Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
Autor Wiadomość
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:42, 21 Sie 2014    Temat postu: Sztuka wojny (2os, fantasy, +18)
 
<center>Sztuka wojny

Dawno, dawno temu potężnemu królowi elfów urodziły się bliźniaki, dwójka chłopców, która przez wiele lat była nierozłączna, razem chodzili na wojny, razem z nich wracali, można by ich uznać za nierozłącznych, jednak taka sielanka nie mogła trwać wiecznie…
Po śmierci króla w trakcie jednego z najazdów wrogich elfom istot, należało zdecydować, kto zostanie następcą tronu, ale zanim doszło do pogodzenia się w tej sprawie pojawiła się kobieta – piękna, o długich, złocistych włosach, z najsłodszym uśmiechem, który przyciągał każdego, jednak mimo wspaniałej urody, miała zepsute wnętrze… Uwiodła dwójkę książąt, doprowadzając do wielkiej wojny między nimi. Poprzez utarczki polityczne część elfów wstawiła się za jednym, a część za drugim. Po licznych wojnach, które zniszczyły ogrom życiodajnej ziemi i pochłonęły jeszcze więcej cennych żyć, można już było mówić o dwóch rodach, które postanowiły zamieszkać na dwóch końcach pięknej krainy Andor, którą na tysiące lat pochłonęła wojna…


Bracia nie żyją, ich potomkowie dalej są ze sobą skłóceni, chociaż za główny powód uznaje się teraz zatargi polityczne i inne małostkowe problemy, a nie względy u pięknej elficy. Mimo upływających lat, ta obłąkana wojna dalej się toczy. W dalszym ciągu można mówić o ogromnym, niezażegnanym konflikcie.
Tym razem zdarza się coś, o czym nikt wcześniej nie pomyślał. Ostatni potomek rodu Blardów został porwany przed Asgallów i wzięty do niewoli w trakcie jednej z bitew. Teraz losy wojny mogą zostać przesądzone, ale czy na pewno…?

Elfica z rodu Asgallów - Salivia
Elf z rodu Blardów - Sofja

Do KP, co tam dusza zapragnie, nie musi być wielkiego opisywania charakteru etc, bo wszystko i tak wyjdzie w trakcie




IMIĘ: Ceana
NAZWISKO: Asgall
WIEK: 97 lat
DATA URODZENIA: 23 marca
RASA: Elf
POZYCJA: Księżniczka
ZAWÓD: Uzdrowiciel
ZDOLNOŚCI: Mag

WZROST: 168 cm
WAGA: 54 kg
KOLOR WŁOSÓW: Kruczoczarne
KOLOR OCZU: Szare
KARNACJA: Blada

CIEKAWOSTKI:
-W dzieciństwie ciężko chorowała, dlatego stała się oczkiem w głowie swojego ojca, który dbał o nią na każdym kroku tym samym ją ograniczając-
-Od kiedy tylko mogła zaczęła szkolić się w dziedzinie uzdrawiania, wykorzystując swój dar magiczny-
-Jej ulubione zwierzęta to kruki, z niektórymi nawet udało jej się "zaprzyjaźnić", równie mocno uwielbia też koty-
-Najczęściej można ją spotkać zaczytaną w bibliotece, albo gdzieś w ogrodach chodzącą bez celu-
-Potrafi całkiem nieźle śpiewać-

</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Salivia dnia Sob 17:37, 21 Lut 2015, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:31, 21 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>/Aby zobaczyć źródło obrazka i autora wystarczy na obrazek kliknąć\

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Dane podstawowe

|IMIĘ| Dorhian
|NAZWISKO | Blard
|WIEK| 127 lat
|DATA URODZENIA| 12 maja
|RASA| Elf
|POZYCJA| Książę
|ZAWÓD| Wojownik
|ZDOLNOŚCI| Mag


|WZROST| 185 cm
|WAGA| Odpowiednia
|KOLOR WŁOSÓW| Srebrne
|KOLOR OCZU| Szare
|KARNACJA| Ciemna
|ZNAKI SZCZEGÓLNE| Tatuaże na lewej ręce i ramieniu


Ciekawostki

+ Chociaż od urodzenia posiada talent magiczny, zupełnie nie interesowała go nauka magii. Z tego powodu potrafi używać tylko nielicznych, bardzo prostych zaklęć.
+ Uwielbia przebywać na świeżym powietrzu, dlatego w swojej ojczyźnie sporo czasu spędza na spacerach po lesie i pałacowych ogrodach.
+ Doskonale walczy wręcz jak i przy użyciu większości broni białych.
+ Chociaż jest dobrym dowódcą i wojownikiem, jego ojciec – król Thorland – nie był zachwycony faktem, że jego jedyne dziecko pragnie wziąć udział w tak niezwykle niebezpiecznej bitwie w tak „młodym” wieku. Mimo to Dorhian postawił na swoim i skończył w niewoli…
+ Jego matka - królowa Azea - umarła dziesięć lat temu, jest więc jedynym dziedzicem tronu Blardów.</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 18:41, 07 Lut 2016, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:51, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Wpatrywałam się w odległą drogę, znikającą najpierw w lesie, a następnie między pagórkami, doszukując się najmniejszego znaku, który mógłby wskazywać na to, że wojska ojca wracają. Zaraz po ich wyruszeniu pobiegłam do świątyni, aby pomodlić się za ich pomyślny powrót, licząc na to, że Pradawni Bogowie wysłuchają moich próśb, chociaż Kapłani już setki lat temu oznajmili, że Bogowie odwrócili się od nas, gdy doprowadziliśmy świat do wojny. Nie wiadomo czy taka była prawda, ponieważ wielu z nas do teraz nie wiedziało czy warto uznawać takich Bogów, którzy nas opuścili, a jednak wiele dziewcząt dalej zostawało kapłankami i przyjmowało święcenia. Ja z trudem uniknęłam tego losu, budząc zgorszenie wśród ludu, że w zamian za mój "dar" nie chcę służyć do końca swego życia Bogom. Podciągnęłam kolana pod brodę. To nie jest dar, to istne przekleństwo.
W końcu dostrzegłam, że w moją stronę leci kruk, który zwinnie wylądował na parapecie, przyglądając mi się swoimi czarnymi niczym paciorki ślepiami.
-Wracają? - spytałam, na co stworzenie jakby skinęło głową, po czym usadowiło się wygodnie w fałdach mojej sukni. Spróbowałam wysilić wzrok, wypatrując tumanów kurzu w oddali, jednak zanim do tego doszło, musiałam jeszcze chwilę poczekać. W momencie, gdy zauważyłam chmury kurzu, rozległ się głośny dźwięk trąb, oznajmiających powrót króla. A przynajmniej taką miałam nadzieję, że mój ojciec siedzi na koniu i ma się całkiem dobrze.
Podniosłam się gwałtownie, niemal zrzucając ptaka, który zaprotestował donośnym krakaniem, jednak szczególnie się tym nie przejęłam. Później go za to przeproszę, teraz mam inne priorytety. Wybiegłam z komnaty, zwinnie wymijając służącą, która niosła do mojego pokoju posiłek. I tak bym go nie zjadła, od rana nie potrafiłam nic przełknąć, zastanawiając się nad losem ojca i jego żołnierzy.
-Panienko Ceano! - krzyknęła za mną elfka. -Panienko!
-Wracają! - odpowiedziałam tylko, ignorując jej protesty i zbiegając na dół po krętych schodach. Jeżeli na tej trasie się nie zabiję, to będzie istny cud.
Podciągnęłam fałdy brązowej sukni, która w obecnej chwili utrudniała mi zadanie. Zdecydowanie wolałabym mieć teraz na sobie spodnie, ale niestety służące pewnie zamordowałyby mnie za taki wyczyn. Jedynie mój nauczyciel szermierki - o którym nikt oprócz kruków nie wiedział - uznawał, że nie ma nic złego w tym, że księżniczka nie paraduje w sukni. Przemknęłam bocznymi uliczkami, przyciągając spojrzenia innych mieszkańców królestwa, jednak ci zdawali się być bardziej zaintrygowani powrotem króla, niż potrącającą ich księżniczką. A spróbowałby jeden z drugim zaprotestować! Chociaż straże królewskie mogłyby to zrobić, ba! Taki był ich obowiązek - powstrzymać mnie jeżeli coś będę kombinować.
Wpadłam do stajni, wymijając protestującego stajennego i jego pachołka, po czym dosiadłam swojego czarnego ogiera. Mój wierny Grzmot, jeden z rumaków wojennych, kiedyś brał udział w bitwach, jednak po zranieniu, uznano, że nie jest aż taki zwinny, więc zatrzymano go w stajniach, jednocześnie przekazując pod moją opiekę. Poklepałam go po boku i schyliłam się do jego ucha, szepcząc mu w mowie elfów, aby się pospieszył.
Przecięłam dziedziniec, omal nie taranując kobiety z koszem owoców. Krzyknęła za mną coś - zapewne obraźliwego - jednak za bardzo się tym nie przejęłam. Wykorzystałam fakt, że bramy był otwierane dla orszaku i już po chwili znalazłam się w swoim ukochanym lesie. Między drzewami czułam się o wiele bezpieczniej i swobodniej niż w pustej komnacie, czy nawet wspaniałych ogrodach. Tam wszystko było sztuczne, przewidywalne i nudne. Dopiero w takim miejscu zaczynało się dziać coś więcej.
Z odległości dotarły do mnie wojenne pieśni, które - na szczęście - nie były żałobne. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Popędziłam konia, mimo że z każdym kolejnym metrem czułam, coraz więcej bólu. Ktoś miał zranioną nogę, ktoś inny odczuwał rwący ból brzucha, inna osoba za to odczuwała tępy ból głowy. W końcu dostrzegłam swojego ojca i lekceważąc fakt, że koło orszaku ból będzie okropny zatrzymałam się obok niego.
-Ceano - powiedział dostojny mężczyzna, na którym wiek powoli zaczynał odciskać swoje piętno, choć dalej zachowywał urok. Miał długie, czarne włosy, spięte w warkocz, a zimne, błękitne oczy, wpatrywały się we mnie teraz z udawaną srogością. -Wracaj do domu, to nie jest miejsce dla ciebie.
-Oczywiście, że dla mnie - zaprotestowałam, przyglądając się orszakowi, który w tej chwili zatrzymał się, nie próbując wyprzedzać swojego władcy. Nie ośmieliliby się, w końcu to ich władca, którego niezwykle szanują. Jednak gdy zbliżyłam się w stronę wozu, na którym znajdowali się ranni, poczułam jak świat kręci się dookoła mnie. Za dużo... Po jednej osobie mogłabym wyleczyć, ale to... Nie musiałam widzieć ciał, aby czuć ból tych osób i wiedzieć jakie rany im zadano. Przyłożyłam dłoń do ust i spróbowałam uspokoić swój oddech. Raz, dwa, trzy...
-Pani? - spytał któryś z rycerzy, jednak głos zdawał się dochodzić z daleka, mimo że mężczyzna stał tuż obok mnie. Zobaczyłam mroczki przed oczami i zaczęłam wycofywać konia. Dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden...
-Zajmę się rannymi w wieży leczniczej... - powiedziałam szeptem, chwytając przy tym niemal spazmatycznie oddech. Trzydzieści cztery... Rozejrzałam się dookoła, przerzucając spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego, po czym zatrzymałam je na jeńcach. A w sumie to jednym o srebrnych włosach, jednak widząc, że obraz znowu się zamazuje pociągnęłam konia do tyłu i skierowałam się w stronę zamku. Za dużo jak na jeden raz... Popędziłam ogiera w stronę bram, trzymając się go kurczowo, aby przypadkiem nie spaść. </center>

Nieznośne problemy z internetem, dopiero teraz mi się udało ><



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:31, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Kiedy idziesz na wojnę to ostatnią rzeczą o jakiej myślisz jest porażka, śmierć lub co gorsza - zostanie pojmanym do niewoli. W momencie gdy postawiłem na swoim i przeciwstawiłem się ojcu wyruszając jako dowódca jednego z batalionów też nie myślałem ani o porażce, ani o niewoli lecz o chwale i zwycięstwie. Byłem pewny, że pokonamy Asgallów i wrócimy bezpiecznie do domu, a bardowie będą opiewać nasz triumf w pieśniach i wierszach.
Wystarczyło kilka pierwszych minut bitwy by moje zdanie na temat zwycięstwa diametralnie się zmieniło. Choć nadal w nie wierzyłem, wiedziałem już, iż zdecydowanie przeceniłem nasze możliwości, naszych wrogów zaś nie doceniłem. Wiedziałem już, że zwycięstwo nie będzie się łączyć jedynie z wielkim triumfem, lecz również z bólem i żalem po stracie znajomych, przyjaciół i rodzin. A mimo to nadal jak głupi machałem swymi dwoma, lekko zakrzywionymi, długimi mieczami licząc, że ilość pokonanych przeze mnie wrogów znacznie wpłynie na wynik bitwy. I wpłynęła, tylko nie w taki sposób w jaki bym chciał. Zamiast poznać smak wielkiego zwycięstwa poznałem smak zimnego i ostrego żelaza oraz swojej własnej krwi. I pomyśleć, że aby to osiągnąć wystarczyło zdenerwować odpowiedniego dowódcę, który od razu rozpoznał moją twarz lub też poznał zapach mej błękitnej krwi. Ja szczerze powiedziawszy sądzę, że stało się to drugie, bowiem z daleka jego twarz i sylwetka odziana w skóry zabitych przez siebie zwierząt, skrywających pod sobą ciężką i wytrzymałą kolczugę, przypominała bardziej jakieś wielkie i lekko zmutowane przez magów zwierzę niż elfa. Jego siła z resztą też była trochę nadelfia, a towarzysząca jej dzika furia dodatkowo ją podwajała. Wiem, bo starliśmy się w kilku ciosach, a potem zadzwoniło mi w uszach i poczułem silny, rozchodzący się po całej mej czaszce ból, wywołany jakimś naprawdę potężnym uderzeniem. Swoją drogą to nagłe uderzenie sprawiło, że niechcący ugryzłem się w język i od razu poczułem w ustach dziwnie przyjemny, metaliczny smak krwi. I była to ostatnia rzecz jaką z bitwy pamiętam.
Początkowo sądziłem, że umarłem jednak kiedy obudził mnie zimny i wilgotny dotyk mocno zaniedbanej, kamiennej posadzki uświadomiłem sobie, że na szczęście, lub raczej na nieszczęście – straciłem przytomność. Z tyłu mojej głowy wciąż odczuwałem pulsujący tępy ból, najwyraźniej skutek odniesionej wczoraj rany, która - miałem nadzieję – nie zagrażała życiu. Odruchowo chciałem sięgnąć ręką, by sprawdzić czy na moich srebrnych i długich włosach nie znajduje się choćby zaschnięta warstwa szkarłatnej krwi, jednak od razu uświadomiłem sobie, że jest to niemożliwe. Zamiast cichego dźwięku przeciętego powietrza, który towarzyszyłby płynnemu ruchowi mej dłoni usłyszałem głuchy brzdęk jakiegoś grubego łańcucha, a moje zesztywniałe ręce pozostały w tej samej pozycji, w której znajdowały się kilka sekund temu, czyli skrzyżowane za moimi plecami. I chociaż ból głowy zdecydowanie utrudniał mi jakiekolwiek myślenie to założone na mych rękach i nogach, ostre i ciężkie kajdany od razu podpowiedziały mi co stało się w ciągu zapewne kilku ostatnich godzin. Zrozumiałem, że zostałem wzięty do niewoli i obudziłem się w niczym innym jak wilgotnym i zatęchłym, starym lochu.
Mym otępiałym umysłem natychmiast zawładnęła panika. Zacząłem szarpać się próbując ze wszystkich sił wyrwać przytwierdzony do ściany i kajdan, gruby, metalowy łańcuch, lecz jedynym co udało mi się w ten sposób uzyskać były liczne zadrapania i rozcięcia skóry na nadgarstkach i powyżej nich. Kiedy moje ręce pokryła już dosyć gruba warstwa szkarłatnej i lepiej substancji, przestałem walczyć. To i tak nie miało najmniejszego sensu. Byłem związany i nic nie mogłem zrobić aby się wyswobodzić. A co najgorsze – byłem sam. Zupełnie sam. Prawdopodobnie nikt poza mną nie został wzięty do niewoli, a fakt, iż tu się znalazłem oznaczał tylko jedno – przegraliśmy. Asgallowie wygrali i co gorsza resztę naszych wojsk, którym nie udało się w porę zbiec z pola bitwy – wybili.
Czy mogło być jeszcze gorzej ? O tym miałem się przekonać już niedługo…
</center>

Spoko, spoko nic się nie stało ^^. Mnie też czasami net odmawia współpracy.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 12:37, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:14, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall
Kilka godzin później z głośnym westchnięciem, opadłam na drewniane krzesło i przyjrzałam się pustej sali. Mimo iż wpuszczano do środka jedynie pojedyncze osoby, to i tak dalej nie należało do najprzyjemniejszych zadań zajmowanie się rannymi, gdy czuje się ich ból jako swój własny. Chwyciłam mokrą ściereczkę i zaczęłam ścierać zaschniętą już teraz krew z dłoni. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, jednak nie wyczułam cierpienia, co oznaczało, że nie jest to osoba, która oberwała w bitwie.
-Panienko... - powiedziała blond elfka w zielonych, zakrwawionych szatach. Również należała do uzdrowicieli, jednak jak na złość nie pamiętałam jej imienia. Zazwyczaj wiem z kim mam do czynienia, ale tym razem... Wiedziałam, że należy do naszego kręgu, ale musiała być w nim od niedawna.
-Tak? - spytałam, odrzucając na brzeg misy z wodą brudną ścierkę, po czym jeszcze raz przemyłam ręce dla pewności. Spojrzałam na swoją brązową suknię, która miała na sobie teraz krwiste plamy. Cóż... Wypadałoby się zaraz przebrać. Zaczęłam porządkować medykamenty, stawiając buteleczki w odpowiednie miejsca na półkach, kiedy kobieta zrobiła kilka niepewnych kroków w moją stronę.
-Jest jeszcze jedna osoba, którą warto abyś zobaczyła, panienko. To jeniec wojenny...
Jak przez mgłę zobaczyłam przed oczami mężczyznę o srebrnych włosach. Racja, był ktoś taki, ale nie mogłam się na nim skupić, ponieważ w lesie wszystko dookoła zaczęło mnie przytłaczać. Cóż, widać reszta uzdrowicieli mimo prób nie została do niego dopuszczona i zostałam tylko ja. Nigdy nie rozumiałam co jest złego w tym, aby trochę ulżyć ciężko rannemu jeńcowi. Co z tego, że przegrał bitwę i został pojmany? Teraz należy mu się swoista opieka, a co za tym idzie: w naszym interesie leży też wyleczenie go.
Pokiwałam głową, po czym zaczęłam pakować bandaże, manierkę z wodą oraz maści lecznicze, po czym ignorując fakt, że wyglądam dość niekorzystnie skierowałam się przez pięknie zdobione sale w stronę podziemi. Służba co prawda wiedziała, że zajmuję się leczeniem innych, ale dalej musiało co niektórym robić się niedobrze na widok krwi na moich ubraniach. Poza tym księżniczka, która zajmuje się taką pracą? Któż to widział!
Zeszłam do lochów, gdzie u podnóża schodów zatrzymała mnie straż. Spojrzałam na nich spode łba i wskazałam na skórzaną torbę przewieszoną przez ramię.
-Słyszałam, że jest tu ranny - powiedziałam, próbując przejść między dwójką rosłych elfów, jednak wyższy chwycił mnie za ramię, nie pozwalając dalej przejść. -Puść mnie, to rozkaz.
-Proszę o wybaczenie, panienko, ale nie może mi panienka wydawać poleceń, a tamten jeniec jest osobą, do której nie może być za wiele osób dopuszczanych.
-A kimże jest nasz jeniec, że aż tak go strzeżecie?
Elf zawahał się na moment, spoglądając wgłąb pomieszczenia, gdzie zapewne znajdowało się jeszcze więcej strażników.
-To... Książę Blardów.
Pokiwałam głową, udając, że wcale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Pojmali jego? Nie spodziewałam się. Nie sądziłam, że nasza walka skończyła się pojmaniem akurat kogoś takiego jak on. Myślałam, że to jakiś dowódca, ale sam książę?
-W tym układzie jego wysokość tym bardziej powinien zostać wyleczony.
Mężczyzna zawahał się, jednak widząc mój upór, puścił mnie i razem z innym mężczyzną skierował się w stronę celi. I po raz kolejny bycie upartą wygrywa! Nie pierwszy i nie ostatni raz. Pytanie tylko jak bardzo mój ojciec będzie zdenerwowany za takie działania. Obecnie jeszcze nic o tym nie wie, ale domyślam się, że szatyn, który został skierowany na główne piętro zamku właśnie ma za zadanie przekazać swojemu władcy, że jego córka pałęta się po lochach.
Zagłębialiśmy się coraz głębiej korytarzami w ciemne, ponure i dotkliwie zimne części więzienia. W pewnym momencie zauważyłam też, że pod nogami gromadzi mi się woda. Świetnie... W genialnym miejscu trzymają tego Blarda, dorobi się jeszcze zapalenia płuc. Chociaż pytanie czy i tak nie ma rychło zginąć... W końcu zostałam ustawiona przed odpowiednią celą, w której na ziemi siedział srebrnowłosy mężczyzna, ten sam, którego widziałam wtedy w orszaku ojca.
-Otwórzcie celę - powiedziałam spokojnym głosem, wyczuwając promieniujący ból od elfa. Pokaleczone nadgarstki, tępy ból głowy... Skrzywiłam się lekko, kiedy to we mnie uderzyło, jednak powstrzymałam się od jakiegokolwiek narzekania. Nie mogłam mówić, że coś jest nie tak.
-Ale panienko... - zaprotestował elf niemal już zrozpaczonym głosem, jednak widząc moje spojrzenie, tylko wyciągnął klucze i pospiesznie otworzył drzwi, jednocześnie wpuszczając mnie do środka i trzymając się tak blisko, że czułam się co najmniej nieswojo. Dwójka pozostałych strażników stała przed celą z rękami położonymi na rękojeściach i wbijała spojrzenia w elfa. Podeszłam do niego, wyciągając manierkę z wodą i maści.
-Obrażenia rąk spowodowane wyrywaniem się, z góry uprzedzam, że to syzyfowe prace, nie uda ci się, a jedynie bardziej się pokaleczysz. Coś innego ci dolega? - spytałam, przyglądając mu się uważnie, chociaż tak naprawdę bardziej skupiałam się na tym, co czuję. A więc to jest ten potężny książę Blardów? Faktycznie wygląda na dumną i zadziorną osobę, ale w tej chwili skuty w kajdany i do tego obolały nie sprawiał przerażającego wrażenia, chociaż dalej było coś, co budziło respekt. Poza tym musiał stanowić zagrożenie, bo bez tego na pewno nie byłoby tutaj tylu strażników. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:53, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Pobity pojmany, związany, obolały i pozbawiony godności. A mogłem posłuchać ojca, ale nie ja dumny książę musiałem postawić na swoim. I teraz mam nauczkę.
Cicho westchnąłem raz jeszcze szarpiąc kajdanami, a ich głuchy brzdęk odbił się echem w mojej obolałej głowie. Ze wszystkich sił starałem się skupić na dokładnym przyjrzeniu się wszystkiemu w tym lochu, by móc opracować jakiś porządny plan ucieczki, jednak moje wysiłki już po chwili spełzły na niczym, zmiażdżone wręcz przez przytłaczający ból. Nie mogłem myśleć o niczym innym niż o tym jak koszmarnie się czuje i jak bardzo obolałym jestem, więc już po chwili postanowiłem wprowadzić w życie plan „B” polegający na niemyśleniu o niczym. Aby ten plan zadziałam zmuszony byłem zamknąć oczy i uspokoić swój oddech tak bardzo jak tylko byłem w stanie. Pomógł mi w tym trochę fakt, iż byłem wyczerpany ostatnią bitwą. Nie miałem pojęcia po co Asgallowie wzięli mnie do niewoli i prawdę powiedziawszy zupełnie nie miałem ochoty o tym myśleć. W tamtej chwili byłem zbyt zmęczony i obolały, by mogło mieć to dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
I kiedy wreszcie byli bliski odpłynięcia do wspaniałej krainy snów pozbawionej tego cholernego bólu głowy, do moich uszu doszedł dosyć głośny i odbijający się lekkim echem dźwięk czyiś kroków stawiający mnie natychmiast w stan gotowości. Adrenalina zrobiła swoje, bo już po chwili przestałem czuć ból, pochyliłem więc lekko głowę i z przymrużonymi oczami, jak gdyby nigdy nic, zacząłem wpatrywać się w jeden z zamokłych i porośniętych pleśnią i mchem kamiennych płyt, przed którą swoją drogą siedziałem. Tak naprawdę jednak czujnie nasłuchiwałem, by móc ocenić ilu mniej więcej strażników raczy zaszczycić mnie swą obecnością i jakie realne szanse na przeżycie i ucieczkę mam w obecnej sytuacji. Już po chili doszedłem do wniosku, że jeśli chodzi o ucieczkę to moje szanse wynoszą mniej niż zero, gdyż strażników jest zdecydowanie zbyt wielu bym miał w ogóle po co nadwyrężać już i tak obolałe mięśnie. Zamiast tego postanowiłem w spokoju zaczekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Jakie wielkie było moje zdziwienie kiedy odkryłem, że strażnikom towarzyszy jakaś elfka, której o dziwo towarzyszył zapach zaschniętej krwi i medykamentów. Początkowo sądziłem, że to jakaś uczona, która pragnie poeksperymentować na więźniu zanim ten zostanie oddany na prawdziwe tortury i ścięty lub pozbawiony życia w jakikolwiek inny barbarzyński sposób, lecz już po chwili zrozumiałem jak bardzo się pomyliłem. Elfa była uzdrowicielką, która z jakiegoś zupełnie mi nieznanego powodu postanowiła mnie wyleczyć. I to bardzo ładną elfką, nawet piękniejszą od wielu kobiet z naszego rodu. Ojciec od zawsze żartował, że tamtejsze kobiety może i są ładne na zewnątrz, ale zepsute w środku, więc od razu skarciłem się w myślach za tą myśl. Nieważne jak ładna i na pozór miła byłaby tamta elfka ja musiałem być czujny i odporny na jej sztuczki, by przetrwać i uciec z tego więzienia. Kiedy więc uraczyła mnie swoją uwagą odnośnie zrobionej sobie krzywdy, podniosłem lekko głowę, otworzyłem szerzej oczy i uśmiechnąłem się wrednie.
- Daruj sobie – rzekłem pełnym jadu głosem – Jeśli wyleczysz mnie ręce to i tak zrobię to sobie znowu. Będę próbował wam uciec tak długo jak długo nie pozbawicie mnie głowy, a i wtedy mój duch będzie was straszył po nocach – rzuciłem i aby potwierdzić wiarygodność moich słów szarpnąłem silnie rękami, ignorując zupełnie wywołaną w ten sposób kolejną falę bólu. – A co do reszty mych obrażeń to spytaj się jednego ze swych towarzyszy. Pewnie ich dowódca pochwalił im się tym co mi zrobił – dodałem i spojrzałem gniewnie w stronę strażników. Gdyby mój wzrok mógł zabijać lub chociaż zamieniać w kamień, z pewnością w celi znajdowałoby się teraz kilka trupów lub pomników więcej. Niestety nawet jeżeli taki rodzaj magii był możliwy, to i tak z powodu mego lekceważenia własnych wrodzonych zdolności, był poza moim zasięgiem.
</center>

Przepraszam, że tak długo, ale najpierw brakowało mi trochę weny, a potem rodzina mi trochę przeszkadzała ;/



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 13:55, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:30, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Złapałam kontakt wzrokowy z mężczyzną i po prostu uważnie słuchałam tego, co mówił. Nie miałam po co odwracać wzroku, w końcu i tak jest zakuty, pozbawiony mocy, a za mną stoi trzech strażników, nic mi nie zrobi, a więc obawy przed nim były zbędne. Tym bardziej, że nie mógł używać magii. Czego widać nie rozumiał widać jeden z elfów, który zrobił krok do tyłu pod siłą spojrzenia.
-Aha - mruknęłam, wyciągając bandaże z sakwy i klękając na pokrytej wodą ziemi, tuż przed mężczyzną. -Nigdy nie wiedziałam, że Blardów cechuje masochizm. Ja na twoim miejscu oszczędzałabym siły, ale co kto woli!
Słysząc dalszą część jego wypowiedzi posłałam żołnierzom zdenerwowane spojrzenie, na co ci wyglądali na lekko zakłopotanych. Świetnie... Jeniec był maltretowany zanim dotarli do niego uzdrowiciele. Jeszcze pewnie strażnicy nie chcieli ich tutaj wpuścić. Do tego siedząc w takim ziąbie da się dorobić różnych chorób płuc.
-Nie sądziłam, że w ten sposób traktujemy jeńców wojennych. Król o tym wie? - Widząc ich miny oraz oczy, unikające spojrzenia, uśmiechnęłam się krzywo. -Ach, czyli, że nie. Cóż...
Położyłam dłonie na głowie mężczyzny i pociągnęłam ją lekko w dół.
-Panienko, my po prostu... - zaczął jeden.
-Siedź teraz cicho, człowiek tutaj chce pracować - burknęłam. -Najpierw doprowadzając jeńca do opłakanego stanu, a potem się czepiają uzdrowicieli, że próbują pomóc - dodałam po chwili, bardziej sama do siebie niż do reszty ludzi.
Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na energii przepływającej przez cały organizm elfa. Odczuwałam promieniujący ból z niemal każdej kończyny, także mimo że on się tego nawet nie domyślał, to ja wiedziałam jak bardzo cierpi. Strażnicy za to doskonale się w tym orientowali, a przynajmniej stojący za moimi plecami sierżant. Dlatego też zapewne miał opory, co do wpuszczania mnie do środka. Miałam wrażenie, że jego napięcie niemal się materializuje w energię, którą dałoby się kroić nożem.
Zmrużyłam oczy, biorąc głęboki wdech i próbując się uspokoić. Za dużo bólu. Nie będę mogła go leczyć zwyczajnymi maściami, bo zużyłabym ich aż nadto, zapewne połowę moich zapasów. Puściłam jego głowę, spoglądając kątem oka na zdegustowanych żołnierzy. Naprawdę... Gdzieś tam daleko mamy wspólnych przodków, ale ci zachowywali się jakby był co najmniej potworem. A może był?
-Jakbyś mógł się teraz nie szarpać - odparłam, kładąc mu dłoń na sercu i przez chwilę przyglądając się jego twarzy. Nie wyglądał na tak przerażającego, jak opowiadali mi w historiach w dzieciństwie. Wtedy wyglądało to jakby Blardowie byli strasznymi bestiami, które porywają kobiety Asgallów. On mimo że był zaprawionym w boju żołnierzem nie wyglądał na wyjętego z koszmaru.
Zamknęłam oczy i zaczęłam po cichu szeptać słowa zaklęcia, które powoli koiły ból i leczyły rany. Kiedy w końcu ból przestał być nieznośny, a skupiał się jedynie na lekkich śladach po obtarciach, a tępy ból głowy ustał, podobnie jak ten w różnych kończynach cofnęłam dłoń. Chwyciłam normalny bandaż i mimo że było to ciężkie, zważywszy na kajdany to zaczęłam bandażować jego nadgarstki.
-Panienko może już wystarczy... Nie wygląda pani najlepiej - powiedział sierżant, robiąc krok w moją stronę.
-Nie dziwota - rzuciłam, dalej wiążąc materiał. -Nie gram w kości, jak niektórzy, tylko od kilku godzin leczę rannych.
Tymi słowami uciszyłam strażników, którzy dalej wyglądali na poddenerwowanych tym, że kobieta nimi rządzi. Zapewne mieli w głowie mnóstwo obelg pod moim adresem, ale wiadomo, że na terenie pałacu nie wolno im ich używać. Na ulicy zapewne nawet by się nie zawahali. Pozorne bycie miłym, to takie idiotyczne. Przez moment próbowałam sobie przypomnieć imię księcia Blardów. Jak on się nazywał? Dormien, Damien, Dakhar...
-Dorhian, prawda? - spytałam, kończąc w końcu bandażowanie. Zaczęłam chować bandaże i maści do sakwy, przyglądając się dalej Blardowi. Chyba dobrze pamiętałam to, czego mnie uczyli, prawda? Tak miał właśnie na imię? </center>

A spokojnie, niczym się nie przejmuj Smile



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:39, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Widząc jak jeden ze strażników odsunął się pod naporem mojego spojrzenia uśmiechnąłem się złowieszczo. Najwyraźniej nie wszystkim przekazali informacje o ilości zabezpieczeń „chroniących” mnie przed ucieczką. Od razu postanowiłem, ze wykorzystam to przy najbliższej możliwej okazji do wyrwania się z tego miejsca.
Kiedy zaś zobaczyłem reakcje strażników na moje słowa dotyczące mych dalszych obrażeń, w mych oczach na kilka sekund pojawił się cień zaskoczenia. Szczerze powiedziawszy słyszałem kiedyś o tym jak Asgallowie traktują swoich jeńców, ale nigdy nie przypuszczałem, że historie opowiadane by nastraszyć małe dzieci mogą mieć w sobie chociaż odrobinę prawdy. Z drugiej strony to wyjaśniało, by niektóre otarcia i siniaki, których istotnie póki co dzielnie ignorowałem obwiniając za ich powstanie zabójcze ciosy, przed którymi w czasie bitwy ochroniła mnie moja kolczuga. Najwyraźniej przynajmniej kilka z nich było zupełnie innego pochodzenia.
Niestety ani moje kiepskie groźby, ani mój niezbyt miły ton nie przekonały uzdrowicielki do pozostawienia mnie w spokoju i elfka przystąpiła do leczenia moich obrażeń. Gdyby była mężczyzną z pewnością za taką udawaną litość zostałaby przeze mnie opluta, ale niestety resztki kultury osobistej powstrzymały mnie przed splunięciem kobiecie w twarz. Chociaż miałem wielką ochotę to zrobić, zwłaszcza wtedy gdy z wielką uwagą przyglądała się mojej twarzy, zupełnie jakbym był jakimś egzotycznym zwierzęciem. Mimo to posłusznie zastosowałem się do jej prośby abym się nie ruszał i pozwoliłem się opatrzyć. Co prawda duma podpowiadała mi abym nie zniżał się do tego poziomu, jednak rozum na szczęście zwyciężył. Jeśli chciałem się stąd wydostać, to musiałem mieć chociaż trochę więcej sił i szansy na myślenie niż w momencie gdy się w tym lochu obudziłem. A towarzyszący mi dotąd ból głowy w ani jednej z tych rzeczy nie pomagał. Na całe szczęście już po chwili leczenia stał się on zdecydowanie mniej dokuczliwy pozwalając mi w miarę trzeźwo ocenić moją sytuację. Przede wszystkim musiałem dowiedzieć się po co mnie tu przynieśli, a nie zabili n miejscu. Przecież mieli idealną okazję wykończyć jedynego potomka króla Blardów zyskując tym samym ogromną przewagę. A jednak mimo, że byłem związany i nadal trochę poobijany, to wciąż żywy. O co, więc mogło Asgallom chodzić ? Ledwo zdążyłem o tym pomyśleć, a w mojej głowie natychmiast pojawiło się słowo będące odpowiedzią na większość moich obecnych pytań – informacje. No, bo przecież o co innego mogłoby im chodzić. A skoro były dla nich takie cenne to mogłem być pewien, że aby je uzyskać Asgallowie nie cofną się przed niczym i z pewnością zastosują na mnie wiele wymyślnych rodzajów tortur. Na samą myśl o tym co mogą mi zrobić, mimowolnie się skrzywiłem. Musiałem wymyślić jak przetrwać to wszystko i uciec nie zdradzając swojego ludu. Natychmiast zacząłem, więc analizować swoje wszystkie możliwości i tworzyć sobie w myślach zmyślny plan przetrwania i ucieczki zapominając tym samym o całej reszcie świata. Dopiero o tym, że wciąż uzdrowicielka i strażnicy poświęcają mi swój cenny czas przypomniał mi solidny kopniak, który otrzymałem w prawo kolano.
- Odpowiadaj, gdy dama się Ciebie o coś pyta ! Naprawdę nie wiesz jakie masz szczęście, że poświęca Ci swój czas zapchlony kundlu – rzucił stojący tuż przede mną strażnik, tym samym zmuszając mnie, by spojrzeć na uzdrowicielkę.
- Tak to on pani – rzekł drugi stojący bardziej z tyłu mojej celi niż chwilę wcześniej. – Ale proszę pani, lepiej żeby pani wróciła do siebie i odpoczęła. My go przypilnujemy – dodał, a podczas wypowiadania ostatniego słowa posłał mi tak groźnie spojrzenie, że od razu zrozumiałem, iż z pewnością zgłosi się na ochotnika by być moim katem.
</center>

Przepraszam, że tak krótko, ale jakoś pod koniec zabrakło mi pomysłów ;/



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 21:57, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:34, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Nie oczekiwałam w sumie, że elf będzie rozgadany, w końcu jesteśmy wrogami, a więc czego miałam się spodziewać? Przyjacielskiej rozmowie przy herbatce, ciastkach i jagodach? Nie, to by nie wypaliło. Faktycznie, spodziewałam się choćby jakiegokolwiek potwierdzenia w odpowiedzi na moje pytanie, ale nie oczekiwałam go jakoś śmiertelnie bardzo, aby srebrnowłosy od razu został za to skopany! Przecież to jest już przesada! Już nawet pomijając fakt, że ból w kolanie elfa, poczułam jak swój własny, to od kiedy my w ten sposób traktujemy jeńców wojennych?! A może tak było zawsze? Może to po prostu kłamstwo, którym mnie uraczono? Może faktycznie zawsze było w ten sposób. Dotknęłam mimowolnie swojego kolana przez szatę sukni, jednak szybko cofnęłam rękę. Rozmasowanie czy cokolwiek nic nie da, póki ból czuje też Dorhian.
-Świetnie! - rzuciłam, przez zaciśnięte zęby. Podniosłam się z klęczek, spoglądając na strażnika, który kopnął Blarda. -Ja tutaj się produkuję, leczę go, a potem go kopiesz! To po co była ta moja praca, co?! Teraz ty marnujesz mój cenny czas. Żeby tego było mało, to chyba zapominasz o moim niesamowitym "darze" - prychnęłam. -Poza tym już z dwojga złego wolę jego milczenie, niż wasze sztuczne poddaństwo w stosunku do mnie. I nie potrzebuję odpoczynku, poza tym...
-Ceano! - usłyszałam donośny głos ojca, który niemal wpadł do celi z wymalowanym na twarzy zdenerwowaniem i strachem. Widać nie tylko strażnikom nie odpowiadała moja obecność tutaj. Chociaż moim ojcem bardziej kierował przestrach o moje życie, niż o własne. Dalej nie rozumiałam dlaczego tak bardzo obawiali się tego elfa. Przecież jest zakuty, co mógłby zrobić? Chyba jedynie rzucać obraźliwe komentarze pod adresem straży, za które - po tym co przed chwilą widziałam - na pewno by oberwał!
-Wasza wysokość - powiedzieli niemal chóralnie strażnicy, kłaniając się nisko mężczyźnie.
Spojrzałam na swojego ojca, krzyżując ręce na piersi. Przez moment przyglądał się wszystkim zgromadzonym, po czym westchnął ciężko.
-Zacznijmy od tego, że to jest więzienie, a nie miejsce do kłótni. Potem chciałbym się dowiedzieć, który z was był na tyle głupi, aby zadać obrażenia jeńcowi w obecności mojej córki. Następnie Ceano, chciałbym, abyś nie ingerowała tak bardzo w sprawy, które cię nie dotyczą... A teraz idź się przebrać, a tą suknię spal.
Prychnęłam pod nosem, słysząc słowa mojego ojca. Tu mnie nic nie dotyczy, tak? Świetnie. Po raz kolejny to samo. Biedna, mała ja, nie może sobie z niczym poradzić. Chwyciłam sakwę, po czym ruszyłam w stronę wyjścia, usłyszałam jeszcze jak z daleka mój ojciec poucza strażników, a drzwi do celi się zamykają. A zapowiadał się taki miły dzień... Po co nam książę Blardów w lochach? Jeżeli chcieli się pozbyć ostatniego potomka, to mogli go zabić, a nie przetrzymywać u nas. Co prawda jestem przeciwna mordowaniu elfów ot tak, ale zostańmy już przy aspekcie logiki. Większy sens ma fakt, że go ukrócą o głowę zawczasu, niż dawać mu szansę na przeżycie tutaj. Widać jednak "polityka nie jest dla kobiet" dalej się sprawdza.
Dopiero, kiedy stanęłam przed zwierciadłem w swojej komnacie uświadomiłam sobie jak potwornie wyglądam. Suknia była przemoczona, a do tego zabrudzona krwią i zielonkawymi maściami, włosy były w istnym nieładzie, a sama skóra była bledsza niż zwykle, więc mogłam teraz udawać widmo w lesie i straszyć małe elfiątka. Szybko wykąpałam się, doprowadzając do porządku i zgodnie z zaleceniem ojca, spaliłam ubranie.
Usłyszałam pukanie do drzwi i głos ojca, który nalegał, aby go wpuścić jednak to zignorowałam. Nie mam zamiaru teraz z nikim rozmawiać. Usiadłam w oknie i pogłaskałam kruka, który teraz przyleciał z jednego z drzew do mojego pokoju. Po co nam jest książę? Stąd się tego nie dowiem, a nie wpuszczą mnie do lochów. Westchnęłam ciężko, po czym spojrzałam na ptaka. A może on mógłby być moimi uszami? Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i poklepałam ptaszysko po łebku.
-Znajdź dogodne miejsce w lochach i słuchaj rozmów strażników - powiedziałam ze spokojem, a po chwili dodałam jeszcze coś, co zaczęło mnie interesować. -Dowiedz się też w jaki sposób traktują jeńców.
Ptak pokiwał głową i wyleciał przez okno kracząc donośnie. To teraz pozostaje mi tylko czekać... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:20, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Szczerze powiedziawszy to chyba powonieniem się czuć zaszczycony – nie dosyć, że mnie leczą to jeszcze na dodatek się o mnie kłócą. I co ciekawe nie jest to bankiet urządzony przez mego ojca, by znaleźć mi żonę, a więzienie. Ignorując więc fakt, iż nadal byłem jeńcem Asgallów postanowiłem dowiedzieć się trochę o ich rodzie i z wielkim zainteresowaniem zacząłem przysłuchiwać się ich bardzo twórczej rozmowie, która niestety została przerwana przez pojawienie się samego króla. No to jest dopiero zaszczyt – byłem jeńcem zaledwie od około doby, może dwóch, a już odwiedził mnie sam król. I dopiero kiedy ten zaczął rozmawiać z uzdrowicielką zrozumiałem, iż nie jest ona pierwszą lepszą elfką, a samą księżniczką Ceaną. Nie było jednak chyba nic dziwnego z faktu, że jej nie poznałem, gdyż opisywana mi zawsze była jako piękna niewiasta ubrana w najlepsze suknie, a jej włosami miało zajmować się aż dwanaście służących. Osoba, którą miałem w tamtej chwili przed sobą była prawie, że zupełnym przeciwieństwem tego opisu. Choć nadal niezwykle ładna, księżniczka Ceana w zaplamionej sukni i potarganych włosach zupełnie nie wyglądała jak córka króla Asgallów. A mimo to nią była i właśnie z tego powodu cieszyłem się w duchu, iż powstrzymałem się przed napluciem jej w twarz, bo z pewnością bym za to zginął. A przecież chociaż w minimalnym stopniu zależało mi na tym aby pozostać przy życiu, bo bez tego na pewno nie wydostałbym się z więzienia.
Kiedy tylko posłuchawszy rozkazu ojca, księżniczka Ceana opuściła lochy, król zwrócił się do strażników, aby dać im dosyć poważną reprymendę. Chyba ponad dziesięć minut tłumaczył im co będzie im grozić jeśli jeszcze raz zrobią krzywdę jakiemuś jeńcowi w obecności księżniczki, chociaż nie mogę mieć do tego pewności, bo czas w lochu płynie zupełnie inaczej niż na zewnątrz i za jedyny przyrząd do jego odmierzania służyły mi spadające miarowo tuż pod moje nogi z sufitu krople nieświeżej wody, której z jakiegoś powodu było pełno w tych lochach. Kiedy król skończył w końcu skarcić strażników, obok mojej lewej stopy znajdowała się już spora kałuża, a ja nie mając nic lepszego do roboty, cały czas się powiększa i wpada w kolejne zagłębienia znajdujące się pomiędzy kamiennymi płytami.
- No dobrze to czas przejść do sprawy naszego jeńca – rzekł król odwracając się w moją stronę. Przez kilka następnych minut przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem, by w końcu uśmiechnąć się pod nosem. – Myślałem, że jesteś wyższy – rzekł nadal jakby nie wierząc w to, ze faktycznie udało mu się pojmać syna jednego z jego największych wrogów.
- A ja sądziłem, że wasza wysokość ma trzy metry wzrostu i strzela błyskawicami z oczu. No cóż, jak widać niektóre plotki mijają się z prawdą – rzuciłem i uśmiechnąłem się wrednie.
- Nie szydź i nie żartuj ze mnie młodzieńcze dobrze ci radzę! Teraz tylko ode mnie zależy twój los, a jeśli bardzo mnie zdenerwujesz to zbyt długo nie pożyjesz! – zagrzmiał król, a odpowiednia akustyka lochu sprawiła, że jego głos odbił się echem od pobliskich ścian. Osobiście nie miałem wątpliwości co do tego, że mówił prawdę, w końcu to on był tu królem i w zasadzie mógł wszystko. I jedną z tych rzeczy było do reszty pozbawienie mnie godności lub życia, a mimo to wyglądało na to, ze wciąż nie zdecydował się jeszcze co ze mną zrobi. Wyraźnie byłem zbyt ważnym jeńcem by od tak pozbawić mnie życia lub wysłać na tortury.
- Jeszcze nie zdecydowałem się co z tobą zrobię, więc jeśli życie ci miłe, módl się do Pradawnych Bogów o łaskę… O ile w ogóle twe barbarzyńskie plemię w nich wierzy – rzekł potwierdzając me przypuszczenia, po czym zaczął chodzić w te i z powrotem po klatce. - Póki nie podejmę tej decyzji spędzisz czas w naszym lochu i być może kilka razy przywitasz się z naszą salą i maszynami tortur. W końcu pewnie jako syn władcy wiesz jak ważne potrafią być na wojnie wszelkie informacje – mówił wyraźnie spokojnym głosem król stawiając kolejne kroki po mokrej od wody posadzce. – Nie będziesz jednak musiał czekać na podjęcie przeze mnie decyzji, zbyt długo. Sądzę, że kilka następnych dni, a może i godzin przesądzi o twoim losie, więc dobrze ci radzę abyś z nami współpracował – kontynuował.
- Prędzej sczeznę, niż powiem wam cokolwiek – rzuciłem i chciałem splunąć królowi prosto pod nogi, jednak uświadomiłem sobie, że od dawna nic nie piłem i nie mam przez to czym pluć.
- W takim razie nasi strażnicy chętnie pokażą ci jak Asgallowie traktują jeńców wojennych – stwierdził od niechcenia król, po czym wyszedł z celi zostawiając mnie na łasce dwójki wyraźnie uradowanych tym faktem strażników.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 21:57, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:26, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Na następny dzień miał odbyć się bal, stąd też już o świcie w mojej komnacie pojawiły się dwie służki, aby zająć się moimi przygotowaniami. Przez to wszystko nie mogłam porozmawiać z tym, czego dowiedział się kruk, ponieważ ciągle był przeganiany z okna przez elfki. A prawda jest taka, że gdybym zwróciła im na to uwagę, to prawdopodobnie doniosłyby królowi na temat moich tajemnych pogawędek z ptakami. Nie wszystkie zwierzęta były rozmowne, ale wiele elfów potrafiło się z nimi dogadać. Ja miałam szczęście do kruków, już jak miałam dziesięć lat, przekonałam się, że rozumiem, co mają mi do powiedzenia, mimo że nie wypowiadają słów.
-Panienka zapewne jest szczęśliwa, pozna dzisiaj swojego narzeczonego - powiedziała kobieta rozkładając czarną suknię z gorsetem na moim łóżku. -To prezent od panienki ojca, powiedział, że przeprasza za wczoraj, o cokolwiek miałoby chodzić...
Skinęłam głową, przyglądając się sukni z pokaźnym dekoltem i delikatnymi złotymi wstawkami. Była faktycznie piękna, ale jakoś nie przekonywało mnie to do tego, aby przestać się złościć za wczorajsze wydarzenia. Jedna ze służących zaczęła sznurować gorset, zdecydowanie utrudniając mi oddychanie. Nigdy tego nie zrozumiem, w tym się nie da normalnie funkcjonować! Ubrałam buty, starając się normalnie oddychać, choć zadanie to miałam utrudnione. Chyba będę musiała sobie pomóc zaklęciem, bo poluzowanie wiązania zdaniem służących pewnie nie wchodzi w grę.
Rozsiadłam się na krześle i zamknęłam oczy, kiedy jedna z elfek zajęła się moimi włosami, a druga lekkim makijażem. Nie dawały mi mnóstwa mazideł na twarz od momentu w którym zaprotestowałam i zamknęłam się w pokoju przed bardzo ważnym balem, co przysporzyło im oraz mojemu ojcu niemałych kłopotów. Nie chcąc tego powtórzyć zostawały przy delikatnie zarysowanych oczach i podkreślonych ustach. Kiedy w końcu dowiedziałam się, że skończyły, minęło pół godziny mojej drzemki, bo prawda była taka, że w tym czasie i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Teraz też przekonałam się, że moje włosy są po prostu rozczesane tak, że wyglądały na dwa razy bardziej puszyste niż w rzeczywistości są. Założyłam srebrny diadem, wyłożony fioletowymi kamieniami i długi, dopasowany wisior. Skropiono mnie jakimiś słodkimi perfumami, a potem niemal siłą skierowano w stronę wyjścia. Posłałam smutne spojrzenie krukowi, który siedział rozczarowany na parapecie.
*
Bal mijał spokojnie, poznałam mojego "wspaniałego" narzeczonego, który był dowódcą jednego z batalionu ojca, biorących udział w ostatniej bitwie. Był postawnym elfem, o długich, blond włosach, ostrych rysach i brązowych, ciepłych oczach. I chociaż wydawał się być miły, już po pierwszych słowach wiedziałam, że może mieć siłę, ale jest idiotą jak większość żołnierzy. Widać mimo swoich stu pięćdziesięciu lat życia nie skupił się na poszerzaniu inteligencji, a jedynie powiększaniu siły. Dlatego też rozmowa z nim była nudna jak flaki z olejem, ale mimo to musiałam udawać, że wszystko jest świetnie ładnie i w ogóle wspaniale do momentu w którym mogłam się wyrwać po kryjomu do ogrodu, gdyż mój przyszły małżonek, zaczął rozmowę na temat wojska, co "nie jest tematem dla dam, a już tym bardziej tak ładnych". Powstrzymałam się od uszczypliwego komentarza i odnalazłam kruka, który siedział cierpliwie na gałęzi drzewa. Usadowił się na moim przedramieniu i spojrzał na mnie jakby ponuro.
-Mów wszystko, czego się dowiedziałeś - rozkazałam, a ten przez moment milczał, jednak w końcu rozpoczął historię, którą przesyłał mi obrazami. Widziałam, czułam to co on. To nie było słuchanie opowieści, ani też jej oglądanie. To coś na wzór doznań, dzięki którym i tak dało się ze sobą porozumieć. Kiedy zakończył, zacisnęłam dłonie w pięści. A więc kłamstwo... Uraczono mnie słodką bajką, że jesteśmy bardziej pokojowi niżby się zdawało. Czyli stąd mogłam nocami odczuwać ból? Ponieważ kogoś akurat torturowano? Nie mogę tego tak zostawić. Z tego, co powiedziało zwierzę jest źle, a oni nie chcą go martwego. Tyle zdążyłam póki co zrozumieć.
-Będziesz mi potrzebny - powiedziałam cicho, kierując się w stronę lochów. Muszę zobaczyć to wszystko na własne oczy. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:22, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Nie musiałem długo czekać aż do moich strażników dołączyli kolejni wyposażeni nawet dla ochrony w jednego, zapewne dosyć silnego maga. Całe to zgromadzenie ostrożnie weszło do mojej celi, by następnie wyciągnąć miecze, włócznie, tarcze i różne inne rodzaje broni białych. Tak wyposażeni otoczyli mnie, po czym zbliżył się do mnie mag, który położył mi swą rękę na głowie i chociaż ze wszystkich sił próbowałem mu się wyrwać – pozbawił mnie przytomności.
Kiedy się ocknąłem nie znajdowałem się już w mojej celi lecz w jakiejś ogromnej, kamiennej sali, która najprawdopodobniej była wspomnianą przez króla salą tortur, gdyż wśród wiszących na ścianach „ozdób” od razu rozpoznałem kilka narzędzi stworzonych tylko i wyłącznie do tego, by zadawać niewyobrażalny ból. Od razu również odkryłem, że jestem obnażony od pasa w górę, zaś moje ręce przyczepione są grubymi metalowymi kajdanami i łańcuchami do sufitu, a nogi w podobny sposób do podłogi. Miało to zapewne na celu podtrzymanie mnie w pozycji względnie pionowej gdybym przypadkiem opadł z sił.
Obok mnie stał pewien młody, ciemnowłosy elf przyglądający się z bliska trzymanemu w ręce metalowemu drągowi o ostrych, pokrytych szpikulcami krawędziach, zaś kawałek dalej stało kilkoro kolejnych katów wśród, których od razu rozpoznałem dwójkę już mi znanych strażników. Nie musiałem długo czekać, by moje pełne bólu chwile się rozpoczęły, gdyż już po chwili jeden ze strażników dostrzegł, iż się ocknąłem podszedł do mnie i złapał mą brodę w silny i dosyć bolesny uścisk.
- No proszę nasz śpiący księżunio się obudził ? To jak nasze słoneczko zechce mówić, czy będziemy musieli dać mu karę, by zaczęło ? – spytał aż ociekającym od jadu głosem, a ja wyszarpnąłem głowę i rzuciłem się na niego z zamiarem uderzenia go czołem w nos. Niestety byłem związany, a strażnik był na tyle ostrożnym elfem by w porę zrobić unik przed moim atakiem, po czym odwinąć się i przyłożyć mi z całej siły z pięści w twarz. Od razu poczułem w ustach znajomy mi już smak krwi i odruchowo przejechałem językiem po prawym policzku i zębach sprawdzając obrażenia. Na szczęście wszystkie były całe, chociaż byłem pewien, że cios strażnika zostawi mi na twarzy ślad w postaci pięknego i dużego sińca.
- W takim razie się zabawimy – rzekł strażnik i ponownie mnie uderzył, tym razem w brzuch. Potem były kolejne pytania i kolejne ciosy i kopniaki wymierzone mi chyba w każdą możliwą część ciała, a gdy strażnicy doszli do wniosku, że samo bicie mnie nie podziała – do „gry” weszły specjalne narzędzia. Zaczęło się od wspomnianego już wcześniej metalowego drąga, który zadawał mi rany szarpane i chwilami wręcz odrywał kawałki skóry od mego ciała. A kiedy drąg strażnikom się w końcu nudził, został odłożony na swe miejsce na ścianie, zaś moje spodnie były całe w strzępach. Z moim ciałem nie było lepiej, na posadzkę wręcz strumieniami spływała szkarłatna ciecz i chociaż trudno było mi już utrzymać na nogach, nadal nie miałem zamiaru się poddawać. Cały czas korzystałem z każdej możliwej okazji, by chociażby spróbować się wyrwać strażnikom, kalecząc coraz to bardziej swe nadgarstki. I wtedy właśnie nadeszła pora na przypalanie gorącym żelazem i nawet jeśli nie chciałem dać strażnikom tej satysfakcji – już przy trzecim dotknięciu palącego jak ognie piekielne metalu zacząłem krzyczeć. Jednak sala tortur była tak umiejscowiona, by nikt nie mógł usłyszeć krzyków więźniów. A potem były kolejne pytania i kolejne sprzęty, z których jedyne co pamiętam to palący, promieniujący ból w całym moim ciele i moje własne krzyki odbijające się echem w mym umyśle. Wiem tylko, że podczas, którejś z zabaw strażników ku swemu szczęściu straciłem przytomność, a gdy w końcu się obudziłem byłem z powrotem w swojej celi – tak samo zakuty w kajdany jak ostatnim razem. Na szczęście nigdzie nie dostrzegłem sylwetki żadnego ze strażników, którzy najwyraźniej uznali, iż chwilowo dalsze tortury doprowadzą do mojej śmierci, a nie do zdobycia jakichkolwiek informacji.
Cale moje ciało promieniowało z bólu i nie było na nim ani jednego miejsca niepokrytego choć trochę szkarłatną, zastygłą cieczą. Mimo wszystko jednak od razu domyśliłem się, że ich mag musiał uleczyć mi przynajmniej jedną ranę bym w ogóle przeżył, jednak nie miał zamiaru się zbytnio wysilać i zrobił tylko tyle aby utrzymać mnie przy życiu chociaż do następnej wizyty w sali tortur.
byłem zbyt obolały żeby w ogóle myśleć o ucieczce lub czymkolwiek innym,. Nie miałem pojęcia ile godzin, czy też dni minęło od czasu gdy strażnicy przynieśli mnie tu z powrotem i szczerze powiedziawszy w ogóle mnie to nie obchodziło. Jedynym o czym w tamtej chwili marzyłem, było to by ktoś się nade mną zlitował i mnie dobił. Ale doskonale wiedziałem, że jest to niemożliwe…
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 21:58, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:10, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Kiedy znalazłam się przy wejściu do lochów wzięłam głęboki wdech. Muszę sobie z tym poradzić. Większość strażników obstawia bal, a więc stawiam, że jest ich tutaj niewielu. A przynajmniej w obecnej chwili. Muszę to jakoś sprytnie rozegrać. Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do środka, u podnóża schodów nikt nie stał, więc pewnie siedzieli w przeznaczonym dla siebie pomieszczeniu. Wskazałam krukowi, aby poleciał przodem i zrobił rozeznanie, gdy wrócił, dowiedziałam się, że moje przypuszczenia są słuszne i jest tylko ta dwójka. Zeszłam najciszej jak się dało, jednocześnie przytulając się do ściany do połowy schodów, gdzie zatrzymałam się i zaczęłam szeptać zaklęcie, które pokierowałam do pomieszczenia strażników. Po chwili kruk oznajmił mi, że zasnęli, a ja podciągając fałdy sukni, skierowałam się na dół. Weszłam do pokoiku i zabrałam jednemu ze strażników klucze, przyczepione do jego pasa.
Powoli ruszyłam w stronę celi księcia. Jeżeli ptak miał rację, to oznaczało, że jest bardzo źle. I prawdopodobnie się nie mylił, bo w momencie, gdy weszłam w odpowiedni korytarz poczułam promieniujący ból w niemal całym ciele. Podparłam się o ścianę, biorąc głęboki wdech. Kruk zaskrzeczał nieznośnie, a dźwięk ten poniósł się po całych podziemiach. Dobra, jest bardzo źle. Zrobiłam dziesięć wdechów i zrobiłam kolejny krok do przodu, podciągając suknię, aby jej nie zmoczyć. Potem będę mogła to załatwić prostym zaklęciem, ale i tak lepiej żeby nikt się nie domyślił. Kruk wleciał do jednej z cel i zaskrzeczał cicho, zapewne przyglądając się więźniowi.
Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami pojawiły mroczki. Świetnie, jest coraz gorzej... Ale muszę to zobaczyć. Muszę na własne oczy przekonać się o tym kłamstwie. Dwa metry przed celą, wzięłam się w garść i podeszłam do krat szybszym krokiem. Na wystającej cegle siedział kruk i przyglądał się zakrwawionemu Dorhianowi.
-O, Bogowie - jęknęłam, przykładając dłoń do ust. To na pewno nie skończy się zbyt dobrze, jest w opłakanym stanie. Sięgnęłam po klucz i otworzyłam celę. -A więc kłamali - powiedziałam bardziej sama do siebie, niż do mężczyzny, który przypominał teraz bardziej trupa. Ledwo oddychał i zapewne podtrzymywali go przy życiu zaklęciem. Takie okrucieństwo? I ja nawet o nim nie wiedziałam... Chciałabym, aby te wszystkie zdarzenia były złym snem, abym naprawdę tylko śniła. Nie wiem dlaczego zeszłam na dół, powinnam była zostać na balu z tym całym nudziarzem, ale mój upór jest większy. Tak z resztą też zawsze mi mówi Harmandiel, mój nauczyciel szermierki - oczywiście wszystko potajemnie.
Poczułam palący ból w momencie, gdy się do niego zbliżyłam. Niech to szlag... Że mój ojciec też na to pozwolił! Ciekawe ile osób w ten sposób załatwił? Ciekawe ile jeszcze przede mną ukrywa, ponieważ "wojna nie jest dla kobiet"? Co jeszcze zataił? Tyle lat chciał mnie "chronić", a tak naprawdę to wszystko były tylko kłamstwa? Ponownie zauważyłam mroczki przed oczami, jednak wzięłam głęboki wdech, próbując się doprowadzić do porządku.
Położyłam dłoń Dorhianowi na ramieniu, co spowodowało jeszcze większą falę cierpienia, po czym zaczęłam cicho, łamiącym się głosem mówić słowa zaklęcia niwelującego ból, co pomogło nie tylko jemu, ale też mi, a potem drugiego przyspieszającego leczenie się ran.
-Nie mogę cię wyleczyć, bo domyśliliby się, że coś jest na rzeczy. Ale sprawiłam, że rany będą się goić szybciej niż normalnie - powiedziałam cicho, cofając się o krok, a kruk wylądował na moim ramieniu. -Nie spodziewałam się, że w ten sposób się postępują. Nie wiedziałam tego. Przepraszam. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:52, 22 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Siedziałem w celi zużywając resztki energii na wykonanie kolejnych płytkich i niezwykle bolesnych oddechów. Raz po raz zamykałem popuchnięte powieki i starałem się zasnąć, by chociaż na chwilę zapomnieć o wszechogarniającym mnie bólu, jednak ten był zbyt silny by dać się tak łatwo pokonać. Miałem wrażenie, że każda moja próba udania się do krainy sennych marzeń, jest tak samo trudna jak ucieczka z tego więzienia. Kiedy na chwilę odzyskiwałem jasność umysłu, natychmiast zaczynałem przeklinać się w duchu za to, że w ogóle zechciałem brać udział w jakiejkolwiek wojnie. Byłem tak wykończony, że gdyby zjawił się w mej celi król Asgallów z pewnością błagałbym go o litość i skrócenie mych mąk poprzez śmierć i byłbym gotowy zapewne zapłacić za to każdą informacją o ile tylko w ogóle byłbym w stanie coś powiedzieć. Jednak wiedziałem też, że nie mogę się poddać niezależnie od tego jak bardzo będzie bolało, bo inaczej to samo co mnie w sali tortur spotka i wszystkie bliskie mi osoby. I prawdopodobnie tylko i wyłącznie ta właśnie świadomość nadal utrzymywała mnie przy życiu.
W końcu do moich uszu dotarł dźwięk czyiś cichy kroków, któremu z jakiegoś nieznanego mi powodu towarzyszyło pokrakiwanie kruka. Uznałem jednak, iż jestem tak wykończony, że moje skatowane umysł i ciało płatają mi figle i to co biorę za pokrakiwanie jest najprawdopodobniej dźwiękiem kolczug i broni tutejszych strażników. I gdyby moja twarz nie była aż tak obolała, z pewnością na samą myśl o dalszych torturach mimowolnie bym się skrzywił. Jednak nawet na to nie miałem siły. A kiedy drzwi mej celi się otworzyły zmusiłem się do otworzenia szerzej oczu i spojrzenia memu przyszłemu oprawcy prosto w twarz. Ku swemu zdziwieniu zamiast kilku wyraźnie rozradowanych mym stanem strażników lub samego króla, zobaczyłem odzianą w odpowiednie szaty do jej pozycji przerażoną księżniczkę Ceanę, co również uznałem za wytwór tylko i wyłącznie mojej wyobraźni lub jakiś magiczną sztuczkę – nową metodę wydobywania od skatowanych więźniów informacji. Słysząc jej cichy głos resztkami sił zmusiłem się do rzucenia jakiejś obelgi, lecz zamiast niej z mych ust wydobył się jedynie cichy jęk. A potem przed moimi oczami na chwilę pojawiły się mroczki i gdy zniknęły, towarzyszący mym raną ból nie był już tak przytłaczający. Nadal jednak był zdecydowanie większy niż bym chciał, a słysząc dalsze słowa elfki z mych ust mimowolnie wydobył się pełen pogardy śmiech. Naprawdę sądziła, że u nich więźniów traktuje się tak samo jak gości ? Podaje się im herbatkę i ciasto, a kiedy w końcu zmięknął przytłoczeni zbytnią gościnnością, zadaje się im odpowiednie pytania ? Cóż sądzę, że niektórzy i w ten sposób mogliby opisać tutejsze tortury lecz jako herbatki użyliby raczej słowa trucizna, lub ból, a gościnność wiązałaby się z dużo bardziej wymyślnymi rodzajami tortur niż te, które miałem okazję dotąd poznać.
- Jestem więźniem, ba synem waszego największego wroga. Naprawdę sądziłaś, że mogą mnie potraktować inaczej niż w ten sposób ? – spytałem patrząc dziewczynie prosto w oczy. – Ale to to jeszcze nic. Na ścianach waszej sali tortur widziałem dużo gorsze sprzęty niż te, które miałem okazję już poznać i sądzę, że te Twój ojciec ma ich jeszcze więcej – dodałem bardzo cicho, gdyż byłem zbyt słaby by mówić chociaż trochę głośniej, chociaż i tak byłem pod wrażeniem, że potrafię powiedzieć cokolwiek innego niż „proszę dobij mnie”. – Ale to chyba normalne sądzę, że u nas jeńców traktuje się tak samo, nawet jeśli nigdy dotąd nie widziałem tego na własne oczy. A teraz lepiej już idź, pewnie zaraz zaczną Cię szukać, a jeśli Cię tu znajdą to nie skończy się dobrze ani dla Ciebie, ani dla mnie. Niemniej dziękuję za Twoją litość, nawet jeśli te słowa bardzo ciężko przechodzą przez moje gardło – rzuciłem jeszcze i wypowiadając ostanie zdania wcale nie kłamałem. Naprawdę byłem pewien, że obecność księżniczki w mej celi zupełnie nam obojgu nie pomoże, a jedynie zaszkodzi, a i podziękowanie komuś z rodu Asgallów, zwłaszcza po tym co mi zrobili strażnicy, było niesamowicie trudną rzeczą. Jednak byłem wdzięczny elfce za to, ze mi pomogła, nawet jeśli było mi strasznie trudno się do tego przyznać. Zwłaszcza przed samym sobą.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pią 22:10, 22 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:56, 23 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Podparłam się o ścianę, próbując uspokoić oddech. Złagodziłam ból, ale nie pozbyłam się go całkowicie, co jednak i tak wiele mi dawało, ponieważ pozwalało mi na normalne kojarzenie i łączenie faktów. Mój ojciec wydawał rozkazy katowania więźniów, aby uzyskać od nich informacje posuwał się do takich okropieństw, a następnie jak gdyby nigdy nic bawił się na balu z szerokim uśmiechem. Poczułam się z tym źle. Już od samego początku miałam dość tego wieczoru, ale w obecnej chwili zrobiło mi się nawet gorzej. Miałam całkowitą pewność, że przez całe życie byłam wychowywana w kłamstwie. Przez prawie sto lat ukrywano przede mną prawdziwe oblicze tego królestwa. Ciekawe kiedy miałam się tego dowiedzieć? Czy w ogóle miałam kiedykolwiek poznać prawdę na ten temat? A może miało to pozostać w ukryciu, nawet, gdy z moim teoretycznym przyszłym mężem będziemy władać Asgallami? Wtedy to on udawałby, że nic się nie dzieje. O ile wcześniej byłam zła, tak teraz czułam się zdradzona - i to bardzo.
-Uwierz mi, że znałam go jako innego człowieka - powiedziałam cicho.
A więc taki naprawdę jest mój ojciec? Okrutny? Możliwe, że nie powinnam ufać wrogowi, ale patrząc na to z perspektywy jak wygląda mam przed sobą ledwo żywy dowód! W tym układzie nie mogę na to spojrzeć inaczej niż przyjąć do wiadomości. Kruk zakrakał, przyglądając mi się uważnie. Zapewne wyczuwał, że nie czuję się najlepiej. Pogłaskałam ptaszysko po głowie z łagodnym uśmiechem. Spoważniałam, przenosząc spojrzenie na mężczyznę.
-To nie litość. Mam silniejsze poczucie empatii niż inni, z tą różnicą, że moja empatia ma w sobie spore ziarno samolubstwa - powiedziałam ze spokojem.
W sumie taka byłą prawda. Ze względu na mój przeklęty dar miałam większy poziom empatii niż inni, ponieważ doskonale odczuwałam ich ból. A fakt, że chciałam im pomóc wiązał się nie tylko z "dobrocią serca", ale tym, że im krócej cierpieli oni, tym szybciej bólu pozbywałam się i ja. Skinęłam głową, kierując się do wyjścia.
-Mam nadzieję, że przeżyjesz, Blardzie - dodałam, przekręcając klucz, po czym skierowałam się w stronę strażników.
*
-Gdzie byłaś? - spytał mnie ojciec, gdy w końcu wróciłam na salę balową w oczyszczonej zaklęciem sukni, z ciążącym uczuciem zdrady na sercu. W sumie jakby na to nie patrzeć, to ja zdradziłam Asgallów, lecząc Blarda, ale teraz jakoś średnio mnie to obchodziło.
-Źle się poczułam, więc poszłam się przewietrzyć.
Mężczyzna pokiwał głową, a ja postanowiłam chociaż udawać, że wszystko jest w porządku i skupiłam się na tym, co działo się dookoła mnie. Kilka godzin później goście się rozeszli, a ja wróciłam do swojego pokoju, mając nadzieję na szybki sen. </center>

Krótko, bo krótko, ale nie wiedziałam co już więcej dodać. Na następny dzień ma być posłaniec?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:38, 23 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>- Ja też mam taką nadzieję – rzuciłem kiedy księżniczka opuściła moją celę, a potem dźwięk jej oddalających się kroków rozległ się echem po całym więzieniu. Chociaż z pewnością bardzo mi pomogła to jednak nie uleczyła moich ran, a ból wywołany ich istnieniem, chociaż o wiele mniejszy, to wciąż utrudniał mi normalne funkcjonowanie. Mimo to zacząłem zastanawiać się nad prawdziwym motywem kierującym księżniczką Ceaną i im dłużej nad tym myślałem tym dostrzegałem dużo więcej łączących się ze sobą faktów, które powoli składałem ze sobą w jedną całość niczym kolejne kawałki skomplikowanej układanki. Jednak mimo wielu moich prób wciąż brakowało mi kilku ważnych informacji, bym mógł dojrzeć w nich jakiś przejrzysty „obraz”.
Gdy w końcu się poddałem, zauważyłem, że w mojej celi zrobiło się niezwykle zimno co natychmiast wywołało powodujące kolejne fale bólu dreszcze na całym moim ciele. I nie ważne jak bardzo chciałbym się chociaż trochę ogrzać, to nie pozwalał mi na to fakt, iż zostałem nie tylko związany i pozbawiony godności i sporej ilości skóry, ale także i mojej osłaniającej tors odzieży. Jakby tego było mało, miałem wrażenie, że z każdą mijającą minutą, która dłużyła mi się niczym godzina, w mojej celi robiło się coraz to zimniej i zimniej, aż w końcu doszedłem do wniosku, iż musi być co najmniej środek nocy. Nadal dygocząc z zimna i krzywiąc się z bólu postanowiłem chociaż na chwilę się zdrzemnąć, gdyż moja intuicja podpowiadała mi, że ledwo nastanie świt, a ja ponownie znajde się w sali tortur. I chociaż wymagało to ode mnie niezwykle dużo skupienia, by chociaż przez chwilę nie myśleć o tym jak nadal potwornie mnie wszystko boli, to po dłuższym czasie zapadłem w płytki, lecz niezwykle kojący sen.

<center>***</center>

Obudził mnie solidny kopniak w brzuch, który jak się okazało otrzymałem od jednego z już znanych mi strażników. Swoją drogą tego, który postanowił ukarać mnie za nieodpowiedzenie na pytanie księżniczki. Pytanie, którego w ogóle nie usłyszałem.
Kiedy tylko przestało mi dzwonić w uszach, a moja głowa zaczęła pulsować pod wpływem kolejnej fali bólu, strażnik uśmiechnął się wrednie i wyjąwszy z kieszeni klucz, zdjął przytwierdzający mnie do ściany celi. Oczywiście na wszelki wypadek nie pozbawił mnie kajdan krępujące me nadgarstki i nogi.
Następnie strażnik mocnym szarpnięciem, wbijając swe palce w me prawe ramie i kalecząc już i tak mocno uszkodzoną skórę do krwi, postawił mnie na równe nogi, po czym zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Odruchowo syknąłem z bólu czując jak mój każdy mięsień zaczyna wręcz palić pod wpływem każdego kolejnego ruchu, do którego byłem zmuszony przez strażnika. Wokół nas szło kilka innych elfów dzierżących w swych rękach różnego rodzaju bronie, mające mnie najwyraźniej powstrzymać w przypadku próby ucieczki, choć miny strażników zdradzały, iż robią to oni tylko na pokaz i doskonale wiedzą, że jestem chwilowo zbyt słaby, by w ogóle próbować. I ku memu niezadowoleniu – mieli absolutną rację. Miałem ogromny problem iść w ogóle o własnych siłach, więc trzymający mnie w swym żelaznym uścisku strażnik musiał cały czas mnie podtrzymywać, bym nie upadł, chociaż wyraźnie miał wielką ochotę pozwolić mi to zrobić przynajmniej raz i to w największą możliwą kałużę. Jednak jego rozkazy musiały mu jasno tego zabraniać, ponieważ pomimo swej ogromnej, bijącej wręcz od niego ochoty, ani razu mnie nie puścił. Zamiast tego nadal ciągnął mnie długim i dosyć ciasnym, kamiennym i zatęchłym korytarzem, który w końcu zakończył się starymi, podgniłymi, grubymi i wzmacnianymi metalem drzwiami. Ku mojemu zdziwieniu te otworzyły się w momencie, gdy tylko strażnik postawił mnie przed nimi, odsłaniając mi przed oczami część Sali tortur, której jeszcze nie poznałem. Stało w niej wiele dziwnych i przerażających maszyn, pokrytych dosyć sporą warstwą starej i już zaschniętej, brunatnej substancji, którą już po chwili zidentyfikowałem jako krew. Od razu domyśliłem się, że stojące przede mną konstrukcje zostały specjalnie tak stworzone, by zadawać jak najmniejszy ból, nie zmuszając strażników Asgallów do zbyt dużego wysiłku.
- No to teraz się zacznie – pomyślałem, a strażnik pociągnął mnie w kierunku jednej z tajemniczych konstrukcji.
</center>

Następnego (czyli tego, który zaczęłam w drugiej części mojego postu) lub jeszcze następnego Smile; Wybór pozostawiam Tobie, bo mnie wszystko jedno ^^



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Nie 11:36, 28 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:35, 25 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

W przeciągu następnych dwóch dni nie miałam okazji, aby zajrzeć do lochów i dowiedzieć się co z księciem Blardów, jednak sądząc po ilości strażników, która się tam kręciła mogłam wywnioskować jedno - żyje. Dlatego przez ten czas starałam się wyzbyć złości, która nagromadziła się we mnie po tym, czego dowiedziałam się na temat mojego rodu. Nie spodziewałam się, że Asgallowie są aż tacy okrutni, stąd też byłam zła sama na siebie. Za ślepotę i łatwowierność spowodowaną - jawnym - przetrzymywaniem na terenie królestwa. Potajemna nauka szermierki musiała się zakończyć po niecałej godzinie, kiedy to mój nauczyciel został wezwany na jakieś spotkanie na sali tronowej, zapewne miało to związek z posłańcem, którego widziałam dzisiaj rano z okna sypialni. Nie przejęłam się tym jednak, ponieważ ostatnimi czasy wydawało się, że przez trakt przewijają się ich tysiące. Nie spodziewałam się, że tym razem będzie to coś bardziej znaczącego niż mogłoby się z początku wydawać.
Rzutka wbiła się w sam środek obrazu zawieszonego na ścianie, który przedstawiał ogrody dookoła naszego pałacu. Już miałam rzucić kolejną, ku radosnemu skrzekowi kruka, gdy ktoś zapukał do mojego pokoju, nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, gdy do środka wszedł mój ojciec z poważną, ale też zmartwioną miną. Odwróciłam od niego wzrok i tym razem trafiłam w głowę nimfy wodnej, która siedziała na brzegu małego jeziorka.
-Ceano... - zaczął niemrawym tonem, jakby oczekując na moje pozwolenie. Posłałam mu jedynie puste spojrzenie, a potem trafiłam już ostatnią rzutką w sójkę przelatującą nad nimfą.
Przyglądałam się swojemu dziełu, jednak nie czułam jakiejś radości z faktu, że potrafiłam zaatakować obraz rzutkami. Wyciągnęłam je z płótna, po czym ponownie stanęłam w odpowiedniej odległości i zaczęłam mierzyć w czubek sosny.
-Wczoraj przybył do nas posłaniec. Powiedział, że dwie wioski, jedna nasza, druga Blardów, zostały zrównane z powierzchnią ziemi - wyjaśnił ze spokojem, a moja dłoń zamarła w powietrzu zanim zdążyłam wypuścić rzutkę. Odwróciłam się w stronę ojca, przyglądając mu się z uwagą. Zrównane z ziemią? Kto mógłby czegoś dokonać? I dlaczego atakował wszystkie elfy? Normalnie takie zdarzenia tyczyły się tylko jednego z rodów.
-Jak? - spytałam cicho, z niedowierzaniem, wpatrując się w ojca, który teraz wyglądał na starszego o dwieście lat.
-Nie wiemy z czym mamy do czynienia, jednak podejrzenie jest takie, że ludzie w jakiś sposób posiedli magię, która nieodpowiednio użyta jest od nas silniejsza.
Jeżeli wcześniej zrobiłam wielkie oczy, tak teraz zapewne wychodziły mi z orbit. Silniejsza od elfów? Przecież nasza magia jest najpotężniejsza? A więc w jaki sposób ludzie mogli posiąść nasze zdolności? Przecież to całkowicie niemożliwe! Ktoś, kto był w stanie zrównać z ziemią nasze wioski może dokonać o wiele większych rzeczy...
-Nasze potyczki z Blardami to była dziecinna zabawa, w porównaniu z tym, co nas teraz czeka. Mam wrażenie, że smak prawdziwej wojny poznamy w najbliższym czasie - kontynuował ze spokojem.
-A więc co mi do tego? Przecież "kobiety i wojna do siebie nie pasują", prawda? - burknęłam, łamiąc rzutkę na pół, pod wpływem zdenerwowania.
-Zawarliśmy... Ekhm... Tymczasowy sojusz z Blardami.
Sojusz? Usiadłam na krawędzi łóżka, wpatrując się w ojca z niedowierzaniem. Po tysiącach lat bitem zawarliśmy sojusz z Blardami? Sojusz? Bez wojny? Stoimy ramię w ramię na przeciw ogromnego zagrożenia? Czy jesteśmy w stanie? Przecież tyle lat walczyliśmy ze sobą, tępiliśmy się nawzajem, próbując zdobyć dominację w Andorze. A teraz mamy nagle współpracować... Poczułam jak coś ściska mnie w okół serca. To się nie uda. Są szanse na powodzenie, ale znając te dwa rody nie dogadamy się. Prędzej pozabijamy się, niż zaczniemy działać razem.
-Jutro przybywa do nas król Blardów. I dlatego... Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale... Musisz doprowadzić jego syna do porządku. Wytłumaczyliśmy mu to i przenieśliśmy go do wieży leczniczej. Nie chcemy w to mieszać innych uzdrowicieli, którzy mogliby rozpowiedzieć dookoła, co widzieli.
Ach, więc tak to działa. Wykorzystuje moje umiejętności, aby żaden inny uzdrowiciel nie widział rano Dorhiana. Świetnie. Łatwe wyjście z sytuacji. Myśli, że prędzej ubłaga mnie, niż kogokolwiek innego na tym świcie. Prychnęłam pod nosem, podnosząc się z łóżka, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę skrzydła uzdrowicieli. Mogę się nim zająć, ale nie robię tego dla ojca, robię to dla ogólnego pokoju. Nie mam zamiaru być na usługi kogoś, kto od stu lat mnie okłamywał. Zapewne znalazłby genialne wyjaśnienie tej sytuacji, coś a la "dla twojego dobra". Tak, to byłoby do niego podobne.
Zagryzłam dolną wargę. A więc będzie wojna? Wielka wojna z prawdziwego zdarzenia... Taka, w której nie ma bitew na pustym polu z których elfy wracają żywe. To będzie rzeź... Żadnych pertraktacji, od razu walka na śmierć i życie. I zapewne nie da się już tego powstrzymać... </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Sofja
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 21 Sie 2014
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:38, 25 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>

<center>Kiedy już zacząłem myśleć, ze każdy mój dzień u Asgallów będzie wyglądać zupełnie tak samo, coś musiało się zmienić. Ci sami, co dzień torturujący mnie strażnicy zamiast do Sali tortur, zaprowadzi mnie do jakiejś prowizorycznej łazienki, czyli małego pomieszczenia w środku, którego stała niewielka wanna z letnią wodą, a następnie zdjąwszy mi kajdany nakazali mi się umyć. I chociaż byłem niezwykle słaby i wycieńczony, to adrenalina, która wypełniła całe moje ciało, gdy krępujące dotąd me ruchy kajdany upadły na ziemię, dała mi tyle energii, że postanowiłem spróbować wyrwać się strażnikom i uciec. Nie skończyło się to dobrze, bo gdy tylko z całej siły szarpnąłem lewą ręką wyswobadzając swe ramię z żelaznego uścisku strażnika, otrzymałem potężny cios w dolną szczękę, który skończył się pozbawieniem mnie jednego z dolnych zębów. I swoją drogą powiększając w ten sposób moją kolekcję ubytków do trzech sztuk, z czego pozostałe były efektem ostatnich tortur. Następnie oberwałem jeszcze kolanem w buch, a gdy upadłem na ziemię i prosto pod nogi jednego ze strażników wyplułem dotąd pałętający się luzem w mej buzi, przedni ząb, strażnicy spojrzeli po sobie z lekkim przerażeniem w oczach i czym prędzej podnieśli mnie do pozycji stojącej, by następnie siłą zmusić mnie do tego bym się umył, w czym z resztą musieli mi pomóc z powodu mego koszmarnego stanu, jeszcze dodatkowo pogorszonego przez ostatnie ciosy. Prawdę powiedziawszy tę kąpiel można by też częściowo porównać do tortur, gdyż zastosowana do oczyszczenia mojej skóry gąbka, była tak twarda i ostra, że dosłownie zrywała z mego ciała strupy i ponownie otwierała zadane mi w tym więzieniu rany, czasami też na już lekko uszkodzonej skórze tworząc kolejne. Mimo to nie narzekałem, gdyż zdecydowanie wolałem nawet tego typu kąpiel od kolejnego spotkania ze stołem do rozciągania czy też jakimkolwiek innym narzędziem lub maszyną z sali tortur.
Kiedy tylko wierzchnia warstwa brudy i zaschniętej krwi została już usunięta z mego ciała, strażnicy wręczyli mi nowe i nie poszarpane, choć odrobinę za małe odzienie z niezwykle gryzącego materiału i nakazali się ubrać.
Gdy już częściowo skutki licznych tortur zostały ukryte pod grubymi warstwami materiału, strażnicy ponownie zakuli mnie w kajdany i związawszy mi oczy, przetransportowali jakimiś tunelami i bocznymi uliczkami do czegoś co nazwali wierzą lecznicą. Nie miałem pojęcia, dlaczego to robią, lecz gdy tylko posadzili mnie na zimnej posadzce i rozwiązali mi oczy z zaskoczeniem ujrzałem przed sobą rękę, która zamiast mnie uderzyć podała mi do ust kawałek rozmiękczonego w rozcieńczonym winie chleba. I chociaż z powodu obolałej szczęki gryzienie sprawiało mi ogromny ból, to nawet tej kiepskiej jak dla księcia jakości pokarm smakował mi tak bardzo jak najlepsze z dań podawanych na mym dworze. Gdy tylko zjadłem przeznaczona mi porcję, jeden ze strażników napoił mnie rozcieńczonym wodą, czerwonym winem, po czym zabrał się za wyjaśnianie mi mej obecnej sytuacji.
Jak się okazało w jakiś zupełnie nieznany naszym uczonym sposób, ludziom udało się osiągnąć siłę i moc potrzebną do zrównania z ziemią dwóch elfich wiosek – jednej należących do mego rodu, a drugiej należącej do rodu mych oprawców. Aby być w stanie stanąć naprzeciw tej nieznanej nam dotąd potędze, nasze dotąd skłócone rody musiały połączyć siły i ogłosić chwilowy rozejm, a tego nie dało się osiągnąć bez wsparcia mego ojca, który miał przybyć do zamków Asgallów już następnego dnia. I jak dobrze król rodu mych dotychczasowych wrogów sądził, mój ojciec nie byłby w stanie podpisać rozejmu z kimś kto do takiego stanu doprowadził mu syna, dlatego też dla dobra sprawy miałem zostać w tajemnicy przed wszystkimi wyleczony i nakłamać memu ojcu na temat jego jak dotąd byłem tu traktowany. Usłyszawszy te słowa wyśmiałem przekazującego mi wieści strażnika, który zupełnie nie przejął się moją reakcją i najwyraźniej uznawszy iż przekazał mi wszystko co powinien skierował się w stronę stojącej w kącie pomieszczenia ławy, gdzie siedział w milczeniu aż do czasu przybycia medyka, który swoją drogą okazał się być samą księżniczką Ceaną.
- Witaj Pani – powiedział strażników, po czym spojrzał znacząco w moim kierunku.
- O jak widzę naprawdę liczycie na to, że mój ojciec o niczym się nie dowie. Naiwni – rzuciłem i wyszczerzyłem me zęby w szerokim uśmiechu, tak by nawet z dużej odległości księżniczka mogła zobaczyć ubytki. – Ładne prawda ? Aż chyba je sobie zachowam na pamiątkę… – dodałem nadal się szczerząc.
</center>



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sofja dnia Pon 16:28, 12 Wrz 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Salivia
OTAKU
OTAKU



Dołączył: 19 Sie 2014
Posty: 583
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:31, 25 Sie 2014    Temat postu:
 
<center>Ceana Asgall

Weszłam do komnaty, przyglądając się sponiewieranemu mężczyźnie i niemal nie syknęłam. Co prawda jeszcze zanim otworzyłam drzwi czułam jego ból, ale teraz, gdy nie dzieliła nas żadna ściana uczucie to było jeszcze gorsze. Zignorowałam witającego mnie strażnika i podparłam się o jedną z szafek, starając się dyskretnie uspokoić oddech. Nie mogę pokazywać słabości. To się mija z celem. Spojrzałam na Dorhiana, który był w opłakanym stanie i zagryzłam dolną wargę.
-Ubytki da się naprawić prostym zaklęciem - powiedziałam ze spokojem, przyglądając się jego uzębieniu. -Jeżeli chodzi o kwestię wizualną, to będziesz wyglądać jak nowy. O psychikę dbaj sam, a to co powiesz swojemu ojcu nie jest moim interesem.
Wyciągnęłam z szafki kilka ziół, które zalałam wodą, gotującą się nad kominkiem i podałam Dorhianowi, starając się iść prosto. Był to lek przeciwbólowy, który pozwoli mu też uspokoić nerwy. Uklękłam przed nim na ziemi, przyglądając mu się uważnie, czując jak jego ból niemal mnie paraliżuje. Niestety na swoje nieszczęście musiałam się skupić na tym, co dokładnie czuł, aby wiedzieć, co właściwie mam leczyć. Taki pech, na który niestety nic nie poradzę.
-Złamane żebra, krwotok wewnętrzny w jamie brzusznej, brak kilku zębów, złamane kości, poparzenia, rany cięte, liczne siniaki - powiedziałam, wpatrując się w jego szare oczy. -Nieźle go urządziliście - dodałam już, zwracając się do strażnika.
Przez moment jeszcze przyglądałam się elfowi z uwagą, nie wiedząc do końca w co mam włożyć ręce w pierwszej kolejności, jednak uznałam, że najlepiej będzie zacząć od samego środka i usunąć krwotoki wewnętrzne, potem kości i na koniec reperowanie skóry. Czeka nas długie popołudnie...
-Połóż się na plecach - poleciłam, a kiedy książę zrobił to, o co prosiłam zawiesiłam dłonie nad jego brzuchem, cicho szepcząc zaklęcie pod nosem. Wyglądało to tak, jakby przed moimi oczami wizualizowało się to, co znajduje się wewnątrz chłopaka i jak powoli się naprawia, zszywając i usuwając jakiekolwiek uszkodzenia. Niemal odetchnęłam z ulgą, kiedy poczułam, że ten palący ból opuszcza również mnie. Nie zmieniało to faktu, że był to dopiero początek. Następnie zajęłam się kościami i stawami, z którymi był już większy problem. Naprawianie tego typu rzeczy było trudne o tyle, że trzeba było poskładać do kupy to, co się rozleciało i wyrównać. Nie mogłam zlepić mu krzywo kości. A kiedy przyszło do malutkich kosteczek w nadgarstku i dłoni myślałam, że oszaleję. Składanie tego wymagało precyzji, o którą nigdy się nie posądzałam. Po tym odsunęłam się na moment, biorąc głęboki wdech. Leczenie zawsze zabierało dużo energii, a rzadko kiedy leczyłam kogoś w stu procentach. Normalnie powiększałam szanse na przeżycie do prawie stu procent, ale gojenie się ran zostawiałam samo sobie. Tutaj nie miałam czasu bawić się w coś takiego.
-Chyba już tak nie boli, co? - spytałam, jednak doskonale znałam odpowiedź na to pytanie sama po sobie. Nie czułam się już tak okropnie, jak jeszcze chwilę temu, chociaż teraz doszło zmęczenie. -Dobra, teraz obrażenia zewnętrzne - mruknęłam, chwytając go jedną ręką za dłoń, a drugą zawiesiłam nad palcami elfa, po czym zaczęłam szeptać zaklęcie, które promieniując od dłoni miało uzdrowić jego skórę. To było akurat najłatwiejsze i najpopularniejsze zaklęcie, jakiego używałam. Po niecałej godzinie żmudnego wypowiadania zaklęcia wyglądał na nietkniętego. Ani jednego zadrapania, żadnego siniaka. Nie odczuwał też bólu, co jeszcze bardziej upewniło mnie w tym, że wszystko zrobiłam dokładnie tak, jak trzeba. Ostatnie co mi zostało to stracone przez niego zęby. Samymi opuszkami palców dotknęłam jego ust, po czym zaczęłam szeptać zaklęcie, które mogło sprawiać trochę niewygody czy drobne swędzenie dziąseł, ale przynajmniej było skuteczne. Po chwili, gdy zęby były na swoim miejscu, cofnęłam dłoń, jeszcze raz przyglądając mu się uważnie.
-Wszystko gotowe, z tego co usłyszałam po drodze za chwilę przyjdzie służąca, która zaprowadzi cię do nowego pokoju. Tam też będą czekały ubrania i posiłek - wyjaśniłam ze spokojem, dalej siedząc na ziemi. Czułam, że serce wali mi w piersi młotem. Chyba trochę się przeciążyłam... Musieliśmy tutaj spędzić parę dobrych godzin zanim skończyłam jego leczenie. I nic dziwnego, że przez to wszystko się zmęczyłam. </center>



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Następny
Strona 1 z 12

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy