|
Runaway (2os, b.naboru, akcja) |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:34, 29 Wrz 2014 Temat postu: Runaway (2os, b.naboru, akcja) |
|
|
<center>
Fabuła doskonale znana zarówno mi, jak i tajemniczej pani Marchewkowecoffie stąd też nie będę jej tutaj przytaczać. Jeżeli ktoś jest ciekawy - może czytać opowiadanie.
Olivia Daniells
IMIĘ: Olivia
NAZWISKO: Daniells
KSYWKA: Iva, Ivka
WIEK: 19 lat
DATA URODZENIA: 26 listopada
ZNAK ZODIAKU: Strzelec
GRUPA KRWI: BRh-
WZROST: 165 cm
WAGA: 49 kg
KOLOR WŁOSÓW: Rudy blond
KOLOR OCZU: Niebieskie
CIEKAWOSTKI
-Jej matka zmarła, kiedy miała 11 lat od tamtej pory wychowywana była przez ojca i babcię-
-Pracuje w kawiarni, która należy do przyjaciółki jej babci od dwóch lat, jednocześnie odkładając na studia-
-Ma malutki tatuaż na nadgarstku z napisem "I will not be afraid"-
-Uwielbia słodycze, książki i ciszę-
-Nienawidzi dużej ilości ludzi, wkurzających osób i idiotów-
-Od roku trenuje krav magę, do czego "zainspirowały" ją pewne zdarzenia z przszłości-
Powyższe dwa zdjęcia należą do genialnej autorki Katt Lett</center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Salivia dnia Wto 20:10, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 8 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:20, 30 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
<center>
~ ~ ~
| I m i ę → Thorvald † |
| P r z e z w i s k o → Thorvi † |
| N a z w i s k o → Mazur † |
| W i e k → dwadzieścia dwa lata † |
| D a t a u r o d z e n i a → dwudziesty szósty grudzień † |
| Z n a k z o d i a k u → koziorożec † |
| O r i e n t a c j a → heteroseksualny † |
| P ł e ć → mężczyzna † |
| W z r o s t → sto osiemdziesiąt sześć i pół centymetra † |
| W a g a → sześćdziesiąt pięć kilo † |
| O c z y → jasnoniebieskie † |
| W ł o s y → długie, wygolony bok, w niektórych miejscach dredy, naturalnie brązowe, rozjaśniane na biało † |
| S k ó r a → opalona, podchodząca pod ciemny karmel, naturalnie jasna † |
| B l i z n y → szarpana na przedramieniu, postrzałowa pod lewą łopatką † |
| P i e r c i n g → bridge, dimple, anti-eyebrow, tunele † |
| T a t u a ż e → tatuaż czaszki na twarzy, szkielet schodzący po szyi i torsie, aż do podbrzusza † |
~ ~ ~
| P o c h o d z e n i e → Warszawa, Polska † |
| M a t k a → Marzena Kowalska-Mazur (42 l.) † |
| O j c i e c → Krzysztof Mazur (45 l.) † |
| R o d z e ń s t w o → młodsza siostra, Jagoda Mazur (17 l.) † |
| B r o ń → Revolver Magnum 357† |
| C i e k a w o s t k i † |
→ z pochodzenia jest Polakiem,
→ wraz z rodzicami przeprowadził się do Ameryki w wieku pięciu lat, nim jeszcze zaczął naukę w szkole,
→ szarpaną bliznę ma przez ugryzienie psa. Kundel tak długo szarpał, aż udało mu się wyrwać spory kawał mięsa. Za to bliznę postrzałową ma po poważniejszej strzelaninie,
→ dołączył do mafii "Foxy Virus" jeszcze przed ukończeniem osiemnastu lat. Potajemnie tak zarabiał na życie i pomagał rodzicom, którym po przeprowadzce było dość ciężko o pracę,
→ ma młodszą siostrę, Jagodę, na którą osobiście woła "Berry". Jest jeszcze w liceum, wspaniale się uczy i ma szansę na stypendium, mimo buntowniczego charakteru, który z pewnością odziedziczyła po Thorvi'm,
→ Thorvald potrafi używać języka Polskiego, Angielskiego, Niemieckiego i podstawy Rosyjskiego,
→ robił sobie po częściach ogromny tatuaż szkieletu, odkąd wstąpił do Fox'ów,
→ wyleciał ze szkoły, kiedy był w liceum,
→ z przyzwyczajenia zawsze nosi ze sobą swój rewolwer, przez życie w ciągłym strachu, że wrogowie Foxy Virus dopadną go poza polem walki,
→ trenował tajski boks.
~ ~ ~
Powyższy art jest autorstwa AMSBT, ściągnięty z Deviantart.com.
</center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 21:36, 30 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Słońce powoli zachodziło nad Nowym Jorkiem, ale paradoksalnie życie w nim dopiero zaczynało się rozkręcać. Większość dwudziestoparolatków dopiero teraz wstawała i niczym wampiry wyruszała na miasto. Ustatkowani dorośli wracali umęczeni z pracy, aby odgrzać sobie obiad i zacząć męczarnię zwaną życiem rodzinnym wraz z ich dziećmi. Postrzegałam ich życie jako strasznie nudne i monotonne, bo w końcu co takiego może się szczególnego u nich wydarzyć? Mają dach nad głową, wyżywienie, pracę, znajomych, w soboty jeżdżą do Walmartu rodzinnym samochodem, a w niedziele chodzą do kościoła i jedzą rodzinny obiad. Czasami zastanawiałam się, czy sama chciałabym takiego życia. Niby spokojniejsze, niby bardziej uporządkowane, normalniejsze… Miałam momenty, w których niemal byłam załamana, że nie mogę normalnej rodzinki, jak większość moich koleżanek z klasy, ale szybko mi to przeszło i uświadomiłam sobie wtórne korzyści, które z tego płynęły.
Po pierwsze: szybciej się usamodzielniłam, ponieważ nie polegałam na kieszeni ojca i znajomościach, ale na własnej ciężkiej pracy w uroczej kawiarni, należącej do przyjaciółki mojej babci na Brooklynie.
Po drugie: nie byłam rozhisteryzowaną panienką, która panikowała, że nie ma nowego iPhone’a, a jej chłopak szlaja się po klubach z innymi dziewczynami. Inną kwestią, która w tym leżała, był fakt, że nie miałam chłopaka, bo zwyczajnie uznawałam to za marną stratę czasu, aby włóczyć się po mieście z kimś, do kogo nawet nic nie czuję, co zdarzało się większości tych dziewczyn – chodzenie z kimś, aby się popisać przed przyjaciółeczkami.
Po trzecie: w przeciwieństwie do reszty panienek z manicurem, ja potrafiłam dać komuś w pysk.
Wniosłam ostatni ze stolików do środka kawiarni, biorąc głęboki wdech. Uwielbiałam to miejsce po zamknięciu, było tutaj wtedy czyściutko, pachniało detergentami, nikt się nie darł, nikt mi nie przeszkadzał… To był moment, w którym najchętniej rozłożyłabym śpiwór za ladą i poszła spać. Co kilkakrotnie już mi się zdarzało, na co właścicielka przymykała oko, ponieważ znała mnie już stosunkowo długo. Gorzej, gdyby w tym momencie przyszedł sanepid. Wtedy są szanse, że skończyłoby się to zamknięciem kawiarni, ale zawsze można się powołać, że chińczyk z naprzeciwka wcale nie używa wołowiny... Drugą chwilą, którą uwielbiałam w tym okresie był moment, kiedy dopiero, co otwierałam. Pachniało wtedy świeżą kawą, w pomieszczeniu szeleściły gazety, przyniesione rano przez chłopaka, pracującego w pobliskim kiosku, a właścicielka wyciągała z pieca świeże babeczki, z których zawsze dostawałam jedną z kawałkami czekolady za darmo. Jako fanka słodkości, mogłabym zamieszkać w tej cukierni. Dodatkowym plusem był fakt, że niezależnie od ilości pochłoniętych słodyczy nie tyłam. Zdecydowanie wolałam takie ciche miejsca od głośnych klubów, w których spędzali większość życia moi rówieśnicy. Tutaj co prawda docierały szumy miasta, ale na pewno było to coś spokojniejszego niż krzyki ludzi. Te istoty były niezwykle irytujące. Otworzyłam drzwi na oścież, pozwalając, aby jeszcze chwilę pomieszczenie się wietrzyło i oparłam o ladę z ciężkim westchnięciem. Ten wieczór był spokojny, przeciętny, taki jak zawsze. Do czasu. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:12, 30 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Ucieczka. Niekończąca się, długa i męcząca ucieczka, którą toczyliśmy już od jakiegoś czasu. Ile to minęło? Kilka miesięcy? Pół roku? Nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy czując na plecach ich oddech, słysząc huk strzałów, biegłem przez zaśmiecone uliczki Seattle. Nigdy nie zapomnę tego strachu, gdy z impetem i śniegiem buchającym w twarz, wypadłem z okręgowego liceum, ciągnąc Jagodę za jej chudy, kościsty nadgarstek i kurwując na wszystkich świętych za to, że biegnąc przez metrowe zaspy nawet nie wiedziałem, gdzie ją zabrać. Gdzie ukryć, schować, odizolować od brudów, których naprałem. Chciałem się uporać z nimi sam. Sięgnąć po rewolwer, osuszyć mokre od płatków śniegu włosy, stanąć twarzą w twarz z samym diabłem... Jednak to było niemożliwe. Lucyfer w ciele Samuel'a Freeman'a, mojego dotychczasowego przełożonego, chciał uderzać tam, gdzie najbardziej bolało. Wiedział doskonale, że strata Berry pogrążyłaby mnie, ściągnęła na samo dno. Byliśmy tego obydwoje cholernie słodko świadomi.
- Pierdol się, cnotko nieruchajko! Tu się jedzie, a nie spaceruje! Jak chcesz się tak czołgać po asfalcie, to może spraw sobie sanki! - Ocknąłem się z zamyślenia w momencie, gdy do mych uszu brutalnie wdarł się wysoki, wzburzony i zdecydowanie ostry głos. Dopiero wtedy zorientowałem się, że stoimy na środku drogi, a właściwie powoli jedziemy (czy może próbujemy jechać) przez główną ulicę Nowego Jorku. Koleś w czarnym Chevrolecie, powodujący wzburzenie Jagody nie był w stanie wyprzedzić roweru jadącego tuż przed nim, co moja kochana siostrzyczka musiała oczywiście ostro, mało subtelnie skrytykować.
- Siadaj na dupsku, Berry. - Warknąłem, łapiąc ją za szlufkę od obcisłych jeansów i wciągając z powrotem do samochodu. Jakby mogła, to pewnie wręcz wyturlałaby się przez to okno i zdewastowała ciemnoskórego faceta, który zmuszony został wysłuchać tej uroczej wiązanki.
Naburmuszona szatynka upadła wprost na siedzenie pasażera, nie zamykając jednak za sobą okna. Byłem niemal pewien, że zwróciła na siebie uwagę całej ulicy. Temperamenta dziewczyna, psia jego mać. Zaciskając mocniej palce na kierownicy, wyminąłem niedoszłego, widocznie zszokowanego zachowaniem Jagody kierowcę, przy okazji skręcając przy tym w mniejszą uliczkę. Dźwięki klaksonów i warkoty silnika nieco umilkły, kiedy zgasiłem auto tuż obok uroczej, zachęcającej swym ciepłem kawiarni. Berry spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi tęczówkami, zdecydowanie pytająco. Ja jednak jedynie otworzyłem drzwi od samochodu.
- Przed chwilą jęczałaś, że mam Cię zabrać na jakieś jedzenie. Oto i jesteśmy! - Teatralnie, może nieco zbyt chamsko wskazałem na kawiarnię, wysiadając przy tym z maszyny. Pominąłem oczywiście fakt, że skręciłem w tą uliczkę tylko po to, by nie darła już japy bez powodu. Szatynka jedynie burknęła coś pod nosem o fast-foodach. Odziedziczyła temperament po matce, co utrudniało nam już i tak beznadziejną sytuację - była w stanie zwrócić na siebie uwagę każdego. Jak nie pyskówkami, to warczeniem i droczeniem się. Poza tym, była nieprzyzwoicie ładnia. Jednak nie w ten wyuzdany sposób. Człowiek po prostu patrzył na jej twarz i widział demona w anielej skórze.
Poprawiłem ciemny t-shirt z żarówiastym napisem "Singiel? Zajęty? Pierdol się, jestem Batmanem!", zamykając przy tym drzwi. Jagoda łaskawie ruszyła się z samochodu, który następnie zamknąłem. Odruchowo rozejrzałem się po uliczce zapachanej kawiarniami i sklepami, czując przy tym przyjemny ciężar rewolweru za skórzanym pasem. Jagoda zacisnęła usta w cienką linijkę, nerwowo przy tym bawiąc się kosmykiem włosów - jak zawsze, kiedy przeczuwałem kłopoty... Tym razem jednak, niczego nie znalazłem. Gdy potwierdziłem skinienem, że nikogo nie widzę, wraz z siostrą wkroczyliśmy do kawiarni. Czasem miałem wrażenie, że popadam w paranoję. Nie wiedziałem jednak, jak bardzo się myliłem sądząc, że moja niezawodna intuicja to paranoja.
- Dzień dobry. - Przywitałem się głośno i wyraźnie, jednak widząc pustki w ciepło urządzonym pomieszczeniu, uniosłem znacząco brew. Bankructwo boli, czyż nie?</center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Wto 22:16, 30 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:47, 30 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Z zamkniętymi wsłuchiwałam się w szum silników, dobiegających mnie z ulicy. Tak, teraz czułam się dobrze, z daleka od gwaru klientów, naburmuszonego tonu ojca czy wiecznie obrażonej babci. Słysząc jednak czyjeś kroki, a żeby tego było mało to tajemniczych ktosiów było dwóch. Niemal poczułam, jak moje do tej pory łagodne rysy twarzy, tężeją. Cholera by to! Na następny raz muszę wywieszę baner: "Zamknięte, ja tutaj tylko wietrzę". Może wtedy ludzie zrozumieją, że fakt iż "zamykamy o 18" oznacza, że zamykamy o 18, a o 18:10 kawiarnia na pewno nie jest otwarta. Z trudem powstrzymałam się od jakiegoś siarczystego przekleństwa przez moment nawet nie zaszczycając spojrzeniem przybyszów, licząc na to, że póki ich nie zobaczę, to problemu nie będzie. Niemal jak małe dziecko: jak zamknę oczy, to potwory znikną. Potem jednak okazuje się, że potwory siedzą ci w głowie i w momencie w którym zaciskasz powieki, próbując zasnąć cienie się wzmagają i nie dają ci o sobie zapomnieć.
-Zamknięte - mruknęłam, czując, że teoretyczni klienci nic nie robią sobie z tego, że stoję oparta o ladę z zamkniętymi oczami i nawet nie silę się na to, aby być miłą. Już jakiś czas temu zauważyłam, że zwyczajnie mi to nie wychodzi. Za każdym razem, kiedy siliłam się na bycie milutką i uroczą, kiedy tego nie chciałam powodowałam, że zachowywałam się jak demon wcielony w ludzką skórę. Myślę, że przypominało to trochę groteskę. Na zewnątrz próbowałam być uśmiechnięta, ale w środku miałam ochotę kogoś rozszarpać na kawałki. Ze świadomością, że ktosie nie odchodzą, westchnęłam ciężko i podniosłam do góry jedną powiekę. Widząc jednak jeszcze większą groteskę, która stała centralnie przede mną wysiliłam się, aby otworzyć oboje oczu.
Chłopak miał białe włosy, z pojedynczymi dredami, zimne jasnoniebieskie oczy, był wytatuowany na twarzy, a do tego posiadał kilka kolczyków. Stojąca obok niego dziewczyna wyglądała za to trochę jak niedożywiony aniołek z miną, sugerującą, że zaraz popełni ludobójstwo. Barwna dwójka, która miała podobny błysk w oku.
-Zombie boy i Mała Mi? - spytałam, przekrzywiając lekko głowę w bok i praktycznie gapiąc się na dwójkę. Próbowałam sobie przypomnieć w którym momencie mojego życia przestało mnie peszyć śmiałe patrzenie na ludzi. Kiedyś bałam się spojrzeć im w oczy, teraz nie miałam z tym najmniejszego problemu. Zupełnie jakby czyjś wzrok nie miał żadnej siły. Ta dwójka za to wyglądała niezwykle dziwacznie i dlatego też nie potrafiłam jakoś tak łatwo odpuścić. Niby to jest Nowy Jork, stolica dziwaków i nic nie powinno mnie już zaskakiwać, ale jednak ktoś taki wzbudzał moje zainteresowanie. Tym bardziej, że teraz nie miałam słuchawek w uszach, aby się skupić na czymś innym niż tym, co widzę. Po raz kolejny ciężko westchnęłam, bębniąc palcami o blat. Wskazałam głową na jeden ze stolików.
-Siadajcie - rzuciłam, odwracając się w stronę lady i niemal na niej kładąc, aby sięgnąć po menu. Położyłam dwa arkusze na stoliku, jednak tym razem nie siliłam się na miłe uśmiechy. Zabierali mi mój cenny, wieczorny czas, który mogłabym poświęcić książce, która przyjemnie ciążyła mi dzisiaj rano w plecaku. Przynajmniej tyle dobrze, że nie zdążyłam jeszcze zapakować ciast, które zostały dzisiaj i zanieść ich do pobliskiego domu dziecka. Wtedy musiałabym się dodatkowo kłopotać z rozpakowywaniem tego. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Śro 13:31, 01 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Wnętrze kawiarenki było dość ciepło urządzone, miłe dla oka. Wystrój miał zapewne zachęcać klientów, aby zostali na dłużej. Na szczęście właścicielówi i obsługi, na mnie i Berry nic nie działało w ten sposób. Zwłaszcza na Berry, gdy była skłonna wydłubać komuś oczy w zamian za kawałek bułki. Kątem oka obserwowałem, jak z rękoma splecionymi pod biustem obserwuje wszystko dookoła, ignorując przy tym z kelnerki stojącej za ladą. Widocznie doszukiwała się czegokolwiek, na czym można było zawiesić wzrok, lub dosadnie skomentować, jednak co tu dużo mówić - w tej kawiarni może i było ciepło i przytulnie, ale cholernie powiewało nudą.
Kelnerka o niecodziennej barwie włosów, a przynajmniej nieczęsto spotykanej w Seattle, podeszła do nas i daję słowo, że poczułem się na jak przesłuchaniu. Wiele razy byłem zakuty w kajdanki, wiele razy wąsate, skłonne do sadyzmu psy przesłuchiwały mnie, doszukując się jakiejś luki w zeznaniach, które wymyślałem na poczekaniu. Mógłbym dać sobie łapę uciąć, że ta kelnerka miała to samo spojrzenie. Kątem oka widząc, jak oburzona Berry otwiera usta, by wypowiedzieć wiązankę przekleństw, złapałem ją dosadnie za nadgarstek i ścisnąłem. Nie miałem zamiaru szlajać się z nią po mieście, gdzie znajduje się najwięcej szczurów Foxy Virus. Jagoda skrzywiła się nieco i spojrzała na mnie niezrozumiale. Zwykle nie zabraniałem jej tego. Nie pozwalała, by ktokolwiek wychylał się w jej towarzystwie, miała ciętą gadkę i po prostu była twarda, nikt jej nie podskakiwał. Nie zabraniałem jej tego, bo w wielu sytuacjach coś takiego się ceni. Tym razem jednak, jedynie spojrzałem na nią karcąco i podążyłem za kelnerką, która zaprowadziła nas do stolików. Oczywiście, siostrę pociągnąłem za sobą.
- Zjemy i się zmywamy, Berry. Nie jest nam potrzebna awantura. - Wyjaśniłem od niechcenia, choć osobiście to, że zostałem nazwany Zombie Boy'em nieco poraniło moją dumę. Wygodnie oparłem się o krzesło, podczas gdy szatynka, która jako jedyna z rodziny odziedziczyła zielone tęczówki, mruknęła pod nosem kilka przekleństw i nieco zawiedziona usiadła naprzeciwko mnie. Spluwa ciążyła mi za paskiem, przypominając, bym się nie zapominał. Nie jesteście na wakacjach.
- Ja wezmę... - Jagoda zaczęła na głos myśleć, wertując menu. Oglądnąłem się za siebie, czując nieprzyjemny posmak w ustach. Coś się zbliżało. Choć za szybą, poza murami kawiarenki wszystko wyglądało dość spokojnie, miałem cholernie kłujące przeczucie, że zaraz zostaniemy udupieni. Wzrokiem niemal przeskakiwałem z jednego punktu na drugi, szukając po drugiej stronie ulicy jakiegoś zaczepienia, czegokolwiek... I znalazłem. W chwili, gdy Berry się namyśliła, czarny van z piskiem opon zahamował tuż pod kawiarnią. W moich ustach eksplodował cytrusowy sad.
-... Czekoladowe ciastk-....ooooo! - Jagoda niemal wykrzyczała ostatnie słowo, gdy gwałtownie wstałem, przewracając przy tym krzesło, które z hukiem upadło na twardą podłogę. Spojrzała na mnie nieco zaskoczona znad karty, a jej oczy stały się wielkie jak piłeczki golfowe, gdy zrozumiała, o co mi chodzi.
- Bierzemy ją ze sobą. - Wskazałem szybko podbródkiem na kelnerkę, podczas gdy z samochodu wysiadało kilku ludzi. Mieli czarne t-shirty w pomarańczowe paski i maski hokejowe na twarzach. Wysiadło również dwóch gości czarnych, długich płaszczach i kapeluszach. Jak z tandetnej sceny filmowej, kiedy to dwóch Boss'ów wysyłało swoich podwładnych do walki, a sami mieli się przyglądać.
- Chyba żartujesz! - Warknęła zdumiona Berry, choć doskonale wiedziała, że jeżeli ją zostawimy, zostanie podziruawiona jak sito. Salwa kul przeleciała wprost nad naszymi głowami, odruchowo schyliłem się, ciągnąc Jagodę w dół za nadgarstek.
- Kurwa, nie dyskutuj! - Złapałem obydwie dziewczyny za nadgarstki i niemal przerzuciłem przez ladę, wkrótce lądując tuż obok nich, na twardej, obijającej moje cztery litery podłodze. Właśnie w tym momencie, rozpoczął się ostrzał - kule latały dosłownie wszędzie. Ostrzeliwali fotele, pułki, ściany, regały, porcelanę i górę lady.
- Gdzie jest wyjście pożarowe?! - Starałem się przekrzyczeć huk strzałów, potrząsając przy tym kelnerką. Jagoda zdążyła już przywyknąć. Za pierwszym razem płakała, krzyczała, chciała uciekać, wierząc, że nic się jej nie stanie, gdy wejdzie w salwę wystrzelonych pocisków. Potem było już coraz lepiej, aż w końcu zaczęła zachowywać się odpowiedzialnie i myśleć racjonalnie.
- Zostawiamy ją, Thorvi! Nie ma mowy, żebyśmy znów przerabiali ten temat! I tak ją podziurawią podczas ucieczki! - Opierająca się o ścianę siostra próbowała mi uświadomić, jak bardzo jestem w błędzie, podczas gdy nad nami szalała burza kul. Miała trochę racji. Niepokój rósł, bałem się, że coś może się stać mojej jedynej rodzinie, jednak... Nie mogłem tak po prostu zostawić kolejnej osoby, żeby ją zamordowali, torturowali, albo zgwałcili.
- Wyłaźcie! Wasza dwójka i nowa wspólniczka, sukinsyny! - Dało się słyszeć pomiędzy wystrzałami głos jednego z mafiozów. - Kurwa, mów, gdzie jest to pierdolone wyjście! - Sytuacja robiła się coraz to bardziej gorąca, niemal parzyła mi kark. Nie mieliśmy samochodu, więc musieliśmy uciekać pieszo. Cholera, wiedziałem, że coś jest nie tak!</center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Śro 13:33, 01 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Śro 15:36, 01 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Na mój komentarz Mała Mi niemal zaczęła się gotować. Uśmiechnęłam się półgębkiem w momencie, kiedy jej towarzysz ją uspokoił. Ciekawe czy byli parą? Na pewno zdawali się być temperamentni, ale z takimi ludźmi zawsze było zabawnie. A przynajmniej dla mnie, gdy nie dawałam się wytrącić z równowagi ich durnymi komentarzami. Widać dziewczyna nie posiadła tej umiejętności, bo aż tak przejmować się tym, co powiedziałam nawet nie było warto. Osobiście bym to zignorowała, widać na nią coś takiego działało jak płachta na byka. Ale co poradzić? Zawsze byłam taka miła, gdy klienci przychodzili mi po teoretycznym zamknięciu. Zawsze zostawałam do końca jako ostatnia, więc jeżeli ktoś przychodził o 18:02, myśląc, że jeszcze zdąży, to ja musiałam go obsługiwać, tracąc swój cenny czas na jakieś debila, który był w stanie przesiadywać w tym miejscu dobrą godzinę! Dziewczyna o dosyć oryginalnym imieniu, tudzież przezwisku jakim było Berry, jednak powstrzymała swój język i usadziła swe szanowne cztery litery na krześle. Na szczęście z tego, co powiedział chłopak wynikało, że nie planują siedzieć tutaj dłużej, niż będzie to konieczne. Chwalmy Pana w którego nie wierzę za to, że nie jest to jakaś super romantyczna kilkugodzinna randka!
Stanęłam za ladą, wycierając jeszcze kilka pozostałych szklanek. Niby i tak spędziłabym tu jeszcze jakieś dwadzieścia minut, sprzątając, ale nie zmienia to faktu, że byłabym sama, a nie z jakąś dwójką do towarzystwa! Mój introwertyzm w obecnej sytuacji cierpiał i niemal krzyczał, że wolałby teraz, abym siedziała zamknięta w swoim pokoju ze słuchawkami wbitymi w uszy i umysłem pogrążonym w lekturze. Wbiłam spojrzenie w białowłosego, czekając aż on sam zacznie w końcu przeglądać kartę menu zamiast z niepokojem wgapiać się w szybę. Co jest? Przerażał go chińczyk w pobliżu którego znikały ostatnimi czasy koty? Niby to nie mój interes, bo to w końcu Brooklyn, miejsce w którym podejrzany typ goni podejrzanego typa, ale i tak. Przesunęłam wzrok na ulicę akurat w momencie, w którym tuż przed kawiarnią zahamował czarny van, a po chwili wysiedli z niego mężczyźni ubrani niczym wyjęci z "Piątku 13". Zanim zdążyłam zareagować zaczęli strzelać w szyby, a w następnym momencie Zombie Boy trzymał mnie oraz Małą Mi za nadgarstki i całą trójką ukrywaliśmy się za ladą. Nie wiedziałam w którym momencie to się stało. Miałam wrażenie, jakbym przez kilka sekund przestała kontaktować ze światem. Ogarnęła mnie panika w najczystszej postaci, kiedy usłyszałam wzburzone głosy. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że białowłosy pyta mnie o wyjście pożarowe, jednak zanim poskładałam myśli do kupy, przypomniałam sobie moją mantrę "Nie będę się bać". Zacisnęłam zęby i wskazałam palcem na drzwi na zaplecze, do których dostałam się na klęczkach. Weszliśmy do sterylnej kuchni, o której porządek zawsze dbała właścicielka, zaszczepiając we mnie zmysł pedanterii. Koło drzwi na zaplecze chwyciłam swój plecak, po czym nacisnęłam klamkę i już wtedy znajdowaliśmy się koło śmietników. Szczególnie pocieszającym nie był fakt, iż zapewne teraz weszli już do kawiarni i zapewne szukali tej dwójki oraz mnie... Machnęłam na nich ręką, aby szli za mną i ruszyłam biegiem krętymi uliczkami, w których zazwyczaj spali żebracy. Tej drogi używałam jako skrótu i zapewne byłam jedną z nielicznych osób na Brooklynie, która posiadała dom i tak dobrze się w tym miejscu orientowała. Wypadłam z jednej z uliczek, po czym zaczęłam wspinać się po ustawionych cegłach na murek, z którego potem zeskoczyłam. Matko, w co ja się teraz pakowałam?! Odwróciłam się przez ramię, aby przekonać się czy tamta dwójka za mną biegnie, więc kiedy kątem oka ich dostrzegłam, ucieszyłam się, że nie muszę wracać, tym bardziej, że cholera jasna, ich nie znałam! Po kwadransie kluczenia między uliczkami dobiegłam do swojego blogu, gdzie używając drabinki, przeznaczonej dla strażaków weszłam na balkon swojego pokoju. Podważyłam okno i machnęłam ręką, aby dwójka znalazła się w środku, gdzie po chwili sama weszłam, zatrzaskując futrynę i zaciągając rolety. Oparłam się o ścianę ciężko dysząc, po czym uśmiechnęłam się do moich gości najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
-A teraz jak na spowiedzi: kim wy, kurwa, jesteście?! </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:41, 01 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Wszystko działo się cholernie szybko. Huk strzałów mącił mi w głowie, latające odłamki szkła, drewna i porcelany ograniczały mi widoczność. Nie byłem jednak zdolny do wychylenia się zza lady, zbyt dużo by mnie to kosztowało - dziurę w pomiędzy oczami. Jagoda przylgnęła jeszcze bardziej do ściany, zaciskając przy tym kurczowo pięści i zęby. Miałem zamiar zapytać ją, czy coś dziwi, jednak w danym momencie kelnerka ocknęła się ze swojego transu. Puściłem więc ją, bo do tej pory zaciskałem palce na jej ramionach. Wskazała nam gestem drzwi na zaplecze i sama tam pobiegła, a ja chwyciłem Berry za nadgarstek i pociągnąłem za nami, ponieważ kątem oka zauważyłem, że chwyta w dłoń kawał drewna z zamiarem walki.
Wyskoczyliśmy z budynku jak dwójka łamag, które goni stado wygłodniałych wilków. Coś w tym było, choć ścigały nas Fox'y wyposażone w kałachy, łomy, granaty i kije baseball'owe. Przeskoczyłem jakiś przewrócony śmietnik, wpychając Jagodę przed siebie. W liceum miała samie piątki z biegów na długie dystanse, więc nie chciałem jej spowalniać. Potykając się co jakiś czas o jakieś pojedyncze śmieci, oglądałem się przez ramię, doszukując przy tym przeciwników bądź luf karabinów. Serce łomotało mi jak szalone, dyszałem cholernie mocno, jednak wciąż nie zwolniłem tempa. Jeśli miałem wybierać pomiędzy amputacją nóg, a podziurawionym łbem, to zdecydowanie wolałem pierwszą opcję. Wyskakując z krętej uliczki, wspiąłem się szybko, choć nieostrożnie po cegłach, za którymi zniknął tyłek Jagody. Wybrudziłem sobie przy tym dłonie i niedawno kupioną koszulkę, jednak nie narzekałem, gdy zeskakiwałem z murku. Kilka dobrych sekund zajęło mi dogonienie Berry i kelnerki, która, cholera jasna, postanowiła nam pomóc. Nie chciałem znać powodu. Może to dlatego, że uratowałem jej śliczną buźkę przed dawką pocisków jeszcze w kawiarni? Nie miałem czasu się nad tym zastanwiać, gdy co chwila musiałem przeskakiwać z jednej krętej uliczki w drugą. Na koniec, zaciskając palce na pordzewiałej drabince, wspiąłem się po niej i wpadłem do dość sporego pokoju. Jagoda siedziała na podłodze, dysząc przy tym ciężko. Ja jedynie oparłem się o kolana, próbując złapać głębszy oddech, co udało mi się po około minucie.
- Zrobiliśmy to... Znów. - Mruknąłem pod nosem, prostując się. W momencie, gdy chciałem podejść do siostry i zapytać, czy ktoś nie przestrzelił jej tyłka, przede mną zjawiła się przesłodzenie, psychopatycznie wyszczerzona twarz kelnerki. Wykrzyczała mi kilka słów w twarz, a ja juz otwierałem usta, żeby jej czymś zamknąć te urocze usteczka, ale nie było mi to dane:
- Możesz się, kurwa, zamknąć?! - Jagoda najwyraźniej musiała się wyżyć... Nie miałem nic przeciwko, tylko nie rozumiałem, dlaczego do cholery idzie w moją stronę. - Mieliśmy nie powtarzać takich pojebanych akcji! Czy Ty wiesz, jebusie, co znaczy ciąganie za sobą kolejnej osoby?! - Zmarszczyłem nieprzyjemnie brwi, gdy jej zwykle anielska, teraz wykrzywiona w grymasie złości twarz i podniesiony głos próbowały rozsadzić mi czaszkę, w której i tak dudniły jeszcze huki strzałów. Gestykulowała przy tym żywo, jak gdyby chcąc tłumaczyć alfabet pięciolatkowi.
- Berry, kurwa! - Warknąłem podniesionym głosem. - Nie jestem szczeniakiem! To nie było planowane! Chciałabyś, żeby zginęła w tej pieprzonej kawiarni, podziurawiona przez Fox'ów?! Poza tym, pomogła nam! Nie pierdol mi więc o tym, co oznacza ciąganie za nami kolejnej osoby, bo to ja jestem tutaj odpowiedzialny za Ciebie, a nie TY za mnie! - Kłótnia ciągnęła się w najlepsze, kiedy Jagoda zaczęła dźgać mnie oskarżająco palcem w mostek, twierdząc przy tym, że jeśli byłbym odpowiedzialny, to nie ściągałbym nam na głowę kolejnej osoby, bo i tak już mamy zbyt dużo problemów. Większa grupa - większy kłopot.
- Thorvald, do jasnej cholery! Czy Ty siebie słyszysz?! Nie będę nadstawiać karku za kogoś, kogo w ogóle nie znam! - Obydwoje wrzeszczeliśmy na siebie jak stare małżeństwo. Odtrąciłem dłoń siostry, która znów próbowała dźgać mnie palcem. - NIKT CI NIE KAŻE, DO CHOLERY JEBANEJ! JA BĘDĘ! - Podniosłem maksymalnie głos, uciszając tym samym Jagodę, która zamiast znów zacząć wrzeszczeć, stanęła jak wryta. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem, jak gdybym właśnie wypowiedział najgorsze przekleństwo, wyrok śmierci na nią i siebie. Może i był to wyrok? Ściąganie na nas tej dziewczyny nie było dobrym rozwiązaniem... To było wręcz tragiczne rozwiązanie, szczerze mówiąc.
Jagoda odsunęła się, zamilkła. Widocznie poczuła się naprawdę dotknięta moimi słowami, może aż nazbyt. Wiedziałem, że się martwiła, wiedziałem, że nie chciała, by mi się coś stało. Nie mieliśmy jednak wyjścia. Za oknem spadły pierwsze krople deszczu, rozległy się syreny straży pożarnej i policji. Widocznie ktoś już powiadomił o strzelaninie "odpowiednie" władze. Gówno, nie odpowiednie. Mogli najwyżej trochę posprzątać, nic więcej... A ja miałem na głowie obrażoną i smutną Berry.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:03, 01 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Świeeetnie, przemknęło mi przez myśl, kiedy ta dwójka zaczęła się kłócić. Padłam na jeden z dwóch puchatych foteli i sięgnęłam do biurka po laptopa, którego szybko odpaliłam. W międzyczasie przysłuchiwałam się krzykom tej dwójki, która powodowała u mnie wzrost irytacji o co najmniej pięćdziesiąt procent. Wbiłam na klawiaturze hasło, a akurat w momencie, w którym dowiedziałam się, że chłopak nazywa się Thorvald. Po kolejnej wiązane przekleństw zaczęłam się cieszyć, że o tej porze nikogo nie było w domu. Babcia wyszła na typową dla starszych pań rundkę pokera, a ojciec szedł dzisiaj na nocną zmianę do roboty, której cudem jeszcze nie stracił. Gdyby usłyszałam takie krzyki poprzeplatane przekleństwami w moim pokoju, to zapewne wystrzelałby tą dwójkę z dubeltówki i tak by się skończyła ich ucieczka przed tamtymi... Kimkolwiek oni byli. Zacisnęłam mocniej zęby, kiedy od piskliwego tonu dziewczyny zaczęła mi pulsować głowa. Matko, niech ona się już zamknie.
Wbiłam spojrzenie w pulpit powoli analizując, co właściwie przed chwilą się wydarzyło. Ta dwójka była ścigana, przez jakichś Foxów, cokolwiek by to nie było. Właśnie zostałam w to zamieszana. Zostałam zamieszana w jakąś wielką aferę... To zdecydowanie przeczy mojej wizji spokojnego popołudnia. Otworzyłam jeden z programów, który pozwalał mi na podgląd z kamer koło kawiarni. Pewnego dnia odkryłam, że mogę się do nich podpiąć i mieć oko na to, co dzieje się w pobliżu. A dokładnie to na podejrzanego chińczyka, który zostawiał nam pod drzwiami dziwne liściki, brzmiące trochę jak klątwy. Nie sądziłam jednak, że przydadzą się do czegoś takiego. Kiedy w końcu jedno i drugie z moich gości powiedziało o jedno słowo za dużo zamilkli.
-Alleluja, ucichliście - rzuciłam, nawet nie podnosząc na nich spojrzenia, tylko przewijając nagrania z kamer, szukając odpowiedniego fragmentu. Kim byli ci ludzie? Rozwalili mi kawiarnię! Ja z tej roboty miałam odkładać na studia informatyczne. A przez tą dwójkę teraz mam przesrane. No świetnie. -Teraz, skoro kłótnia kochanków się skończyła, to jak już wcześniej powiedziałam: jak na spowiedzi. CO TO BYŁO DO JASNEJ CHOLERY? - warknęłam, przenosząc spojrzenie z laptopa na białowłosego chłopaka, ponieważ z tą małą i irytującą dziewczynką wolałam nawet nie rozmawiać. Miałam wrażenie, że jeżeli jeszcze raz cokolwiek powie tym swoim irytującym głosem, to wywalę ją przez zamknięte okno prosto na ruchliwą ulicę Nowego Jorku. Z laptopa dobiegł dźwięk strzałów, a więc przeniosłam od razu spojrzenie na ekran. Obraz nie był w najlepszej jakości, a że nie byłam agentką w jakichś durnych serialach, to nie mogłam tego obrazu przybliżyć pięciokrotnie i wyostrzyć. Teraz wpatrywałam się jak o godzinie 18:16 moje życie się zmieniło. Gdy ostrzał zakończył się o 18:17 mężczyźni wybiegli z kawiarni i wbiegli do samochodu, który odjechał z piskiem opon, aby o godzinie 18:26 pojawiła się tam policja. Zagryzłam dolną wargę. Może warto powiedzieć niebieskim, jaka sytuacja miała miejsce? </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:57, 01 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Jagoda z reguły nie należała do osób słabych, płaczliwych, czy może panikujących na widok potencjalnego wroga. Wręcz przeciwnie - była dość twarda, zdecydowana i silna, mimo wyglądu, głosu i zachowania, które czasem temu zaprzeczały. Jednak miała jedną, stosunkowo zrozumiałą cechę - panicznie bała się o swoją rodzinę. Od śmierci rodziców zaczęła naprawdę zwracać uwagę na to, by nie stało mi się nic złego. Rozumiałem ją. Staruszkowie zginęli w cholernie podły sposób, do tego strasznie młodo. Nie chciała, by coś podobnego przytrafiło się jej jedynej rodzinie i osobie, która zawsze była dla niej podporą i przyjacielem, służyła pomocą. Rozumiałem ją, bo ja miałem tak samo. Dlatego, choć często mnie irytowała swoją nadopiekuńczością, to nie krytykowałem jej, nie wytykałem tego nawet, jak dochodziło między nami do ostrych nieporozumień.
- Mafia. - Warknąłem krótko, irytując się wcześniejszymi słowami kelnereczki. Wystarczyło mi ciętych słówek, pyskówek i ironii na ten dzień, który miał się niedługo skończyć, bo słońce powoli zachodziło. - Teraz też jesteś na ich celowniku, łaskawa księżniczko, więc radzę Ci uważać. - Kontynuowałem, podczas gdy Jagoda zsunęła się po ścianie i usiadła, opierając się o nią. Sprawiała wrażenie zmęczonej. Nie dziwiłem się, nawet nie zdążyliśmy zjeść. Nasz ostatni posiłek miał miejsce przed dwoma dniami, kiedy to Foxy wpadli na nasz trop na obrzeżach Nowego Jorku. Otrzepałem koszulkę z brudu i rdzy, które niepożądanie zebrałem w drodze do tego mieszkania. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zwykły, dziewczęcy pokój. Może bez nadmiaru różu i pierdoł, których wraz z Berry nienawidziliśmy od momentu, gdy mama kupiła jej na gwiazdkę plik oczojebnych zeszytów i akcesorii w tym cholernym, irytująco kłującym w oczy kolorze. Prześlizgnąłem wzrokiem od okna, aż po laptop, który miała na kolanach.
- Zbieraj manatki. Nie zostajemy tutaj. Znajdą nas prędzej, czy później. - Rozkazałem niemal, dobitnym tonem i właśnie w tym momencie, Jagoda podniosła się z podłogi. Odwróciłem się, przeszedłem kilka dzielących nas kroków i wziąłem szatynkę w ramiona. Nie oponowała, jedynie objęła mnie nad pasem i zaczepiła palce na niedawno ciemnej, teraz poszarawej w niektórych miejscach koszulce. Otuliłem ją szczelnie ramionami.
- Damy radę, młoda. Jak za pierwszym razem. - Obiecałem, mierzwiąc jej włosy. Ta jedynie pokiwała zgodnie głową. Odsunąłem się, wyszczerzyłem pokrzepiająco i zwróciłem wzrok ku dziewczynie z laptopem. - Rusz tyłek, kelnereczko. Jeśli nie chcesz zostać podziurawiona w przeciągu kilku godzin, radzę Ci szybko się pakować. - Jagoda zgodnie przytaknęła, jak gdyby na potwierdzenie. Już nie zaprzeczała. Wiedziałem, że postanowiła oddać wszystko mnie - również konsekwencje z angażowania tego irytującego, choć ociekającego urokiem stworzenia.
Wcisnąłem ręce w kieszenie jeansów. W tej chwili wisiało mi, czy może chciała się pożegnać z kimś, wolała zostać, albo miała krewnych. Jechała z nami, lub umierała - taki miała wybór. - Rusz dupę, nie mamy czasu. - Ponagliłem, nawet nie kojarząc, czy poznałem jej imię. Jeśli nie - trudno. Nadrobi się to jeszcze. Wyciągnąłem zza paska rewolwer i sprawdziłem, czy jest naładowany. Był, tak na wszelki wypadek.</center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:35, 04 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center> Olivia Daniells
Mafia. To słowo wyryło się w mojej głowie młotem pneumatycznym. Przez chwilę nie skupiałam się na niczym, ignorując słowa chłopaka, po czym przeniosłam z powrotem spojrzenie na laptopa i cofnęłam nagranie z kamer o kilka minut, do momentu w którym z samochodu wysiadło kilkoro mężczyzn. Pewnego rodzaju gula ugrzęzła mi w gardle, gdy dotarło do mnie znaczenie tego słowa. Zostałam właśnie zamieszana w sprawy mafii. Ta dwójka miała przesrane u mafii, a teraz ja podobnie, ponieważ byłam w złym miejscu, o niewłaściwej porze. Wbijałam puste spojrzenie w monitor, próbując poukładać sobie to w głowie. Może gdybym zamknęła kawiarnię szybciej albo ich wyprosiła, to do czegoś takiego by nie doszło? Wtedy wszystko byłoby tak jak zawsze: normalnie. Choć wcześniej nie postrzegałam swojego życia za zupełnie normalne, to w tej chwili miałam ochotę wrzeszczeć i kogoś zamordować. Ten cały zombie boy miał o tyle racji, że faktycznie musiałam się ruszyć. Tylko tym razem wolałabym pobiegać, jak zawsze, gdy czułam, że nie wytrzymuję psychicznie. Ale jemu chodziło o coś innego. Miałam się spakować i to szybko, porzucić wszystko to, co miałam do tej pory. Jak miałam to wszystko ogarnąć? To przecież niemożliwe. Nikomu coś takiego się nie udaje! Jak długo uciekają? Dlaczego uciekają? Ile jeszcze czasu planują to robić? Kim są ci ludzie? Za co chcą ich zabić? Jak można mieć tak popieprzone życie? I dlaczego ja musiałam być w to wszystko zamieszana? Podniosłam spojrzenie na dwójkę ludzi.
-Chwila. Skoro kilka godzin czasu, to daj mi pięć minut na zadawanie pytań. Po pierwsze: rozumiem, że pójście na policję nie wchodzi w grę? - Wyłączyłam laptopa, po czym wsunęłam go do plecaka. Miałam teraz z nimi uciekać? Miałam być uciekinierką w tej całej popieprzonej sprawie? A co ja takiego złego w życiu zrobiłam, że coś takiego musi mnie spotykać? Gula w gardle się powiększyła. Cholera... Podeszłam do biurka, wyciągając jeden z notesów, w którym zaczęłam skrobać karteczkę z przeprosinami, kierowaną głównie do babci. -Po drugie, jak się nazywacie i dlaczego tamci chcą was zabić? Po trzecie, uciekliście ot tak z tej kawiarni, nie wrócicie do auta, czegoś potrzebujecie ode mnie? Skoro już jestem w to zamieszana, to chociaż postaram się być miła - dodałam ku gwoli wyjaśnienia, kiedy akurat wyjaśniłam krótko babci, dlaczego wyszłam z domu i nie wiem kiedy wrócę, żeby mnie nie szukała i w razie czego dała ojcu w łeb za głupie insynuacje. -Po czwarte, macie jakikolwiek plan działania?
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, po czym wystukałam krótkiego sms'a do przyjaciółki: znikam na jakiś czas. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi serce. Niby już od roku myślałam o sobie, jako o pustej skorupie, której nic nie obchodzi, ale teraz... Teraz czułam strach, którego nie czułam od dawna. Miałam wrażenie, że przeżera mnie od środka i nic nie potrafię nic zrobić. Z jednej strony panicznie temu wszystkiemu zaprzeczałam, nie chciałam tego, ale wiedziałam też, że to nie sen. To chora, popaprana rzeczywistość, w której nie ma książąt na białych koniach, ale są ucieczki i ludzie z problemami. A teraz miałam kolejny problem na głowie, którego wolałam uniknąć, a jednak... To nie było możliwe. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Sob 22:42, 04 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Mogłem jedynie liczyć na to, że Samuel nie wyśle za nami kolejnego sztabu naszpicowanych po zęby amunicją i karabinami żołnierzy, zdolnych zginąć w imię Foxy Virus. Byli bezlitośni, bezwzględni, silni, a przede wszystkim, lojalni. Nigdy nie było możliwości, by ktoś z Virus'ów odwrócił się plecami do mafii... Zawsze jednak musi być ten pierwszy raz, czyż nie? I to ja byłem kimś, kto zapoczątkował pogorszenie się stanu w tak zwanej "rodzinie" Samuela Freeman'a. W przeciągu kilku miesięcy, pewien odłam próbował zwiać Samuel'owi, włącznie ze mną i Berry. Niektórzy żyją do dziś, inni nie. Żołnierze Freeman'a są niczym psy gończe, więc jest marna szansa, że została nas więcej niż setka. Co ja plotę... Setka graniczyłaby z cudem, wybłaganym u boga, w którego nigdy nie wierzyłem. Mój kumpel, Alexander Patrikov również zwiał. Od początku żyłem nadzieją, że przeżył.
Schowałem rewolwer z powrotem za pasek, przyglądając się przy tym kelnerce. Choć zachowywała pokerową twarz, to miałem wrażenie, że nie pozostała niewzruszona. Ba, byłem tego pewien. Żadna osoba nie przyjęłaby tej informacji tak spokojnie. Czułem niemal podskórnie, jak Jagoda zaczyna się niecierpliwić, a zwłaszcza irytować pytaniami dziewczyny. Nigdy nie należała do osób wielce cierpliwych, więc nawet nie byłem zaskoczony jej zachowaniem, gdy wzdychając ciężko, wbiła dłonie w kieszenie spodenek i wyjrzała za okno, jak gdyby chcąc stanąć na straży i w razie potrzeby zawiadomić, że kilka godzin zmieniło się w kilka minut, jeśli nie sekund. Ja postanowiłem pozostać w miarę spokojny, cierpliwy - wcisnąłem dłonie w kieszenie, wypuszczając przy tym wolno powietrze z płuc. Skoro już została w to wplątana, to wypadałoby, by wiedziała co nieco o nas, sytuacji, jak czego może się spodziewać. Ta ucieczka nigdy nie miała być krótka i prosta. Mafia nigdy nie odpuszcza, Samuel też nie.
- Odpada. Jeśli będziesz chciała nas sprzedać, prędzej dostaniesz kulkę ode mnie. - To nie była groźba, a wypowiedziane luźnym, obojętnym tonem ostrzeżenie. - Jestem Thorvald, a to moja siostra, Jagoda. - Wskazałem znacząco na Berry, wymawiając nasze imiona z iście Polskim akcentem, jednak ona tylko lekko się poruszyła, nie spuszczając wzroku z okna. - W swoim czasie dowiesz się, za co nas ścigają. Jak zdobędziesz nasze zaufanie. - Nie mogłem pozwolić, by dowiedziała się, że należałem do mafii. Wtedy zaczęłaby histeryzować, więc postanowiłem to zataić na jakiś czas... Krótki czas, o ile nie będzie sprawiać zbędnych, zwalających nas w kłopoty problemów. Kluczowe było jej zachowanie.
- Wyjedziemy do Minnesoty, dlatego potrzebujemy nowego samochodu, telefonu komórkowego, mapy i kilku innych pierdół. - Wyjaśniałem, podczas gdy Berry w końcu odeszła od okna i znów oparła się o ścianę. - Większość rzeczy, których potrzebujemy włącznie z jedzeniem można kupić na stacji benzynowej. Tylko samochód trzeba załatwić. - Jagoda uśmiechnęła się ukradkowo, jakby czekając na ostatnie zdanie. Miała smykałkę do korzystania z wytrychów, lubiła się popisywać, co ja skwitowałem jedynie cichym westchnieniem. - A teraz... - Tu zwróciłem się do kelnerki. -... Powiesz nam, kim TY jesteś.</center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Nie 17:05, 05 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Jego groźba jakoś szczególnie mnie nie tknęła. Możliwe, że było to spowodowane faktem iż jeszcze przed chwilą przeszłam coś o wiele bardziej szokującego i taka rzecz nie robiła na mnie wrażenia, ale była też druga opcja. Wyobraziłam sobie moment w którym wyciąga broń zza paska, a w mojej głowie ułożyła się odpowiednia sekwencja ruchów z Krav Magi, która by go obezwładniła mimo że był wyższy i zapewne również silniejszy, w końcu to facet. Ta świadomość, że praktycznie w każdej sekundzie mojego życia byłam wyczulona na to, jak się obronić napawała mnie spokojem. Inną kwestią był fakt, że w tej chwili nie potrafiłam być spokojna.
Słysząc czego potrzebują, pokiwałam głową. Przesunęłam obrotowe krzesło pod regał, po czym stanęłam na siedzeniu, przeszukując półkę. W końcu sięgnęłam po karton pełen starych telefonów komórkowych, który podałam, chłopakowi, stojącemu obok.
-Wybierz coś sobie - rzuciłam ze spokojem.
Co prawda komórki były już starej daty, ale takie coś zawsze pałętało się po naszym domu, kiedy mama pracowała, po jej śmierci postanowiłam wszystko zebrać w jedno miejsce, bo nigdy nie zdobyłam się na to, aby pójść i to wywalić czy też sprzedać. Teraz okazywało się to dobre, bo były przydatne.
-Co do samochodu, to w garażu stoi nieużywany pick up. W środku może być atlas samochodowy. A właśnie, łazienka to po wyjściu pierwsze drzwi na lewo. Mam też kilka gorących kubków, bo byliście głodni, prawda? - mruknęłam, zeskakując z krzesła na ziemię i pakując kilka T-shirtów do plecaka. Słysząc pytanie chłopaka, wzruszyłam tylko ramionami.
-Olivia - rzuciłam, idąc do kuchni, gdzie włączyłam czajnik.
Wyciągnęłam z szafki trzy kubki z makaronem instant, jednocześnie przeszukując szuflady. Gdzieś tutaj powinny być kluczyki do samochodu... Przesunęłam właśnie koszyczek z bateriami, kiedy znalazłam na dnie szuflady zdjęcie uśmiechniętej rudowłosej kobiety, która przykładała teraz słuchawkę od telefonu do ucha. Na sam widok kąciki moich ust uniosły się lekko do góry. Chciałabym, żebyś tu była, przemknęło mi przez myśl, kiedy złożyłam zdjęcie na pół i włożyłam je do kieszeni spodni. Woda się zagotowała, a ja zalałam trzy kubki, wyciągając łyżeczki z szuflady. Ku mojemu zaskoczeniu w tej samej, obok noży znalazłam kluczyki od auta. Dobra, mój ojciec to na pewno jest straszny bałaganiarz, ale tego się nie spodziewałam.
Wyjrzałam przez okno na ulicę. Niby wszystko wygląda zupełnie tak, jak wczoraj. Wszystko jest dokładnie takie samo. A jednak aż tyle się zmieniło. Tego stanu dziwnego otumanienia nie odczuwałam już dawno. Rzeczywistość zacierała się z moimi myślami, nie pozwalając mi na wyrażenie większych emocji. Zagryzłam dolną wargę. Wolałabym żeby moje życie pozostało takie, jakim było wcześniej. A jednak teraz ta pozorna normalność, którą kreowałam przez ostatni rok legła w gruzach. Pytanie tylko: czy będzie jeszcze gorzej niż było? </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia
Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Riedstadt-Goddelau Płeć:
|
Wysłany: Sob 15:30, 11 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Thorvald Mazur
Spod mlecznych kosmyków spływających mi natrętnie na czoło i nos, obserwowałem jak kelnerka chwyta za krzesło i przesuwa je gdzieś pod regał, który, tak swoją drogą, nie był specjalnie wysoki - to dziewczyna miała wymiary kurdupla. Gdyby wydusiła z siebie choć słowo, pomógłbym jej ściągnąć to... Kartonowe pudło, które ściągnęła z góry. Nie skomentowałem jednak niczego, choć język świerzbił mnie od samego początku, by z lekka jej dogryźć. Podejrzewałem, że to właśnie na mnie wzorowała się Jagoda, gdy jako dzieciak szukała kogoś do naśladowania. Chwyciłem za niezbyt rozległych rozmiarów karton, którego zawartość znacząco zachrzęściła, jak gdyby walało się w środku sporo rzeczy. Berry praktycznie zmaterializowała się obok mnie.
- Przypomina dzieciństwo. - Rzuciłem raczej bardziej do siebie, gdy w końcu odkryłem, co znajduje się we wnętrzu pudła. Sporo telefonów komórkowych, którymi kiedyś chwalili się moi kumple w piątej klasie podstawówki. Wepchnąłem dłoń do kartonu, nie rozwodząc się jednak zbytnio nad przezszłością. Wybrałem sobie jakiś wytrzymały, stary model Nokii, trochę nowszy niż 3310. Działał, nawet posiadał kartę, co było miłym zaskoczeniem. Jagoda przywłaszczyła sobie stary model z klapką. Owe ciche rozmyślania na temat telefonów zostały przerwane, gdy odłożyłem pudło z powrotem na miejsce. Nie chciałem pytać rudzielca, dlaczego ma aż tak dużo śmieci tego typu. Nie leżało to ani trochę w moim interesie. Pospolicie mówiąc, miałem to gdzieś. Grunt, że akurat w tym momencie przydały się te stare graty, które trzymała w swoim pokoju. Berry schowała swój "nowy" telefon do kieszeni spodenek, po czym ruszyła za niejaką Olivią, która była nadzwyczaj miła. Właściwie, spodziewałem się, że wyrzuci nas po wysłuchaniu tej historii i ogarnięciu, że sprowadziliśmy na nią wyrok. Byłem wdzięczny losowi, że natrafiliśmy na taką osobę, a nie histeryczkę... Choć byłbym o wiele bardziej wdzięczny, gdybyśmy nie natrafili na nikogo. Jagoda pewnie również nie chciała powtórki z rozrywki.
- Pick up będzie w sam raz. - Rzuciłem, wciskając Nokię w tylną kieszeń jeansów. Dogoniłem obydwie dziewczyny. Berry wyglądała za okno kuchenne, a Olivia przeszukiwała szuflady. Panowała delikatna cisza, przerywana przez ciche szczęki sztućców i szuflad. Wcisnąłem dłonie w kieszenie i oparłem się o framugę, spoglądając znacząco na Jagodę. Na początku olewała fakt, że praktycznie się na nią gapię, jednak w końcu nie wytrzymała:
- Albo zaraz coś ze sobą zrobisz, Thorvi, albo wydłubię Ci te natrętne oczka łyżeczką. - Powiedziała, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz w świecie, nie odrywając przy tym wzroku od okna.
- Idź się ogarnąć. Gorący prysznic, czy kąpiel dobrze Ci zrobią. - Ignorując jej wcześniejsze słowa, wskazałem gestem w kierunku, który wcześniej opisała nam Olivia. Doskonale wiedziałem, że zaraz zapragnie zaprzeczyć, więc niemal od razu dodałem: - Minęło dopiero pół godziny. Albo się ruszysz po dobroci, albo Cię tam zaciągnę i osobiście umyję. - Zagroziłem zupełnie poważnie. Wpierw spoglądała na mnie, jak na debila, którego mogłaby wepchnąć pod pędzącą ciężarówkę, jednak zaraz potem spłonęła rumieńcem i odsunęła się od okna.
- Pojebany zboczeniec. - Mruczała pod nosem, gdy mijała mnie w przejściu i znikała za drzwiami łazienki. Uśmiechnąłem się ukradkowo. Tylko stanowcze argumenty i groźby na nia działały, zawsze tak było, od dzieciaka. Oczywiście, zwykle robiłem sobie z niej po prostu jaja, jednak widać była zbyt speszona, by to zauważyć.
Przesunąłem dłonią bo blacie kuchennym. Wędrowałem tak po całym pomieszczeniu, zapamiętując je pod palcami, aż końcowo zatrzymałem się przy Olivii, która postanowiła zrobić dla nas coś do jedzenia. - Dziękuję. - Nie było w tym słowie ani krzty sarkazmu, złośliwości, wredoty, wymuszenia czy może gniewu. To było szczere podziękowanie. Właściwie, sam nie wiedziałem, czy dziękuję jej za zachowanie zimnej krwi, pomoc, albo i jeszcze coś innego. Wiem jednak, że były to wypowiedziane łagodnym tonem podziękowania, na które zdobywałem się bardzo rzadko i nigdy, gdy Jagoda była w pobliżu.</center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 20:50, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
<center>Olivia Daniells
Kiedy byłam dzieckiem chciałam przeżyć przygodę. Chciałam, aby spotkało mnie coś niesamowitego, związanego z księciem na białym koniu, księżniczkami w długich sukniach i jakimś wcale niegroźnym smokiem. Zawsze opowiadałam te wymyślone historie mojej mamie. W momencie, w którym zachorowałam przestałam śnić o rycerzu w złotej zbroi. Zaczęłam myśleć o tym, że po prostu chciałabym uciec od mnożących się z każdym kolejnym dniem problemów. Miałam wrażenie, że do momentu w którym zachorowała wszystko było błogą sielanką. A potem nagle jej śmierć sprawiła, że wszystko się posypało. Mój ojciec stracił jakąkolwiek nadzieję, zaczął pić, wyleciał z jednej roboty, znalazł drugą, z niej też wyleciał i tak w kółko. W końcu ja sama musiałam zacząć pracować, a aby wszystko jako tako trzymało się w kupie, to do naszego mieszkanka wprowadziła się babcia, która chociaż trochę wyprowadziła nas na prostą po zdarzeniach z zeszłego roku. Po tym wszystkim jedyne, czego chciałam to najnormalniejszego życia, albo czegoś, co pozwoliłoby mi zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
Teraz, spoglądając na chłopaka, zastanawiałam się czy to właśnie jest to, o co prosiłam od dziecka. Przygoda, której mogłabym się całkowicie poddać, jednocześnie mieszając w jeszcze większe problemy. Czy to właśnie tego oczekiwałam? Chciałam jeszcze większych kłopotów? Nie, one były mi kompletnie nieprzydatne. Prawda jest taka, że w obecnej chwili korcił mnie ten zmysł dziecka. Mogłam zadzwonić na policję, poddać się programowi ochrony świadków, to było logiczne wytłumaczenie, ale coś innego zasłaniało ten logiczny tok rozumowania. Ta ogromna chęć, aby skupić się na czymś naprawdę ważnym. Było to na swój sposób irytujące, ale z drugiej strony chciałam się poddać temu dziwnemu zdarzeniu. Ucieczka? To kojarzyło mi się z marnym filmem. Czułam, że coś uciska moje serce, a zimny strach zalewa całe moje ciało, jednocześnie mieszając się z chęcią zrobienia kroku do przodu.
Przechyliłam głowę w bok, uważnie przyglądając się chłopakowi. Tatuaż na twarzy, liczny piercing, białe włosy. Wyglądał jak koleś spod ciemnej gwiazdy, czarna owca, a nie jak rycerz w złotej zbroi na białym koniu, którego sobie kiedyś wymarzyłam. A jednak wraz ze swoją dosyć niegrzeczną siostrą proponował mi przygodę. Coś, czemu mogłabym się poświęcić, zrobić coś więcej niż tylko dbać o to, aby ojciec nie stracił kolejnej roboty, abym nie budziła się zdruzgotana i zasypiała z myślą, że może być nawet gorzej. Kiedy uświadomiłam sobie, że się gapię zamrugałam dwukrotnie, spoglądając na czajnik, który dał znać charakterystycznym pstryknięciem, że zakończył swoją pracę.
-Nie ma za co - powiedziałam, zalewając makaron gorącą wodą. -Jestem wścibska i żadne groźby tego nie zmienią, dlatego mogę czasem atakować pytaniami - rzuciłam, z lekkim uśmiechem na twarzy. -Ile macie lat? I jak długo już uciekacie?
Ciekawa jestem, czy to ta przygoda miałaby nadać teraz sens czemukolwiek, co do tej pory robiłam. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nami
Administrator
Dołączył: 09 Sie 2014
Posty: 1919
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: to pytanie? Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:09, 12 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Gdyby coś się zmieniło w kwestii tego opowiadania, proszę o sygnał.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|