|
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18) |
|
Autor |
Wiadomość |
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 0:49, 20 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
- A jakież to sekrety Blardów poza Legionem są na tyle interesujące by wykrzykiwać je na głównym placu w nocnej koszuli? Proszę zdradź mi tę tajemnicę nim ciekawość mnie zeżre od środka – rzekłem szczerząc swe zęby w szerokim uśmiechu, który natychmiast zniknął z mej twarzy, gdy usłyszałem prawdziwy powód nocnej eskapady księżniczki. Ta co prawda nie wydawała się być jakoś szczególnie tym wszystkim przejęta, ba sprawiała nawet wrażenie osoby w świetnym humorze, jednak domyślałem się, że tak naprawdę musi być to dla niej bardzo ciężkie. W końcu nie można było powiedzieć by Ceana wiodła od urodzenia wspaniałe życie, usłane samymi różami, bez smutku i cierpienia. Nie można nawet było powiedzieć, że jej lud ją kochał i traktował jak na księżniczkę przystało, a przecież to właśnie należało jej się z samego faktu przynależności do rodziny jakby nie było królewskiej.
- Och nie ma za co, od dawna mnie korciło by mu znowu przyłożyć – rzekłem wzruszając ramionami – A poza tym ratowanie dam w opałach to obowiązek każdego szanującego się mężczyzny, zwłaszcza gdy jest on wojownikiem. Nawet jeśli dama po prawdzie ratunku nie potrzebuje – dodałem wypinając dumie pierś i uśmiechając się ciepło. Ciekawe czy jeśli teraz zobaczyliby nas strażnicy to najpierw by mnie zaatakowali, padli na zawał czy pobiegli bić na alarm i wzywać króla.
- A rzeczą, która mnie tak rozbawiła była wizja zakończenia odwiecznej wojny naszym małżeństwem. Gdybym o tym w ogóle wspominam przy moim ojcu z pewnością skończyłbym zamknięty w pokoju do swoich trzy-setnych urodzin jeśli i nie dłużej. Albo wydany za jakąś pierwszą lepszą szlachciankę, tak by mieć pewność, że kiedyś nie postanowię tego pomysłu wprowadzić w życie – stwierdziłem uśmiechając się jeszcze szerzej po czym powoli podszedłem do nieprzytomnego dowódcy, którego miałem w planach zawlec do pokoju. Przez chwilę zastanawiałem się jak mam tego dokonać, by ostatecznie dojść do wniosku, że chyba jednak nie muszę tego robić taszcząc go przez całą drogę na plecach, a wystarczy jedynie, że zaciągnę go tam za ręce – z pewnością gubiąc się po drodze z cztery razy. I z pewnością będzie to widok wyjątkowo komiczny.
- Ale przecież nie mógłbym tego zrobić w końcu co wtedy zrobiłby taki biedny Lear? Dowódca z niego żaden, przyszły król jeszcze gorszy, aż dziwi mnie co takiego kobiety w nim widzą. I na co liczą biorąc pod uwagę, że jego jedyny potomek ma być w teorii – oj dajcie Pradawni Bogowie by dla dobra tego świata tak się nie stało – też twoim potomkiem. Chyba nigdy nie zrozumiem elfek i nie, nie chodzi o to, że czuję się urażony ich brakiem zainteresowania mą osobą, bo wiem, że tu akurat już zupełnie nie ma już czego szukać. Ani to przystojne, ani zabawne, ani miłe, ani nawet porządnym królem nie będzie… - zażartowałem po czym podniosłem nieprzytomnego dowódcę na tyle, by móc przerzucić siebie jego prawą rękę przez ramię. – Ani nawet silne – dodałem przesadnie uginając się pod ciężarem ciała Leara – No cóż kiepsko widzę przyszłość mego rodu… no nic, do zobaczenia Ceano, jakbyś mnie kiedyś szukała będę prawdopodobnie u siebie lub będę przemierzać wasze korytarze w poszukiwaniu właściwej drogi, gdyż jeśli ja miałbym tu zaprowadzić armię pod osłoną nocy, by zabić twego ojca z pewnością bylibyśmy zgubieni. I to tak dosłownie – rzekłem i z ciepłym uśmiechem skinąłem księżniczce głową po czym ruszyłem przed siebie zastanawiając się czy nie starczy bym porzucił Leara pod drzwiami jakiegoś pokoju. W końcu miał tu tyle adoratorek, że jakaś by się nad nim zlitowała i by się nim zajęła czyż nie? </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pon 22:10, 02 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 21:59, 02 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
-Jeżeli ci powiem, to już nie będą sekretami, prawda? - odparłam z najsłodszym uśmiechem na jaki tylko było mnie stać. Och, dlaczego miałabym od razu wszystko mu zdradzać, mogę go odrobinę podręczyć. Tym bardziej, że nie sprawia mu to żadnej krzywdy, a tylko troszeczkę pomęczy. Należy też wziąć pod uwagę, że nie miałam nic wielkiego do "wykrzyczenia", w końcu coś takiego byłoby absurdalne i dziecinne.
-Ach, dziękuję ci, panie - odparłam, ujmując rąbki mojej koszuli nocnej i dygając przed księciem z uśmiechem na twarzy. -Wręczyłabym ci chustę na znak podziękowań, ale niestety nie mam takowej przy sobie.
Muszę przyznać, że podobała mi się ta swoboda między nami. Możliwość pożartowania, wymiany zdań i powiedzenia czego tylko się chce bez osądzającego spojrzenia wszystkich dookoła była świetna i wprawiała mnie w dobry humor. Możliwe, że nie powinnam tak w ogóle myśleć, ale miło spędzać z nim czas. Szkoda tylko, że nie potrwa to na tyle długo, abym mogła się wystarczająco nacieszyć czyjąś bliskością.
Słysząc jednak jego pomysł na pogodzenie rodów zaśmiałam się cicho, zakrywając usta dłonią, chociaż muszę przyznać, że była to dosyć pesząca sytuacja i z trudem zapanowałam nad sobą, aby się nie zarumienić.
-Cóż, mój ojciec też nie byłby zachwycony takim rozegraniem sprawy. Prawdopodobnie moje małżeństwo z Learem odbyłoby się pół godziny po oświadczeniu mu prawdopodobieństwa związania się z kimś z Blardów.
Słysząc jego wywód na temat Leara ponownie się zaśmiałam, uświadamiając sobie, że już od dawna nie miałam okazji do takiej ilości śmiania się w tak krótkim czasie. Pokręciłam głową.
-Interesują się Learem ze względu na pozycję oraz ze względu na bycie przystojnym. Nie jest on jednak w moim guście - wyjaśniłam, wzruszając ramionami. Była to całkowita prawda. Od momentu w którym go poznałam czułam do dowódcy obrzydzenie, choć ten z początku starał się być szarmancki. Gdy jednak uświadomił sobie, że niezależnie od jego starań będę go traktować oschle, pokazał swoją prawdziwą naturę. Nie przeszkadza mu bycie chamem wobec mnie. Uznaje to za coś, co jest po prostu normalne. Tak się w końcu traktuje wiedźmy.
-Brakuje ci pewności siebie. Słyszałam plotki na temat księcia, wiele elfek z mojego rodu jest tobą zainteresowanych, choć nie przyznają się do tego nikomu innemu niż przyjaciółkom. Służące jednak nie biorą pod uwagę faktu, że słyszę więcej niż im się wydaje. I ja sama uważam, że nie jesteś taki zły, jak siebie obrazujesz - dodałam po chwili, dziękując wszelkim Pradawnym Bogom, że na korytarzu jest stosunkowo ciemno i nie widać wyraźnie mojej twarzy. Prawienie komplementów następcy tronu blardzkiego zdecydowanie nie przystawało mi, jako księżniczce.
-Jest już zbyt późno, abym dokonała mojej nocnej eskapady. Pokażę ci komnatę Leara i wrócę do siebie -odparłam z westchnięciem, po czym wskazałam jeden z korytarzy. Mijaliśmy liczne pokoje, które może i wyglądały tak samo, ale ja widziałam w nich minimalne różnice. Wiedziałam, gdzie, co się znajduje. Spędziłam w tym miejscu całe swoje życie i znałam każdy centymetr tego pałacu. W końcu zatrzymałam się przed czarnymi drzwiami o złotych klamkach i nacisnęłam jedną z nich. Drzwi otworzyły się, odkrywając przed nami ogromne pomieszczenie, w którym w pierwszej chwili rzucało się w oczy wielkie łoże z baldachimem - symbol braku moralności Leara. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 22:41, 02 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc komplement księżniczki uśmiechnąłem się szeroko i lekko zaśmiałem. Nigdy nie sądziłem, że jakakolwiek Asgallska przedstawicielka płci żeńskiej mogłaby być mną choć w najmniejszym stopniu zainteresowana, więc nie mogę powiedzieć, by nie sprawiła mi ta informacja przyjemności. Dodatkowo fakt, że nawet sama księżniczka tego rodu uznała mnie za mniej obrzydliwego niż niesiony przeze mnie dowódca, jeszcze bardziej poprawiła mój już i tak dobry nastrój, w który wprawiła mnie ta długa i dosyć luźna rozmowa z Ceaną. Prawdę powiedziawszy poza Undine nawet na swoich ziemiach nie miałem zbyt wielu osób, z którymi mógłbym tak od serca porozmawiać, a już tym bardziej nie było tam masy elfów, które popierałyby jakiekolwiek mniej mordercze myśli i dotyczące rodu księżniczki.
Propozycja zaprowadzenia mnie do sypialni Leara bardzo mi się spodobała, gdyż nie miałem ochoty błądzić po raz kolejny tej nocy po przypominających labirynt korytarzach, a już tym bardziej nie miałem ochoty tego robić w towarzystwie wcześniej wspomnianego elfa, nawet jeśli byłem mu to winny za ten atak.
Kiwnąłem, więc z szerokim uśmiechem głową na znak, iż się zgadzam i bardzo odpowiada mi propozycja Ceany, dzięki czemu już po chwili nasza dwójka w milczeniu mijała kolejne, łudząco do siebie podobne korytarze, kierując się do sypialni dowódcy. Ku mojemu zdziwieniu dotarcie na miejsce zajęło nam bardzo mało czasu i już po chwili mogłem podziwiać wnętrze komnaty Leara, na której środku stało ogromne łóżko. I nie było to zwykłe, dwuosobowe łóżko, to które wtedy zobaczyłem było zdecydowanie większe od tego, które zwykłem podziwiać w swoich komnatach w zamku swego rodu. A przecież byłem księciem, więc choć w teorii powinienem mieć wszystko co najlepsze, co o dziwo dosyć często łączyło się też ze słowem największe.
Cicho pogwizdując, niby na znak tego jak wielkie wrażenie wywarł na mnie wygląd i rozmiar owego łoża, położyłem na meblu wciąż nieprzytomnego dowódcę, choć z pewnością strażnicy powiedzieliby, że raczej go na nie rzuciłem. Być może i tak właśnie było, gdyż zakładając, iż tak wielki mebel ma z pewnością i bardzo miękki materac, zdjąłem dotąd przerzuconą przez ramię rękę dowódcy, pozbawiając w ten sposób reszty jego ciała jakiegokolwiek oparcia i z niemałą ulgą pozwalając mu zwyczajnie spaść.
- Wciąż nie wierzę, że to jest twój narzeczony. Nawet jeśli ma majątek, rangę i pewna grupa elfek uważa go za przystojnego, to wystarczy spojrzeć na to łóżko by wiedzieć co z niego za elf. Pradawni Bogowie mi świadkiem, nawet ja nie mam w swym zamku takiego łóżka, ba zapewne nawet Ty Ceano śpisz na czymś co najmniej o połowę mniejszym. Nie sądziłem, że ktoś tak wielkie łóżka w ogóle robi, na tym to wyspałaby się chyba i połowa mego oddziału – skomentowałem wciąż przyglądając się meblowi, po czym z uśmiechem odwróciłem się do księżniczki. – Z resztą nie ważne. Lepiej już udam się do swych komnat nim do reszty zbrzydnie ci me towarzystwo. A wolałbym nie zrażać do siebie tak pięknej elfki jak ty. Także dobrej resztki nocy księżniczko – stwierdziłem kłaniając się przy tym sarmacko, by następnie powoli i ostrożnie skierować się do drzwi. W końcu nie chciałem na coś wpaść i przez przypadek zbudzić dowódcy, który widząc w swym pokoju księżniczkę w samej nocnej koszuli, pomyślałby sobie nie wiadomo co i znów zrobił coś głupiego. A chyba żadne z nas nie miało chwilowo ochoty na powtórkę z mojego starcia z Learem i jego późniejszego leczenia. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:57, 04 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Uśmiechnęłam się kwaśno pod nosem, kręcąc głową. Dorhian miał całkowitą rację. Lear był rozpuszczonym elfem, który od zawsze miał wszystko, a dzięki swoim umiejętnościom zdobył jeszcze więcej. Niestety spoczął na laurach i zamiast się doskonalić uznał, że ma wszystko, oddając się rozpuście. Znałam go jako dzieciaka, wtedy poznaliśmy się po raz pierwszy. I jeszcze wtedy mogłam powiedzieć, że był całkiem w porządku. Nie taki nadęty, dość miły, uśmiechnięty i żartobliwy. Dopiero presja wypierana na niego przez ojca oraz własna pycha go zgubiły. Nie zdziwiłabym się, gdyby pewnego dnia poległ przez to, że był zbyt pewny siebie.
Zresztą nie powinno mnie to w ogóle interesować. Przykre jednak, że ktoś, kogo można mile wspominać stał się obrzydliwym elfem z którym nie chcę mieć nic wspólnego, a niestety muszę.
-To wystarczająco miejsca dla Leara i jego kochanek - odparłam zamykając za nami drzwi do wielkiej komnaty, która zawsze przyprawiała mnie o ból głowy.
Tak bardzo chciałabym, żeby mój ojciec w końcu przekonał się o tym, że Lear jest naprawdę paskudny i żeby zerwał nasze zaręczyny. Każdy elf jest lepszy niż Lear. Poślubiłabym naprawdę każdego z Asgallów, byleby nie miał na imię Lear.
Stanęłam na korytarzu, spoglądając na elfa z uśmiechem. Zdecydowanie wolałam towarzystwo blardzkiego księcia niż dowódcy z własnego rodu. I możliwe, że nie powinnam była się tak swobodnie zachowywać w obecności Dorhiana, ale w końcu, po raz pierwszy od dawna, czułam się wolna. Tak, to dobre określenie. Bez zbędnych nakazów i zakazów ze strony dworskiej etykiety. W końcu ktoś, kto doskonale rozumiał to, co czułam wobec bycia następcą tronu.
Szybko jednak posmutniałam, uświadamiając sobie, że książę chce opuścić nasz zamek i wrócić do siebie. Miałam jednak skrytą nadzieję, że tak się nie stanie. I choć było to wyjątkowo niestosowne życzenie, to chciałam, aby tu został trochę dłużej. Nie mogłam jednak tego powiedzieć na głos. Za takie coś na pewno wylądowałabym na stosie.
-Dziękuję za komplement. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli okazję do rozmowy, to było odświeżające - odparłam z ciepłym uśmiechem na twarzy. -Do swojej komnaty trafisz idąc prosto i skręcając w drugi korytarz w prawo. Tobie też życzę dobrej nocy, książę - dodałam po chwili, dygając przed mężczyzną. Następnie odwróciłam się na pięcie i skierowałam do własnej komnaty, która nie była tak daleko stąd.
Gdy w końcu weszłam do swojego pokoju usiadłam na łóżku, patrząc na jasno świecący księżyc. Chciałabym żeby to wszystko było o wiele prostsze niż jest teraz... </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Czw 12:14, 05 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Kiwnięciem głowy podziękowałem Ceanie za wskazanie mi drogi i czym prędzej udałem się do chwilowo swego pokoju, oczywiście uważając by nie spotkać po drodze jakiegoś strażnika lub innego elfa Asgallskiego pochodzenia.
Kiedy już bezpiecznie dotarłem na miejsce od razu wszedłem do łazienki, gdzie zmyłem z siebie resztki krwi i wylanego na mnie przez Leara wina. Zacząłem się też zastanawiać nad tym jak możliwym jest by tak rozpustny elf mógł gościć swej komnacie każdej nocy zapewne inną elfkę lub - sądząc po rozmiarach jego łoża - grupę elfek, a jednocześnie wciąż być narzeczonym księżniczki i hipotetycznym ojcem następcy tronu. Przecież jak każdy normalny elf powinien mieć możliwość posiadania tylko jednego potomka, co jeśli wierzyć przekazom religijnym było karą od Pradawnych Bogów. Podobno widząc grupę niezwykle rozpustnych elfów i ich styl życia, wyjątkowo się wściekli i postanowiwszy ukarać za hipotetycznie podobny styl życia całą naszą rasę, zabrali całej jej męskiej części możliwość posiadania więcej niż jednego dziecka. Miało to nauczyć elfów by poważnie zastanowili się nim znów oddadzą się rozpuście, a wszelkie kolejne dzieci były owocem miłości, a nie przypadku. Oczywiście bogowie nie ukarali wedle siebie niewinnych elfek, przez co od tego czasu wszelkie rodzeństwo urodzone wśród naszego ludu albo miało różnych ojców, albo też było niezwykle rzadkimi bliźniakami.
Nie ważne od tego w jakim stopniu ta legenda była prawdziwa, pewnym był fakt, iż każdy elf mógł posiadać tylko jednego potomka należało, więc poważnie zastanawiać się nad tym kiedy i z kim należy się o niego postarać. Oczywiście ta zasada nie tyczyła się elfek, które zgodnie z opowieścią wciąż mogły posiadać więcej dzieci co w obecnych czasach często kończyło się tym, że niemający szansy na normalne małżeństwo i powrót z pola bitwy elf płacił jednej z elfek swego rodu za urodzenie mu potomka i ruszał na wojnę z przeciwnym rodem, z której nigdy nie wracał. Kilka miesięcy później na jego miejsce rodził się nowy Blard lub Asgall, który po osiągnięciu odpowiedniego wieku mógł powtórzyć czyn swego ojca lub poświęcić się bardziej normalnemu życiu.
Ostatecznie, gdzieś po godzinie spędzonej na tego typu rozmyślaniach, doszedłem do wniosku, iż rozwiązłe życie Leara, a jednocześnie wciąż możliwość posiadania odpowiedniego dziedzica zapewne muszą być efektem magii lub jakiegoś niezwykle rzadkiego i wątpliwej jakości specyfiku, który z pewnością za część swego majątku zyskał od jednego z Uzdrowicieli. Ten oczywiście zapewnił mu, że dzięki temu zapewne ohydnemu eliksirowi będzie mógł sobie poszaleć przed ślubem, później po ślubie postarać się o dziedzica, a potem znów szaleć. Zapewne też to zwróciło uwagę króla Asgallów, który licząc na to, że Lear jako pierwszy przełamał rzuconą na męską część naszej rasy przez Pradawnych Bogów ”klątwę”, postanowił wydać go za swoją córkę, a teraz tylko maskuje ten powód mówiąc o randze, majaku i poparciu dowódcy czy o innych równie błahych powodach.
Oburzony tą odrażającą myślą padłem na łóżko i po kilku minutach spędzonych na myśleniu o wszystkim innym tylko nie o tym ohydnym elfie, w końcu zasnąłem.
Nie był to jednak sen spokojny, gdyż całą noc męczyły mnie koszmary o tym jak stoję na polu bitwy i wraz z ogromną armią stworzoną z Blardów i Asgallów mierzę się z obrzydliwymi kreaturami, które sekunda po sekundzie i minuta po minucie niszczą wszystkich wojowników naszej rasy. Patrzyłem na to jak padają moi przyjaciele, jak ginie król Asgallów i mój ojciec, jak umiera resztka nadziei na zwycięstwo. A kiedy otoczyło mnie może krwi zmieszanej z tą obrzydliwą trucizną stojąca na czele armii zjawa wyciągnęła ku mnie swą kościstą, ociekającą czarną jak węgiel krwią łapę i mrożącym krew w żyłach głosem rzekła „Ty będziesz następny Blardzki królu”. Po tych słowach obudziłem się cały zlany potem nie na łóżku, a na podłodze swej komnaty, modląc się w duchu do Pradawnych Bogów o to, by jak wszystkie moje poprzednie sny i ten nie był proroczy. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 14:48, 07 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Tego poranka obudziło mnie stukanie kruka o szybę w oknie. Podniosłam się z łóżka, przypominając sobie zdarzenia z zeszłej nocy. Na Bogów, oby nikt z naszych rodów nas wtedy nie widział, przecież po czymś takim zginęlibyśmy marnie! Podniosłam się z łóżka, przecierając zaspane oczy. Mimo wszystko nie pospałam za długo, a wiedziałam, że dzisiejszy dzień muszę spędzić na poszukiwaniu informacji na temat naszego wroga w komnacie matki. Możliwe, że wśród tych chaotycznych zapisków znalazłoby się coś pomocnego. Choć dalej miałam wrażenie, że najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem będzie skontaktowanie się z tą samą wiedźmą, która uzdrowiła mnie lata temu. Miejmy jednak nadzieję, że nie jest ona jedynym możliwym rozwiązaniem, choć zapewne ta kobieta stąpała po ziemi dłużej niż żyjące elfy.
Podeszłam do okna, wpuszczając stworzenie do środka, które zatoczyło dwa kręgi dookoła pokoju, jakby czegoś szukając, po czym przysiadło mi na przedramieniu, wpatrując się swoimi paciorkowatymi oczami w moją twarz z uwagą.
-Co jest? - spytałam, marszcząc brwi, a po chwili kruk przesłał mi do głowy obrazy, w których widział spanikowanego blardzkiego gońca, który wpadł przez bramy poganiając swojego rumaka. Wszystko to musiało mieć miejsce dosłownie chwilę przed tym, gdy zwierzę mnie o tym poinformowało, bo teraz, gdy patrzyłam przez okno widziałam, że strażnicy jeszcze nie zdążyli zamknąć bram.
Pospieszyłam do łazienki, nie czekając na służące, po czym szybko ubrałam się w prostą, fioletową suknię, a włosy pozostawiłam rozpuszczone, nie przykładając szczególnej uwagi do tego, że wypadałoby je związać czy jakkolwiek upiąć. Wyszłam z komnaty zamaszystym krokiem w towarzystwie czarnego ptaka, który skrzeczał nad moją głową.
-Panienko! - usłyszałam głos służącej, która niosła srebrną tacę, jednak tylko przyspieszyłam kroku, kierując się do sali tronowej.
Jeżeli pojawił się goniec od Blardów, to na pewno nie jest dobrze. Wyglądał na zbyt przerażonego, aby była to zwyczajna informacja. Nawet taka, która nie cierpi zwłoki nie jest przekazywana poprzez popędzanie konia do granic możliwości. Otworzyłam jedne z niskich drzwi, pokrytych tą samą boazerią co ściany, a po chwili znalazłam się w wąskim korytarzu dla służby, która dzięki temu szybko i niezauważalnie przemieszczała się po pałacu.
Służące przyglądały mi się wielkimi oczami, zapewne zaskoczone tym, że wybrałam taką drogę. Gdy jedna z nich mnie zaczepiła, pytając, czy potrzebuję pomocy tylko zgromiłam ją spojrzeniem, wykorzystując to, że tutaj i tak patrzyli na mnie z przestrachem.
W końcu, po kilku minutach kluczenia, otworzyłam jedne z drzwi na których tabliczka głosiła "Sala tronowa". Wyszłam z korytarza dla służby, poprawiając suknię, a wszyscy zgromadzeni na moment zwrócili swoje zdziwione spojrzenia w moją stronę. Na sali znajdowali się już przedstawiciele Blardów, kilku asgallskich dowódców oraz goniec, któremu teraz służąca podawała wodę, aby potrafił wydusić z siebie chociaż słowo. Dygnęłam przed zgromadzonymi, po czym podeszłam do pufy, znajdującej się obok tronu mojego ojca, po czym usiadłam na niej. Spojrzałam na króla, który teraz miał nieciekawą minę. Dawno nie widziałam go takiego zdenerwowanego, jak teraz... To nie wróży nic dobrego. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:35, 07 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Przez dłuższą chwilę leżałem na podłodze starając się uspokoić, a kiedy w końcu udało mi się to zrobić, udałem się do łazienki, gdzie doprowadziłem się do jako-takiego porządku. Gdy odpuściłem łazienkę od razu zauważyłem, że coś jest nie tak. Nawet nie musiałem spoglądać za okno by wiedzieć, że stało się coś ważnego i najprawdopodobniej niezbyt dobrego, w zupełności wystarczył mi do tego powstały na korytarzu hałas spowodowany przez tłum przebiegających służących i nerwowo rozmawiających żołnierzy.
Spodziewając, że zaraz z pewnością ktoś wpadnie do mojej komnaty i każe mi się udać na spotkanie, czym prędzej zabrałem się za ubieranie stosownego stroju. I bardzo dobrze, bo gdy akurat wiązałem swój pas kontuszowy na chwilę wcześniej założonym typowym dla elfów - krótkim, sięgający zaledwie do połowy uda, srebrnym, zdobionym - atłasowym żupanie, do mego pokoju bez pukania weszła Undine. Przez chwilę tylko przyglądała mi się najwyraźniej nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, więc w absolutnej ciszy dokończyłem się ubierać, po czym ruszyłem w stronę drzwi.
- Wiem, złe wieści – mruknąłem przechodząc obok przyjaciółki po czym wraz z elfką skierowałem się w stronę sali tronowej. I tylko prawdopodobnie dzięki obecności Undine dotarłem tam bez wcześniejszego dosyć długiego błądzenia po korytarzach.
Kiedy przekroczyliśmy próg pomieszczenia od razu zauważyliśmy już sporą grupę zebranych, na których składali się co ważniejsi Asgallscy dowódcy w tym Lizander, którego Undine od razu pozdrowiła skinieniem głowy, oraz Lear, który najwyraźniej po tym jak wczoraj przesadził z winem, miał teraz lekkiego kaca i odpowiadającą mu wyraźnie nietęgą minę. Wśród zebranych był także oczywiście Asgallski król, któremu na powitanie ja lekko skłoniłem głowę, a także pewien młody i wyraźnie wycieńczony elf wciąż ubrany w strój tak charakterystyczny dla gońców z naszego rodu. Praktycznie od razu go rozpoznałem – był jednym z naszych najmłodszych dowódców, jednak pomimo, że był o ponad czterdzieści lat ode mnie młodszy, już zdążył zasłużyć się podczas wojen z Asgallami. Nawet ja miałem kilka razy okazję z Atrionem, gdyż tak właśnie brązowowłosy elf miał na imię, współpracować i za każdym razem miałem okazję utwierdzić się w przekonaniu, że elf otrzymał tytuł dowódcy nie bez powodu. Jednak w tamtej chwili zupełnie nie przypominał wspaniałego dowódcy, był raczej wymęczonym cieniem dawnego siebie, który ledwo był w stanie złapać oddech i wykrztusić z siebie prośbę o podanie mu wody, którą oczywiście od razu spełniono. Wtedy też na salę dotarła księżniczka, a Asgallski król z dosyć poważną i niezadowoloną miną spojrzał na kilka sekund w moją stronę, po czym przeniósł swój wzrok na gońca prawdopodobnie chcą rozkazać m, by głośno i wyraźnie powtórzył jakie to złe wieści przynosi. Nie musiał jednak tego robić, gdyż opróżniwszy do dna podany mu kielich z wodą, goniec spojrzał na mnie z niesamowicie smutną miną i łamiącym się głosem zaczął wyjaśniać nam powód swego przybycia.
- Król… Król Thorland nie żyje – rzekł, a ja poczułem się tak jakby ktoś nagle uderzył mnie gigantycznym i ciężkim młotem prosto w potylicę. Na kilka sekund moje serce przestało bić, a w pomieszczeniu natychmiast umilkły wszystkie towarzyszące zazwyczaj takim spotkaniu szepty. Nie musiałem spoglądać na Undine by wiedzieć, że podobnież jak ja nie potrafi uwierzyć w to co właśnie przekazał nam posłaniec. Mój ojciec nie żył, choć zabrał ze sobą całą armię obrońców i nawet nie wybierał się na bitwę. Miał tylko dotrzeć spokojnie do naszego pałacu, nic złego miało mu się nie stać w końcu był z nim mistrz Nalsir, więc to co mówił Atrion nie mogło być prawdą.
- Jak to NIE ŻYJE? – powiedziałem o wiele głośniej i groźniej niż zamierzałem, co tylko pogorszyło chyba stan załamanego i wycieńczonego gońca.
- Kilka… Kilka dni temu… - zaczął najwyraźniej nie wiedząc jak przekazać nam tą informacje by nie skazać się przy okazji na gniew ze strony księcia swego rodu. Po niecałej minucie ciszy, jednak się poddał i kontynuował dalej tym samym łamiącym się głosem co na samym początku z tą samą bezpośredniością, najprawdopodobniej dochodząc do wniosku, że tak będzie najlepiej. Od razu, prosto z mostu, a nie owijając w bawełnę, w końcu nie zależnie od tego jak bardzo by chciał nie mógł wpłynąć na wcześniejsze wydarzenia. – Kilka dni temu dotarł na dwór goniec w opłakanym stanie. Był ciężko ranny i potrzebował czym prędzej pomocy Uzdrowiciela jednak upierał się by go wpierw wysłuchać, gdyż jego godzina już i tak była przesądzona. Przekazał nam cudem ocalały list od księżniczki, a także prośbę o przysłanie do Asgallskiej stolicy oddziałów do walki z we wspólnym wrogiem. Na tym się jednak w miarę dobre wieści skończyły, goniec opowiedział nam o straszliwej armii, przerażających monstrów, które napadły na niego i resztę oddziału króla. Wzięli ich z zaskoczenia, nie mieli szans... – na tym goniec zakończył swą wypowiedź pozostawiając wszystkich w szoku, a salę w niezmąconej przez nic ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć, nikt nie wiedział. Normalnie z pewnością Asgallowie by radowali się ze śmierci Blardzkiego króla, jednak tym razem to nie była dobra wiadomość. Dopiero po chwili po sali zaczęły rozchodzić się liczne szepty i szmery, jednak ja nie zwracałem na nie żadnej uwagi. Stałem, nie ruszając się, nie mrugając, chyba nawet przez chwilę nie oddychając zupełnie tak jakby słowa gońca były jakimś magicznym zaklęciem, które nagle zamieniło mnie w kamień i analizowałem każde kolejne słowo posłańca. Jeśli nastąpił atak to z pewnością mój mistrz przekazał komuś z podwładnych wiadomość od księżniczki uznając ją za najważniejszą i rozkazał mu ją dostarczyć niezależnie od kosztów, a sam został walczyć i oddał życie za swego króla. Straciłem nie tylko ojca i wielu przyjaciół, ja i Undine straciliśmy też swego mistrza, nie musiałem więc nawet odwracać głowy, by wiedzieć, że stojąca obok mnie i milcząca przyjaciółka z trudem powstrzymuje się od łez. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:59, 07 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Przyglądałam się uważnie gońcowi, który wydawał się być trochę zmieszany. Jednak miałam ochotę rzucić na niego jakiś urok, jeżeli w końcu nie postanowi się odezwać i powiedzieć, dlaczego się do nas stawił. Wyglądał na sponiewieranego trasą, ale jeżeli zaraz czegoś nie wyjaśni, to naprawdę nie będę się powstrzymywać. Złapałam spojrzenie Lizandra, który skinął lekko głową w moją stronę, po czym uśmiechnął się ciepło, próbując dodać mi otuchy. Dobrze wiedział, że blardzki goniec nie wróży nic dobrego, żaden goniec nie oznacza dobrych wieści, a jednak wyglądało na to, że tym bardziej było bardzo źle.
A kiedy słowa popłynęły z jego ust, mimowolnie moje spojrzenie przeniosło się na zszokowanego Dorhiana. Zagryzłam dolną wargę, współczując mężczyźnie tego, co właśnie go spotkało. Te stworzenia... To była istna plaga, niszczyły wszystko i zabijały każdego na swojej drodze. To chore! Pokonały nawet króla wraz z jego oddziałem. To nie jest realne. Najpierw nasze miasto, teraz śmierć króla... Jesteśmy zgubieni. Zacisnęłam dłonie w pięści, słuchając dalszego ciągu historii. Nie...
Milczący mędrcy też nie będą znali odpowiedzi. Niezależnie od wszystkiego oni też nie będą wiedzieli jak pokonać te stworzenia. Legion Umarłych też nic nie da. Nie wiem czy cokolwiek znajdę w pismach mojej matki, nie wiem nawet czy ta przeklęta Wiedźma będzie potrafiła nam wyjaśnić prawdę.
Poczułam, że kruk zaciska pazury na moim ramieniu, przywołując mnie do żywych. Prze chwilę byłam kompletnie wyłączona na to, co mnie otaczało i dopiero teraz potrafiłam skupić się na moim ojcu, który zebrał się w sobie, aby przemówić.
-Moje kondolencje, książę Dorhianie - zaczął mój ojciec, zniżając lekko głowę przed Blardem. -Niech Pradawni Bogowie mają twego ojca w opiece. Przykro mi to mówić, ale niestety nie ma czasu na żałobę trzeba doprowadzić do jak najszybszej koronacji księcia i opracować nową taktykę.
Zagryzłam dolną wargę, przyglądając się zebranym. Ja miałam taktykę. Miałam pomysł. Wiedziałam, że trzeba znaleźć tą kobietę, bo tylko ona może znać odpowiedzi na nasze pytania.
-Ojcze, ja mam pomysł - powiedziałam cicho, tak, że tylko on mnie usłyszał. Dla reszty zgromadzonych było tylko szmer. Mężczyzna nachylił się w moją stronę, a ja złapałam spojrzenie Lizandra, który widać nie wiedział, jak się ma zachować, jednak teraz wyglądał na strapionego. -Mogę ją odnaleźć...
-Nie chcę o tym słyszeć, Ceano - warknął król, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek. Jednocześnie starał się żeby nikt inny go nie usłyszał. I słusznie. Potrafił zachować dyskrecję w każdej sytuacji. A teraz było to przydatne. -Ona nie przynosi nic dobrego.
-To jedyne rozwiązanie w obecnej sytuacji - kontynuowałam szeptem. -Ta wiedźma wie więcej niż wszyscy Milczący Mędrcy razem wzięci. Powiedz, kto mnie uzdrowił?
-Powiedz, kto sprawił, że jesteś jaka jesteś? - odburknął mój ojciec, chociaż widząc po jego minie, szybko pożałował swoich słów. -Nie o to mi chodziło...
-Obie przeklęte, myślę, że się dogadamy - rzuciłam podirytowana, choć dalej zachowując przyciszony ton. Podniosłam się z siedzenia i skłoniłam nisko przed Blardami. -Najszczersze kondolencje z mojej strony, książę Dorhianie, dowódco Undine. Jeżeli pozwolicie, wrócę do badań. W razie gdybym odkryła coś ważnego, niezwłocznie poproszę króla o możliwość przedstawienia nabytych informacji.
Ruszyłam w stronę wyjścia z sali za bardzo nie skupiając się na tym, co zostanie teraz powiedziane. Wszystko to zapewne miało tyczyć się koronowania Dorhiana oraz nowych taktyk wojennych, a tego dowiem się od Lizandra. Mój ojciec i tak w odpowiednim momencie i tak wyprosiłby mnie z narady, a miałam na tyle godności, aby zrobić to o własnych siłach.
Zamiast tego szybkim krokiem skierowałam się do komnaty mojej matki. Otworzyłam zaklęty zamek przy pomocy prostego czaru, po czym znalazłam się w pomieszczeniu, które przywodziło na myśl pokój szaleńca. I dla niektórych zapewne moja matka była właśnie kimś takim - chorym psychicznie. Spróbuję najpierw tutaj. Może znajdę rozwiązanie zagadki bez konieczności wzywania Wiedźmy, która i tak zdawało mi się, że będzie konieczna. Kruk wyleciał przez okno, choć wcześniej poinformował mnie, że jest gotowy na każde moje wezwanie. Chwyciłam czysty pergamin oraz pióro, po czym odnalazłam tusz i stanęłam przed ścianą pokrytą cyframi oraz napisami.
-A więc weźmy się do roboty... - westchnęłam, rozkładając arkusze na ziemi. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 12:27, 09 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Słysząc słowa Asgallskiego króla tylko zacisnąłem mocno zęby. Nie ma czasu na żałobę, jakże to miło z jego strony. Miałem ogromną ochotę wykrzyczeć na całą salę, że chyba lepiej wiem na co jest teraz czas zwłaszcza, że kto jak kto ale ojciec Ceany z pewnością życzył od dłuższego czasu memu ojcu śmierci. Chciałem spytać się go czy jest z siebie zadowolony skoro w końcu ten moment nastąpił, a później obrócić się na pięcie i wyjść z sali tronowej trzaskając drzwiami. Nie zrobiłem nic. Po prostu dalej stałem jak ten słup i z obojętnym wyrazem twarzy słuchałem kolejnych słów zebranych i ich nieszczerych kondolencji. Nie odpowiedziałem nawet Ceanie, która chwile później opuściła nas by wrócić do swoich badań. Minuty mijały, a ja w końcu zupełnie przestałem zwracać uwagę na to co wokół mnie się dzieje. Przecież i tak już za mnie postanowiono, że mam przywdziać tę głupią koronę i podporządkować się mądrzejszemu i bardziej doświadczonemu Asgallskiemu władcy, w końcu tak należało. Jeszcze poprzedniej nocy, gdy rozmawiałem z Ceaną te wszystkie rzeczy, które należało robić wydawały się tak mało znaczące, a teraz miałem zostać królem. Przez tyle lat zastanawiałem się jak to będzie i czasem chciałem już nim zostać, jednak wiedziałem, że mój ojciec nie odda mi od tak korony. Byłem na to zdecydowanie za młody i zbyt głupi. Brakowało mi nie tylko cennego doświadczenia, ale także opanowania potrzebnego do tego, by wszystkie me decyzje nie były podejmowane w gniewie. Właśnie te braki udowodniłem dostając się do niewoli, co pozwoliło mi uświadomić sobie, że śmierć mego rodziciela jest jedynym sposobem na zdobycie władzy, a tego nie chciałem. Zdecydowanie wolałem jeszcze trochę poczekać niż przejąć splamioną krwią koronę. Niestety właśnie taka korona miała trafić w me ręce i mimo, że dzień, w którym miałem zasiąść w naszym pałacu na tronie w końcu nadszedł, wcale nie miałem ochoty na świętowanie.
Smutnym wzrokiem spojrzałem w stronę gońca, trochę obwiniając go za to, że musiał przynieść aż tak złe wieści i dopiero wtedy zorientowałem się, że wszyscy zebrani w sali tronowej od pewnego czasu milczą najwyraźniej czekając aż coś powiem. Coś na temat, o którym nie miałem najmniejszego pojęcia, bo wychodząc z założenia, że do końca narady będę ignorowany jak zwykle się wyłączyłem w duchu licząc na to, ze Undine słucha i mi wszystko streści. Starając się zachować obojętną minę, trochę nerwowo spojrzałem po wszystkich zebranych, zastanawiając się jak wybrnąć z tej patowej sytuacji. Na szczęście z pomocą przyszła mi Undine, która szybko szepnęła mi kilka słów dając tym samym do zrozumienia, że wszyscy czekają aż potwierdzę decyzję o tym, by następnego dnia, o ile do tego czasu zdąży przyjechać wsparcie z naszych ziem, wraz z przedstawicielem naszych Uzdrowicieli i jedną z naszych kapłanek, odbyła się ma koronacja. I chociaż w duchu modliłem się do Pradawnych Bogów o to by nasze oddziały się chociaż o jeden dzień spóźniły, nie miałem innego wyboru jak się zgodzić.
Chwilę po zatwierdzeniu tej decyzji przeprosiłem wszystkich zgromadzonych informując ich o tym, że mam teraz ochotę pobyć chwilę sam i resztę decyzji w moim imieniu podejmie moja doradczyni Undine, tym samym poniekąd potwierdzając wcześniejszą decyzję mego ojca o tym, że to właśnie ta elfka będzie pomagać mi pomagać w podejmowaniu wszelkich ważnych i trudnych decyzji. Po właśnie takim oświadczeniu, nie czekając na reakcję kogokolwiek z zebranych opuściłem salę tronową i udałem się prosto przed siebie licząc na to, że nie ważne jak długo pobłądzę wśród tego labiryntu z korytarzy, w końcu uda mi się znaleźć drogę prowadzącą w jakieś ciche i spokojne miejsce, w którym mógłbym się zaszyć na resztę dnia.
Tak oto nie zwracając za bardzo uwagi na szepczące po kątach na mój widok służące, dotarłem w końcu do tego samego ogrodu, w którym swego czasu znalazłem księżniczkę. Niemalże natychmiast przypomniało mi się, że narzekałem wtedy na fakt, iż jak zwykle mój tatuś uważał, iż go zawiodłem, a teraz tego elfa nie było wśród nas. Tak samo jak mego mistrza, który jeszcze nie tak dawno temu budził mnie przy użyciu wiadra zimnej wody, a później zmuszał mnie do morderczego treningu.
Zacisnąłem mocno swe pięści i zęby po czym skierowałem się w stronę jednego z niewielu miejsc, które według Ceany było nie odwiedzane przez żadnego z Asgallów. Może i było to głupotą biorąc pod uwagę, że samotne wycieczki w ponoć przeklęte miejsca z reguły nie kończyły się zbyt dobrze jednak w tamtej chwili zupełnie mnie to nie obchodziło. Chciałem zostać sam, zupełnie sam, a to było jedno z niewielu miejsc, które mi to umożliwiało. Nie chciałem jednak w jakikolwiek sposób zwrócić na to miejsce uwagi ojca Ceany i odebrać w ten sposób elfce jedyną szansę na trening swych umiejętności samoobrony, dlatego też nie podszedłem aż pod samą wierzę, a jedynie dotarłem do połowy drogi, gdzie nie było już widać dokąd się udałem i było to chyba jedno z niewielu miejsc, w którym mógłbym mieć aż tak idealny widok na Przeklętą Wieżę. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:03, 10 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Spisywałam na pergamin każdą datę, zostawiając przy niej odpowiednią ilość miejsca, aby odnaleźć odpowiednie miejsce w którym mogłabym dopisać wydarzenie, kryjące się pod tą datą. Do tego na jednym z arkuszy zapisywałam wydarzenia, które już miały miejsce, a na drugiej daty z przyszłości. Kruk umościł sobie gniazdko w poduszce i tam spoczął, obserwując mnie swoimi paciorkowatymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Jak dobrze, że miałam takiego towarzysza.
Po jakiejś godzinie dopiero spisałam wszystkie daty, które znajdowały się na drzwiach do sypialni. Niektóre cyfry były koślawe i nie miałam pewności, czy to siódemka czy jedynka, zero czy osiem. Niektóre były wycięte czymś ostrym, inne były napisane kredą, a ku mojemu niemałemu przerażeniu niektóre wyżłobienia miały na sobie ślady krwi. Wolałam jednak nie wnikać czy była to krew mojej matki, a jeżeli tak, to skąd dokładnie się wzięła, chociaż przed oczami miałam wspomnienie, kiedy w ramie łóżka wydrapywała paznokciami cienkie wyżłobienie. Jej szaleństwo dopiero wtedy się zaczynało i ograniczała się do pisania w dziennikach.
No właśnie! Podniosłam się z ziemi, rozglądając dookoła. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Zanim zapisywała wszystko na ścianach czy panelach podłogi, używała dzienników. Było to jeszcze wtedy, kiedy daty nie przypływały tak nagle, ale kiedy się pojawiały w jej głowie musiała je zapisać, aby sobie ulżyć.
Zajrzałam pod łóżko, pod materac, dokładnie przyjrzałam się materacowi, czy nie ma czegoś ukrytego w nim, podobnie zrobiłam z poduszkami i kołdrami. Przejrzałam szafki nocne, szafę z ubraniami, łazienkę, komody, pianino, zajrzałam za obraz, za łóżko, w każdą szparę, każdą szafeczkę i nic. Zaklęłam pod nosem, siadając na zakurzonym łóżku. Z trudem powstrzymałam kichnięcie, obawiając się, że mogłoby to przyciągnąć strażników, którzy przechadzali się korytarzami. Zamarłam słysząc kroki jednego z nich. Nie mogli mnie usłyszeć, poza tym nikt tutaj nie zaglądał od lat. Ojciec zamknął ten pokój i strzegł klucza niczym oka w głowie. Kiedy jednak coś zachrobotało w zamku, chwyciłam pergaminy w jedną rękę, Kruka w drugą i weszłam do szafy w tym momencie, w którym drzwi do sypialni zaskrzypiały. Ptak chciał zaprotestować, jednak chwyciłam go za dziób i pokręciłam głową. Wyjrzałam przez szparę między drzwiami, przyglądając się tajemniczemu przybyszowi, który wcale tak tajemniczy nie był.
Mój ojciec wszedł ze spokojem do środka, zamykając za sobą drzwi i przyglądając się wszystkim elementom pokoju. Wodził wzrokiem po całym pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok zatrzymał się na ułamek sekundy na szafie zamarłam, wstrzymując oddech. Błagam, błagam, niech mnie nie zauważy, błagam. Sekunda wydawała mi się wiecznością, jednak mężczyzna szybko przeniósł wzrok na podłogę u stóp łóżka.
Wyciągnął sztylet zza pasa, po czym podważył jeden z drewnianych paneli. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie, kiedy dostrzegłam, że wyciąga stamtąd dwa, obite w skórę, opasłe dzienniki. Serce zabiło mi szybciej. A więc doskonale o tym wiedział! Wiedział o ich istnieniu! Przez chwilę kartkował strony, mrucząc coś pod nosem. W pewnym momencie usłyszałam tylko "mówiła mi o tym...". Nastawiłam uszu, próbując coś jeszcze usłyszeć, jednak mój ojciec zamilkł, zatrzymując się na jednej stronie. W ułamku sekundy z jego twarzy odpłynęła krew.
-Niemożliwe - syknął, zatrzaskując notesy i wrzucając je do skrytki. Odłożył panel na właściwe miejsce, po czym ruszył w stronę drzwi. Trzymając dłoń na klamce, zawahał się na moment jeszcze raz rozglądając po pomieszczeniu, jednak po chwili wyszedł na korytarz. Kiedy usłyszałam jego oddalające się kroki odetchnęłam z ulgą, dopiero teraz uświadamiając sobie, że przez cały ten czas, zaciskałam Krukowi dziób. Puściłam go, na co ten posłał mi gniewne spojrzenie.
-Przepraszam - rzuciłam, wychodząc z szafy. Podeszłam do szafki nocnej z której wyciągnęłam szpilkę do włosów matki, po czym podważyłam nią tajemną skrytkę pod panelami. Wyciągnęłam pospiesznie oba dzienniki, otwierając ten, który przeglądał mój ojciec, po czym zaczęłam go uważnie wertować. Każda kolejna strona zawierała mniej lub bardziej ważne wydarzenia historyczne. Wszystkie jednak tyczyły się odległych zdarzeń, przy których zapewne nawet mojego dziadka nie było jeszcze na świecie. W pewnym momencie jednak zatrzymałam wzrok na jednej z dat. Nagle zrozumiałam dlaczego mój ojciec spanikował.
9 czerwca roku XXX3 - śmierć Króla Blardów*
Przewertowałam kolejne kartki, jednak już tylko kilka dat moja matka "przewidziała" i żadna z nich nie była istotna. Kilka tyczyło się pogody, inne podpisania jakichś umów. Widać, że dopiero zaczynała się jej "zabawa" z czasem. Zatrzasnęłam dziennik, jednak nie schowałam go na miejsce. Zamknęłam skrytkę, po czym przytuliłam do piersi tomy. Ojciec będzie chciał je spalić albo wykorzystać samemu, nie wierząc w matkę. Muszę sama zadbać o ich ukrycie.
-Wracaj do siebie - rzuciłam do ptaka, otwierając mu okno.
Wzięłam pergaminy pod pachę, dzienniki przytuliłam do piersi i stanęłam przed drzwiami. Zanim jednak je otworzyłam przy pomocy zaklęcia, użyłam magii, aby dla innych stać się niewidzialną. Jeszcze spotkam ojca po drodze, a to nie wywróży nic dobrego. Wyszłam z pomieszczenia i szybkim krokiem skierowałam się do jedynego bezpiecznego miejsca - przeklętej wieży.
W końcu weszłam do lasu, gdzie w teorii mogłam już zdjąć z siebie zaklęcie, jednak powstrzymałam się od tego - nigdy nic nie wiadomo, przemknęło mi przez myśl. Dopiero w pewnym momencie dostrzegłam księcia Dorhiana, który zatrzymał się tutaj, przyglądając wieży. Chciałam przejść obok niego bezgłośnie, jednak, jak to się dzieje zawsze w takich sytuacjach nadepnęłam na suchą gałązkę, przechodząc obok księcia, a hałas ten, jak dla mnie, mógł obudzić zmarłego.
Szlag by to... </center>
*Wybrałam przypadkową datę, a rok zaiksowałam, ponieważ uznałam, że piszemy w czasach bliżej nieokreślonych. Trójkę na koniec dodałam, aby w razie czego potem było łatwiej powiedzieć o wydarzeniach przyszłych.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Czw 15:19, 12 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Stałem i wpatrywałem się w stare mury miejsca Przeklętej Wierzy nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Jeszcze kilka dni temu byłem wściekły na swego ojca za to co zaplanował, a teraz on nie żył, a ja nagle straciłem wszystkich członków swojej rodziny. I choć starałem się o tym nie myśleć, trudno było nie powrócić do wspomnień dnia gdy zmuszony byłem pogodzić się z faktem, że moja matka na zawsze odeszła. Tamtego dnia zmusiłem wszystkich dowódców by stoczyli ze mną pojedynek, pozwalając swej złości i bólowi mną kierować. Ciąłem na oślep zupełnie nie zwracając uwagi na zadawane mi rany, chcąc tylko się najzwyczajniej w świecie wyżyć. I wtedy właśnie zjawił się Nalsir, który skutecznie powstrzymał mnie przed zrobieniem sobie krzywdy. Na oczach wszystkich dowódców wydarł się na mnie zupełnie nie zwracając uwagi, że mówił do księcia, a nie zwykłego żołnierza. Nie oszczędził mi różnych ciekawych epitetów na mój temat i temat mego zachowania. I choć dosłownie zmieszał mnie wtedy z błotem, uświadomił mi jedną ważną rzecz – nie tylko ja cierpiałem z powodu tej straty i osoba, która choć chyba jako jedyna miała prawo zachowywać się tak jak ja, była w stanie zachować spokój i pomyśleć racjonalnie. Tą właśnie osobą był mój ojciec, a ta postawa była postawą prawdziwego króla. A teraz ja miałem przejąć po nim koronę i berło, zasiąść na tronie i rządzić swym rodem i jeśli chciałem choć odrobinę zasłużyć na tytuł króla, musiałem się opanować. Musiałem przestać być wiecznie użalającym się nad sobą księciem, zacisnąć zęby i przyjąć z godnością swe nowe obowiązki, a nie wyżywać się na całym świecie. W końcu nie tylko ja cierpiałem z powodu straty, dla Undine mistrz Nalsir był niczym starszy brat lub ojciec, a mimo to potrafiła opanować swe emocje przed tłumem zebranych w sali tronowej i z kamienną twarzą wytrzymać do końca narady. Ja nie, ja uciekłem w połowie cudem powstrzymując się przed rozwalaniem wszystkiego co stanęło mi na drodze. Zachowałem się jak skończony dureń, a nie odpowiedzialny książę mający niedługo zostać koronowanym na króla. Z drugiej strony pokazałem tym samym, że mimo wszystkiego co mówią o mnie Asgallowie, nie urodziłem się jako potwór bez serca. Potwór, którego należy zgładzić jak najszybciej by oszczędzić innym cierpienia.
Ledwo zdążyłem o tym pomyśleć, a obok siebie usłyszałem niepokojący trzask, który nie tylko przywołał mnie do rzeczywistości, ale także sprawił, że natychmiast przyjąłem postawę bojową, wlepiając groźne spojrzenie w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Ku swojemu zdziwieniu nic niezwykłego tam nie dojrzałem, jedynie jedną nieszczęsną złamaną przez kogoś gałązkę. A z doświadczenia wiedziałem, że gałązki się same raczej nie łamią.
- Kimkolwiek jesteś pokaż się natychmiast! – zażądałem nie opuszczając ani na moment gardy. Nie obchodziło mnie zupełnie, że nie mam przy sobie ani broni, ani pancerza, w końcu nie musiałem wygrać tego starcia. Musiałem za to dosiedzieć się skąd może nadejść atak i uniknąć go lub samemu zaatakować, przewrócić przeciwnika i wycofać się w jakieś bezpieczne miejsce. Przez kilka sekund żałowałem za to, że nie zabrałem ze sobą Undine, gdyż ona z pewnością bardzo by mi się w tamtej chwili przydała, wiedziałem jednak, że teraz zdecydowanie lepiej było zostawić ją samą sobie, by mogła znaleźć ukojenie krzyżując z kimś swój miecz lub w ramionach pewnego bardzo drogiego jej sercu, Asgallskiego dowódcy.
Przez nie więcej jak dwie minuty stałem uważnie nasłuchując i czekając aż mój wróg się ujawni, by w końcu stracić cierpliwość i niespodziewanie skoczyć w najbardziej prawdopodobne miejsce, w którym mógł znajdować się przeciwnik. Ku swojemu zdziwieniu moja ręka mająca pozbawić ewentualnego wroga na ziemię faktycznie natrafiła na pewien opór, a nie tylko przecięła powietrze, przez co ja wraz z tym czymś lub kimś runąłem na ziemię nasypując sobie w ten sposób piasku do oczu. No po prostu nie mogło być lepiej. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 15:44, 14 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Jak mogłam być taka nieostrożna?! No dajcie spokój! To prawie jak stać się niewidzialną, a potem potknąć o dywan i wywalić na oczach wszystkich strażników. Może nadepnięcie na gałązkę było mniej krępujące, ale w dalszym ciągu mnie zirytowało. Tym bardziej, że chciałam pozwolić Dorhianowi na chwilę samotności. Nie wyglądał najlepiej, a pamiętam, że kiedy moja matka umarła też nie chciałam się do nikogo odzywać. A na pewno nie do mojego ojca. Obwiniałam go za jej śmierć, potem przeszłam do tego, że obwiniałam siebie i też się do nikogo nie odzywałam, a na koniec inni przestali odzywać się do mnie. Cóż, może nie wszyscy. Pozostała służba, która musiała to robić oraz Lear i Lizander, choć ten pierwszy robił to też z obowiązku.
Zignorowałam jego rozkaz. Nie miał przy sobie broni więc nic wielkiego nie mógł mi zrobić. Poza tym jak? Walcząc z czymś, czego właściwie nie widzi? Przecież to absurd. Zdecydowanie lepiej zrobi mu chwilowa samotność.
Już chciałam postąpić krok naprzód, wyminąć księcia i czym prędzej pójść do wieży, kiedy ten rzucił się w moją stronę. Poczułam, że pergamin zwinięty w rulon wylatuje mi z rąk, podobnie jak dzienniki, które w momencie, gdy przestałam je dotykać, stały się widzialne. Lądując na ziemi jęknęłam, czując ból w plecach. Szybko jednak zdjęłam zaklęcie, stając się widzialną dla księcia.
-Aua... Powiedz mi, na chłopski rozum, kto mógł tędy przechodzić? - spytałam z ciężkim westchnięciem. -W te okolice nikt się nie zapuszcza z wyjątkiem mnie. I widać teraz też ciebie. Poza tym powalenie księżniczki na ziemię? Nie powiem żeby to był dobry sposób na poprawienie relacji - zażartowałam ze słabym uśmiechem, chociaż nie wiedziałam, czy w obecnej chwili to dobre rozwiązanie. W końcu jakby na to nie patrzeć, właśnie dowiedział się, że jego ojciec nie żyje.
Usiadłam na ziemi, po czym pozbierałam wszystkie potrzebne papiery. Może lepiej żeby nie wiedział, że moja matka przewidziała śmierć jego ojca...? I że mój ojciec to wiedział? Mogłoby to doprowadzić do zbędnej kłótni, która w gruncie rzeczy nic by nie przyniosła, a tylko pogorszyła i tak liche stosunki. Spojrzałam na Dorhiana kątem oka.
-Chcesz może pogadać? - spytałam z lekkim uśmiechem. Niektórzy wolą się wygadać, gdy są smutni, inni wolą milczeć. Pytanie do której grupy należał Dorhian? </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Sob 16:59, 14 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Nie potrafiłem w to uwierzyć, mój niesamowicie niebezpieczny przeciwnik miał niesamowicie podobny głos do… Księżniczki Ceany. Zmuszając całe zapiaszczone oczy do tego, by przez chwilę pozostały otwarte, spojrzałem szybko w stronę leżącego tuż obok mnie ciała i od razu pożałowałem tego, że w ogóle zdecydowałem się na jakikolwiek atak. No po prostu już lepiej trafić nie mogłem. Równie dobrze mógłbym rzucić się na samego Asgallskiego króla na oczach całego jego dworu, na jedno by wyszło.
- Przepraszam – mruknąłem przecierając zapiaszczone oczy i starając pozbyć się w ten sposób jak najszybciej drażniącej je substancji. Jeszcze gorzej poczułem się gdy dotarło do mnie co księżniczka przed chwilą powiedziała. W końcu miała absolutną rację – nikt tu nie przychodził. Oczywiście nie licząc jej, Lizandra i chwilowo mnie. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie powinienem się do tej Przeklętej Wierzy zbliżać, nawet na taką odległość. Niepotrzebnie tu przyszedłem, nie tylko naruszyłem prywatność księżniczki, ale w dodatku postanowiłem ją okaleczyć.
- A bo ja wiem? Szczerze powiedziawszy nie zdziwiłbym się gdyby te przeklęte stwory nie tylko zadawały okropne rany i wynalazły tą koszmarną truciznę, ale także nauczyły się magii na tyle by stać się z jej pomocą niewidzialne. Wystarczy, że śnią mi się po nocach, nie chcę stać się ich kolejną ofiarą – stwierdziłem trochę zbyt ostrym tonem powoli podnosząc się z ziemi. Chciałem tylko się wytłumaczyć, w mojej głowie był to dobry powód, w końcu faktycznie miałem koszmary z tymi istotami w roli głównej, jednak gdy wypowiedziałem te słowa na głos zdałem sobie sprawę, z tego, że nie powinienem był tak naskakiwać na Ceanę. W końcu to ja tu byłem intruzem, co tylko jej przekradanie się obok z użyciem zaklęcia niewidzialności potwierdzało.
- Przepraszam, nie chciałem by to tak zabrzmiało. Nie powinienem tu przychodzić, wybacz po prostu to wszystko chyba trochę mnie przerosło – powiedziałem tak cicho, że zabrzmiało to bardziej jakbym z jakiegoś dziwnego i tylko sobie znanego powodu postanowił nagle szeptać. Kiedy jednak księżniczka zadała swe następne pytanie, nie miałem pojęcia co jej odpowiedzieć.
- Tak… Nie… Nie wiem – wydukałem i cicho westchnąłem. Przez chwilę milczałem zastanawiając się nad tym co powinienem powiedzieć, gdy niespodziewanie usłyszałem w myślach karcące słowa swego mistrza: „Oh biedny Dorhianek. Skończ wreszcie marudzić, weź się w garść, usadź swą leniwą rzyć na tym nieszczęsnym tronie i przywdziej na ten zakuty łeb tą cholerną koronę!” . Tak dokładnie to by powiedział, gdyby był teraz tutaj. I chociaż wiedziałem, że już nigdy nie usłyszę nawet nagany z jego ust, mimowolnie słysząc swych myślach jego reprymendę smutno się uśmiechnąłem. Mogłem rozpaczać, tłuc pięściami i krzyczeć, a to i tak by niczego nie zmieniło. Miałem być królem, musiałem wziąć się w garść. Na żałobę przyjdzie czas gdy zwyciężymy.
- Jutro ma odbyć się koronacja. Wygląda na to, że zostanę na twoim dworze jeszcze przez sporą ilość czasu. Odwołam wznowienie Legionu Umarłych i uczynię Undine mą doradczynią. Legion i tak nam nie pomoże, a chciałbym by mogła widywać się z Lizandrem tak długo jak będzie tylko chciała, dobrze im to zrobi – oznajmiłem podając księżniczkę rękę, by pomóc jej wstać, a gdy już Ceana wróciła do postawy pionowej, zebrałem z ziemi dwie ostatnie lezące na niej kartki, które najwyraźniej wypadły księżniczce z dzienników podczas wstawania, i bez oglądania ich oddałem je właścicielce. Naprawdę nie miałem pojęcia po co właściwie jej o tym wszystkim mówię, ale chyba po prostu chciałem skupić swe myśli na czymkolwiek, by nie rozdrapywać zarówno tych starych jak i świeżych ran. </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Sob 20:29, 14 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Nie 18:55, 15 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Wzdrygnęłam się na ostry ton księcia. Chyba pierwszy raz widziałam go aż tak zdenerwowanego. Zresztą nie dziwiłam mu się. Prawda była taka, że każdy w jego sytuacji nie należałby do najprzyjemniejszych osób. Dlatego też mimo wszystko nie miałam mu za złe ani tego tonu, ani powalenia mnie na ziemię, co nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, jakich mogłam doświadczyć. Westchnęłam ciężko, poprawiając papiery w rękach, co tylko mi przypomniało, że muszę ukryć je gdzieś w wieży. Ale tutaj i tak nikt mnie nie znajdzie, więc mogłam sobie pozwolić na rozmowę z Dorhianem.
-Nic się nie stało - powiedziałam z ciepłym uśmiechem, słysząc jego przeprosiny. Naprawdę szczególnie się nie przejęłam jego zachowaniem, aby musiał za nie przepraszać, choć zapewne w takiej sytuacji sama bym to zrobiła. -I możesz tutaj przychodzić kiedy tylko zechcesz. Nikt ci nie zabroni.
No tak, mimo wszystko nie dotarło do mnie wcześniej to, co oznacza śmierć króla Blardów. Nie zastanawiałam się nad tym, że teraz książę (od jutra król) Dorhian będzie zasiadać na tronie i ustalać najważniejsze sprawy państwowe z moim ojcem. Zaczynałam się obawiać tego, że mój ojciec może sobie pozwalać na zbyt wiele względem "młodzika" na tronie. Sam nie był najstarszy, kiedy przejął rządy, ale skoro Asgallowie i Blardowie ze sobą współpracują, to faktycznie będą musieli dojść do jakiegoś porozumienia.
-Cieszę się, że nie powołasz Legionu do życia i dasz im szansę - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Przechyliłam lekko głowę w bok, przyglądając się elfowi. Nie wyglądał najlepiej. Widać, że wiadomość o śmierci ojca bardzo źle na niego wpłynęła. Mimo to potrafił zachować zimną krew i podjąć już pierwsze decyzje jako przyszły władca. Nie jest też zwolennikiem tej durnej wojny między naszymi rodami, a obecna sytuacja sprawia, że Blardowie i Asgallowie się do siebie zbliżyli. Czy są szanse, że dzięki jego władzy uda się nam w końcu dogadać po latach walk i sporów?
-Myślę, że będziesz dobrym królem. Może uda ci się naprawić sytuację między naszymi rodami? - westchnęłam, przypominając sobie naszą nocną rozmowę. Są szanse, że taka osoba jak on na tronie sprawi, że dojdzie do naszego pojednania. Na samą myśl serce zabiło mi szybciej. To byłoby wspaniałe rozwiązanie. Pytanie tylko, czy do czegoś takiego dojdzie.
-Może wstąpisz do Wieży? Powinnam mieć tam butelkę wina, którą przeszmuglował dla mnie Lizander - powiedziałam ze spokojem. -Poza tym będziesz mógł tam albo porozmawiać, chętnie wysłucham, albo pomilczeć, wtedy nie będę przeszkadzać i tak muszę tam zrobić jedną rzecz - dodałam po chwili, wskazując skinięciem głowy na dzienniki oraz pergamin, które trzymałam w rękach. -To jak? </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:02, 15 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Komentarz księżniczki dotyczący moich pierwszych decyzji jako króla podniósł mnie trochę na duchu. Wiedziałem bowiem, że za tą decyzję przynajmniej jedna osoba nie będzie na mnie wściekła i od razu nie doczepi mi łatki najgorszego króla w dziejach mego rodu, na którą i tak czułem, że w końcu zasłużę. Korona na głowie przecież nie mogła od razu mnie zmienić i coś czułem, że nawet jeśli będę starał się robić wszystko tak jak należy, przynajmniej początkowo będzie szło mi to zupełnie na opak. Wszak nadal nie posiadałem stosownego doświadczenia i zupełnie nie sądziłem, że się na króla nadaje, ale niestety nie miałem wyboru. Kto inny miał zasiąść na tronie jeśli nie ja? Król Asgallów? Nie to raczej by nie przeszło, musiałbym najpierw zginąć, a przynajmniej odrobinę zależało mi na tym by jednak pozostać przy życiu.
- I tak nie powstrzymałbym Undine przed spędzaniem czasu z Lizandrem, więc lepiej dać im możliwość widywania się niż zarobić w zęby od przyjaciółki. Nadal pamiętam jak łatanie ubytków potwornie swędzi – odparłem wzruszając przy tym ramionami i siląc się na lekki uśmiech, który nie był jednak zbyt szczęśliwy. Nawet jeśli wziąłem się w garść na tyle by zacząć myśleć racjonalnie to nadal czułem się okropnie i wiedziałem, że raczej szybko się to nie poprawi. Oczywiście mogłem udawać, ze jest zupełnie inaczej i prawdę powiedziawszy miałem zamiar zacząć to od następnego dnia robić, ale doskonale przy tym wiedziałem, że w przypadku księżniczki udawanie na nic się raczej nie zda. Podczas mojego jakby nie było, dosyć krótkiego pobytu na terytorium rodu Asgallów, Ceana zdążyła poznać mnie już na tyle by doskonale wiedzieć kiedy naprawdę jestem szczęśliwy, a kiedy tylko udaję. Zwłaszcza, że nie mogłem powiedzieć by udawanie jakoś szczególnie dobrze mi wychodziło w końcu mój ojciec od razu poznał, że po pobycie w lochach Asgallskiego króla jestem cieniem dawnego księcia, a przecież starałem się sprawiać wrażenie, że jest zupełnie inaczej. I aby cokolwiek z tego wyszło i tak potrzebowałem pomocy Undine.
Kiedy zaś usłyszałem kolejne słowa księżniczki nie potrafiłem się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem, nawet jeśli było to co najmniej niestosownie. Jednak mimo to zdanie z pomocą, którego ktoś mówił o tym, że będę dobrym królem bez użycia słowa „nie” było tak niedorzeczne, że aż niesamowicie zabawne. W końcu doszedłem do wniosku, iż toczona przez nasze rody wojna była zupełnie bezsensowna i gdyby tylko nadarzyła się takowa okazja od razu, jak najszybciej i zupełnie nie zwracając uwagi na konsekwencje swoich czynów od razu bym ją zakończył, co raczej za bardzo nie spodobało by się większości moich poddanych. A co gorsza zupełnie się z tym podejściem do sprawy nie kryłem, przynajmniej nie przed księżniczką.
- Ja? Dobrym królem? Chyba żartujesz, jestem pewien, że już po trzech dniach mych rządów wszyscy poddani będą mnie nienawidzić – odparłem gdy w końcu przestałem się śmiać i uśmiechnąłem się smutno. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu, by znów zacząć się zadręczać, gdyż usłyszałem całkiem ciekawą propozycję księżniczki. Prawdę powiedziawszy przez chwilę zastanawiałem się czy aby na pewno się nie przesłyszałem, jednak widząc minę Ceany, która wyraźnie wyczekiwała mojej odpowiedzi kiwnąłem lekko głową.
- Chętnie, ale tylko jeśli jesteś pewna, że moje towarzystwo nie będzie ci przeszkadzać. W końcu wyglądasz na zajętą, a ja raczej nie jestem dziś zbyt dobrym towarzyszem dla nikogo – odpowiedziałem po chwili przypominając sobie o tym, że zanim napadłem na Ceanę ta miała jakieś wyraźnie poważne plany względem dzienników i pergaminów, na które dla podkreślenia swych słów znacząco spojrzałem. Wyglądały na ważne, a skoro księżniczka nie chciała by ktokolwiek ją z nimi zobaczył, mogłem przypuszczać, że z jakiegoś powodu elfka raczej nie powinna się do nich zbliżać. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Nie 23:31, 15 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Chciałam, aby Lizander był szczęśliwy, więc, gdy usłyszałam, że Dorhian też im sprzyja uśmiechnęłam się szeroko. Miło by było, gdyby chociaż pojawił się cień nadziei na to, że nie ma między naszymi rodami aż tak wielkiej nienawiści i są osoby, które potrafią to przezwyciężyć i być ze sobą. Byłoby to ciekawym symbolem i może w końcu dałoby reszcie elfów do zrozumienia, że zabijając kogoś z innego rodu wcale nie stanie się lepszy. Ciekawa jestem, czy choć jeden z tych żołnierzy umiał podać konkretne powody, dla których nienawidził tych drugich. Choć znając upór elfów zapewne było niemożliwe, aby któryś z nich przyznał się do tego, że mam rację i nie potrafią powiedzieć, co jest powodem ich złości. Poza tym na dość, że związek Lizandra i Undine byłby dobrym znakiem, to wyglądali razem niezwykle uroczo! Z miłą chęcią przyszłabym na ich ślub, choć takie wizje mogą być jedynie odległym marzeniem. Aczkolwiek, nigdy nie wiadomo, co przyjdzie temu dowódcy do głowy. Czasami miał naprawdę szalone pomysły, jak na przykład nakłonienie mnie do łamania dworskiej etykiety na wszelakie sposoby. Doprawdy... Ten elf mnie zdeprawował. A powinien być przykładem dla młodej księżniczki, jak się ma zachowywać! Zamiast tego nauczył mnie grać w gry hazardowe, walczyć mieczem, sztyletami, strzelać z łuku i przeklinać w trzech językach... Z drugiej zaś strony dzięki niemu nabrałam pewności siebie. On i Undine stanowiliby świetną parę. I mam nadzieję, że w najbliższym czasie dojdzie do tego.
Słysząc śmiech księcia, niemal odetchnęłam z ulgą. Potrafił mimo wszystko jeszcze się śmiać mimo śmierci ojca. A więc nie było z nim aż tak źle, jak w pierwszej chwili pomyślałam, że może być. Wycierpiał się wystarczająco dużo w ostatnim czasie. Najpierw wizyta w naszych lochach, a teraz śmierć ojca. Jest teraz skazany na siebie, choć dobrze, że ma przy sobie Undine. Ona jako doradczyni będzie mu dobrze służyć.
-Zaraz nienawidzić. Moim zdaniem będziesz... Ciekawym władcą. Innym niż reszta. Spójrz na to z tej strony, dogadujesz się z niektórymi Asgallami, przyzwalasz na związki z nimi... Są tacy, którym się to spodoba. No, a skrajni konserwatyści cię znienawidzą- odparłam z rozbawieniem w głosie.
Kiedy w końcu odpowiedział na moją propozycję pokręciłam głową.
-Nie będziesz przeszkadzać, potrzebuję to tylko odłożyć w bezpieczne miejsce - wyjaśniłam, kierując się w stronę wieży. Nie zostało nam dużo drogi, więc resztę trasy przebyliśmy już w milczeniu. Kiedy w końcu znaleźliśmy się u jej stóp, machnęłam dłonią nad klamką, otwierając drzwi prostym zaklęciem. Podobnie, jak ostatnio, gdy wspólnie trenowaliśmy weszłam do małego pomieszczenia pełnego broni, jednak zamiast tam zostać ruszyłam krętymi schodami na samą górę. U szczytu wieży znajdowały się dwa rozległe pomieszczenia. W jednym, zamkniętym na klucz, była sypialnia matki w której spała, gdy tutaj ją przeniesiono, a w drugim stół, barek, coś, co przypominało kuchnię, kilka regałów z książkami i sekretarzyk.
Spojrzałam na drzwi do pokoju matki. Nigdy tam nie weszłam. Bałam się tam zajrzeć, ale możliwe, że było tam nawet więcej dat niż w jej komnacie na zamku. Nie, nie będę tam teraz zaglądać. Skierowałam się do otwartego pomieszczenia, przypominającego hybrydę kuchni, jadalni i gabinetu, po czym położyłam dzienniki i pergamin na półce. Potem je schowam pod jakąś obluzowaną deską. Sięgnęłam do barku i wyciągnęłam z niej dwa kielichy oraz butelkę wina. Nalałam go po czym, usiadłam przy stole. Uniosłam mój kieliszek do góry i stuknęłam jego krawędzią delikatnie o ten, który trzymał Dorhian. Upiłam łyk słodkiego wina.
-Skoro jutro zaczynasz rządzić, to chciałabym ci coś powiedzieć - zaczęłam spokojnie, próbując ułożyć słowa w głowie. -Planuję odnaleźć Wiedźmę, która sprawiła, że potrafię odczuwać ból innych. Myślę, że ona może znać odpowiedzi na panującą teraz plagę. Mój ojciec tego nie popiera. Boi się jej, a ona go nienawidzi - powiedziałam ze spokojem, popijając wino. -Mimo to chcę z nią porozmawiać. Choć nie wiem gdzie jej dokładanie szukać. Liczyłam, że znajdę coś w dziennikach mamy, stąd te wszystkie rzeczy - wyjaśniłam, wskazując na opasłe notesy oraz pergamin. -Jako od-jutra-król chyba powinieneś to wiedzieć. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 0:49, 16 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Chociaż nie do końca byłem przekonany co do tego „tylko odkładania dzienników na miejsce” i byłem niemal pewny, że Ceana coś przede mną ukrywa, nie miałem najmniejszego zamiaru sprzeczać się z księżniczką i bez słowa podążyłem za nią w kierunku Przeklętej Wierzy. Chwilę później nasza dwójka siedziała już w kuchni, a ja ze spokojem słuchałem kolejnych słów księżniczki. W zasadzie praktycznie w ogóle nie zdziwiła mnie jej decyzja, skoro już raz otwarcie na oczach wszystkich najważniejszych Asgallskich dowódców i swego ojca zaproponowała właśnie takie dosyć kontrowersyjne rozwiązanie. Wywołało to wtedy ogromne poruszenie, a król strasznie się zdenerwował, nie miałem więc żadnych wątpliwości co do tego, że raczej nie poprze decyzji swej córki i ta będzie zmuszona zrealizować swój plan w tajemnicy. Ale mimo wszystko Ceana miała absolutną rację - o ile te wszystkie opowieści o niesamowicie tajemniczej i mrocznej kobiecie, które miałem okazję usłyszeć w większości z ust siedzącej naprzeciw mnie elfki, były prawdziwe to Wiedźma z Lasów Brethil mogła być naszą jedyną nadzieją.
- Od-jutra-król jeśli do jutrzejszego wieczora przybędzie odpowiednia delegacja z Blardzich ziem. A uwierz mi księżniczko, że zupełnie nie chcesz mnie oglądać w tej okropnej obsydianowej koronie, którą przywiozą – rzekłem wpatrując się w szkarłatny płyn znajdujący się w otrzymanym od księżniczki kielichu. Tak moja korona była zrobiona z obsydianu i jedynie w niektórych miejscach zdobiona srebrem, gdyż jakieś dwadzieścia lat temu moja matka, ojciec i wszyscy doradcy zgodnie stwierdzili, ze jestem już wystarczająco dorosły, by stworzyć mi własną, nową koronę. Na pytanie czemu nową, oprali, że z moim kolorem włosów typowe złoto będzie się zdecydowanie gryźć, a srebro i platyna zlewać, więc niezależnie od tego czy mi się to podoba czy nie trzeba mi stworzyć ten symbol władzy królewskiej w jakimś wyraźnie wyróżniającym się od mych włosów kolorze. A ponieważ bardzo ciemny brąz i czerń są praktycznie nierozróżnialne wymyślili sobie, że korona zostanie stworzona z obsydianu. Urządzili wtedy nawet konkurs na nadwornego złotnika, a elf który go wygrał chyba przez kolejnych ponad trzydzieści dni codziennie przychodził by zdjąć miarę mojej głowy. Doskonale wiedziałem, że robi to by się nie pomylić i nie stracić masy czasu i pieniędzy, a także zaufania króla na zaczynaniu wielokrotnie wyrobu korony od nowa, co zupełnie nie zmieniało faktu, iż było to niezwykle denerwujące. W końcu po ponad roku czasu powstała według wszystkich wspaniała obsydianowa korona, która nie podobała się tylko i wyłącznie mnie. A teraz gdy korona mego ojca zapewne przepadła, ja… Nie! Nie chciałem o tym myśleć. Starając się, więc odciągnąć jakoś moje myśli niebezpiecznie znów powracające do nieprzyjemnego tematu śmierci mego rodziciela, szybko przyłożyłem kielich do ust i nie zastanawiając się zupełnie nad tym czy aby na pewno właśnie nie została mi podana jakaś trucizna, duszkiem wypiłem całą zawartość pucharu, który następnie z głośnym brzdęknięciem odstawiłem na stół.
- Jeśli w jakiś magiczny sposób uda mi się upić to po prostu mnie tu zostaw. Ocknę się za parę godzin i z pomocą magii pozbędę się kaca. O ile tylko będę na tyle przytomny by przypomnieć sobie słowa zaklęcia – oznajmiłem z absolutną powagą w głosie po czym spojrzałem na księżniczkę. - Spokojnie jeszcze nigdy nie udało mi się upić na tyle by rzucać w ludzi dzikami – zażartowałem mając oczywiście na myśli bardzo pobieżnie wspomnianą przez księżniczkę podczas jednej z uczt, zapewne niezwykle ciekawą historię z Learem w roli głównej. – Ale poważnie mówiąc to jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Wspomniałaś w końcu, że Wiedźma nienawidzi twojej rodziny królewskiej, więc… Nie wiem czy to dobry pomysł, ale może lepiej jeśli ja z nią porozmawiam? W końcu jakby nie było nie należę do twojego rodu, więc może uda mi się jakoś z nią dogadać. Oczywiście zakładając, że dożyję tego czasu i uda mi się ją w ogóle odnaleźć, a sama Wiedźma nie jest uprzedzona względem wszystkich koronowanych głów – zaproponowałem starając się tak dobrać słowa, by przypadkiem księżniczki nie urazić. Jej plan wydawał się być dobry, ale mimo wszystko nie chciałem jej niepotrzebnie narażać. To, że podobno słynna, mroczna i owiana tajemnicą kobieta uratowała jej życie wcale nie znaczyło, że zechce jej teraz wysłuchać. W końcu z opowieści, którą raczyła mnie uraczyć księżniczka wynikało, że jedynym na czym zdawało się zależeć Wiedźmie jest cierpienie jej rodziny, a nic nie mogło chyba bardziej zranić Ceany niż pozwolenie na to by dzień za dniem patrzyła jak jej ród, przyjaciele i rodzina zostają zamordowani przez te potwory. W końcu o tym jak wielki może sprawić to ból miałem okazję dotkliwie przekonać się na własnej skórze.
Cierpliwie czekając na odpowiedź księżniczki sięgnąłem w stronę butelki i napełniłem swój kielich do pełna tym słodkim, szkarłatnym płynem. Następnie odstawiłem butelkę na jej miejsce, a kielich podniosłem ostrożnie do swych ust tak by nie wylać ani kropelki napoju i móc upić jego, jeden łyk. Tak zdecydowanie w przypadku wznowienia wojny z Asgallami moim pierwszym celem ataku stanie się ich winnica. Tego na pewno nie będzie się ojciec Ceany spodziewać, no chyba, że zdążył mnie już przejrzeć. W takim wypadku niestety moje wojska wpadną w jego pułapkę, ale kto by się tym przejmował. Dla tak dobrego wina będzie warto spróbować! </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 10:24, 20 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Salivia
OTAKU
Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Pon 18:05, 16 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>Ceana Asgall
Nie zastanawiałam się nad wyglądem Dorhiana w koronie, a jutro miałam mieć ku temu okazję - o ile, jak sam powiedział, stawią się odpowiednie osoby z jego rodu. W gruncie rzeczy zastanawiałam się, jak mój ojciec planuje to rozegrać. Urządzi huczniejsze przyjęcie, aby zademonstrować wspaniałą przyjaźń między dwojgiem królów? A może skupi się na wyprawieniu malutkiej uroczystości, która przejdzie bez większych zachwytów? Ciężko było mi zdecydować, co siedzi ojcu w głowie. A jeszcze ciężej mi to przychodziło, gdy miałam świadomość, że coś wiedział na temat jego śmierci, ale nie chciał w to uwierzyć. Myślę, że nie dopuszczał tego do swych myśli, aż nie dostrzegł informacji w dziennikach spisanych przez matkę. Zapewne to wprawiło go w zdenerwowanie i teraz lepiej było unikać jego obecności. Choć znając jego, wieczorem będzie chciał ze mną porozmawiać na temat mojej dzisiejszej propozycji, z której nie miałam najmniejszego zamiaru rezygnować.
-Och, ulżyło mi. Już chciałam dać znać, aby wyprowadzili wszystkie dziki z okolicy w jedno miejsce i ustawili dookoła nich strażników! - powiedziałam z rozbawieniem. Upiłam kolejny łyk wina, słuchając kolejnych słów księcia. Nie wiem czy bym go tutaj zostawiła na łaskę i niełaskę... W sumie nie było tutaj niczyjej łaski. W tym miejscu mógł robić, co tylko mu się podobało i nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Nawet wzrok mojego ojca tutaj nie sięgał. Udawał - podobnie, jak wielu innych urzędników - że tego miejsca po prostu nie ma. Ta budowla nie istnieje, a jego żona wcale nie rzuciła się z okna tejże wieży. Jednak jego obojętność wobec tego miejsca sprawiała, że była to zarazem najbezpieczniejsza kryjówka na świecie. O ile nie przyjdzie mu do głowy, aby pewnego dnia zajrzeć do środka, poszukując dzienników. Ich brak na pewno go zaniepokoi, bo zapewne tylko on znał ich położenie.
-O nie! - zaprotestowałam, kręcąc głową. -Nie ma mowy, abyś tam poszedł. Kiedy moi rodzice wysłali do niej "delegację" wrócił tylko jeden z pięciu koni! I do tego był zraniony i chory, że padł dwa dni później. Wysłuchała prośby moich rodziców, kiedy to moja matka przybyła do niej osobiście. I podobnie mam zamiar zrobić teraz. Choć mam zakaz opuszczania terenów zamku. Nie wolno mi nawet wchodzić do otaczającego mury zamku lasu!
Westchnęłam ciężko, dopijając wino. Prawda jest taka, że nie wiem, gdzie ją znaleźć, nie wiem, czy będzie chciała pomóc, nie wiem, czy w ogóle będzie chciała mnie wysłuchać. Przed odkryciem prawdy pojawiało się wiele niewiadomych, które mogły się zakończyć tragicznie. I nie chciałam, aby z mojego pomysłu jeszcze ktoś został narażony na niebezpieczeństwo. Wystarczy, że moja matka, aby dowiedzieć się, co może mnie uzdrowić oszalała i popełniła samobójstwo. Nie chcę, aby jeden z nielicznych Blardów, którzy byli przyjaźnie nastawieni ginął z powodu mojego widzimisię. Prawdopodobnie, udając się do niej sprowadzę na siebie gniew ojca, który będzie skłonny przyśpieszyć moje zaślubiny z Learem, a następnie zamknąć w moich komnatach i nie wypuścić przed skończeniem stu pięćdziesięciu lat. Albo nawet do momentu w którym umrze. Choć wtedy mój kochany małżonek z radością przeniesie mnie do tejże wieży i nie wypuści, póki sama nie postanowię wyskoczyć z okna.
A jednak musiałam się stąd wydostać. Nie chodziło nawet o ogromną chęć zobaczenia świata, ale to o to, aby w końcu na coś się przydać. Poza tym dobrze wiedziałam, że kto jak kto, ale ona będzie znać odpowiedzi na moje pytania. Będzie wiedziała, jak zaradzić tym potworom. </center>
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sofja
OTAKU
Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć:
|
Wysłany: Wto 4:14, 17 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
<center>[link widoczny dla zalogowanych]
Szczerze powiedziawszy jakoś niespecjalnie zdziwiła mnie odpowiedź księżniczki w końcu oczywistym dla mnie było, że niesamowicie okrutna i nienawidząca rodziny królewskiej Wiedźma będzie robiła wszystko by król bądź królowa zmuszeni byli się przed nią płaszczyć. W końcu mogła być pewna, że zniżenie się do takiego poziomu nie będzie dla nich proste, a sam widok proszącej o coś niemalże na kolanach rodziny królewskiej musiał sprawiać jej ogromną przyjemność. Nic dziwnego, więc, że Wiedźma nie chciała się widzieć z nikim innym i bez żadnych skrupułów pozbyła się całej delegacji co w tym wypadku oznaczało, że raczej i mnie nie zechce wysłuchać. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miałem najmniejszego zamiaru pozwalać księżniczce na narażanie swego życia. Już pomijając fakt, że z pewnością niesamowicie zdenerwowałoby to jej ojca, to nadal zupełnie nie miałem ochoty by jedna z nielicznych osób, która traktowała mnie tutaj normalnie pewnego pięknego dnia postanowiła w lekkomyślny sposób zakończyć swe dotychczasowe życie czy to przez szybką i haniebną śmierć czy też przez zostanie zamkniętym w wierzy więźniem. Przecież Ceana sama stwierdziła, że nie miała najmniejszego prawa opuszczać murów własnego zamku co było dla mnie co najmniej niedorzeczne. W końcu była dorosła, ba była magiem, więc jeśli chciałaby uciec to nikt nie mógłby jej przed tym powstrzymać. Po prostu użyłaby tego zaklęcia niewidzialności i niepostrzeżenie przekradłaby się pomiędzy strażnikami. No chyba, że otoczyli zamek specjalną barierą by nie dopuścić do czegoś takiego, wtedy faktycznie ucieczka królewskiej córki mogłaby być niemożliwa. A złapanie jej w przypadku próby ucieczki byłoby nie tylko proste, ale i skończyłoby się z pewnością bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami takimi jak natychmiastowy ślub z rozpustnym Learem czy choćby niesamowicie długi areszt domowy. Taki ze strażnikami po drzwiami, zakratowanymi oknami i w ogóle.
- Skoro faktycznie jest tak okrutna i straszna jak mówisz to chyba nie sądzisz, że zgodzę się abyś do niej sama poszła i jeszcze będę ci życzył powodzenia. Twój ojciec z pewnością od razu dowiedziałby się, że wiem więcej niż mówię o twym zniknięciu, zerwałby kruchy sojusz między naszymi rodami i znów wsadził mnie do tych zatęchłych lochów. Dziękuję bardzo, ale raz w zupełności mi wystarczy! – odparłem i znów duszkiem wypiłem całą zawartość swego kielicha. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że faktycznie będę miał szansę się upić niecałą butelką tego wina, gdyż tego felernego dnia nie miałem okazji wziąć jeszcze niczego poza winem do ust. Ledwo wstałem to została zwołana narada, a wiadomość o śmierci mego ojca skutecznie odebrała mi apetyt. Nie zważając jednak na głos zdrowego rozsądku, który mówił mi abym w związku z tym odstawił już wino, znów sięgnąłem po tak zachęcająco blisko mnie stojącą butelkę i napełniłem po brzegi swój kielich cudownie słodkim płynem.
- Zdecydowanie wolę sam się do niej udać i na własnej skórze przekonać się czy faktycznie nie zechce mnie wysłuchać. W końcu jak zginę to moje miejsce na tronie zajmie Undine, lub ze względu na okoliczności: twój ojciec. W takim wypadku moja śmierć zapewniłaby przynajmniej trwały pokój, bo coś czuję, że król wszystkich elfów nie oszczędzałby w środkach by tłumic wszelkie bunty – dodałem, chcąc w ten sposób zaznaczyć, że niezależnie od tego co zrobi Ceana i tak siłą nie zatrzyma mnie w swojej twierdzy. Wielu próbowało już utrzymać mnie w jednym miejscu i poległo, a elfka winna o tym wiedzieć, nawet jeśli miało to negatywnie wpłynąć na nasze relacje. W końcu z mojej wypowiedzi w łatwy sposób dało się wyczytać jej prawdziwe znaczenie mówiące mniej więcej „udaj się tam sama, a zwyczajnie naskarżę na ciebie twemu ojcu”. I chociaż czułem się z tym okropnie, zupełnie tak jakbym właśnie wbijał swej najlepszej przyjaciółce nóż w plecy, jednocześnie wiedziałem, że tak będzie lepiej. Ceana mogła mnie znienawidzić, o ile tylko miałaby być dzięki temu bezpieczna. Naprawdę nie chciałem by stała się jej jakakolwiek krzywda i czułem, że gdyby coś się jej złego przytrafiło to nie mogłbym się z tym pogodzić i sobie tego wybaczyć, nie zależnie czy to ja byłbym winny jej krzywdy czy nie. I nawet jeśli nie za bardzo mogłem powiedzieć właściwie czemu... </center>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Wto 6:09, 17 Lut 2015, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|