego listonosza, przesłuchanie u kierownika na stole...O zgrozo. Jakim cudem współmałżonek pozwala jej sypiać z kim popadnie? Przecież na pewno zauważył, że ona go zdradzała na prawo i lewo. W sumie nic dziwnego. Wielu mężczyzn leciało na jej seksowne ciało i prowokujący styl bycia.
- A właśnie! Ustaliliście już datę ślubu?! - niemal wydarła się na całą salę, zwracając uwagę kilku pracowników, którzy pod nosem parsknęli śmiechem i doprowadzając do tego, że zakrztusiłam się łykiem kawy, którego skosztowałam.
- Nie. Dopiero zaczynamy o tym rozmawiać - odpowiedziałam, po czym dostałam wykład na temat tego, co powinnam zrobić przed założeniem obrączki na palec. Nie umiała pominąć tego, żebym przespała się z jakimś innym mężczyzną i sprawdziła czy Shawn mi na pewno wystarcza. Przez chwilę, kiedy o tym wspomniała, widziałam przed oczami prawie nagą sylwetkę mojego gościa, jednak szybko się jej pozbyłam i powiedziałam, że stanowczo nie mam zamiaru zdradzać Thorne'a.
Resztę dnia w pracy wypełniałam papierki, czytałam niektóre, podpisywałam i robiłam mnóstwo innych rzeczy, na które naukowiec nie ma czasu, a w których wyręcza go właśnie asystentka. Było wyjątkowo dużo tajnych papierzysk, które miałam jedynie podpisać bez czytania, a których treść i tak znałam. Na pewno każde z nich zawierało coś o tym, kogo uratowałam i mimowolnie chciałam tam zajrzeć. Szybko jedynak wybiłam sobie z głowy ten pomysł i odsiedziałam swoje osiem godzin. Po ich upłynięciu jak najszybciej chciałam znaleźć się w domy, więc jechałam prędzej niż zazwyczaj. Dzięki temu już po około dziesięciu minutach byłam w domu i zamknęłam za sobą drzwi wejściowe.
Kiedy weszłam do salonu, od razu w oczy rzucił mi się ogon, który latał to w prawo to w lewo ponad oparciem kanapy. Zareagowałam na to cichym parsknięciem śmiechem, po czym podeszłam do mebla. Rogaty spał w najlepsze na poduszkach i zabawiał się swoim ogonem, jakby to mu ułatwiało drzemkę. Zdecydowałam się go jednak nie budzić i ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki, postawiłam na szafce zakupy, które zrobiłam po drodze i zajęłam się przygotowaniem obiadu. Wybrałam marynowane steki wołowe z sosem barbecue, puree` z ziemniaków, zielonym groszkiem i pomidorami. A kiedy danie było gotowe skierowałam się do kanapy, na której dalej smacznie chrapał przybysz. Stanęłam pomiędzy meblem, a stolikiem do kawy i kucnęłam, spoglądając na twarz gościa. Był naprawdę cholernie przystojny, jednak nie mogłam na niego patrzeć w ten sposób. Dlatego zignorowałam zachwyt, jaki we mnie wywołał i delikatnie go szturchnęłam w ramię.
- Zero... - zaczęłam spokojnie, nie zaprzestając wykonywanej czynności. - ...obiad - dodałam, mając nadzieję, że szybko się obudzi. Póki nie było jeszcze Shawna mogłam z nim normalnie porozmawiać i nie czuć zazdrosnego wzroku narzeczonego. Nie miałam zamiaru zaprzepaścić takiej szansy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pon 23:55, 27 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Prawdopodobnie spałem naprawdę długo. Nie wiedziałem, jak długo w pracy pozostaną Diana i jej zazdrosny dryblas, więc nawet gdy przebudziłem się raz, czy dwa, wracałem do wylegiwania się na kanapie. Powinienem nakreślić plan, zająć się przeszukiwaniem źródeł, znaleźć jakąś kryjówkę, ale... Pierwszy raz odkąd się obudziłem w tym dziwnym pomieszczeniu pełnym krwi, mogłem spokojnie poleżeć na wygodnej kanapie. Nikt nie dźgał mnie igłami, nie nacinał mojej skóry, nie ciągnął za rogi i ogon, grożąc odcięciem lub przepiłowaniem. To było naprawdę miłe doświadczenie. Choć przez moment byłem spokojny. Na mojej twarzy malowała się łagodność, nie agresja i przerażenie, jak po przebudzeniu się w tym domu. Było mi błogo. Za tą lekkomyślność powinienem się sam ukarać, ale machając leniwie ogonem i wygrzewając się na wiosennym słońcu, którego blask wpadał przez okna, czułem się naprawdę dobrze.
Po około kilku godzinach wylegiwania się na ciepłych, miękkich poduszkach, poczułem delikatnie szturchnięcie w ramię. Wpierw zmarszczyłem niezadowolony nos i brwi, widocznie poirytowany wybudzeniem ze snu. Nie był to jednak agresywny gest, raczej podobny do człowieka, który z samego rana wyłącza budzik i prosi sam siebie w myślach o kilka dodatkowych minut wypoczynku. W końcu jednak, słysząc subtelnie wymawiane własne imię, czując słodkawy zapach podrażniający nozdrza i woń mięsa, uniosłem lekko powieki. Bodźce z zewnątrz zaczęły wyraźniej do mnie docierać. Na tyle wyraźnie, bym poprzez wyostrzenie obrazu dostrzegł łagodną twarz. Znajomo intensywnie niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie jak gdyby zafascynowane, choć nie do końca. Była ciepła. Czułem bijącą od niej temperaturę, charakterystycznie słodkawy zapach skóry i markowych perfum, których używała. Przesuwając wzrokiem po jej twarzy widziałem tą jedną zmarszczkę, ledwie widoczne rumieńce na policzkach, fale ciemnych włosów opadające na ramiona Diany. Obserwowałem ją przez moment w ciszy. Jak ktoś taki mógłby być moim oprawcą? Gdyby coś takiego okazało się prawdą, uznałbym ludzi za naprawdę okrutnych. Okrutnych w swojej przebiegłości.
Opierając się dłońmi o oparcie kanapy, uniosłem się wyżej, wprawiając swoje mięśnie w ruch. Ubrania, które dała mi Diana pasowały jak ulał. Jedynie bluzka była trochę za ciasna, co sprawiało, że moje wyraźnie zarysowane mięśnie były o wiele bardziej widoczne, niż w poprzednim t-shircie. Zza przetartych jeansów wystawał mój ogon, leniwie machający to na lewo, to prawo. Standardowo nie mogłem dociągnąć przez to spodni do końca, więc wisiały na moich biodrach, ale to raczej nie był powód do niepokoju. Przynajmniej dla mnie.
- Pachnie... Ładnie. - Odezwałem się nieco chrapliwie, wciąż delikatnie zaspany. Przygładziłem palcami odstające na bok ciemne kudły. Mój wyraz twarzy był łagodny, nie jak w obecności Shawn'a. Wręcz przeciwnie - wydawałem się być rozluźniony. Nie czułem jego zapachu ani obecności, co jedynie świadczyło, że nie wrócił jeszcze z pracy. Widziałem że słońce jest nieco niżej, niż poprzednio, więc musiałem przespać kilka dobrych godzin. Nie czułem się z tym źle. Przeciągnąłem się długo i dość głośno, bowiem mrucząc przy tym jak niewyspany tygrys, ale nie zwróciłem na to uwagi. Podrapałem się w tył czupryny, tuż za rogami, a potem podniosłem z kanapy, przeciągając po raz drugi. Na stole stał przygotowany posiłek. Wołowina. Mój żołądek znów się skręcił, domagając pożywienia. Czułem się tak, jakbym tak naprawdę nie wsunął tych trzechn opakowań surowego mięsa zaledwie po ich wyjeździe.
- Zakładam, że masz mnóstwo pytań, Diana. - Prawdopodobnie pierwszy raz powiedziałem więcej, niż cztery słowa. Poza tym, użyłem imienia gospodyni. Wymówiłem je ciepło, spokojnie. W moim głosie nie pobrzmiewał nawet cień warkotu. Można powiedzieć, że zmieniłem się nie do poznania... Obdarzyłem ją lekkim zaufaniem? Możliwe. Nie znalazłem żadnych dowodów świadczących o winie Diany, więc spadła na sam koniec listy podejrzanych, wpuszczając na swoje miejsce Shawn'a.
- Obawiam się, że nie będę potrafił udzielić Ci żadnych odpowiedzi. - Ruszyłem spokojnie do stołu, przy którym następnie zasiadłem. Zawsze mogłem skłamać. Ale jaki by to miało sens? Wyjaśnienie jej mojego braku pamięci uświadomiłoby jej, dlaczego tak impulsywnie reagowałem, dlaczego agresywnie broniłem się przed jej partnerem. Może wtedy zrozumiałaby, że to nie ja jestem winny, tylko jej gatunek. Musiała to wiedzieć choćby po to, by... Pomóc mi się ukryć. Właściwie, dlaczego nie? Mogłem zapytać ją o pomoc. Tak po prostu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Wto 0:00, 28 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Śro 22:26, 29 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Spodziewałam się kolejnego agresywnego ataku ze strony Zero. Smacznie spał, a ja go obudziłam. Myślałam, że przez to znowu się na mnie rzuci i przygwoździ mnie do ziemi, dając mi ostrzeżenie, że lepiej, abym niczego takiego więcej nie robiła. Nie nastąpiło to jednak, a mężczyzna po prostu protestował przed podniesieniem się. Mogłam się przez to pokusić o stwierdzenie, że w tym momencie wyglądał i zachowywał się jak zwykły człowiek. Jedynym dowodem na to, że nim nie był, był ogon, kły i rogi, które w gruncie rzeczy były cholernie pociągające. Kojarzył mi się przez to z tymi wszystkimi demonami z książek oraz filmów i seriali fantasy. Brakowało mu jedynie czerwonej skóry i czarnych, pustych oczu. Kiedy byłam młodsza i zagłębiałam się w takie lektury, to uważałam demony za najbardziej seksowne istoty, którym bardzo chętnie bym się oddała. Teraz mnie to śmieszyło. Nie dość, że nie było piekła, ani jego mieszkańców, to jeszcze sam fakt, że coś takiego mnie pociągało, mnie dołował. Chociaż teraz miałam dowód na to, że efekt taki zyskały te dodatki, których u ludzi się nie znajdzie.
- To marynowane steki z sosem bbq, puree ziemniaczanym, zielonym groszkiem i pomidorami - powiedziałam, po czym się podniosłam, obserwując jak jego mięśnie się napinają przez jego ruchy. Mój boże, czy on musiał być tak piekielnie przystojny? Nic dziwnego, że Shawn czuł się zagrożony, kiedy w naszym domu mieszkał facet, który dla większości kobiet jest ideałem piękna. Miał wyćwiczone ciało, ostry charakter, był silny, szybki i zwinny. Czego jeszcze więcej chcieć?
W końcu oderwałam od niego swoje spojrzenie i ruszyłam do kuchni, gdzie na stole już czekały na nas dwie porcje. Po drodze jednak zauważyłam w koszu na śmieci opakowanie po mięsie i mimowolnie podeszłam, aby zajrzeć do środka. Nie przypominałam sobie, żeby któreś z nas, ja czy Thorne, aż tyle jadło. Dodatkowo na surowo, to trochę mnie niepokoiło...
- Lubisz mięso? - spytałam, spoglądając na rogatego, który już siedział na krześle. Domyślałam się, że przez wycieńczenie, jakie dotykało jego organizm będzie potrzebowałam więcej jedzenia. Nie sądziłam jednak, że weźmie się za niezagotowane mięso. Wolałam nie próbować nawet zgadnąć dlaczego aż tak bardzo rzucił się na tego rodzaju żarcie. Potrzebował pomocy, a ja miałam zamiar mu jej udzielić. Nieważne czy był zwykłym człowiekiem, czy przybyszem z innej planety.
- Dlaczego? - wtrąciłam w odpowiedzi na jego stwierdzenie, że nie odpowie mi na żadne pytanie. Nie wydawało mi się, żeby powodem była niechęć do mnie. Gdyby tak było, już by tkwił zamknięty w swoim pokoju i nie wyściubiał z niego nosa.
- Smacznego - dodałam, po czym usiadłam przy swojej porcji i zajęłam się jedzeniem. Podczas posilania się zbyt dużo nie rozmawialiśmy. Zero jedynie odpowiedział na moje pytanie, a ja nie wiedziałam jak na to zareagować. Brak pamięci o samym sobie była najgorszą torturą, jaką mogli mu zgotować naukowcy. Poszukiwanie swojego pochodzenia, prawdy o sobie i powodu, dla którego życie potoczyło się tak, a nie inaczej, nie wydawało mi się zbyt radosną wizją. Dlatego też powiedziałam jedynie, że mi przykro i nie ciągnęłam dalej tematu. Nie chciałam psuć mu nastroju, bo wydawał się być w naprawdę dobrym.
- Ymmm...Zero... - zaczęłam niepewnie, nie mogąc oderwać oczu od jego ogona i innych "dodatków". Strasznie kusiło mnie, żeby ich dotknąć i chociaż było to idiotyczne, to miałam zamiar się spytać czy mogę. Mimo wszystko nie spotyka się w naszym świecie osób, które mają naturalny ogon, rogi i kły. - To głupie, ale... - tutaj się na moment zacięłam i spuściłam wzrok, uciekając nim od twarzy mężczyzny. Wolałam nie zobaczyć jego reakcji na taki idiotyzm z mojej strony. Wystarczyło samo zażenowanie tym, iż się pokusiłam o to pytanie. - Czymogędotknąćtwoichkłówirogów? - spytałam w końcu niemal na jednym wdechu i zamilkłam, oczekując odpowiedzi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Pią 0:45, 01 Maj 2015 Temat postu: |
|
|
<center></center>
Obiad pachniał dość smakowicie. Szczerze mówiąc, mimo wcześniejszych posiłków, mój żołądek domagał się więcej. Do tego mięso było dobrze przyprawione, co wyczuwałem nawet z daleka. Surowa wołowina została wpisana na kartę moich ulubionych przekąsek, ale wciąż nie mogłem doczekać się, aż spróbuję tego, co przygotowała Diana. Wcześniej zapewne spodziewałbym się, że tak dobrze przyprawione danie mogło zostać nafaszerowane prochami, a ten cały ciepły nastrój mógłby być niespodziewaną pułapką. Wciąż nachodziły mnie takie myśli. Obawa o własne bezpieczeństwo skrobała gdzieś na samym dnie żołądka. To było lekkie, ledwie wyczuwalne uczucie, ale wciąż. Mój instynkt nie przestawał mnie informować, że nie powinienem tracić czujności. Nie, póki nie znajdę nowej kryjówki.
Przytaknąłem tylko na pytanie Diany. Trzy opakowania mięsa nie opróżniły się same, a ja z natury nie miałem w zwyczaju dzielić się jedzeniem z bezdomnymi psami, czy innymi zwierzętami, więc odpowiedź była z góry oczywista. Machając leniwie ogonem, wziąłem w dłoń widelec. Obiad przebiegł dość spokojnie. W między czasie wyjaśniłem kobiecie, dlaczego nie potrafię odpowiedzieć na żadne z jej pytań. Opowiedziałem o tym, jak obudziłem się z zapewne długiego snu, a potem mnie złapali i przeniesili do celi. Resztę historii już znała, więc nie siliłem się na kolejne pasjonujące sprawozdanie z kilku dni tortur. Na samą myśl przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz, a chęć ucieczki stawała się jeszcze bardziej rzeczywista, niż powinna w obecności szatynki. Mimo to, po prostu przełknąłem kolejny kawałek mięsa, starając się nie wpadać w panikę, a po prostu subtelnie ignorować to uczucie. Ceniłem sobie swoje instynkty, ale wpadanie w paranoję to ostatnie, czego potrzebowałem w tak... Skomplikowanej sytuacji.
Przez pewien czas miałem wrażenie, że Diana mnie obserwuje. Przyłapywałem ją na krótkich spojrzeniach. Gwałtownie wtedy mrugała, szybko wracając wzrokiem do obiadu. Mogłem spokojnie przyjrzeć się jej spokojnej twarzy, lekko odkrytym obojczykom, kuszącej szyi i zgrabnym ramionom. W przeciwieństwie do niej, ja nie kryłem się ze swoim zainteresowaniem... Jak i również w przeciwieństwie do niej, zdecydowanie szybciej skończyłem swój posiłek, popijając go odrobiną wody i sokiem jabłkowym. Machałem zadowolony ogonem, rozkoszując się spokojem tej chwili.
Nie powiem, nagły mamrot Diany mnie nieco zaskoczył. Wpierw uniosłem niezrozumiale wbrew. Oczywiście, dzięki wyczulonym zmysłom potrafiłem bezbłędnie wsłuchać się w ten potok słów, a potem skompletować pełne zdanie. To nie było problemem. Po prostu nie spodziewałem się, że zainteresują ją moje ciało, a przynajmniej jego (według ludzi) nienaturalna część. Shawn udowodnił mi, że wzgardza moim gatunkiem. Wtedy, kiedy złapał mnie za ogon, przyprawiając o wrzask bólu, stał się dla mnie potkategorią. Nieważne, czy o tym wiedział, czy nie. Diana może i była w jakimś sensie po mojej stronie, ale ten człowiek zdecydowanie mi nie leżał.
- Ludzie co chwila mnie zadziwiają. - Przyznałem spokojnie, może lekko szorstko, podnosząc się dość głośno z krzesła, które przewróciło się niemal pod szybkością tego ruchu. Upiłem łyk wody ze szklanki, odstawiłem ją na blat tuż obok pustego talerza, a potem przeszedłem na drugą stronę stołu. Dlaczego miałbym jej zabronić? Skoro chciała zrozumieć, poznać mnie, mogło to zadziałać na moją korzyść. Gdyby zrozumiała położenie, w którym się znalazłem, może stanęłaby po mojej stronie. Czy życzyłem sobie, żeby porzuciła swojego narzeczonego? Nie. Chciałem, by wbrew jego popieprzonym wybuchom i dziecinnym zachowaniom, nie zrezygnowała pewnego razu z pomocy dla mnie. Od tego zależało moje życie. Mogłem bez wyrzutów sumienia nazwać się egoistą, bowiem odpowiadał mi fakt, że Diana mogłaby nieraz spławić Shawn'a. On tylko zawadzał, wnosił chaos do spokoju, który starałem się zachować. Jego twarz mnie prowokowała, zachowanie irytowało. Shawn był moim wrogiem od samego początku.
Nie czekałem, aż Diana podniesie się sama z krzesła - subtelnie złapałem ją za dłoń. To był pierwszy raz, kiedy nasze ciała zetknęły się w choć minimalnym stopniu. Czułem pod palcami jej gładką, ciepłą skórę, gdy pomogłem jej wstać i zaprowadziłem w stronę kanapy. Wciąż pachniała słodko. Mimo tylu zapachów wokół nas, ona pozostawała taka sama - kusząca, ciepła, słodka, seksowna... Powoli zaczynałem rozumieć męską fascynację dziewczętami.
- Uważaj na ogon. Ten skurwy... Kretyn już i tak prawie mi go urwał. - Warknąłem przez zaciśnięte zęby, powstrzymując się od przesadnych wulgaryzmów. Puściłem palce Diany dopiero przy sofie, na której spokojnie usiadłem, uważając na swój ogon, który wciąż się poruszał. Nigdy nie pozostawał w bezruchu, jedynie czasem podczas snu. Oparłem się wygodnie, po czym spojrzałem znacząco na Dianę. To było przyzwolenie. W sumie, ciekawiła mnie jej reakcja. Była... Interesującą osobą.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raika
Moderator
Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć:
|
Wysłany: Pią 20:18, 01 Maj 2015 Temat postu: |
|
|
<center>
</center>
Szczerze mówiąc to myślałam i miałam minimalną nadzieję na to, że jednak odmówi. Mimo wszystko zadałam to pytanie pod wpływem impulsu, zanim pomyślałam jak idiotycznie on się będzie przez to czuł. Ja już miałam dziwne wrażenie, że spalę się z zażenowaniu, a co dopiero on, kiedy będę go dotykała. Pamiętałam to jak się rzucił na łóżku, kiedy musnęłam opuszkami palców jego rogi. Miałam wtedy wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci za macanie go w takich miejscach. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że inni ludzie go torturowali. Nadal w sumie ciekawiło mnie jak długo tak się nim zajmowali i dlaczego nie zginął, ani nie miał teraz żadnego śladu tych nakłuć i rozcięć. Kiedy go wyciągałam z tej sali, a potem następnego dnia, kiedy się nim zajmowałam był cały nimi obleczony. Miałam obawy, że nie przeżyje, a teraz nie ma po nich nawet śladu. Zupełnie, jakby nigdy nie istniały, a on cały czas był w jak najlepszym stanie.
- Co ty... - zaczęłam, ale chociaż było to krępujące, to nie wyrywałam dłoni z jego uścisku. Mimo, że miał szorstką i palącą skórę, zupełnie jakbym dotykała ognia, to nie parzyło mnie to, ani nie czułam bólu. To było przyjemne i chociaż wiedziałam, że to było złe, to mimowolnie zacisnęłam palce na jego dłoni. Dopiero zorientowałam się w tym, co zrobiłam, kiedy usłyszałam jego głos już na kanapie. Niemal od razu i agresywnie wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczerwieniłam się. Co ja wyprawiałam? Niedługo miałam wziąć ślub z Shawnem. Już powoli zaczynaliśmy przygotowania, ja wybierałam suknię ślubną. Nie mogłam sobie pozwolić na takie rozpraszanie. Nie mogłam patrzeć na Zero jak na kogoś więcej niż tylko gościa w moim domu. Nawet jeśli cholernie pociągał, a każdy jej ruch był równie potężny oraz ostry jak i pełen gracji.
- Przepraszam za niego... - zaczęłam w odpowiedzi na stwierdzenie mężczyzny o moim narzeczonym. - Jest strasznie zazdrosny. W ogóle mu się nie spodobał pomysł zostawienia cię z nami - dodałam, po czym spojrzałam niepewnie na jego twarz. Pozwolił mi, ale mimo tego, nie sięgnęłam do tych dodatków od razu. Najpierw im się przyglądałam z daleka, zastanawiając czy na pewno to zrobić. Wcześniej to był impuls, ciekawiło mnie to, ale nie spodziewałam się, że się zgodzi. Myślałam, że odmówi, a teraz tchórzyłam. To było co najmniej dziwne i nawet miałam się wycofać, ale jednak coś mnie powstrzymało. Ostrożnie więc podniosłam rękę i najpierw pokierowałam ją na jego kły. Ostrożnie przycisnęłam do czubka, ale nie na tyle mocno, żeby pociekła mi krew i szybko zabrałam rękę. Kły mnie mniej interesowały niż rogi, na które po chwili spojrzałam.
- Są wrażliwe? - spytałam, a po otrzymaniu odpowiedzi wiedziałam, że muszę być naprawdę delikatna, jeśli nie chciałam wzbudzić instynktownej reakcji. Dlatego powoli i nie spiesząc się za bardzo przejechałam opuszkami palców wskazującego i środkowego prawej ręki po samym dole jednego z nich. Następnie zaczęłam kierować je nieco wyżej i badałam każdy cal, zapamiętując nawet najmniejsze szczegóły. Później drugą dłonią zaczęłam robić to samo z drugim i porównywałam czy są swoimi odbiciami symetrycznymi. Zafascynowana wpatrywałam się w obie części, których nie mieli zwykli ludzi i nawet nie wiem, kiedy się uśmiechnęłam, a oczy mi zalśniły.
Kiedy uznałam, że mi wystarczy zabrałam obie dłonie i usiadłam obok mężczyzny, przyglądając mu się, czy aby na pewno wszystko w porządku. Pamiętałam jak zareagował, kiedy Shawn go złapał za ogon, a ja nie chciałam być tak agresywna. Nie zasługiwał na takie traktowanie, nieważne jak bardzo złą miał przeszłość.
- Wszystko w porządku? - spytałam naprawdę obawiając się, że jednak mu coś zrobiłam, chociaż starałam się być naprawdę delikatna i jak najmniej wyczuwalna.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|