Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.rajdlawyobrazni.fora.pl
Miejsce dla każdego miłośnika pisania
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
The Door (Nadprzyrodzone, Romans, Horror; b.n; +18)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
The Door (Nadprzyrodzone, Romans, Horror; b.n; +18)
Autor Wiadomość
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:31, 22 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Taniec z Rosą był swego rodzaju chwilą zapomnienia. Zapomnienia o tym, co działo się przez ten rok. Poruszałem się w rytm muzyki, prowadząc swoją partnerkę. To była gra gestów, ukradkowych spojrzeń i uśmiechów. Czułem przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza, a nawet byłbym skory się temu oddać, jak już wcześniej wspomniałem. Poruszając wprawnie biodrami i ramionami, dobrze bawiłem się przy dziewczynie z wymiany. Wyczuwałem wibrujące w powietrzu pożądanie, którym emanowała Velasco. Schlebiał mi fakt, że tak na nią działałem. Ba, czułem się naprawdę usatysfakcjonowany, ponieważ nie zwracała specjalnie uwagi na większość zauroczonych nią uczniów. Między nami coś iskrzyło. Nie byłem pewien, czy same żądze i tak zwana chemia, czy cokolwiek temu podobne. Nie wnikałem. Korzystałem z chwili wytchnienia, w której nie myślałem o tym, którego ucznia miałbym wykończyć przy pierwszej lepszej okazji. Skusiłem się, by na tą godzinę czy dwie, skorzystać z zabawy, której dawno nie doświadczyłem.
Pod koniec mojego tańca z Rosaliną, wyczułem delikatnie unoszący się w powietrzu charakterystyczny zapach. Od razu lekko się spiąłem, rozpoznając woń. Cameron co prawda nie odzywała się do mnie, ani nie zwracała na mnie uwagi przez ostatni tydzień, co uznałem za coś dziwne, ale... Wolałem nie ryzykować. Nie wiem, kto lub co zmusiło ją do pojawienia się na balu, ale nie chciałem żadnych scen. Oczywiście, Velasco niemal od razu wyczuła zmianę w moim zachowaniu. Przystanęliśmy na moment na parkiecie. Czułem skierowane ku sobie, pytające tęczówki o idealnie czarnym odcieniu. Kiedy wciąż nie zwróciłem na to uwagi, Rosa przesunęła opuszkami palców po moim policzku. - Co się stało, homem bonito? - Nieco zdezorientowana cudzoziemka, dopytywała z tym swoimi Portugalskim akcentem. Dopiero wtedy na nią spojrzałem, wypuszczając luźno powietrze z płuc. - Nic. Potrzebuję chwili odpoczynku. - Skłamałem jak z nut. Wcale nie miałem wyrzutów sumienia z tego powodu. Co prawda, Velasco traktowałem z szacunkiem, bo była naprawdę piękną, inteligentą kobietą, ale nie miałem ochoty na tłumaczenia. Zwłaszcza, że gdybym opowiedział Rosie o tym, co mnie martwi, musiałbym ją zabić. Tego nie miałem w planach i wolałem, by tak pozostało... Przynajmniej do czasu, aż z mojej listy znikną pewne nazwiska.
- Wiesz, gdzie mnie szukać... - Wyczuwałem w jej głosie zawód. Atmosfera jakoś uleciała i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że stało się tak tylko i wyłącznie przeze mnie. - Do zobaczenia. - Pochyliłem się nad policzkiem Velasco, a potem złożyłem na jej policzku lekki pocałunek. Lubiłem drażnić się z ludźmi. Jednocześnie nie miałem najmniejszej ochoty na angażowanie się w związki, więc nim dziewczyna zdążyła zareagować, wcisnąłem dłonie w kieszenie ciemnych spodni i odwróciłem się na pięcie, a następnie pomaszerowałem w stronę stołu z przekąskami i napojami. Tak, Rosalina była bardzo piękna, urzekająca... Mówiłem to już setki razy, ale jeszcze mi tego brakowało, żeby zakochana pannica się za mną uganiała, kiedy będę w rzece obmywał dłonie z krwi. Może kiedy już pozbędę się wszystkich przyszłych ofiar, coś z tego będzie.
Gdzieś w tle moje przyzwyczajone do ciemności oczy wyłapały jasny materiał sukienki i znajome, ciemne włosy, ale nie zwolniłem kroku. Chciałem trzymać się jak najdalej od niej. Wiedziałem, że jeśli urodą dorównywała tego wieczoru Rosie, to nie oparłbym się. Dlatego właśnie, zatrzymałem się dopiero przy stolikach z ponczem, szampanem i tanim, bezalkoholowym piwem. Wziąłem butelkę tego ostatniego, a potem otworzyłem ją i upiłem łyk. Smakowało gorzej, niż bym się tego spodziewał. Nie narzekałem jednak. Oparłem się łopatkami o ścianę, zwiedzając przy tym wzrokiem tańczące pary i wyłapując coraz to bardziej znajome twarze, spijając przy tym kolejne porcje piwa. Delikatne drapanie w żołądku związane z obecnością Cameron na balu zniknęło w momencie, gdy zauważyłem w tłumie młodego Travisa. Był ubrany dość elegancko, całkiem poradnie prowadził swoją partnerkę, którą była... W tym momencie niemal zakrztusiłem się przełykanym gorzkim płynem. Musiałem przyznać, że wyglądała naprawdę nieziemsko. Sukienka podkreślała jej piersi, talię, ramiona i kuszącą szyję, ale zakrywała nogi, co było jedynym minusem. Wyglądała doprawdy... Żałośnie w ramionach tego dziecka. Travis był młodym chłopcem, który zapewne na widok nagiej kobiety spuściłby się w spodnie. Z niewiadomych przyczyn zaczęło mnie to drażnić. Zaczął mnie drażnić fakt, że to mały Evans jej dotykał, nawet w tak drobnym stopniu.
O ile butelka nie pękła, gdy z lekkim hukiem odstawiłem ją na stolik, to z pewnością trochę piwa ulało się na biały obrus. Dlaczego tak cholernie we mnie wrzało? Nie potrafiłem powstrzymać się przed podejściem do tej dwójki. To było jak chorobliwa chęć rozdzielenia migdalących się pierwszoklasistów na szkolnej ławce. Poczuwałem się do roli nauczyciela, który każe spierdalać młodemu, a małej dziewczynce będzie tłumaczył, że tak naprawdę nic nie wie o życiu, jest za młoda, a ten dzieciak wcale nie był jej wart. Idąc jednak moim tokiem myślenia, w tej bajce byłbym nauczycielem - pedofilem, nie zagłębiając się dokładnie w to, o czym w danej chwili myślałem. Dawno zapomniałem, jak to jest dać ponieść się prymitywnym uczuciom, których nie powinienem już odczuwać. Czułem to już przy pierwszym spotkaniu z Lydią... W tym momencie jednak, emocje były o wiele silniejsze.
Zatrzymując się przy parze, w której Cameron prawie przewyższała małego Evansa, zgrabnie objąłem ją ramieniem w talii. Do moich nozdrzy od razu dostały się pokaźne porcje jej odurzającego, doskonale znanego mi zapachu. Może trochę bezczelnie, odciągnąłem ją subtelnie do tyłu. Jej plecy stykały się z moim torsem. - Odbijany. - Mój nieco chłodny, szorstki głos dobiegł idealnie do ucha Lydii, kiedy ustami niby to przypadkowo zahaczyłem o jej ucho. Czułem przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza. Znów, tyle, że tym razem silniejsze, niż poprzednio. Jej zapach, kusząco odkryty dekolt, równomiernie unosząca się klatka piersiowa... Wszystko działało na mnie pobudzająco. Na tyle pobudzająco, bym nie czekając na reakcję przepełnionego frustracją, upokorzonego Travisa pociągnął ją za sobą, odwrócił sprawnie w swoją stronę, objął i złączył nasze palce, następnie prowadząc w tańcu.
- Flirtujemy z pierwszakami? - Mój ton był może nieco złośliwy, kpiarski, kiedy pyszałkowato zwracałem jej uwagę. Może. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Byłem zbyt zajęty inicjowaniem jeszcze bardziej widowiskowego tańca, niż w towarzystwie Rosy. Możliwie chciałem upokorzyć Evansa jeszcze bardziej. Nie zwracałem również uwagi na głośny, jednoznaczny gwizd Joshuy i zazdrosne spojrzenia Debry. W danej chwili, po raz pierwszy i ostatni, liczyła się tylko Lydia Cameron. Postanowiłem zaryzykować, a to za sprawą uczuć. Prymitywne.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:12, 22 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Taniec z Travisem nie miał w sobie żadnych silniejszych emocji, ale uwolnił mnie od niepotrzebnych myśli. Wiedziałam bowiem, że on odczuwał w tym momencie to samo, co ja przez ostatni rok i pierwszy raz poczułam to, jaka samolubna byłam ostatnimi czasy. Zachowywałam się jak pępek świata, oddalając się od ludzi, ale podświadomie licząc na to, że jedna ktoś zdecyduje się podejść i wyrwać mnie z tej agonii. A kiedy nikt tego nie robił, coraz bardziej zapadała się w dole, z którego coraz trudniej mi było wyjść. Czasami się udawało i momentami zachowywałam się tak jak wcześniej, ale nie trwały one długo zaraz potem zastępowane wyrzutami sumienia.
- Przykro mi z powodu twojego brata... - odezwałam się spuszczając głowę, by nie patrzeć w oczy Travisowi, które miał dokładnie takie same jak jego starszy brat. Trevor zaginął w momencie, w którym poczułam te bardzo złe przeczucia. Równie silne, co w momencie, w którym Axel zdecydował się zejść po drabince w dół. Jednak nikomu tego nie mówiłam, bo miałam wrażenie, że rozpowiadanie o tym po prostu utwierdziło mnie w przekonaniu, że to była prawda. A nie chciałam nawet o tym myśleć.
- W tym momencie wiem co czułaś przez ostatni rok... - odpowiedział, po czym obrócił mnie w rytm muzyki, która docierała do nas z głośników. - Nie wiem jak ty przez to przebrnęłaś sama i jak sobie z tym poradziłaś - na usta cisnęło mi się, że nie poradziłam sobie z tym, ale uznałam, że wtedy tylko pogorszyłabym jego stan. Był młody i jemu z całą pewnością nie było potrzebne dołowanie. Dlatego jedynie posłałam mu uśmiech, starając się nie zwracać uwagi na Rodrigueza oraz jego partnerkę, którzy czasami mi pokazywali się w oczach. Wolałam nie pokazywać, że to, iż takie relacje się pomiędzy nimi wytworzyły, sprawiało iż dziura w moim sercu się jeszcze bardziej powiększała. Nawet nie miałam pojęcia czy jeszcze ono we mnie tkwiło, bo zostało roztrzaskane ponad rok temu przez jedno, idiotyczne zachowanie. Przy młodym Evansie całkiem dobrze mi to szło, bo pomiędzy nami rozwinęła się całkiem interesująca rozmowa. Nie wspominaliśmy już słowem o tym, że utraciliśmy bliskie nam osoby dokładnie rok po sobie. Nie zastanawialiśmy się nad tym czy Trevor jeszcze gdzieś żył, a po prostu oddaliśmy się atmosferze balu. Nawet nie rozmyślałam już o tej dwójce, która lgnęła do siebie niczym pies do suki, która miała cieczkę. Jednak w pewnym momencie ta iluzja spokoju i normalnego życia została zmazana przez jeden, oszałamiający zapach, który wszędzie bym poznała. Axel...Złapał mnie za talię, niczym przed wydarzenia z zeszłego roku i odciągnął, celowo jeszcze drażniąc Travisa. Ja nie do końca wyłapywałam jego słowa i reakcje obojga z nich, bo byłam w zbyt wielkim szoku. Przez całą imprezę starałam się zachowywać normalnie. Udawać, że już nie biorę Jamesa za Axela, ale w tym momencie to wszystko zniknęło. Został tylko mężczyzna, jego silne ramiona, zapach i jeszcze dotyk ust na moim uchu. Niby tylko je musnął oddechem i lekko wargami, ale wywołało to u mnie palpitacje. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, odbijało się echem od ścian mojego umysłu, a przebijał je tylko głos Rodrigueza. Ten niski, sprawiający wrażenie zimnego, ale będący ciepły i pociągający głos. Zupełnie, jakby on jako jedyny miał klucz do drzwi, za którymi zamknęłam swoją świadomość, aby tej nie kusiło wracanie do przeszłości. A kiedy moje oczy napotkały jego, to wszystko się jeszcze nasiliło. Miałam wrażenie, że płuca mnie palą przy każdym oddechu, a widziałam, że sprawiałam wrażenie osoby, która podchodzi do tego na luzie. Bardzo mocno się o to starałam i chyba mi to wychodziło, bo na mojej twarzy pojawił się ten uśmiech, którym zawsze obdarowywałam swojego rywala. Jednocześnie nieco zmrużyłam oczy, zaciskając palce na jego dłoni.
- Flirtujemy z Portugalką, a potem ją wystawiamy? - spytałam zaskakująco znanym sobie głosem. Bardzo dawno nie słyszałam u siebie tego pewnego siebie, szyderczego tonu, od którego zazwyczaj zaczynała się jedna z naszych konkurencji.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:53, 22 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Kątem oka widziałem, jak upokorzony po koniuszki uszu Travis wbija dłonie w kieszenie marynarki i napuszony odwraca się, a potem zamaszystym krokiem ucieka z parkietu. Bawiło mnie to. Czułem satysfakcję, wystawiając dzieciaka na pośmiewisko. Egoistycznie, chamsko, arogancko i złośliwie, a jednak - znęcanie się nad ludźmi powoli wchodziło mi w nawyk. Zważywszy na to, co miałem zamiar zrobić ze wszystkimi moimi przyjaciółmi, nie przejąłem się zbytnio. Nie czułem również wyrzutów sumienia po tym, co zrobiłem Trevorowi - pozbawiłem jego rodzinę syna, brata, wnuka, a może i jakąś dziewczynę chłopaka, przyszłego narzeczonego. Ten fakt był dla mnie tyle warty, co przeprosiny i próby tłumaczenia wszystkich, którzy byli wtedy przy drzwiach. To wszystko mogło brzmieć makabrycznie, ale ja czułem się lepiej, niż kiedykolwiek. Nie wiedziałem, czy to za sprawą krwi demona, czy łaknienia zemsty, które czaiło się gdzieś w głębi mnie. Nie wiedziałem i nie chciałem wiedzieć. Nie, póki nie spełnię wszystkich swoich zachcianek.
Przesuwanie opuszkami palców po jej talii, zaciskanie chłodnych palców na gorącej skórze, wdychanie zapachu perfum, zmniejszanie odległości między nami... Taniec z Cameron był zaskakująco przyjemny. Podobny do zbliżenia z Rosą, a jednocześnie całkiem inny, pełny... Czegoś niezrozumiałego. Velasco potrafiłem rozszyfrować w pięć minut - pragnęła mnie, mojego ciała, mojej uwagi. Lydia jednak już nie była tak łatwa. Nie potrafiłem zrozumieć, jakie uczucia nią targają, jakie ma zamiary. Nie czułem w powietrzu niczego poza multum niewypowiedzianych słów, poza dziwnym napięciem, które miało w sobie porządną dawkę pożądania. Nie rozumiałem tego. Tak, jak prosto kierowałem się swoimi zachciankami, ulegałem prymitywnym emocjom i schematycznym zachowaniom, tak ona była trudna do ogarnięcia. Irytowało mnie to. Irytował mnie fakt, że nie potrafiłem zrozumieć jej zamiarów już po samym spojrzeniu w oczy, czy odczytywaniu gestów, którymi obdarowywała mnie na korytarzu od dłuższego czasu. Trzymałem się od niej z daleka, ostrożnie brnąc w swoje plany... Ale koniec końców, czułem rosnącą frustrację. Potrzebowałem wiedzieć. Niewiedza wkurwiała mnie tak, jak mało co. Zwłaszcza, że to od moich zasobów wiedzy, od sprytu, planu i zaaranżowanych kwestii, sytuacji zależał sukces, w którym zamierzałem się w przyszłości pławić.
Zachowywałem swoją chłodną, szorstką maskę, prowadząc Lydię w tańcu. Nie zagłębiałem się w przeszłość. Nie chciałem, by wspomnienia i dawne uczucia wzięły ponownie nade mną górę. Choć czułem, jak zdenerwowanie spowodowane zachowaniem małego Evansa opada, to wciąż nie chciałem wypuszczać jej ze swoich objęć. Na samą myśl, że ten... Dzieciak znów spróbuje położyć na niej swoje łapy, dostawałem odruchów wymiotnych. Ten mały gówniarz nie miał najmniejszego prawa, by w jakikolwiek sposób zbliżać się do Cameron... Ale czy ja miałem? Nie, byłem ostatnią osobą, która miała takie prawa i, która takie prawa mieć powinna. Mimo to, pogwałciłem własne zasady, porywając ją do tańca. Chwilowo tego nie żałowałem.
- Owszem. - Odparłem bez ceregieli, nie szczędząc przy tej wypowiedzi szorstkiego tonu. Robiła to. Uśmiechała się w ten sam sposób, jak przed rokiem, prowokowała mnie, chciała wciągnąć w swoją grę. Czułem się tak, jakby ktoś wbijał mi w klatkę piersiową długą, cienką szpilę, przebijającą mnie powoli na wskroś. Tak, jakby Sathiss znów przebijał mnie swoimi szponami i rozrywał od środka. Powiew lodowatego mrozu przesunął się po moich plecach mimo, że w sali było naprawdę duszo, a moje podbrzusze i żołądek trawił płomień. Nagle strawiła mnie nieokiełznana potrzeba. Potrzeba, by zanurzyć nos w tych długich, ciemnych włosach, by skosztować warg, dotknąć jasnej skóry, smakować ją, by poczuć jej ciepło. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułem się aż tak... Osamotniony? Blizny po ataku Sathissa swędziały mnie i piekły. Czyżby tłumienie wszystkich emocji zaczęło mieć na mnie negatywny wpływ? Jeszcze tego mi brakowało. Jakby Lydia i Rosa nie wystarczały.
Obróciłem partnerkę w rytm muzyki. Niefortunnie, a może i specjalnie, Joshua wpadł prosto na Cameron, pozbawiając ją przy tym równowagi i przyprawiając o prawdopodobieństwo bliskiego spotkania z podłogą. Odruchowo, kompletnie nie kontrolując własnego ciała, wyciągnąłem w jej stronę ramiona i szybko złapałem, chroniąc przed upadkiem. Wpierw nie zorientowałem się, co tak właściwie zrobiłem. Dopiero, kiedy poczułem, a raczej usłyszałem niesamowicie szybkie bicie serca szatynki, zauważyłem, że praktycznie przytulam ją do siebie. Fala przyjemnie odurzającego, kuszącego do niepoważnych kroków i czynów zapachu zalała moje nozdrza. Ciepło, niczym porcja gorącej kawy zalało moje płuca, brzuch i podbrzusze, roztapiając przy tym powoli skorupę wokół serca. Kurwa.
- Sorry, stary... - Głos Joshuy wybudził mnie z letargu. Poczułem się tak, jak gdybym się sparzył. Odskoczyłem niemal od Cameron, przybierając na dotychczas zaskoczoną twarz maskę chłodu i obojętności. Josh patrzył na mnie trochę głupkowato, ale widząc poważny wyraz twarzy, skruszył się trochę. Ja natomiast... Czułem, że zaraz się uduszę w tym tłumie ludzi. Coś ściskało mi gardło, więc po prostu odwróciłem się na pięcie i zamaszystym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Nikt nie zauważył zaistniałej sytuacji. Nie pozostało mi nic, prócz tak zwanego odwrotu taktycznego. Za bardzo pozwoliłem jej się do siebie zbliżyć. Powinienem był od samego początku ignorować obecność Lydii, powinienem był pozwolić temu smarkaczowi... Skrzywiłem się, na samą myśl. Nie, do tego nie mógłbym dopuścić. Jednak wciąż, takie zachowanie z mojej strony było prymitywne, żałosne i po prostu głupie. Co mi przyszło do głowy, żeby zaprosić ją do tańca? Zdążyłem, cholera, zapomnieć o tym, jak ważne jest zachowanie dystansu.
Wychodząc poza mury szkoły nie pozwoliłem, by ktokolwiek mnie dogonił. Dopiero przy bramie wyjściowej zatrzymałem się, nabierając trochę świeżego powietrza w płuca. Mroźny wiatr mierzwił moje kudły i szarpał marynarką, kiedy odpalałem papierosa ulubioną zapalniczką Jack'a Daniels'a. Wsunąłem przedmiot do kieszeni spodni, a potem zaciągnąłem się. Idiota, cholerny idiota... Wciąż klnąc pod nosem, oparłem się łopatkami o ogrodzenie. Wspomnienie zapachu i delikatnej skóry Cameron wciąż mnie prześladowało, czego, tak w sumie, miałem powoli dość. Cóż, sam byłem sobie winien.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:27, 23 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Jego bliskość, jego dotyk, jego ciepło, jego głos...Każda część jego osoby, każdy najmniejszy cal jego usposobienia przypominał mi o tym, że wmawiając sobie, iż nic do niego nie czułam przez ponad rok, zakochałam się w nim. Nieświadomie, z dnia na dzień i nawet nie zdając sobie sprawy z tego, dopóki nie zniknął za drzwiami. Myślałam, że go straciłam na zawsze, że straciłam to, czego pragnął każdy człowiek: możliwość przebywania w jego towarzystwie. Możliwość słuchania jego głosu. Możliwość uśmiechania się do niego, z nim i wyśmiewania z niego. Możliwość kpienia sobie z jego przegranych i możliwość posiadania świadomości, że jest osoba, która dużo dla mnie znaczy i mogę w każdej chwili się do niej zwrócić z jakimś problemem. A teraz tutaj był, trzymał mnie w swoich ramionach, poruszał mną w rytm tańca, przyciskał do siebie tak, jakbym miała mu się rozpłynąć w powietrzu. I ja robiłam to samo. Zaciskałam swoje drobne, długie palce na jego dłoni jak najmocniej, nie chcąc tracić tej styczności z jego skórą. Przy każdym tanecznym kroku próbowałam niezauważenie zbliżyć się do niego. Aby całe moje ciało stykało się z jego i tkwiło w tym uścisku. Wszystko dookoła mnie po prostu zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu. Nie było wokół nas innych wirujących ze sobą par. Nie było tej świadomości, że wszyscy się w nas wpatrują (co zapewne robili). Nie docierały do mnie krzyki i rozmowy innych uczniów. Byłam tylko ja i on. Tylko Lydia i Axel. Tylko Cameron i Rodriguez. We dwójkę, poruszający się w rytm muzyki, która docierała do nas bez żadnych przesterów, hałasów, wrzasków i pisków innych. Byłam w zupełnie innym świecie, z którego niestety wyrwało mnie mocne uderzenie. Przez szpilki, które miałam na sobie, straciłam równowagę i niemal już widziałam jak ląduję na ziemi i nabijam sobie siniaka na tyłku. Jednak nie poczułam uderzenie, a zamknięte oczy kolejno się otworzyły, najpierw prawe, a potem lewe.
Sytuacja w jakiej się znaleźliśmy wywołała jeszcze szybsze i mocniejsze uderzenia mojego serca o klatkę piersiową. Czułam się tak, jakby jego celem było wyrwanie się z niej i wpadnięcie prosto w jego ręce na znak, że oddaję się mu w całości. Nasze twarze były blisko, czułam na swoich wargach oddech, który wylatywał z jego. Niby zimny, ale nie czułam chłodu, a gorąc. W moim podbrzuszu zaczęły walca tańczyć motylki, całe ciało w środku zostało podgrzane gorącym promieniem niczym z suszarki, który wpływał wychodząc z ciała Axela. Mój oddech natomiast momentalnie stał się płytki i szybki, jakby czekający tylko na jego dalsze ruch, na pocałunek, na zabrnięcie dalej. Podświadomie marzyłam o tym, ale nie dostałam. Poczułam tylko jak Rodriguez gwałtownie ode mnie odskakuje niczym poparzony i spogląda na mnie ze strachem. Następnie szybkim krokiem opuścił salę, zostawiając mnie samą. Odruchowo wyciągnęłam rękę w jego stronę i wzięłam oddech, żeby krzyknąć za nim, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Opuściłam więc rękę, spuściłam głowę i posmutniałam, całkowicie ignorując Joshuę. Nie mogłam iść za nim, wtedy pokazałabym, że wiem, iż był Axelem. Poza tym nie wiedziałam jak by na mnie zareagował w tym momencie. To jego zniknięcie, takie nagłe, szybkie, zupełnie jakby zrobił coś, czego nie powinien i co go obrzydzało, i tak wystarczająco mocno odbiło się we mnie. Znów poczułam tę pustkę, ale jeszcze głębszą niż wcześniej. Dał mi nadzieję, pozwolił myśleć, że jednak jest szansa na to, iż będziemy razem, a potem to odebrał. Zrobił to już drugi raz, ale tym razem zabrał większą część mojej osoby. Zabrał zachwyt, pożądanie, radość. Zabrał ból, cierpienie i wszystkie inne uczucia. Zostałam tylko ja, pusta skorupa. Wzięłam więc swoje rzeczy, zarzuciłam na siebie kurtkę i ruszyłam w stronę domu. Nie interesowało mnie to, że było zimno, że byłam ubrana w tak uroczysty strój. Nie obchodziło mnie to, czy ktoś mnie zaczepi po drodze czy nie, i to że minęłam mężczyznę kiedy wychodziłam. Chciałam się po prostu znaleźć jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od niego. Nie mogłam tam zostać, bo jakby wrócił do sali, to myślałabym tylko o tym, że jasno pokazał mi, iż nie mam szans na powrót do dawnych stosunków. Pokazał, że moja obecność obok niego obrzydzała go w taki sposób, że wielką przyjemność sprawiało mu najpierw zachowywanie się tak, jakbym się dla niego liczyła, a potem odbieranie tego. Zupełnie, jakby mnie karał. I miał powód, ale jednocześnie nie wiedziałam ile ja tak wytrzymam.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:58, 23 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Dym papierosowy przyjemnie podrażniał moje drogi oddechowe, kumulując się w płucach. Wiśniowy smak mieszał się z orzeźwiającą nutą lodowatego wiatru, mierzwiącego moje włosy i marynarkę. Opierałem się łopatkami o chłodne ogrodzenie, przymykając przy tym powieki. Nie czułem żadnego innego zapachu, poza Cherry Flavour i śniegiem. Musiałem wyciszyć gonitwę myśli, które koncentrowały się zarówno na mnie, mojej głupocie i Lydii. Zachowałem się jak szczeniak. Szczeniak, który chciałby poruchać i nie może oprzeć się tak prostym uczuciom, jak pożądanie i, prawdopodobnie, jakiś nieokiełznany pociąg do Cameron. To wręcz żałosne. Jak mogłem dać się tak ponieść? W tej chwili byłem rozdrażniony i poddenerwowany, ale kiedy emocje by opadły... Co wtedy bym powiedział? Czy żałowałem zbliżenia z szatynką tak naprawdę? To wszystko było zdrowo popierdolone, nawet jak na mnie. Powinienem jak najszybciej wykończyć pozostałą garstkę tchórzy, a potem opuścić tą szkołę. Bez zbędnej paplaniny, bez dramatów i chuj wie czego, związanego z obecnością Lydii w liceum. Tak byłoby najrozsądniej... Czy ja kiedykolwiek kierowałem się rozsądkiem?
W pewnym momencie wiatr przywlókł ze sobą charakterystyczny zapach. Zesztywniałem lekko, wciąż trzymając papierosa pomiędzy wargami. Stukot obcasów odbijał się cichym echem na dziedzińcu. Wpierw myślałem, że kieruje się prosto w moją stronę. Byłem gotów ją zbyć, czy po prostu odwrócić się na pięcie, zignorować i skazać na kolejną porcję zawodu, czy cierpienia. Naprawdę byłem skory to zrobić, byle nie pozwolić jej się do mnie zbliżyć. Jak się jednak okazało, wcale nie musiałem się posuwać do takich radykalnych rozwiązań - Cameron minęła mnie bez słowa, nawet nie patrząc w moją stronę. Poczułem się dość dziwnie. Wpierw nieco zaskoczony, bo spodziewałem się czegoś zupełnie innego, ale potem... Dokładnie wiedziałem, w którym miejscu moja męska duma została dotkliwie zarysowana. Nie wiem, dlaczego, ale poczułem, jak powoli rozpala się we mnie złość. Zaiskrzyło. Zapewne gdyby panienka łaskawie odwróciła się w moją stronę, wiedziałaby, że moje oczy ciskają błyskawice prosto w jej stronę. Co ona sobie do cholery myślała, tak po prostu mnie olewając? Wyrzuciłem ledwie nadpoczętego papierosa na oblodzoną posadzkę, zgniotłem go podeszwą buta i z rozpędu ruszyłem prosto do swojego mieszkania, nie chcąc komuś po drodze zrobić przypadkiem krzywdy, bądź przygotować Sathissowi deser.
Trzasnąłem drzwiami od swojego mieszkania tak mocno, że aż ściany niemal zadrżały. Cisnąłem marynarką na praktycznie nieużywaną kanapę, przy czym zabrałem się za rozpinanie guzików czarnej koszuli. W połowie nie wytrzymałem i po prostu ściągnąłem ją sobie przez głowę. Wylądowała tuż obok poprzedniej części garderoby. Gniew palił mnie od środka tak dotkliwie, jak na sali balowej, kiedy zobaczyłem z nią Travisa. Zostając w samych gustownych spodniach ledwie trzymających się moich bioder i to dzięki skórzanemu paskowi, a także butach, przeszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki sporą szklankę. Z hukiem postawiłem ją na blacie. Może zbyt mocno ją ścisnąłem, bo pękła w mojej dłoni. Odłamki wbiły się w skórę, przyprawiając mnie o szczypanie, ból i lekki rozlew krwi. Zakląłem pod nosem jeszcze głośniej, rzucając resztką szkła o pobliską ścianę. Głucho rozbiła się przy zderzeniu w drobny mak. Straciłem nad sobą panowanie? A to Ci dopiero. Odkręciłem lodowatą wodę, a potem włożyłem pod nią poranioną dłoń. Skrzywiłem się lekko, czując jeszcze wyraźniejsze pieczenie. Ciemnoczerwona, niemal czarna krew spływała wraz z zimną cieczą i odłamkami szkła do zlewu. Żałosne. Wściekać się o taki drobiazg? Co się ze mną stało? Wypuściłem ciężko powietrze z ust. Tego wieczoru opatrzyłem sobie lekką ranę, a potem opróżniłem butelkę Jack'a Daniels'a i paczkę papierosów, siedząc półnago na oblodzonym balkonie i rozmyślając przy tym sceptycznie.

Kilka dni minęło mi całkiem szybko. Tak zwane święta spędziłem śpiąc cały dzień i zamawiając sobie wieczorem pizzę. Zwykle w takie dni siedziałem z Carley przy stole. Jedliśmy, rozmawialiśmy, było całkiem miło. Na te wspomnienia czułem swego rodzaju pustkę, niedobór zwykłych, prostych chwil. Szybko zbywałem to jednak kolejnym kieliszkiem whiskey. Raz wybrałem się na miasto w poszukiwaniu sklepu całodobowego. Spotkałem w nim dość urodziwą, znudzoną życiem kobietę o złocistych włosach. Kate pokazała mi pewien klub, a ja pokazałem jej zapleczę i chwilę zapomnienia. Wcale nie poprawiło mi to humoru. Jedynie zaspokoiłem podstawowe potrzeby, a potem po prostu wyszedłem, wróciłem do domu, wziąłem prysznic i poszedłem spać. Nie miałem konkretnego celu. Wszystkie dni zlewały się. Kiedy nie miałem jak kontynuować swojej zemsty, ponieważ większość moich ofiar wyjechała na święta, czułem się trochę zagubiony. W międzyczasie dałem Sathissowi jakiegoś kieszonkowca, którego zastałem pewnego mroźnego poranka przy drzwiach. Nic do niego nie miałem, za to on był cały we krwi. Poza tym, patron robił się głodny.
Dwudziestego szóstego grudnia dostałem telefon od Matt'a. Chamsko wyrwał mnie ze snu o piątej nad ranem, więc nie szczędziłem mu obelg, ale nie przejął się tym zbytnio. Postanowił wyrwać mnie z mojej wegetacji w kawalerce, pieprząc od rzeczy o jakimś kurorcie w górach, seksownych dziewczynach w gorących źródłach i poszerzaniu horyzontów. Nie miałem ochoty się ruszyć ze swojego wygodnego łóżka. Graves jednak zagroził, że sam po mnie przyjdzie. Kłótnia na dłuższą metę nie wchodziła w grę, a tak poza tym... Byłem ciekaw, co ten pojeb wymyślił. Więc, mimo niechęci, wstałem i zabrałem się do przygotowań. Matthias podał mi dokładne wytyczne - spakować się ciepłe ubrania, wziąć kasę na wyjazd i kurort, zabrać małe co-nieco w postaci alkoholu, a poza tym, nie zapomnieć o paczce gumek. Wziąłem szybki, zimny prysznic i wysuszłem włosy. Spakowałem dwa ciepłe swetry, kilka koszulek i bluzek, bieliznę, a na koniec skarpety i buty. Dodajmy do tego jakieś niezbędniki, jak papierosy i prywatne rzeczy. Wszystko zmieściło się do jednej, sporej torby podróżnej. Potem zabrałem się za ubranie na ten dzień - bokserki, skarpety, czarny sweter w białe paski, zwykłe jeansy i cieplejsze buty, w sam raz na wyprawę w góry. Przyjrzałem się sobie w lustrze, stwierdzając, że wyglądałem całkiem nieźle. Tylko obandażowana tasiemnką dłoń rzucała się subtelnie w oczy.
Zapiąłem zegarek na lewym nadgarstku, zabrałem komórkę i portfel, a potem zamknąłem za sobą drzwi i zamaszyście zbiegłem po schodach. Do odjazdu pozostało mi dwadzieścia minut. Musiałem się więc pośpieszyć. Mimo śniegu roztapiającego się w moich ciemnych kudłach, a także porywistego wiatru, z nadludzką prędkością udało mi się dostać do ulicy, na której znajdowała się szkoła. Z przewieszoną na ramieniu torbą, wkroczyłem na dziedziniec w tym samym momencie, w którym do moich uszu dotarł ostry głos Gravesa. Już z daleka widziałem autobus, w nim kilka osób, a na zewnątrz Matt'a kłócącego się ze starszym mężczyzną. Silnik autokaru był włączony.
- Mówię Ci, stary pierniku, że James zaraz tu... Tam jest! - Matthias żywo wskazał na mnie, a facet uniósł dłonie w geście kapitulacji i otworzył całkiem spory bagażnik, a potem kazał nam się pośpieszyć i sam, wzdychając ciężko, wsiadł za kierownicę. - Dobrze, że już jesteś, jebańcu. Chwila i byśmy odjechali bez Ciebie. - Wzruszyłem tylko ramionami na niezadowolony ton kumpla, a potem wrzuciłem walizkę do bagażnika i zamknąłem klapę. Wchodząc do autokaru pierwszy, wyczułem unoszący się w pojeździe charakterystyczny zapach. Automatycznie zesztywniałem, tak samo, jak uczniowie na mój widok. Tyle, że moja twarz dalej była obojętna, a oni wyglądali, jakby od tygodnia mieli ostrą biegunkę, ale... Że niby co, do kurwy nędzy, ona miałaby tam robić? - Weź się rusz. - Oburzył się Graves, popychając mnie, więc ruszyłem nieco ociągliwie do przodu. Zająłem miejsce pod oknem, nawet się nie rozglądając. Blondyn usiadł obok mnie. Autokar ruszył, klamka zapadła. - Słyszałem, że dałeś niezły popis z udziałem Rosy na balu. - Graves, oczywiście, musiał się ze mnie nabijać, kiedy ja wbijałem wzrok za okno. - Stul paszczę. - Odwarknąłem tylko, co ten skwitował chrapliwym śmiechem. Kretyn.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:47, 23 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Wędrówka do domu zajęła mi o wiele dłużej niż normalnie, gdyż nie chciałam się spieszyć. Nie obchodziło mnie to, że marzłam jak cholera, palce u nóg i stóp mi zdrętwiały, a pod kurtkę puchową wlatywał porywisty wiatr. I chociaż wiedziałam, że jak wrócę do domu, to pierwsze co zrobię to pod kocyk z kakaem, nadal szłam spokojnym krokiem. Rozmyślałam w gruncie rzeczy o tym, co miało się dalej wydarzyć. Co się stanie po świętach? Jak zakończyłoby się to zbliżenie, gdyby Joshua nas nie szturchnął? Czy może byśmy tylko tańczyli? Może byśmy się pocałowali? Albo może nawet zabrnęli dużo dalej? Nie wiedziałam, nie byłam już pewna nawet tego, co widziałam i jak odbierałam sygnały. W jednej chwili widziałam w oczach Axela pożądanie, tęsknotę i miłość, a w kolejnej była pogarda, nienawiść i obrzydzenie. Raz widziałam uśmiech pełen głębokiego, pozytywnego uczucia, a drugi raz miałam przed sobą oschły ton, zupełnie jakby samochód, który na kołach ma kolce skierowane na jezdnię, przejeżdżał po mnie niczym żółw i zostawiał bardzo bolesne rany. Siebie samej też nie rozumiałam. Bo w jednym momencie chciałam go pocałować, wtulić się w niego i powiedzieć, że do mnie wrócił, a w kolejnej zastanawiałam się czy ja po prostu nie wmawiam sobie tego, że to mój przyjaciel po to, żeby sobie ulżyć. Czułam się trochę tak, jakbym szukała wymówek. Jakbym chciała wmówić sobie, że to Axel, żebym mogła go przeprosić i pozwolić mu się ukarać. Może to faktycznie był TYLKO James Romirez? Może Rodriguez zginął, a ja po prostu widziałam go w każdym, kto jest do niego podobny? Nie wiedziałam, niczego nie byłam pewna. Wszystko mi się mieszało, niczym w kotle czarownicy, którą łączy ze sobą jak najdziwniejsze składniki, których nazw wcale nie chcę poznać.
Westchnęłam zrezygnowana i zawiesiłam odzienie wierzchnie na haczykach do tego przeznaczonych w korytarzu swojego domu. Strzepnęłam z włosów śnieg, który na nie spadł, po czym zrzuciłam ze stóp szpilki. Wzięłam je następnie w dłonie i ruszyłam po schodach na górę, żeby znaleźć się w swoim pokoju. Po drodze jednak zaczepiła mnie moja rodzicielka, z którą aktualnie nie chciałam rozmawiać, bo nie wiedziałam czy uda mi się ją okłamać.
- Już wróciłaś? - spytała zaskoczona, wychylając się z kuchni w fartuszku i spiętych włosach. Dopiero teraz dotarł do moich nozdrzy zapach pierniczków i mimowolnie uśmiechnęłam się zadowolona z tego, że zaraz moje myśli zostaną zajęte czymś innym.
- To był zły pomysł... - zaczęłam, wzdychając ze zrezygnowaniem. Niemal słyszałam jak moja mama wzięła ścierkę i zaczęła wycierać ręce, by zaraz potem wspiąć się na schodach do mnie, kiedy byłam już w swoim pokoju.
- Co się stało? - spytała wyraźnie zmartwiona, a ja naprawdę miałam ochotę powiedzieć jej prawdę. Tylko wiedziałam, że nie mogę, bo by się zaniepokoiła, a była już spokojna przez moje ostatnie zachowanie.
- Na każdym takim balu przynajmniej raz tańczyłam z Axelem... - zaczęłam, wyciągając ze swoich włosów kolejne spinki, które były po to, aby utrzymać moje włosy na jednej stronie. Były dosłownie sztywne od ilości użytego lakieru. - Myślałam, że zostawiłam to już za sobą, ale jak tylko znalazłam się w sali to wszystko wróciło. Muszę znaleźć sobie jakieś zastępstwo za niego, bo nie pociągnę tak długo - wyjaśniłam wcale nie oszukując, ale także nie zdradzając do końca całej prawdy. Ona tylko spojrzała na mnie z pewną dozą przerażenia, ale nie zareagowała tak jak rok temu, kiedy widziała, że zaczynam o nim mówić. Chociaż wtedy zaczynałam wtedy płakać, to dzisiaj byłam w stanie się opanować. Już i tak za dużo łez za niego wylałam, a nie wiedziałam czy nadal jest tego wart. Dlatego rozmowa z moją mamą nieco mi pomogła zdecydować. Jednak nadal musiałam znaleźć kogoś, kto by mi zastąpił Axela. Już nie po to, żeby wzbudzić w nim zazdrość, ale dlatego, żebym się z niego wyleczyła, bo naprawdę źle się może to dla mnie skończyć.

Na początku nie do końca podobał mi się ten wyjazd do kurortu, ale im bardziej się w tym zagłębiałam, tym łatwiej mi było wyjechać. Spisywałam sobie w tym celu na kartce plusy i minusy takiej wycieczki w tym okresie i zdecydowanie zwyciężyło to pierwsze. Pakowanie rzeczy nie zajęło nam dużo czasu i chociaż nie chciałam brać żadnej wyjściowej sukienki, to i tak mi wepchnęła około dwóch czy trzech, które idealnie podkreślała moje kształty i sięgała mniej więcej do połowy ud (może trochę dalej), odsłaniając większość nóg. Wywróciłam tylko na to teatralnie oczami i zakopałam ją na samym dnie, by zaraz potem pójść spać.
Z samego rana mama mnie obudziła o wiele za wcześnie, mówiąc że jeszcze musimy sprawdzić czy na pewno wszystko wzięłam. Posłusznie to wykonałyśmy, przygotowałam się, zjadłam śniadanie i już po mniej więcej półtorej godziny byłyśmy przy autokarze. Moja rodzicielka pomogła mi schować walizkę do bagażnika powozu, po czym wsiadłam na jedno z miejsc pośrodku, przy oknie. Trochę dziwiło mnie, że tyle jeszcze czekaliśmy po wybiciu godziny spotkania. Jasno było powiedziane, że spóźnienie się skończy się ominięciem wycieczki, więc nieco zaskoczyło mnie zapalenie silnika, ale nie ruszenie. Po chwili jednak zrozumiałam dlaczego, kiedy z daleka już zauważyłam zbliżającego się w naszą stronę Axela. Mimowolnie przed moimi oczami pojawiła się scena z balu, a ja zastygłam w bezruchu, wpatrując się za okno tępo. Nawet nie odwróciłam się za jego sylwetką, kiedy wchodził do pojazdu, a po prostu gapiłam się w to samo miejsca, tkwiąc we wspomnieniach. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że ruszyliśmy, dopóki z tego transu nie wyrwała mnie Whitney.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że on jedzie... - zaczęła, spuszczając głowę w dół. - Gdybym wiedziała, to bym ci tego nie proponowała - dodała, a ja jedynie się do niej uśmiechnęłam.
- Nawet lepiej, że jedzie. Może przywyknę do jego obecności na tyle, żeby nazywać go po imieniu, a nie Axelem... - przewidzieć, że i ciemnowłosy dołączy do tego wyjazdu. Przyszłości przecież nie da się przewidzieć.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:35, 24 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Podróż była długa. Choć wyruszyliśmy jeszcze wtedy, kiedy było dość ciemno, to nie spodziewałem się, że będziemy podróżować aż tak długo. Cóż, w sumie, ten kurort nie mógł znajdować się aż tak blisko Seattle. Słyszelibyśmy o nim. Nauczyciel od wychowania fizycznego i wychowawczyni naszej klasy, a jednocześnie chemiczka dyskutowali żywo na temat kurortu, siedząc na przednich siedzeniach. Obicia były dość wygodne, widoki również nie do ponarzekania, ale... Przez cały czas czułem ten drażniący moje nozdrza zapach. Ta woń przypominała mi o tym, że tak właściwie sam nie będę na tej wycieczce, a przebywanie z Lydią w jednym budynku dłużej, niż było to konieczne, mogłoby się skończyć źle, jeśli nie tragicznie. Wciąż nie wiedziałem, co tak właściwie sobie myśli. Wciąż ma mnie za Axel'a, czy może sobie odpuściła? Darzy mnie jakimś uczuciem, czy pełne cierpienia i pożądania oczy na balu były tylko moją wyobraźnią, tylko cichym wspomnieniem z zeszłego roku? Nie potrafiłem być pewien niczego, kiedy ta dziewczyna siedziała w pobliżu. Zaledwie trzy siedzenia za mną. Jej zapach był tak intensywny, że aż wciskałem się w fotel, usiłując przy tym powstrzymać chęć przeskoczenia tego dystansu, zatopienia palców w jej włosach i posmakowania warg. Nie rozumiałem tych uczuć. Nie rozumiałem i nie chciałem zrozumieć.
- Stary, jesteś spięty, jakby ktoś Ci wsadził dwumetrową rurę w dupę. - Rzucił nieco zobojętniały Graves, który od kilku minut czytał jakąś książę o charakterystycznym tytule "All Quiet on the Western Front". Spojrzał na mnie kątem oka, kiedy zaciskałem mocniej zęby, uwydatniając przy tym szczękę i wyglądając bardziej jak gotowy do skoku drapieżnik, niżeli zrelaksowany i gotowy na wypoczynek licealista. Nie skomentowałem jego słów w żaden sposób. Wbijałem spojrzenie w mijane lasy i ośnieżone pagórki, co widocznie trochę poirytowało Matt'a, bo zamknął dość głośno swoją książkę, odłożył ją na bok i wbił mi palec między żebra. Dobrze wyczułem to przez warstwę podkoszulka i swetra, więc czując kujący, irytujący ból, spiorunowałem chłopaka spojrzeniem. Ten jednak, tylko zabrał dłoń i splótł ręce na klatce piersiowej. - Chodzi o dziewczynę? - Uniósł jedną brew, kiedy spojrzałem na niego, jak na ostatniego pojebusa, który nagle przewidział koniec świata. - Chyba nieźle Cię coś pierdolnęło, Graves. - Odwarknąłem agresywnie, co skwitował prychnięciem. - James, kretynie, widziałem co się działo na balu między Tobą, a... - Teraz to ja prychnąłem. - Rosą? Nie pierdol. - Matthias uśmiechnął się z politowaniem. -... Lydią. - Na sam dźwięk tego imienia, połaskotało mnie w podbrzuszu. Irytujące uczucie. Odwróciłem wzrok za okno, chcąc znów wypalić jakąś wymówkę, jakoś wytłumaczyć mu, że pewnie za dużo wypił, ale blondyn jak na złość mnie uprzedził:
- Fakt, kiedy tańczyłeś z Velasco, praktycznie widziałem iskry między wami... - Zamyślił się na chwilę, a ja powstrzymywałem się przed wbiciem mu pięści prosto w tą ogoloną buźkę. -... Ale sytuacja z Cameron była inna. Ten pokaz zazdrości, ta subtelność, chęć trzymania jej przy sobie blisko... No, no, Ramirez. - Słysząc łobuzerski śmiech Gravesa, moja cierpliwość sięgnęła zenitu - odwróciłem się do chłopaka, a potem złapałem go za biały t-shirt, dając mu w ten sposób pokaz agresji. - Możesz łaskawie zamknąć jadaczkę i skończyć pierdolić głupoty, zanim wkurwisz mnie tak, że wylecisz przez okno i wylądujesz w pobliskiej zaspie, o ile wcześniej nie rozsmaruje Cię na asfalcie żaden tir? - Prawdopodobnie, jak zwykle, powiedziałem o kilka słów za dużo. Fakt, Matt z początku był zaskoczony, ale potem po prostu uśmiechnął się... Znów z politowaniem. Wyszarpał się z mojego uścisku i wrócił do czytania książki. Nie przeszkadzał mi już podczas podróży.
Dojechaliśmy na miesjce pod wieczór. W między czasie robiliśmy kilka postojów, ale nie wysiadałem z autokaru, nie chcąc natknąć się na Cameron. Nawet na papierosa się nie skusiłem, choć miałem ochotę. Przez cały czas wyglądałem za okno, jak gdyby było tam coś niezmiernie ciekawego. Matt, pomijając dawny temat, przyniósł mi coś do jedzenia i zafundował kawę ze stacji. Potem się zdrzemnął. Ja nie potrafiłem zmrużyć oka przez sam zapach wypełniający autokar po brzegi. Nie rozumiałem tego. W środku było pełno osób, wyczuwałem ich, ale Lydia była jak gdyby... Intensywna, o wiele bardziej, niż pozostali. Ten fakt był irytujący, niewygodny, ale i... Intrygujący. Na swój sposób.
Po wypakowaniu bagaży, złapałem za swoją torbę i poszedłem razem z Matthiasem się zameldować. Zapłaciłem za jednoosobowy pokój. Choć Graves nalegał, że taniej będzie wynająć dwuosobowy i płacić po połowie, nie zgodziłem się. Mógłby zobaczyć moje blizny, a poza tym, miałem specyficzny tryb życia i mógł również dostrzec, że nie jadam zbyt wiele, a w gruncie rzeczy, również zbyt wiele nie robię. Odkąd wyszedłem z podziemi, nie bawiłem się w życie zadowolonego licealisty. Fakt faktem wiedziałem, że Matt zapewne zaciągnie mnie na snowboard, narty, łyżwy, czy gorące źródła, by spotkać jakieś kobiety, ale to raczej mi nie przeszkadzało. Po prostu nie chciałem spędzać za dużo czasu w towarzystwie osób, które widzą zbyt wiele. Taki był Graves. Udowodnił mi to, opowiadając o wydarzeniu związanym z balem.
Mój pokój był dość duży, głównie urządzony w ciemnym drewnie i granatowych dodatkach. Typowo męski. Przeszedłem się po chłodnych panelach, a potem rzuciłem torbę obok łóżka. Ściągnąłem buty, sweter i podkoszulek, wkrótce również jeansy. Poszedłem do prywatnej łazienki, gdzie pozbyłem się bielizny i wskoczyłem pod prysznic. To jedyne, co uwielbiałem w tym ciele - lodowate prysznice działały na mnie pozytywnie, odprężająco. Kropelki zimnej wody spływały po moim ciele, zagłębiały się w bliznach, pieściły nagą skórę i zmywały brudy tego dnia. Relaksowałem się dość długo, bo nauczyciele dali nam resztę wieczoru wolne. O dwudziestej drugiej nie mieliśmy opuszczać kurortu, ani hałasować. Każdy miał być w swoim pokoju. Cóż, nie zamierzałem skomleć z tego powodu. Wyszedłem z kabiny po około godzinie, opasałem się ręcznikiem i wróciłem do sypialni. Nie miałem żadnych planów, o ile nie miał zamiaru nawiedzić mnie Graves. Znów. Irytujący gość.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:44, 24 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Ta wycieczka i wyglądanie za okno przypomniało mi wyjazdy z paczką. Zazwyczaj zajmowaliśmy te ostatnie miejsca, co były cztery obok siebie. Oraz dwa wcześniejsze, podwójne dwa. Przez większość czasy dyskutowaliśmy ze sobą, graliśmy w jakieś idiotyczne gry, które licealiści bardzo chętnie poznawali i wychodziliśmy razem z pojazdu, żeby nawdychać się świeżego powietrza. Często, kiedy oni palili gdzieś z boku, ja siadałam z Whitney oraz innymi znajomymi, z którymi miałam jako taki kontakt i spędzałam czas, dopóki moja paczka nie wracała. Byliśmy naprawdę bardzo dobrze zgrani i chociaż nasze charaktery tak bardzo się różniły, to i tak potrafiliśmy się dogadać. To się jednak zmieniło po śmierci Axela. Odcięłam się od nich, bo za bardzo przypominali mi o ciemnowłosym, którego utraciłam przez własną głupotę. Dla nich ta zmiana nie była ważna, bo w gruncie rzeczy przebywałam z nimi tylko dlatego, że w ich towarzystwie przesiadywał Rodriguez. Gdyby nie on, pewnie nawet nie spoglądałabym się na te zadufane w sobie pawie, którzy chcieli jedynie chwalić się tym, co mają, albo co zrobili. Strasznie mnie odrzucały te rozmowy pomiędzy dziewczynami o to, że jedna zrobiła loda Joshule, podczas gdy robił minetę drugiej. Brr...Nigdy tego nie lubiłam, ale zawsze słuchałam ich i uśmiechałam się, kiwając głową, a czasem dodając coś od siebie. Rzecz jasna ja nie miałam żadnego doświadczenia w tych sprawach, zachowywałam się trochę jak taka cnotka, jednocześnie ryzykując niemal cały czas. Pewnie dlatego Axel nigdy się mną nie interesował w TEN sposób. Faceci byli przewidywalni, im chodziło tylko i wyłącznie o seks, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowali.
W życiu nie poczułam takiej ulgi jak w momencie, w którym Rodriguez zniknął mi z oczu, ciągnąc swoje walizki już do pokoju. Nie musiałam już na niego patrzeć i nie przywoływał tych wspomnień. Już chyba wolałam to, jak myślałam, że mnie nienawidzi i myśli tylko o tym, żeby trzymać się ode mnie z daleka. To, że nagle zauważyłam, że jednak w jakimś stopniu mnie pragnie, co pokazał na balu, wcale nie pomagało mi utrzymywać mojego podejścia. Naprawdę potrzebowałam jakiegoś oderwania od tego. Nawet po prostu udawania związku z mojej strony, bo ta druga osoba mogłaby darzyć mnie jakimś uczuciem. Tylko jednocześnie nie chciałam tak na siłę się zabawiać, żeby tylko oderwać swoje myśli od Axela.
- To będzie ciężki pobyt... - skomentowałam wzdychając, po czym ruszyłam w stronę recepcji. Razem z Whitney wzięłyśmy jeden wspólny pokój i zaniosłyśmy tam rzeczy. Nie zostałam w nim jednak, bo musiałam ochłonąć bez obecności kogokolwiek. Założyłam więc kurtkę, by zaraz potem opuścić budynek i stanąć gdzieś z boku. Od razu mój wzrok padł na dzieciaki, które biegały po śniegu przebierając krótkimi nóżkami i rzucając w siebie nawzajem kulkami ze śniegu. Po całym otoczeniu roznosiły się ich śmiechy, odbijając się od drzew niczym od ścian w jaskini i tworząc swego rodzaju echo. Daleko, bardziej w pobliżu gór i pagórków jakieś sylwetki wjeżdżały "windami" na na szyty, żeby zjechać z nich na nartach, czy na deskach. Inni spacerowali sobie po czymś w rodzaju lasu przy kurorcie, dyskutując zapewne na temat pogody i innych pierdół. Śnieg leżał na każdym skrawku ziemi, nie zostawiał żadnego miejsca odkrytego, niczym koce. W dali prezentowały się nienaruszone góry, na które nie można było się wspinać, bo szlaki były zbyt trudne nawet jak dla doświadczonych w tym ludzi. W sumie to im zazdrościłam. Mieli w swoim życiu problemy, po niektórych było to widać, ale na pewno nie musieli mierzyć się z poczuciem winy, powrotem jego obiektu i jednocześnie bardzo głębokim uczuciem, skierowanym w jego kierunku. A myśleli, że ich problemy zawalają ich życie...Męczące.
Dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyślań. Wyciągnęłam go z kieszeni i wywróciłam teatralnie oczami z uśmiechem, odbierając połączenie od mojej mamy. Niestety prawie jej nie słyszałam przez wiatr, więc zmuszona byłam do powrotu do hotelu. Toteż dyskutując z nią, kierowałam się do pokoju na czuja. Nie patrzyłam na numery, a po prostu skojarzyłam otoczenie i po nim wszystko określałam. Niestety jak się okazało to był błąd. Bo w momencie, w którym otwierałam drzwi od pokoju, dotarło do mnie, że on nie był mój. A dokładniej, uderzyło to we mnie w momencie, w którym dostrzegłam jak Axel zakłada przez głowę bluzkę, a na jego ciele...O mój Boże, niemal jak wryta stałam, zapominając, że nie byłam u siebie i wgapiając się w niego jak jakaś idiotka. Widziałam co prawda tylko skrawek pleców, samą końcówkę od lędźwi w dół, ale już to wystarczyło, żebym nie miała pojęcia jak zareagować.
- Przepraszam! - wydukałam w końcu, wiedząc że moja twarz przybrała bardzo czerwony odcień (niczym dojrzały burak) i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W mgnieniu oka znalazłam się także u siebie i pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się z twarzą w poduszkę. Nawet nie ściągnęłam kurtki, a po prostu się zakopałam pod nią, nakładając na głowę i próbując zrzucić z niej ten kolor.
- Co się stało? - spytałam zaskoczona Whitney i nie rozumiejąca mojego zachowania. Nic dziwnego, skoro nawet nie miałam jej zamiaru mówić o gafie, którą strzeliłam, wchodząc do pokoju Axela i utwierdzając się w tym, że to był on. Dobrze chociaż, że widziałam tylko koniec pleców, to mogłam pomyśleć, że po prostu uciekł od ojca, bo on stworzył tę bliznę na jego ciele pod wpływem napadu złości. W końcu właśnie dlatego przeprowadził się z Nowego Jorku do Seattle. Mogłam mieć tylko nadzieję na to, że on weźmie tę wizję pod uwagę i nie wmówi sobie, że już wiem. Wtedy mój cały plan, a raczej jego koncepcję, szlag by trafił.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:33, 24 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Za oknem dął wiatr. Widziałem wierzchołki gór pokryte śniegiem, pobliskie drzewa uginające się od nadmiaru białego puchu i migające w ciemnościach czerwone światełko, zapewne od wieży nawigacyjnej. W moim pokoju panowała przyjemna cisza, jedynie zza drzwi prowadzących na korytarz słyszałem pojedyncze głosy. W porównaniu do mojej kawalerki na przedmieściach, gdzie w sąsiednim mieszknaiu ktoś zawsze się tłukł, albo rozkręcał muzykę na full, to było nic. Zaskakujące, jak bardzo przypadło mi do gustu do miejsce już po pierwszych kilku minutach. Nigdy nie przepadałem za sporym harmiderem. Manifestowałem to nigdy nie jadając na stołówce, a na dachu szkoły, czy gdzieś w jej zakątkach, kiedy było zimno na zewnątrz. Pokręciłem zamaszyście głową, odcinając się od wspomnień z przeszłości. Powinienem przestać się tak nimi przejmować.
Podszedłem do swojej torby leżącej obok łóżka i wygrzebałem z niej świeżą bieliznę, spodnie i zwykłą bluzkę . Ręcznikiem wysuszyłem jeszcze wilgotne włosy, po których dotychczas spadały kropelki zimnej wody, kończąc swoją podróż na moich ramionach, barkach i łopatkach. Założyłem bokserki, użyłem nutki męskich perfum, a potem kończyłem się ubierać. Kiedy jednak wciągałem na siebie zwykłą, białą bluzkę z guzikami przy szyi, usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi i kroki. Najpierw pomyślałem, że to Graves, więc nie śpieszyłem się z dociąganiem odzienia. Pewnie i tak zauważył blizny na plecach, będzie się dopytywał, a ja będę musiał sprzedać mu kilka bajeczek dotyczących wielkiego, złego ojca w Nowym Jorku. Kiedy jednak do moich nozdrzy dostał się ten zapach spowity nutą perfum, szybko zakryłem ciało bluzką i odwróciłem się w stronę Cameron. Stała tam, czerwona jak dojrzała turskawka, wpatrująca się we mnie intensywnie. Otworzyłem usta, by coś powiedzieć. By zapytać, czego chce, nie zwracając przy tym uwagi, że gdyby wpadła pół minuty wcześniej, zobaczyłaby mnie całkowicie półnago, mając niezbite dowody na to, że jestem Axelem, którego tak cholernie chciała odzyskać.
Lydia wykrzyczała jednak jedno słowo, a potem wybiegła, trzaskając drzwiami. Stałem tak, wpatrując się w niedawno uchylone drewno i zastanawiałem, czy powinienem za nią pobiec, upewnić się, że nagle nie zacznie na mnie wołać prawdziwym imieniem. Lecz co bym zrobił, gdyby okazało się, że ona już nie da sobie niczego wmówić, że uparcie będzie wierzyć, nazywać mnie Axelem i próbować się do mnie zbliżyć? Musiałbym zacząć działać. Pewnie większość ludzi uznałaby ją za wariatkę, ale znalazłby się taki człowiek, który by ją poparł w kwestii mojej tożsamości. Potem kolejny. Troje to już tłum w tej sytuacji. Przesunąłem sobie dłonią po twarzy, niby to zmęczony, niby rozdrażniony. Ta dziewucha zawsze pojawiała się wtedy, kiedy było to najmniej konieczne. Wcisnąłem dłonie w kieszenie, decydując, że na razie zostawię sprawę Cameron i prześledzę, jak będzie się zachowywać w przeciągu następnych dni. W danym momencie jednak, powinienem pójść na kolację organizowaną w małej jadalni, specjalnie dla nas. Musiałem chociaż zachować pozory, że jestem głodny po całej drodze. W końcu Graves przyniósł mi tylko hot-doga ze stacji i kawę, a na cały dzień to i tak całkiem mało... Dla zwykłych ludzi. Ja nie odczuwałem tego już tak bardzo, ale mimo wszystko, powinienem pójść. Słysząc pukanie do drzwi, włożyłem na nogi buty i uchyliłem wrota prowadzące do mojego pokoju.
- Widziałem, jak Cameron wybiega w pośpiechu z Twojego pokoju. Przeleciałeś ją? - Złośliwa uwaga Matthias'a, odzianego w ubranie codzienne i z żelem na włosach, wcale nie zrobiła na mnie wrażenia. Tak samo, jak jego pyszałkowaty uśmieszek, mówiący ja już wszystko wiem. Mówiłem to już setki razy, ale ten gość naprawdę jest irytujący. - Zamknij się. - Rzuciłem tylko, nadzwyczaj spokojnie. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem wyłożonym drewnem korytarzem, nawet nie słuchając chrapliwego, typowego śmiechu Graves'a. Po drodze spotkaliśmy kilka osób. Uwagę Matt'a najbardziej przyciągnęła Elisabeth, nazywana Lisą. Miała długie, jasnorude włosy, białą skórę i zielone, mądre oczy. Była całkiem nieśmiała, bo niedawno przeprowadziła się do Seattle z Niemiec.
- Znasz niemiecki? - Dopytywał się Graves, a kiedy kiwnąłem głową znacząco, ten uśmiechnął się dwuznaczny sposób. - Może zaproponujesz jej lekcję angielskiego, hmm? - Kiedy chciałem odpowiedzieć przecząco, nie mając ochoty ani zamiaru bawienia się w podrywanie cudzoziemek (znów), ten popchnął mnie kierunku niemki, która jak na swoje pochodzenie, była naprawdę ładna. Speszyła się, kiedy złapałem równowagę tuż obok niej. Stała z Carmen - szkolną dobrą duszą, która zawsze pomagała nowym, a aktualnie... Nawijała do Lisy po angielsku. - Verstehst du überhaupt etwas?*- Zapytałem spokojnie, a ruda spojrzała na mnie tak, jak gdyby właśnie samego boga ujrzała. Zaraz potem zaśmiała się perliście. - Nein, kein Wort. Aber sie ist voll net, also... Ich sag nichts darüber.**- Lisa okazała się być naprawdę życzliwą, miłą osobą. Rozmawialiśmy chwilę, wymieniając się swoimi poglądami na temat całej wyprawy do tego kurortu i Carmen, która podziwiała krajobrazy. Potem pożegnałem się z nią, zaraz po wymianie numerów.
- I co? Poderwałeś? - Na korytarzu zaczepił mnie Graves i nie odstosunkował się aż do momentu, kiedy dotarliśmy do jadalni. - Nie, debilu. - Warknąłem, przechodząc powoli do stołu. Sala była całkiem spora, wystrojona bardziej tradycyjnie. Wszędzie wisiały ozdoby w typie poroża jelenia, a przy kominku, który stał na samym końcu pomieszczenia, wyłożone były baranie i niedźwiedzie skóry. Widocznie właściciele chcieli nas przywitać po swojsku, bo na stole było również pełno jedzenia. Niektóre krzesła były już zajęte, a niektóre wciąż puste. Zasiadłem z Matt'em przy zachodnim krańcu mebla. Mój towarzysz od razu zabrał się za jedzenie przyrządzonych kanapek. Ja wziąłem tylko jedną, dodatkowo robiąc sobie kawę. Zapowiadały się całkiem dobre wakacje... O ile Cameron nie wpadnie na coś głupiego.

* Verstehst du überhaupt etwas? - Rozumiesz cokolwiek?
** Nein, kein Wort. Aber sie ist voll net, also... Ich sag nichts darüber. - Nie, ani słowa. Ale ona jest naprawdę miła, dlatego nic nie mówię.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Marchewkowecoffie dnia Nie 20:00, 25 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:42, 24 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

- Lydia...Zapomniałaś o telefonie...Chyba twoja mama w nim wrzeszczy - odezwała się Whitney na co niemal od razu zareagowałam, przykładając słuchawkę do ucha. Faktycznie moja rodzicielka dostawała szału, że nie odpowiedziałam jej, jakbym zrobiła coś nie wiadomo jak okropnego. Przecież już i tak wiedziała, że przeżyłam i mam się dobrze. Czego ona jeszcze oczekiwała?
- Przepraszam, oddzwonię za jakiś czas - skomentowałam, po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę, rozłączając się ze swoją rodzicielką. Protestowała, najwidoczniej miała do mnie jakąś naglącą sprawę, ale w tym momencie nie byłam w stanie się na tym skupić. W mojej głowie tkwiła ta blizna, która jasno mi powiedziała, że to musiał być Axel. I wiedziałam, że on też teraz był świadomy tego, że nie uda mu się mnie przekonać co do tej tożsamości Jamesa Romirez. A miałam mu wmówić, że wierzę w tę jego ucieczkę od ojca z Nowego Jorku, aby wieść normalne, spokojne życie. Nie miałam jednak zamiaru rezygnować z tego planu. On miał swój cel, miałam go przyłapać jak nieświadomie robi coś, co Axel. Ale, żeby tak było, musiał przestać się pilnować przy mnie, a to właśnie robił. Po prostu przeczuwał, że jestem świadoma prawdy i niczego nie zrobi, a właśnie liczyłam na coś odwrotnego. W tym jednak momencie, wtedy kiedy wlazłam do jego pokoju, straciłam na to jakiekolwiek szanse, co wykluczyło mój pierwotny plan z obrotów. Znaczy, w teorii.
- Powiesz mi co się stało? - spytała w końcu moja przyjaciółka, a ja przypomniałam sobie o jej obecności. Przez chwilę milczałam. Zastanawiałam się nad tym, czy by jej nie powiedzieć o czym myślę. Z drugiej jednak strony, mogłaby uznać mnie za wariatkę, a na pewno dyrektor nakazał jej obserwowanie mnie, żeby wyłapać jakieś niebezpieczne akcje.
- Pomyliłam pokoje... - zaczęłam w końcu, wykluczając chęć zdradzenia jej prawdy. Nie mogłam jednak pominąć tego wydarzenia, czy skłamać, bo ona mnie znała jak nikt inny i wszystko potrafiła wyłapać. Nawet fałszywy komplement kierowany do niej, kiedy pytała o to, czy dobrze jej w danym ubiorze. - Weszłam do pokoju Jamesa, zamiast do naszego...Ma idealnie naprzeciw nas, jak na złość - dokończyłam, wzdychając, po czym opadłam plecami na posłanie i spojrzałam w górę, rozstawiając ręce równolegle do sufitu.
- Chyba przeznaczenie was do siebie ciągnie... - stwierdziła, a ja posłałam jej spojrzenie, które większość osób kierowało do mnie. Niczym na wariatkę, która postradała zmysły.
- Jest tylko jedna osobą, z którą chciałabym być, ale już nie mam szans - wyjaśniłam, chcąc i ją wprowadzić w błąd, żeby moja przykrywka była bardziej prawdopodobna. W tej sytuacji jednak ona chyba nie sprawdzała czy przypadkiem jej nie oszukuję. Faktycznie, była tylko jedna osoba, z którą chciałabym być. Ta końcówka też coś w sobie miała.
- Przykro mi, że tak cię traktowałam. Nie myślałam o tym, że możesz to aż tak przeżywać, a ja nie zachowywałam się jak przyjaciółka... - mimowolnie się podniosłam, spoglądając na nią pytająco, po czym zmieniło się to w uśmiech.
- Nie szkodzi. Jestem współwinna temu wydarzeniu... - odparłam, o czym spojrzałam na zegarek i poderwałam się z miejsca. - Jesteśmy już spóźnione na kolację! - zaraz potem obie ruszyłyśmy biegiem na miejsce, gdzie miała się odbyć kolacja. Jak na złość wszystkie miejsca były pozajmowane w pomieszczeniu, oprócz dwóch w pobliżu Axela. - Chyba nie jestem głodna... - skomentowałam, wpatrując się w mężczyznę i mimowolnie przypominając sobie bliznę, którą zobaczyłam na jego plecach. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się, żeby odejść, jednak Whitney mnie zatrzymała, łapiąc za bluzkę.
- Nie ma mowy. Musimy coś zjeść - zaprotestowała, po czym pociągnęłam mnie do tych przeklętych dwóch miejsc. Ja cały czas uciekałam wzrokiem od nich, chcąc żeby przed naszym dotarciem tam Rodriguez się usunął, ale nie udało się. - Pozwolicie, że się dosiądziemy? - spytała dziewczyna i nawet nie czekając na odpowiedź posadziła mnie na krześle i sama usiadła obok. Ja wylądowałam niemal idealnie naprzeciw ciemnowłosego, a ona tego drugiego, którego nawet nie kojarzyłam. Starałam się nie zwracać na nich uwagi i w milczeniu spożyłam posiłek, robiąc wszystko, aby nie natrafić spojrzeniem na Axela. To wcale nie było takie łatwe, bo nie raz odruchowo sięgaliśmy po to samo, jak to zazwyczaj bywało jeszcze przed jego "śmiercią". Dlaczego on do jasnej cholery musiał być taki sam? I z przyzwyczajeń, i nawyków i tekstów, które padały z jego ust? To wcale nie pomagało mi patrzeć na niego jak na Jamesa! Niemal marzyłam, siedząc w tej sali, o tym, aby jak najszybciej z niej wyjść. Po prostu ta jego obecność, i to tak blisko mnie przywoływała do głowy bolesne wspomnienia. Nie tylko jego śmierci, ale też tego, jak mnie traktował od powrotu.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:14, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Szczerze powiedziawszy, nie chcicałem zbyt długo zabawić w jadalni. Miałem zamiar sprawiać pozory najedzonego, a potem po prostu sobie pójść, przespać się i możliwie zaplanować zajęcia na następny dzień. W porównaniu do Matthias'a, który musiał być naprawdę głodny, ponieważ pochłaniał spore ilości jedzenia, ja zadowalałem się swoją kanapką i herbatą, które skonsumowałem praktycznie do końca. Znane mi z naszej klasy osoby gestykulowały żywo, odnośnie jedzenia biorąc przykład z Gravesa. Było kilka uczniów, których nie kojarzyłem, a którzy załapali się na wyjazd, ponieważ ludzie z naszego grona zrezygnowały przez rodzinę, czy zwyczajny brak chęci. Nie zwracałem jednak na nich zbytnio uwagi. Mój wzrok plątał się po jedzeniu, kominku, a także twarzy zadowolonego Joshuy i jego dziewczyny. On miał być następny. Śnieg, kurort, nieznany teren... Mogłem się go pozbyć właśnie w ten sposób. Sathiss nie dostałby przez to swojej ofiary, ale przynajmniej miałbym satysfakcję ze śmierci tego skurwiela. Ale czy się opłacało? Nim zdążyłem dogłębnie przemyśleć sprawę, do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby. Osoby, których zapach od razu rozpoznałem.
Nie drgnąłem nawet, kiedy Lydia wraz z Whitney zasiadały do stołu. Oczywiście, Matthias od razu pokiwał głową, kiedy ta druga zadała pytanie. Założę się, że Graves wiedział, iż nie oczekiwała odpowiedzi. Po prostu znalazł dziewczynę, którą mógłby uwieść. Naprawdę nie byłbym zaskoczony, gdyby spróbował. Ba, nawet, gdyby mu się udało. Matt'owi niczego nie brakowało - był inteligentny, czarujący, całkiem przystojny i wiedział, jak okręcić sobie kobietę wokół palca. Swoją złośliwą, szorstką naturę ujawniał dopiero przy osobach swojego pokroju... Choć lepszym ujęciem byłoby, że dobitnie mojego pokroju. Wiedział, że mi może nawrzucać, ja mogę go posłać na pobliską ścianę, czy wypieprzyć przez pobliskie okno, ale koniec końców, żaden nie będzie miał o to problemu. Dlatego właśnie, nie martwiłem się ani o zdanie tego wścibskiego palanta, ani o jego chamskie odzywki. Bardziej interesowała mnie obecność Cameron przy stole... I to nie w pozytywny sposób. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że wykonywanie codziennych czynności w obecności tej dziewczyny, mogło skończyć się wpadką z mojej strony. Zwłaszcza, że wydarzenie sprzed kilkunastu minut niczego nie ułatwiało. Wciąż nie potrafiłem rozszyfrować, czy ma jakiś konkretny cel, plany, czy może w końcu odpuściła sobie przywoływanie wspomnień i bawienie się w nazywanie mnie Axelem, gdy wszyscy inni widzą w niej przez to wariatkę. Dałaby sobie już spokój. Wtedy i mnie byłoby o wiele łatwiej.
Spędzenie godziny przy stole z Lydią wcale nie było takie proste. Choć żadne z nas nie patrzyło sobie w oczy, nawet nie zwracało na siebie uwagi, to notorycznie popełnialiśmy błędy, a przynajmniej ja je popełniałem - nie w tym czasie wyciągnąłem dłoń po cukier, przypadkowo nasze dłonie się zetknęły, gdy nalewałem sobie soku do szklanki, sięgnięcie leżącego obok Cameron masła wydało się być pułapką. Jakby tego było mało, jej zapach powoli doprowadzał mnie do szaleństwa. Siedząc naprzeciwko mnie, nawet nie miała pojęcia, jak bardzo mnie kusiła. Swoimi słowami, gestami, krótkimi uśmiechami podczas rozmowy z Whitney. Wręcz zaciskałem zęby, powstrzymując się od przeskoczenia tego stołu, powalenia ją na podłogę i złożenia na jej kuszących wargach kilku pocałunków. Sam tego nie rozumiałem. To było wręcz niepojęte. Jak tak... Irytująca dziewucha, mogła mnie aż tak pociągać i wzbudzać bliżej nieokreślone uczucia?
- Jeszcze nie pytałem... - Moją uwagę zwrócił Graves. - Co Ci się stało w dłoń? - Odruchowo spojrzałem w stronę płytko obandażowanych palców i dolnych partii ręki, aż do nadgarstka. - Mały wypadek przy pracy. - Wprawnie skłamałem, wstając przy tym. Osoby siedzące przy stole zwróciły na mnie uwagę, nie przerywając jednak wykonywanych czynności. - Wracam do siebie. - Nie potrafiłem już znieść jej zapachu, obecności, widoku... To mnie przytłaczało. Tak samo, jak wtedy na balu. Choć udało mi się zachować obojętną, chłodną twarz, to za każdym razem przychodziło mi to z jeszcze większym trudem. Matthias zareagował dopiero wtedy, kiedy ruszyłem w stronę drzwi - tajemniczo puścił oczko do Whitney, a potem podniósł się z miejsca i ruszył za mną. Przeczuwałem, że jeszcze długo nie da mi spokoju. Wciskając dłonie w kieszenie spodni, wyszedłem na korytarz, a potem skierowałem się w stronę swojego pokoju. Graves szedł tuż obok mnie, zadowolony pogwizdując pod nosem. Nie pytałem. Nie pytałem, póki sam nie zaczął mówić.
- Przywiozłeś coś ze sobą? - Doskonale wiedziałem, co miał na myśli. Wywróciłem oczami z politowaniem. - Mam Jack'a Daniels'a, trochę piwa i Johnnie'go Walker'a. - Blondyn poklepał mnie zadowolony po ramieniu, uśmiechając się przy tym dość podejrzanie. - Co powiesz na wieczór u mnie w pokoju? Zaprosiłem Lisę, Carmen, Rosę, Joshuę, Daniela, Whitney i kilka innych osób... - Miałem dziwne przeczucie, że ten kretyn nie mówi mi wszystkiego. Zwłaszcza, że ta cała propozycja brzmiała jak jedna wielka pułapka. - Po chuja mam tam iść? - Warknąłem, trochę zmęczonym tonem. - Dla kobiet, zabawy, rozluźnienia atmosfery i integracji, oczywiście! Ale w gruncie rzeczy dla gry w butelkę i łamiania narzuconych nam zasad. - Graves brzmiał tak, jak gdyby to wszystko było do bólu oczywiste. Musiał być jakiś haczyk. Wiedziałem jednak, że Matthias nie powiedziałby mi nawet, gdybym zapytał. Swoją drogą, dał mi szansę, bym dowiedział się, co Joshua ma w planach na przyszłe dni. Dzięki temu mógłbym dogłębnie sprawdzić, czy jego plany jakoś pokrywają się z zepchnięciem go z klifu, przysypaniem śniegiem, zrzuceniem podczas jazdy na snowboardzie, albo ewentualnie odcięcia liny podczas darmowego kursu wspinaczki.
- Wpadnę na moment. - Rzuciłem od niechcenia, zatrzymując się przy drzwiach od swojego pokoju. Nawet nie patrzyłem już na szeroki uśmiech blondyna, tylko zatrzasnąłem za sobą wrota. W pomieszczeniu powietrze było o wiele czystsze, więc mogłem odetchnąć, rozluźnić się i oczyścić umysł z brudnych myśli na temat Cameron. Wciąż było mi trochę gorąco, więc ściągnąłem bluzkę i cisnąłem ją na łóżko okryte granatową pościelą. Z kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę papierosów i ulubioną zapalniczkę, a potem wyszedłem na balkon, wpuszczając przy tym zimne powietrze do pokoju. Lodowaty wiatr chłodził moją skórę, mierzwił ciemne kudły i buchał w twarz płatkami śniegu, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. Popalałem wiśniowego szluga, opierając się przy tym lędźwiami o oblodzoną poręcz i obmyślając plany na kolejne godziny, dni, a nawet tygodnie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:53, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

[color=black]Miałam dziwne wrażenie, że ktoś za mną stoi i niemal pcha mnie w stronę Axela. Zapierałam się, ale nie szło mi to za dobrze, bo nie raz i nie dwa nasze dłonie się przypadkiem spotkały, kiedy sięgaliśmy po to samo. Każdy dotyk, chociaż w gruncie rzeczy będący jedynie muśnięciem, podnosił temperaturę mojego ciała o kilka stopni, a przynajmniej ja to tak odczuwałam. Na szczęście udało nam się uniknąć zetknięcia spojrzenia sobie nawzajem w oczy. Ani razu nie natrafiłam na jego cudowne jasnoniebieskie oczy, których widok zapewne odebrałby mi możliwość oddychania i nie byłabym w stanie się od nich oderwać. Czekałam tylko na to, aby móc stąd wyjść. Nie czułam się zbyt dobrze i swobodnie w jego towarzystwie, a zwłaszcza po tym, co zobaczyłam na jego plecach. Mogłam myśleć tylko o tym, jak musiał cierpieć skoro to coś złapało. Co to coś mu zrobiło? Jakim cudem udało mu się przeżyć? Dlaczego tak bardzo się zmienił? Tylko te pytania krążyły po moim umyśle, kiedy był w pobliżu. A odpowiedzi na nie były tak okropne i brutalne, że nawet nie chciałam wiedzieć czy były prawdziwe. I tak czułam się winna temu wszystkiemu, mimo że wiele osób próbowało mi wmówić, że to nie była moja wina. Mylili się, ja to wiedziałam i oni pewnie także. Przecież wiadomym było, że nasza dwójka obok siebie wiąże się z rywalizacją w każdej możliwej konkurencji, nawet w ryzykowaniu życia. Gdybym to ja zeszła pierwsza, to ja byłabym na jego miejscu. powinnam była to zrobić, a nie czekać, aż on się ruszy.
Przez całą kolację widziałam jakie spojrzenia rzucali sobie nawzajem znajomy Axela i Whitney. Niemal już widziałam, jak dziewczyna następnego dnia wraca i opowiada mi o tym jaką cudowną noc z nim spędziła. Zapewne zdawała sobie sprawę z tego, że on jest typem faceta, który liczy tylko na jedno nocną przygodę, ale mimo to chyba miała zamiar skorzystać z oferty, którą na pewno w najbliższym czasie usłyszy od niego, albo poczuje w postaci pocałunku. W sumie to zazdrościłam jej tego podejścia. Ja nie byłam taką osobą, a byłam pewna, że jeśli po "śmierci" ciemnowłosego spróbowałabym się wyleczyć w postaci seksu z pierwszym lepszy mężczyzną, to pewnie teraz nie byłoby takiej sytuacji. Nie czułabym tego dziwnego mrowienia w podbrzuszu w obecności chłopaka, ani nie zachowywałabym się jak wariatka, która chce odzyskać utraconą miłość.
Kiedy wreszcie kolacja zbliżała się ku końcowi, jako pierwszy od stołu odszedł Rodriguez. W niedługim czasie po nim, dołączył do niego Matt (o ile dobrze wyłapałam z ich rozmowy), który jeszcze wcześniej puścił znaczące oczko ku Whitney. Oddalili się, a w momencie, w którym minęli drzwi, nachyliłam się nad przyjaciółką.
- Jeśli zaczniecie się pieprzyć w naszym pokoju, to wylecicie z niego - skomentowałam, na co ta parsknęła śmiechem, po czym już rozluźnione dyskutowałyśmy we dwie, nadrabiając stracony czas. Niemal do ostatniej osoby w pomieszczeniu siedziałyśmy, zanim same zdecydowałyśmy się wrócić do naszego pokoju. Moja przyjaciółka niemal od razu ruszyła do swojej wielgachnej walizki (ja nie wiem co ona ta napchała, jej bagaż jest dwa razy większy od mojego). Chaotycznie zaczęła przebierać swoje rzeczy i w końcu wyciągnęła jakiś sweterek i spódniczkę którą chyba kiedyś ode mnie pożyczyła (o ile dobrze pamiętam).
- Przebieraj się w to. Mam nadzieję, że masz jakieś cieliste rajstopy - skomentowała, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę, odkładając rzeczy na łóżko.
- Nie przypominam sobie, żebym miała gdzieś wychodzić - odparłam, obserwując jak blondynka wyciąga świecącą się [link widoczny dla zalogowanych] i dwie pary szpilek. Zapewne z inną osobą bym wybałuszyła gały i spytała się jej po co jej to w kurorcie zimowym, ale znałam Whitney na tyle dobrze, że nie było to u niej nic zaskakującego.
- Wychodzimy. Na imprezę do Matta.
- No chyba żartujesz! - zaprotestowałam, kiedy ta już zaczęłam zrzucać z siebie dotychczasowe rzeczy, żeby po chwili założyć na siebie swoje odzienie.
- Naprawdę chcesz się w to bawić? I tak czy siak pójdziemy, bo ze mną nie wygrasz. Impreza zapewne się już zaczęła, ale piękne spóźnienie zawsze przyciąga wzrok. Ja pójdę się zająć makijażem, a ty to zakładaj. Masz być ubrana do czasu jak wyjdę z łazienki, bo dosłownie zerwę z ciebie to, co masz - wiedziałam, że ona nie żartowała, dlatego już po chwili stałam przed lustrem w szafie i spoglądałam na [link widoczny dla zalogowanych], który mi wybrała. Miała naprawdę dobry gust jeśli chodziło o ciuchy, przebijała nawet te wszystkie tapeciary. Nie zakładała nie wiadomo jak wyzywających ubrań, a i tak przyciągała wzrok, bo wiedziała, co w sobie musi innym pokazywać, a co ukrywać. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że dobrała mi takie rzeczy. Były delikatne, ale jednocześnie pokazywały moje długie, zgrabne nogi, na które zazwyczaj padał wzrok. Nie miałam okropnej sylwetki, byłam szczupła i miałam wystarczająco duże piersi, ale i tak główną atrakcją u mnie były te dwie dolne kończyny.
- No i pięknie. Teraz makijaż - klasnęła w dłonie, a z mojego gardła wydarło się tylko "co", zanim nie pchnęła mnie do łazienki i nie zaczęła malować. Podkreśliła mi oczy tuszem oraz eyelinerem, usta delikatnie różową szminką z połyskiem niczym w błyszczyku, po czym podała buty. - Użyj tych świetnych perfum. Zawsze je ze sobą brałaś na takie wyjazdy - stwierdziła, a ja posłusznie psiknęłam się swoim ulubionym zapachem, by na koniec spojrzeć na jej nieco bardziej wyzywający wizerunek. Miała silniejszy makijaż, bardziej przyciągającą wzrok sukienkę i splecione w koński ogon włosy, żeby pokazać swoje obojczyki. Mnie kazała zostawić rozpuszczone włosy, nieco je na końcach podkręciła, po czym ruszyłyśmy w stronę pokoju Matta.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Nie 17:54, 25 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:51, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Lodowate powietrze działało na mnie kojąco. Spędziłem na balkonie kwadrans, wypaliłem papierosa, a potem wróciłem do środka i wziąłem szybki prysznic. Musiałem przygotować się na małe zgromadzenie u Graves'a, choć szczerze powiedziawszy, za bardzo nie miałem na to ochoty. Na tą imprezę chciałem pójść tylko ze względu na Joshuę. Musiałem dowiedzieć się, czy aby nie miał zamiaru w następnych dniach wybrać się na stok, lub wycieczkę do lasu. Jeśli takie snuł plany, zapewne chciał zabrać jeszcze swoją dziewczynę. Zdążyłem zauważyć, że on i Jennifer są nierozłączni. Musiałem więc coś wymyślić, aby móc zostać z nim sam na sam. Ten mięśniak uwielbiał wyzwania, rywalizacje i wszystko, co związane z futbolem. Mogłem go więc podejść, a potem wyreżyserować pewien wypadek. Rzecz jasna, Joshua dostałby rolę główną. Przewiduję, że jego kwestią będzie błaganie mnie o litość, próba wytłumaczenia się, a potem poszybowanie w przepaść prosto z jednego z mało uczęszczanych klifów.
Wychodząs spod prysznica, osuszyłem włosy i przyjrzałem się sobie w lustrze. Nic nie zmieniło się od przyjazdu do kurortu. Przesuwając opuszkami palców po swojej twarzy, nie wyczułem pod nimi żadnych nierówności w postaci niekontrolowanego uśmechu, czy grymasu radości. W moich oczach nie iskrzyło się nic, prócz bezlitosnego, tajemniczego błysku. Pozostawałem szorstki dla oka. Odetchnąłem ciężko, sięgając po perfumy i grzebień. Cameron nie wpłynęła na mnie w żaden sposób, przynajmniej nie powierzchownie. Nie ukrywam, że jej obecność na wycieczce nieco mnie niepokoiła. Jeszcze przed kolacją byłem pewien, że na mnie nie wpłynie, iż to tylko niegroźna, opanowana tęsknotą i żałobą po śmierci przyjaciela dziewczyna, która w moim pokoju zobaczyła trochę zbyt wiele. Mogłem znaleźć wymówkę na moje blizny, ale nie potrafiłem znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia co do mojego zachowania. Złośliwości i insynuacje Matthias'a wcale mi nie pomagały w poszukiwaniach właściwej odpowiedzi. Bo co, do cholery, mógłbym do niej czuć, prócz pożądania? Dawno zagrzebane emocje domagały się uwagi, której wcale nie chciałem im poświęcać. To słabość. Wszystkiego się wyzbyłem - uczuć, wspomnień, rodziny, dawnego życia... Ale została ta jedna, mała słabość. Słabość, imieniem Lydia Cameron.
Wybudzając się z zamyślenia, ogarnąłem ciemne kudły i potraktowałem się ledwo wyczuwalnym męskim perfum, a potem opuściłem łazienkę. Na zapełniony bliznami tors wciągnąłem [link widoczny dla zalogowanych] z nadrukiem, bokserki ukryłem pod ciemnymi [link widoczny dla zalogowanych], a na stopy wciągnąłem zwykłe trampki, które zabrałem ze sobą na wszelki wypadek. Z walizki wyciągnąłem dwie butelki mocniejszego alkoholu, a także kilka puszek puszek piwa. Wszystko ułożyłem na swoim łóżku. Do tylnej kieszeni spodni zdążyłem wsunąć jeszcze paczkę papierosów razem z ulubioną zapalniczką, ponieważ zaraz potem usłyszałem pukanie do drzwi. Spokojnie je uchyliłem.
- Gdzie Ty się podziewasz, jebańcu! - Matthias był wyjątkowo niezadowolony, wpadając do mojego pokoju. Wywróciłem tylko oczami, dostrzegając w jego dłoniach mały, skórzany plecak. Zlustrował mnie od góry do dołu, a na jego twarzy wykwitł ten cwaniacki uśmieszek. - No, no... A już myślałem, że nie masz zamiaru przyjść. - Zagwizdał, pakując alkohol do wyżej wymienionej torby. - Powiedziałem, że przyjdę. Nie sraj żarem. - Mój szorstki ton wcale go nie zraził, ponieważ zaraz narzucił sobie plecak na ramię, a potem po prostu wyszedł z mojego pokoju. Ruszyłem za nim, przy okazji zamykając drzwi od mojej sypialni. Podczas spaceru przez cały korytarz, Graves pogwizdywał dość głośno, co przyprawiało mnie o podskórne przeczucia, że jednak coś przede mną zataił. Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy nie zatrzymaliśmy się przy jego pokoju, a dopiero na schodach. Spojrzałem na niego wyczekująco, ale ten tylko gestem wskazał, bym szedł za nim. Tak też zrobiłem, nie mając większego wyboru. Wchodziliśmy dość długo po schodach, mijając dwa piętra kurortu. Zatrzymaliśmy się dopiero na trzecim. W powietrzu unosił się zapach kurzu i damskich perfum.
- Powiedzmy, że przekonałem recepcjonistkę, iż bardzo potrzebujemy klucza na strych, bo chcemy zorganizować spotkanie. - Jego uśmiech mówił naprawdę wiele. Nie chciałem wiedzieć, czy przeleciał ją na zapleczu, czy w swoim pokoju. - Wiesz, ona doskonale rozumie, że nie chcemy przeszkadzać innym gościom... Poręczy za nas nauczycielom, jeśli się skapną, że nas nie ma. - Wzruszył ramionami, łapiąc za klamkę drzwi, od których nieco odpadała farba. Ustąpiły z cichym skrzypnięciem, a zaraz potem Matthias wprowadził mnie do środka. Moim oczom ukazał się dość nietypowy widok - dwie stare kanapy zajęte przez kilka osób, rozświetlające mrok świece, Joshua majstrujący przy starym sprzęcie grającym, a także kilka osób siedzących na rozłożonym na podłodze kocu. Całe pomieszczenie było dość małe, ale nigdzie nie walały się pajęczyny. Ogółem, było całkiem przytulnie. Największym zaskoczeniem jednak był fakt, że na ścianie wisiały rozmaite plakaty i obrazy, jak gdyby była to czyjaś kolekcja. Kiedy Graves zamknął za nami drzwi, wszyscy spojrzeli wyczekująco w naszą stronę. Poczułem się, subtelnie mówiąc, piorunowany wzrokiem.
- Pan Ramirez załatwił nam prowiant, żeby nie siedzieć o suchym pysku! - Powiadomił Matthias dość głośno. Imprezowicze zareagowali aż nadto pozytywnie. Josh'owi udało się odpalić jedną z płyt, na której okazało się być kilka klubowych przebojów z dawnych lat. Na środku koca postawiono zgromadzony przeze mnie alkohol, ktoś dostawił plastikowe kubki i jakieś drobne przekąski, jak czipsy, colę, paluszki i kilka innych. Atmosfera byłaby jak najbardziej w porządku, gdybym nie wyczuł, jak moje nozdrza kolejny raz tego dnia, podrażnia znajomy zapach. Zbyt znajomy. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Właśnie dlatego, spiąłem się i chciałem wyjść. Można nazwać to ucieczką, lub taktycznym odwrotem. Nie zdążyłem jednak wykonać żadnego ruchu, bo Lisa ubrana dość... Odważnie, pociągnęła mnie na dywan i posadziła przy... Lydii. Wiedziałem, że nie zrobiła tego specjalnie. Czułem jednak żar bijący od Cameron, wibrujące w powietrzu emocje i naprawdę nie miałem ochoty spędzić tego wieczoru sztywny jak kłoda. - Trink mal etwas. Du siehst nicht so schön aus, wenn du so nervös bist*. - Ciepły oddech Elisabeth w okolicach mojego ucha nieco odwrócił moją uwagę od Cameron. Postanowiłem posłuchać jej rady. Choć moje mięśnie były napięte, a sam nie miałem odwagi choć odwrócić się w stronę szatynki, to wiedziałem, że muszę wyłudzić informacje od Joshuy. Druga taka okazja mogła się nie przydarzyć. Zwłaszcza, że Josh pod wpływem alkoholu zawsze był bardziej wylewny.
Sięgnąłem po papierowy kubek i nalałem sobie do niego trochę whiskey. Opróżniłem naczynie dwoma sporymi haustami, czując, jak alkoholowy napój rozpala w moim przełyku i żołądku pokaźny pożar. Rozluźniłem się nieco dzięki temu. Były jednak również minusy - Czułem się o wiele bardziej przytłoczony wyrywnymi uczuciami, które podsycały moje pożądanie skierowane do Cameron. Nie ukrywajmy - wyglądała naprawdę olśniewająco. Idealnie podkreślała swoją urodę skromnym makijażem, ale i krótką spódniczką, która... Cóż, przyprawiała mnie o kolejne fale gorąca. - Zagrajmy w butelkę! - Wręcz rozkazał w pewnym momencie Graves, do tej pory siedzący intensywnie blisko Whitney. Zgromadzenie się zgodziło. Ba, to mało powiedziane. Oni byli wręcz zachwyceni. Podniecali się jak gimnazjaliści, powiedziałbym. Lisa bez pardonu nagle wstała, tylko po to, by usiąść mi pomiędzy nogami i oprzeć się plecami o mój tors. Nie zrobiła tego jednak, chcąc wzbudzić zazdrość w pozostałych, nieco zapatrzonych we mnie dziewczynach. Miałem przeczucie, że po prostu czuła się bezpieczniej przy kimś, z kim może normalnie porozmawiać.
- Und jetzt? Jetzt bin ich schön?* - Szepnąłem jej nieco żartobliwie na ucho, a ta zaśmiała się perliście, klepiąc mnie nieskrępowana po udzie. - Ja, jetzt bist du wunderschön, Teddybär.* - Prychnąłem niezadowolony, ale i nieco rozbawiony, słysząc, jak się do mnie zwraca. Jej towarzystwo trochę mnie rozluźniło, a kojący zapach wanilii i ziół uspokajał. Co prawda, wciąż miałem ochotę zostawić Niemkę i rzucić się na Cameron, ale bawiąca się moimi palcami panna Schneider przypominała mi, że nie powinienem. Powstrzymywała mnie wręcz.

* Trink mal etwas. Du siehst nicht so schön aus, wenn du so nervös bist - Wypij coś. Nie jesteś już tak przystojny, kiedy jesteś poddenerwowany.
** Und jetzt? Jetzt bin ich schön? - A teraz? Teraz jestem przystojny?
*** Ja, jetzt bist du wunderschön, Teddybär. - Tak, teraz jesteś przepiękny, misiu.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:59, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Jeszcze na początku było całkiem przyjemnie. Nie czułam się skrępowana, ani zawstydzona obecnością Axela, bo jego po prostu nie było. Nie musiałam powstrzymywać się przed spoglądaniem na niego, nie myślałam o tym co wycierpiał, jak przeżył czy czemu był taki zimny. Wręcz dobrze się bawiłam, przypominając sobie jak to było przed tym całym wypadkiem. Nie raz i nie dwa Whitney wyciągała mnie na imprezy, na których mimo wszystko bawiłam się dobrze. To właśnie na jednej z pierwszych dołączyłam do paczki Rodrigueza i zaczęłam z nim rywalizować. Jednak przestałam na takie uczęszczać po siódmym grudnia i odcięłam się od tego towarzystwa. Teraz zaczynałam powoli powracać do tej strony mojej osobowości. W sumie lubiłam taką siebie. Byłam pewna siebie i częściej się uśmiechałam. Nawet nie wpadałam w stan przed depresyjny czy depresję, bo byłam w swoim gronie. Porozmawiałam cwhilę z Joshuą, z Jennifer i dostrzegłam jak Matt opuszcza swój pokój. Nie było go zaskakująco długo czasu jak na zwykłe zapalenie czy spacer, a jak wróci to powiedział, że załatwił nam strych. Nie musiałam pytać, żeby wiedzieć, że zapewne użył swojego uroku i swoim doświadczeniem usidlił na jakiś czas jedną z recepcjonistek, która całkowicie mu się oddała, zapewne bez wahania. Swoją drogą to pewnie na miejscu tej pracownicy kurortu zrobiłabym dokładnie to samo.
- Coraz bardziej... - zaczęła Whitney, a ja uniosłam zadowolona z siebie kąciki swoich warg.
- ...Ci się podoba, wiem, znam cię - dokończyłam za nią, po czym podeszłam do jakiegoś chłopaka, którego nie kojarzyłam. Wdaliśmy się w całkiem interesującą dyskusję, podczas której zapomniałam o tym, że mijaliśmy pokój Axela. Nawet jak już byliśmy na strychu, to trudno było nam przerwać, więc nawet Whitney tego nie próbowała. Pewnie nawet cieszyła się, że wreszcie z kimś wymieniam się spostrzeżeniami, a nie tylko jednym słówkiem: "Cześć".
Kiedy do pomieszczenia wszedł Rodriguez, całkowicie go zignorowałam, zajmując się dyskusją z nowo poznanym znajomym. Niestety moja przyjaciółka mnie od niego odciągnęła, kiedy zdecydowali się rozpocząć grę w butelkę. Aż się bałam tego na jakich zasadach będziemy grali. Czy prawda i fałsz. Czy prawda, albo zadanie, a może na zasadzie pocałunków. Liczyłam na to, że szerokim łukiem ominął to ostatnie i odetchnęłam z ulgą, kiedy tak było. Wybrali prawdę lub zadanie, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że obok mnie siedział Axel. Gwałtownie, w jednej chwili, cały mój spokój zniknął. A dokładniej wtedy, kiedy jakaś dziewczyna usiadła pomiędzy jego kolanami i oparła się o jego tors. Byłam zazdrosna, ale jednocześnie strasznie mnie to zirytowało i wnerwiło. Cały czas widziałam, że on coś do mnie miał. Na balu to pokazał, w autobusie starał się omijać mnie wzrokiem, ale często nim padał na moją osobę, w stołówce zabierał gwałtownie ręce kiedy się ze mną stykał. Czułam w sobie okropnie, nieprzyjemne ukłucie serca, ale jednocześnie furię.
- No to zaczy... - zaczął Matt, jednak nie dokończył, bo mu przerwałam. Moja przyjaciółka spojrzała na mnie z komunikatem, abym nie ważyła się wracać do pokoju, a ja tylko puściłam jej oczko, dając znać, że nie mam takiego zamiaru.
- Zaczekaj - powiedziałam, po czym podniosłam się, usiadłam obok nowo poznanego, imieniem Andreas i posłałam Axelowi wyzywający uśmiech, jakbym rzucała mu wyzwanie pod tytułem, zobaczymy które z nas pierwsze pęknie, widząc drugiego z kimś innym. Tak, ja wiedziałam, że pewnie dawałam mu sygnał, iż nadal mu wierzyłam, ale po prostu już nie mogłam wytrzymać. Whitney miała w pokoju setkę, którą nie wiem skąd wzięła i mi ją dała, widząc jak sztywna jestem przed znalezieniem się w pokoju Matta. Nie miałam dzisiaj ochoty bawić się w niepewną, zranioną nastolatkę, która widzi jak osoba, którą kocha zabawia się z kimś innym. Dosyć miałam tego, że tylko ja z naszej dwójki w tak mocny i dogłębny sposób cierpiałam przez jego śmierć, a potem powrót i całkowitą zmianę stosunku do mnie.
- Teraz możemy zaczynać - wtrąciłam, kierując się na blondyna, a ten niemal od razu zakręcił butelką. Szczerze miałam nadzieję, że od razu padnie na Axela, bo byłam pewna, że wybierze zadanie, ale niestety tak się nie stało. Dopiero za drugim razem, kiedy kręcił Matt, czubek wskazał na Rodrigueza. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się bardzo szeroki uśmiech, ukazujący jedynie satysfakcję i przesadną pewność siebie.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:19, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Zapach wanilii skutecznie zakłócał woń Cameron, za co byłem naprawdę wdzięczny siedzącej pomiędzy moimi kolanami Elisabeth. Ruda, zupełnie nieświadoma mojego położenia w tej sytuacji, po prostu wygodnie sobie siedziała, sącząc whiskey wymieszane z colą. Schneider była skromną, życzliwą, miłą dziewczyną, która nie bała powiedzieć się kilku słów za dużo. Była raczej przebojowa i śmiała, jeśli ktoś zrobił na niej dobre wrażenie. Ja byłem właśnie taką osobą - mogłem z nią normalnie porozmawiać, przynjamniej na miarę swoich sił, a ona to doceniała. Równie dobrze przecież mógłbym minąć ją wtedy bez słowa, a ona zostałaby całkowicie sama z wiecznie paplającą Carmen. Miałem wrażenie, że była mi po prostu wdzięczna. Doceniałem to. Co prawda, wykorzystywałem ją bez skrupułów, ale o tym akurat nie musiała wiedzieć. To czysty przypadek, że ulżyła mi wtedy, kiedy akurat nie miałem jak się obronić przed urokiem Lydii. Możliwie byłem w stanie spędzić ten wieczór całkiem miło, bez rzucania się na osoby trzecie, bez rozbijania butelek na głowach potencjalnych agresorów, i bez narzekania na rażącą bliskość Cameron, która, tak swoją drogą, nabrała dystansu.
Wszyscy usiedli w kole, tak, aby wygodniej grało się nam wszystkim w butelkę. Byłem przekonany, że Lydię skręca od środka, kiedy jestem w pobliżu. Dała mi takie poczucie, wybiegając w pośpiechu z mojego pokoju, kiedy zauważyła skrawek moich pleców. Właśnie dlatego, obserwowałem ją nieco zaskoczony, kiedy przerwała Matthias'owi i wstając, ruszyła w kierunku nieznanego mi faceta. Nie ukrywam, że mój wzrok samoistnie powędrował na jej spódniczkę, kiedy się podnosiła. Zostawiłem jednak ten fakt dla siebie, ponieważ obserwowanie, jak ten... Fagas uśmiecha się do niej idiotycznie słodko, sprawiło, że poczułem nieprzyjemne drapanie w żołądku. Miałem ochotę wstać, zacisnąć pięść i wymierzyć mu cios prosto w zęby, przy okazji sprawiając, że straciłby je wszystkie. Plułby nimi jak maszyna do popcornu. Doskonale wiedziałem, do czego byłem zdolny... I dlatego pozostałem na swoim miejscu, dopijając whiskey z papierowego kubeczka, podczas kiedy to ten skurwysyn robił słodkie oczka do Cameron. Daniel zaczął, kręcąc butelką. Wypadło na Matthias'a, który wybrał zadanie. Widząc, jak oblizuje usta koniuszkiem języka wiedziałem, że liczył na poważne pojebane, lub perwersyjne zadanie. I, ku jego szczęściu, takie dostał. Przynajmniej po części - miał pocałować dziewczynę, która aktualnie mu się najbardziej podoba. Nie byłem wcale zaskoczony, kiedy podszedł do Whitney. Ich pocałunek nie był wcale grzeczny, nie przypominał przyjacielskiego całusa. Powiedziałbym, że namiętnie wymieniali się śliną przez dłuższy czas. Dopiero kiedy nie wstając z miejsca, kopnąłem Gravesa w kostkę, ten odstosunkował się od swojej niedoszłej kochanki i usiadł na swoim miejscu.
- No, no, panie Ramirez... - Chrapliwy, perwersyjny śmiech Matthias'a przypomniał mi, że nie powinienem wybierać zadania. Nie chciałem jednak wyjść na sknerę, skoro już na mnie wskazała butelka po Johnnym Walkerze. - Zadanie. - Wszyscy patrzyli wyczekująco na Gravesa, który, jak na złość, spojrzał na mnie z tym swoim firmowym błyskiem w oku. - Zadanie złożone, zwykłe, podwójne...? - Wymieniał, widocznie rozbawiony. - Nie pierdol, tylko dawaj to zadanie. - Warknąłem, poirytowany i zażenowany jego słowami. Blondyn zaklaskał w dłonie, gestem nakazując mi wstać. Lisa grzecznie odsunęła się ode mnie i zajęła miejsce obok, a ja podniosłem się z koca. - Dla pana mam coś specjalnego, panie Ramirez... - Zaczął, przywołując do siebie gestem Rosę i Debrę. - Jako, że ostatnio jesteś tak spięty, jakbyś miał metalową rurkę w dupie, rozluźnisz się trochę w towarzystwie tych dwóch pań. - Uniosłem brew, spoglądając na niego jak na ostatniego debila. Z pewnością nie miał aż takiego tupetu, by kazać mi się z nimi pieprzyć.
- Bez obaw, bez obaw... Mam na myśli niewinną zabawę w trójkąciku. Oczywiście, ograniczamy się tylko do pocałunków i delikatnych pieszczot. - Wywróciłem oczami. Jakżeby inaczej? Nie miałem co liczyć na to, że Matthias da mi zadanie związane z alkoholem, tańcem, jakimś ćwiczeniem, upokorzeniem, czy w ostateczności kradzieżą. Mu chodziło tylko i wyłącznie o perwersyjne zabawy z kobietami. Zgromadzone towarzystwo zaczęło gwizdać i poganiać dwie dziewczyny, które, wpierw stały nieco zdębiałe. Debra wyglądała na znacznie bardziej rozluźnioną, niż Rosa, która czuła się zapewne... Cóż, jak pani do towarzystwa. Widziałem w jej oczach, że mimo jakiegoś porozumienia między nami podczas balu, teraz czuła się o wiele mniej pewnie, raczej zmieszana, kiedy pochodziła do mnie. Czy chciałem wykonać to zadanie? Wcześniej ni mnie to ziębiło, ni grzało. Jednak kiedy zobaczyłem przed rozpoczęciem zabawy wyzywający uśmiech Cameron, postanowiłem się z nią pobawić. Tak, jak tego chciała. Chciałem, by pożałowała tej prowokacji.
Wyciągnąłem w stronę Velasco dłoń, a ta chwyciła ją niepewnie. Wtedy przyciągnąłem ją bliżej siebie i wspólnie usiedliśmy na kanapie, gdzie czekała już nieco podekscytowana Debra. - To tylko gra, Roso. Zabawa. Rozluźnij się trochę. - Poinstruowałem ją, nie chcąc mimo wszystko, by miała potem jakieś wyrzuty. Poza tym, wolałem, by nie była sztywna jak kłoda, ani nie czuła się skrępowana spojrzeniami wszystkich obecnych. Joshua włączył dość nastrojową muzykę, kiedy moje palce delikatnie zaciskały się na podbródku Velasco. Drugą dłonią przesunąłem subtelnie po jej udzie i talii, zapraszając w ten sposób do zabawy. Nieco zarumieniona, pochyliła się nade mną i złączyła nasze usta w pocałunku. Wpierw spokojnym, czułym, a potem nieco bardziej namiętnym i żarliwym. Jej wargi były miękkie, ciepłe, smakowały alkoholem. Poczułem, jak wzdłuż mojego kręgosłupia przechadzają się przyjemne dreszcze, kiedy pod koszulką poczułem opuszki palców Debry. Sunęła nimi po moim umięśnionym brzuchu, podbrzuszu, klatce piersiowej i ramionach, jak gdyby ignorując wszelkie nierówności.
- Lubię facetów z bliznami. - Jej gorący szept drażnił moje ucho, kiedy prosiła o uwagę. Rosa to zauważyła i rozłączyła nasze wargi tylko po to, by Debra zacisnęła wolną dłoń na mojej koszulce i pociągnęła gwałtownie w swoją stronę, składając następnie na ustach namiętny pocałunek. Zrobiło mi się gorąco. Czułem się jak kawał mięcha, podzielony na dwa wygłodniałe drapieżniki. To uczucie nasiliło się, kiedy Velasco przesunęła koniuszkiem języka po moim odkrytym obojczyku, a następnie szyi. Nie to, by mi się coś takiego nie podobało, wręcz przeciwnie - ta miła odmiana była naprawdę podniecająca. Dwie piękne kobiety, chcące tylko i wyłącznie mojej uwagi - marzenie niejednego faceta. Trwało to około pięciu minut - dziewczęta wzajemnie kradły moje pocałunki, drażniły ciało i prosiły o jakąkolwiek pieszczotę. W pewnym momencie Rosa usiadła na moich kolanach. Wtedy dłońmi sunąłem po jej kuszących udach, biodrach, talii i plecach. Podobało się jej i zapewne gdyby nie Debra, która również chciała postawić kilka odważnych kroków, ośmieliłbym się wsunąć dłonie pod jej zwiewną bluzeczkę, wabiony uroczymi rumieńcami i cichymi westchnieniami. Velasco była niewinna, raczej uległa. Za to ta druga... Cóż, naprawdę mnie prowokowała, siadając mi na biodrach i poruszając seksownie tyłeczkiem, ocierając się przy tym o moje krocze. Ta gra na kanapie naprawdę mi się spodobała. Angażowałem się w nią, oczywiście do momentu, aż Matthias nie zagwizdał głośno.
- Ej, mówiłem o pieszczotach, a nie seksie przez ubranie. - Jego złośliwa uwaga nie zrobiła na nas najmniejszego wrażenia. Dziewczęta wróciły na swoje miejsca - Debra niezadowolona z tak szybkiego zakończenia, a Rosa piekielnie zawstydzona. Ja... Cóż, ja jedynie poprawiłem zmiędlone ubranie i potargane włosy, a potem wróciłem na swoje miejsce. - Kręć, kręć, bo zaraz podniecone towarzystwo zacznie się pieprzyć. - Nalegał Graves, widocznie rozbawiony. Prychnąłem tylko, oblizując koniuszkiem języka nieco perwersyjnie oblizując dolną wargę. Złapałem za butelkę i zakręciłem mocno. - Das war echt heiß.*- Mruknęła w między czasie rozbawiona Lisa, co skwitowałem wzruszeniem ramionami. Byłem przygotowany, że wylosuje Josh'a, Daniela, może tego fagasa od Lydii... Ale nie, że ją samą. Matthias zagwizdał wyzywająco, a ja spojrzałem wyzywająco na dziewczynę. - Pytanie, czy zadanie? - Mój ton był cwaniacki, unosiłem pyszałkowato jeden kącik ust. Usłyszałem to słowo, na które miałem nadzieję.
- Naprawdę lubie Twoje zabawy, Graves... - Rzuciłem, a ten ukłonił sie teatralnie, jak gdyby dumny ze swojego wcześniejszego pomysłu. Widział, że się rozluźniłem. Nie ukrywam, że pociągający zapach i wygląd Cameron, a także lekkie podniecenie po ostatnim zadaniu miały wpływ na kreowanie polecenia dla Lydii. Wstałem, otrzepałem się z niewidzialnego kurzu i podszedłem spokojnie do siedzącej przy swoim fagasie szatynki. - Spierdalaj. Przeszkadzasz. - Warknąłem do niego bezczelnie. Był zaskoczony. - Ogłuchłeś? Wypierdalaj. - Te słowa zabrzmiały nieco głośniej, groźniej. Nim nieznajomy się odezwał, do akcji wkroczył Matthias. - Chodź, Andreas. Muszą wykonać swoje zadanie. Potem James zrobi Ci miejsce. - Przekonywał go, co skwitowałem ironicznym prychnięciem. Usiadłem obok Cameron, czując, jak jej zapach powoli mąci mi w głowie, i to tak porządnie. Położyłem swoją dłoń na jej karku, a potem przyciągnąłem bliżej siebie. - Twoim zadaniem, jest pozostanie objętną na moje pieszczoty. - Mój gorący oddech drażnił jej wargi, kiedy to mówiłem, patrząc jej bez skrępowania w oczy, jak gdyby bezczelnie mówiąc, że wiem o jej słabościach. Powoli zacząłem całować usta Cameron, nie czekając na odpowiedź. Wpierw delikatnie, po prostu składałem delikatne całusy. Potem jednak zacząłem się bardziej starać. Moje pieszczoty były namiętne, jak gdyby tęskne i żarliwe. Czułem przyjemne dreszcze i swoje własne szybkie bicie serca. To było jak ekstaza. Ta satysfakcja, możliwość wdychania jej zapachu pełną piersią, możliwość całowania jej pełnych, ciepłych i słodkich warg, o wiele lepszych, niż dwóch poprzednich zalotniczek.
Gdzieś w tle słyszałem, jak niejaki Andreas zgrzyta zębami, ale szczerze mówiąc, wisiało mi to. Odgarnąłem Lydii włosy z szyi, a potem powoli przeniosłem na nią swoje wargi. Opuszkami palców subtelnie sunąłem wzdłuż uda szatynki, czując pod nimi delikatną, gładką skórę. Czułem się tak, jak gdyby ktoś zgasił światło. Wrzałem wręcz, choć jedynie ja obdarowywałem ją pieszczotami, a nie na odwrót. Wręcz dziwne mogło wydać się, jak bardzo się przykładałem i angażowałem. Coś mnie do niej pchało. Coś nakazywało mi sprowadzić ją do parteru, a potem po prostu się z nią kochać. Zrobiłbym to. Zrobiłbym, gdyby w pomieszczeniu nie było aż tylu osób.

* Das war echt heiß - To było naprawdę gorące.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:09, 25 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Zastygłam w bezruchu słysząc to, co nakazał zrobić Axelowi Matt. Wiedziałam, że nie odmówi, w końcu rzuciłam mu wyzwanie, ale jednak gdzieś tam w moim środku tliła się iskierka nadziei, że odmówi, która zgasła, gdy się podniósł i z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem podszedł do dwóch dziewczyn. Ja nie wiem czy blondyn zdawał sobie sprawę z tego, że ciągnęło mnie do ciemnowłosego. Przez chwilę miałam wrażenie, że widział to na stołówce. Dlatego przeszło mi przez myśl, że może on celowo to zrobił. Albo nie wiedział i faktycznie chciał rozluźnić chłopaka. Z tym, że nie miał pojęcia, że kopał pode mną jeszcze głębszy dół niż miałam do tej pory. Od początku imprezy byłam rozluźniona, cieszyłam się każdą chwilą zapominając o problemach i tym, co mnie ostatnio dręczyło, a to się miało skończyć już za chwilę. Niemal czułam na sobie współczujący wzrok Whitney, która pewnie gdyby nie była tak zauroczona Mattem, od razu by zaprotestowała i kazała zmienić zadanie, albo wyprowadziła mnie z pomieszczenia. Jednak nie mogłam przegrać, musiałam z nim wygrać. Od jego powrotu, to on wygrywał. On mną kierował jak mu się żywnie podobało. On doprowadzał mnie do stanu załamania psychicznego. On bawił się mną niczym zabawką, którą można zachęcać, a potem nagle odbierać to bardzo brutalnie. Teraz to ja musiałam to zrobić, ja musiałam pokazać mu, że on ma gorzej niż ja. Ja musiałam udowodnić jemu i przede wszystkim samej sobie, że jestem w stanie przymknąć oko na te uczucia, żeby on zrozumiał iż nie chce, abym to robiła. Bo cokolwiek kazało mu udawać Jamesa, nie pomyślało o bardzo istotnej rzeczy: o mnie. Widziałam przecież sposób, w jaki mężczyzna na mnie patrzył na balu. Moja przyjaciółka też widziała i zauważyła. Axel czuł do mnie coś więcej niż starał się sobie samemu wmówić. A to był mój punkt zaczepienia: ja sama.
Kiedy zaczęła się ich...gra, czułam jak moja skorupa i przykrywka powoli znikają. Ich płachta powoli opadała, próbując przepuścić załamanie, poddanie się i ból. Usilnie jednak trzymałam się na jej krańcach, nie odwracając wzroku od trójki, która niemal pieprzyła się już na kanapie. Zęby zaciskałam, pięści też i byłam tak bardzo sztywna, że Andreas z łatwością to dostrzegł. Musiał odczytać ze mnie to, że Axel mi się podoba, bo w pewnym momencie objął mnie za talię i zaczął szeptać do ucha idiotyczne dowcipy, które w jakiś taki minimalny sposób trzymały mnie w jednej całości. Jednak mimo wszystko, kiedy tylko skończyli się pieścić, odetchnęłam z ulgą i wypuściłam sporą ilość powietrza z płuc. Przestałam wbijać się w ziemię i spojrzałam na butelkę, którą Rodriguez już zdążył zakręcić. Liczyłam na wszystko, że padnie na Whitney, na Josha, znowu na Matta, ale nie, że na mnie. Moje oczy automatycznie powiększyły się do wielkości pięciozłotówek i spojrzałam na ciemnowłosego, który kazał mi wybrać. W gruncie rzeczy wybrałabym pytanie, ale miałam przypuszczenie, że byłoby to coś w stylu: "Czy w pomieszczeniu jest osoba, która ci się podoba, a jak tak to kto?", a chciałam tego uniknąć. Wzięłam więc zadanie, mając nadzieję, że nie przesadzi, jednak już ton, w jakim warknął na Andreasa, dał mi sygnał. Kazał mu się wynosić i to tak ostro, że już wiedziałam, iż moje zadanie będzie jeszcze gorsze niż Axela. Dlatego nie zdziwiło mnie, kiedy palnął, że mam być obojętna na jego pieszczoty, jednak w środku czując mocny uścisk. Nie dam rady, ja na pewno nie dam rady!
- Mam... - zaczęłam, chcąc dodać, że mam nadzieję, iż on nie będzie się hamował, ale już poczułam jego usta na swoich. Po moim ciele przepłynęły ciepłe dreszcze, które wybuchły w momencie, w którym poczułam jak zaczyna bardziej się angażować, jak przekazuje mi swoją namiętność, kreując to dla innych jako część zadania, ale dla mnie, jako niemą informację, że mnie pragnie. Czułam jak wszystko mnie w środku pali przyjemnym, żywym ogniem, jak oblega każdy skrawek organizmu ale musiałam wytrzymać. Szukałam jakiegoś rozwiązania, jakiegoś punktu zaczepienia dla moich myśli, które niemal wirowały w mojej głowie niczym trąba powietrzna, zabierająca wszystko to, co mnie stopowało. Walczyłam z tym, starałam się i wychodziło mi to do momentu, w którym nie przeszedł ustami na moją szyję. Już prawie mruknęłam, niemal westchnęłam z rozkoszą, ale zagryzłam mocno wargi i zacisnęłam palce tak, że paznokcie mocno wbijały mi się w skórę, powodując ból. Wtedy właśnie przypomniało mi się, że kiedy cięłam się przez te kilka pierwszych tygodni, ból trzymał mnie przy ziemi. Nie myślałam wtedy o śmierci, o tym co się mogło dziać z Axelem, ani o tym, jak bardzo cierpiał podczas bycia pozbawianym życia. Przypomniałam sobie, że patrzyłam wtedy jak przez mgłę, miałam chwile zapomnienia i nawet moja ulubiona muzyka nie docierała do mnie. Byłam wtedy w swoim świecie, otoczonym wielkim murem, odciętym od tego zewnętrznego i nie przepuszczającym żądnych bodźców. Były to momenty, kiedy nie czułam bólu nie tylko psychicznego, ale i fizycznego, mimo że dalej się cięłam i to mnie utrzymało przy zdrowych zmysłach. Dodatkowo pomagała świadomość tego, że gdybym odwzajemniła w jakimś stopniu pieszczoty, albo pokazała, że nie jestem w stanie pozostać obojętną, przerwałby. Przestałabym czuć jego dotyk, jego ciepło, oddech, pożądanie jakim mnie oplatał z każdej strony. Odsunąłby się i już potem do końca wieczoru pozostał w dystansie. Dlatego mi się udało. To z tych dwóch, tak silnych powodów, pozostałam obojętna i nie reagowałam. Znalazłam się w świecie, w którym nie czułam nic, oprócz świadomości, że ktoś mnie trzyma w swoich ramionach i pokazuje namiętność, jaką do mnie pała. Ja wygrałam, dałam radę. Chociaż wiedziałam, że potem chyba nie wyjdę z pokoju już do końca wycieczki, żeby przypadkiem na niego nie natrafić.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:03, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Żywy ogień palił całe moje ciało. Miałem wrażenie, że dotkliwie czuję, jak płomienie muskają otwarcie moją skórę, prowokując i popychając do dalszego działania, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze rozkoszy. Czułem pod swoimi wargami delikatną, gładką skórę niedoszłej kochanki, a przez ich położenie byłem w stanie również wyczuć jej przyśpieszające tętno. Wstrzymywała się uparcie, kiedy przekazywałem jej w swoich gestach, pocałunkach i czynach pożądanie, które doskwierało mi od dłuższego czasu, które drażniło mnie od wewnątrz. Otwarcie pokazywałem jej, jak bardzo pragnąłem zrobić to już od dawna, jak bardzo mnie pociągała. Kiedy palcami sunąłem po udzie brunetki, kiedy wolnym ramieniem przyciągałem ją blisko siebie, mogąc poczuć szybkie bicie serca, czułem się nienasycony. Jednocześnie porcje przyjemności, odurzającego zapachu Cameron dostarczały mi poczucia, jak gdyby Matthias dosypał do mojego drinka podejrzane proszki, które miałyby za zadanie trochę mnie rozluźnić i rozweselić. Gorące dreszcze wbijały swoje szpilki w całe moje ciało. Już się nie uśmiechałem. Naprawdę na poważnie przelewałem w tych czynach wszystkie swoje odczucia i emocje.
Przesuwając koniuszkiem języka po skórze Lydii, czułem przyjemnie prowokujące drapanie w okolicach podbrzusza. W tamtej chwili nie byłem już nikim innym. Nie byłem demonem, Jamesem, zmarłym chłopakiem, o którym napisano artykuł w gazecie - Byłem po prostu Axelem. Każdy fragment mojego ciała krzyczał wręcz, że nie jestem w stanie utrzymać tych pozorów, tej obojętności. Nie przy Cameron. Choć starała się nie reagować na moje pieszczoty, to doskonale czułem, jak jej serce jeszcze bardziej przyśpiesza, a kątem oka dostrzegałem widoczne wypieki na twarzy. Czy byłem zdesperowany? Możliwe. Wiem, że wpłynął na mnie alkohol, swego rodzaju podniecenie po poprzednim zadaniu i sam fakt, że mogłem otwarcie wybronić się, jakobym grał. Mogłem powiedzieć każdemu, że nieważne co by widzieli, ja starałem się ją tylko sprowokować do oddania moich pocałunków, do złączenia ze mną swoich dłoni i oddania się tej chwili. Człowiekiem byłem na tyle przekonującym, by ludzie w moim otoczeniu uwierzyli w istnienie Jamesa Ramireza. Nie powinienem mieć więc problemu z wybronieniem się z tej sytuacji. Dlatego właśnie, nie hamowałem się - subtelnie przygryzając ucho Lydii, wyszeptałem jej kilka skromnych słów na ucho. Nie chłodno, nie prowokująco, nie szorstko i złośliwie, jak to zwykłem zrobić - po prostu cichym, ciepłym głosem, który wyrażał o wiele więcej, niż jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie słowo, odkąd przybyłem po roku nieobecności:
- Wiem, że tego chcesz. - Nikt inny zapewne nie usłyszał tego zdania. Palcami sunąłem po łopatkach partnerki, a potem wzdłuż kręgosłupa, studiując przez cienki sweterek wszystkie nierówności, które zasłaniał materiał. Byłem pijany. Pijany tą sytuacją i wiedziałem, że będę w przyszłości żałował tego, do czego się posunąłem. Znów przeniosłem wargi na usta Cameron, składając na nich kolejny, gorący pocałunek. Bezczelnie wpatrywałem się jej przy tym w oczy, doszukując się oznak słabości. Widziałem je. Mętnie, zasłonięte upartym charakterem Lydii, ale widziałem. Zobaczyłbym nawet więcej, sprowokowałbym ją do czegoś więcej, gdyby niejaki Andreas nie wytrzymał napięcia i gęstej ciszy, którą przesiąknięty był strych.
- Przegrałeś już! Zostaw ją. - Popełnił jeden, znaczący błąd - złapał mnie za koszulkę i oderwał siłą od szatynki. Zrobił to na tyle brutalnie, by każdy usłyszał, jak pęka jeden ze szwów w moim górnym odzieniu. Gdybym nie utrzymał równowagi, wylądowałbym na jednej ze ścian, zapewne rozbijając sobie na niej nos. Wyprostowałem się, otrzepując przy tym z siebie kurz. Na wznak zacisnąłem pięści na tyle mocno, by słychać było charaktersytczne strzelanie kostek, takie, jakimi wysokie mięśniaki straszą swoje przyszłe ofiary. - Przejebałeś sobie. - Rzuciłem nadzwyczaj spokojnie, ale znów lodowato. Udało mi się powrócić do swojej szorstkiej postawy, która znikała jedynie wtedy, kiedy w pobliżu pojawiała się Lydia. Ruszyłem zamaszyście w stronę Andreasa, który również gotował się do walki, ale drogę zagrodził mi Matthias.
- Wow, wow, spokojnie stary... Nie mam ochoty wynosić trupa tego kretyna z pokoju. - Mówiąc nieco nerwowo, wskazał na skurwysyna, któremu chciałem przyłożyć. Graves wcisnął mi w dłoń papierowy kubek wypełniony bursztynowym płynem. - Wracajmy do gry. - Poklepał mnie po ramieniu, a ja czułem, jak powoli zaczyna we mnie wrzeć. Opróżniłem kubek jednym haustem, czując, jak alkohol znów podrażnia mój przełyk. - Komm. Es gibt kein Sinn mit einen Arschloch zu sprechen*. - Lisa złapała mnie za przedramię i pociągnęła na drugą stronę pomieszczenia. Rzuciłem jeszcze Cameron ostatnie, niezrozumiałe spojrzenie, a potem posłusznie ruszyłem za Niemką. Usiadłem obok niej na dywanie, choć już nie tak towarzyski jak przed kilkunastoma minutami. Kręciliśmy dalej butelką, ludzie wykonywali dziwniejsze, lub bardziej dwuznaczne zadania. Raz zmuszony byłem do wypicia całej butelki piwa bez żadnej przerwy. Wieczór mijał, a ja... Cóż, wciąż miałem w głowie zadanie, które dałem Lydii. Choć nieco się wyciszyłem i żar dogasał, to pamiętałem smak jej ust aż za dobrze. Upojenie alkoholowe nie pozwalało mi gniewać się na samego siebie, że znów jej uległem.
- Znów pan Ramirez! - Matthias był widocznie zadowolony, kiedy wypadło na mnie. Tym razem zadanie miał dać mi Joshua. Przez chwilę myślał, patrząc to na mnie, to na Cameron, ale w końcu na jego twarzy pojawił się dość chytry uśmieszek. - Jako, że James i Lydia mają się tak ku sobie... - Zaczął, przy czym zgodnie kiwnął głową do Gravesa, który powtórzył gest. -... Wybiorą się jeszcze wyżej, na drugą część strychu. Nie ma tam światła, więc weźmiecie ze sobą latarkę. Macie za zadanie spędzić tam razem dwadzieścia minut. - Zesztywniałem lekko, słysząc, że znów spędzę z nią trochę czasu sam na sam. - Joshua... - Zacząłem może i nazbyt agresywnie, groźnie, ale ten podniósł tylko ręce w geście obronnym, przerywając mi. - Albo to, albo robisz kółko nago wokoło kurortu. - Wywróciłem oczami. Oni i te ich idiotyczne zasady. Podniosłem się ociężale z miejsca, lekko wkurwiony. Ktoś wcisnął mi w dłoń zwykłą, czarną latarkę. Upiłem jeszcze łyk whiskey ze swojego kubeczka, a potem podszedłem do Cameron, złapałem ją niezbyt mocno za dłoń i pociągnąłem za sobą. Wyciągnąłem ją za drzwi, a potem poprowadziłem skrzypiącymi schodami w górę. Były dość strome i wąskie, więc ścisnąłęm nieco mocniej palce Lydii. Czułem się dziwnie. Jednocześnie byłem poddenerwowany, ale czułem też nikłą ekscytację na myśl, że spędzimy ten czas sam na sam. Upierdliwe uczucia.

* Komm. Es gibt kein Sinn mit einen Arschloch zu sprechen - Chodź. Nie ma sensu rozmawiać z dupkiem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Raika
Moderator
Moderator



Dołączył: 11 Sie 2014
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:58, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center>

</center>

Niewiele brakowało a bym się poddała, bo po prostu nie mogłam już wytrzymać, kiedy przygryzł moje ucho, kiedy szeptał mi na nie, kiedy czułam jego ciepły oddech na nim, kiedy zbliżał się do mnie, sprawiając, że jeszcze bardziej czułam jego ciało przy swoim. Chciałam zabrnąć dalej, mimo tych wszystkich osób, które tutaj się znajdowały. Chciałam, żeby rzucił mnie na ziemię i wziął bez opanowania, przy tych wszystkich osobach, pokazując że nikt nie ma prawa się do mnie dobierać, bo jestem tylko i wyłącznie jego. W mojej głowie dosłownie trwała burza. Burza myśli, które kazały się trzymać i tych, które kazały mi się poddać. Dać mu wygrać, ale odwzajemnić to, żeby nikt nam nie przerwał. Jednocześnie dalej się zapierałam. Już po prostu nie panując nad sobą i nad swoim stanem. A kiedy już prawie to ze mnie zeszło, prawie złapałam go za ręce, prawie odwzajemniłam pocałunek...przerwał nam głos. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Axel to zignorował i brnął dalej przez co Andreas go złapał za koszulkę i odciągnął ode mnie. Nie podobało mi się. Niemal odruchowo chciałam złapać Rodrigueza, żeby się nie ruszał, ale ten już dostał szału. Niemal rzucił się na chłopaka, który już był gotowy z nim walczyć. Nie rozumiałam czemu tak bardzo chciał pokazać Axelowi, że on ma do mnie większe prawa niż ciemnowłosy, jak było zupełnie inaczej. Ja po prostu chciałam wzbudzić w swoim rywalu jakieś uczucia. Nawet kpina mogłaby być, dlatego tak się zachowywałam. Dlatego usiadłam przy chłopaku i z nim rozmawiałam, rzucając wyzwanie Rodriguezowi. Jednak nie spodziewałam się aż takiej reakcji, dlatego byłam wdzięczna Mattowi, że się wtrącił. Axel naprawdę wyglądał tak, jakby mógł go w tym momencie zamordować, a nie chciałam widzieć trupa. Nie teraz, kiedy tak bardzo się rozluźniłam. Chociaż w tym momencie mój oddech był nierównomierny i szybki, a ciało nadal odczuwało skutki zbliżenia się naszej dwójki.
Nie byłam w stanie się skupić na dalszym rozwoju gry, dopóki nie usłyszałam swojego imienia. Niemal zesztywniałam, zdając sobie sprawę z tego, co zostało nam przydzielone. Miałam ochotę odpowiedzieć, że to zadanie powinno być tylko dla Axela, a nie dla naszej dwójki, ale gdzieś tam w środku chciałam z nim zostać sam na sam. Nie po to, żeby bawić się w udowadnianie innym, iż jest tym, za kogo go uważam. Nie obchodziło mnie teraz to, żeby nie uznawali mnie za wariatkę i mi uwierzyli. Ja po prostu chciałam się znaleźć z nim sam na sam, żeby dokończyć to, co zaczął przy moim zadaniu. W tym momencie nie liczyła się dla mnie przeszłość, ale teraźniejszość, którą mieliśmy do dyspozycji na wszelkie możliwe sposoby. Dlatego milczałam i po prostu pozwoliłam mężczyźnie wyprowadzić się z pomieszczenia. Odruchowo mój wzrok padł na nasze splecione w uścisku dłonie, które po chwili zacisnął mój towarzysz. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę zostawili nas samych na dwadzieścia minut. Mogliśmy zrobić w tym czasie to, co nam się żywnie podoba. Wykorzystać tę ciemność, w której mieliśmy się znaleźć. Nie wiedziałam tylko czy on się czuł z tym swobodnie. Czy w ogóle chciał spędzić ze mną te dwadzieścia minut skoro tak się zdenerwował, kiedy Joshua o tym wspomniał.
W końcu znaleźliśmy się w tym pomieszczeniu, zamykając za sobą drzwi. Axel uniósł latarkę, którą chciał zapalić, ale ta nie oświetliła otoczenia. Nie panując nad sobą parsknęłam śmiechem, starając się być jak najciszej, żeby tego nie zakłócać.
- Mam wrażenie, że oni to planowali od dawna... - stwierdziłam, po czym miałam wrażenie, że zabierze rękę z uścisku. Zamiast tego jednak zacisnął ją bardziej i stał tak w miejscu, jakby w głowie odliczał czas, jaki pozostał. Przez chwilę robiłam dokładnie to samo. Po prostu stałam, kręcąc głową na wszystkie strony i próbując znaleźć jakieś miejsce, w które mogłabym się wpatrywać, aby omijać spojrzeniem Rodrigueza. Chociaż jeszcze kilka chwil temu byłam pewna, że inaczej to będzie wyglądało, tym razem okazało się, że myliłam się. Pierwszy raz chyba nie przyszedł mi w ogóle do głowy taki scenariusz i dziwnie się czułam. Szybko jednak dotarła do mnie jedna rzecz. Oboje mieliśmy w sobie alkohol, byliśmy bardziej rozluźnieni i nie czuliśmy się tak dziwnie w swojej obecności jak ostatnimi czasy. A moje ciało nadal czuło ciepło jego, więc zdecydowałam się zrobić to, czego nigdy wcześniej bym nie zrobiła. Wypuściłam rękę z jego uścisku i ostrożnie przeszłam tak, że stanęłam mu prosto w oczy. Przez moment się w nie wpatrywałam jak zahipnotyzowana, a kiedy już otworzył usta, by coś powiedzieć, zamknęłam je. Gwałtownie zbliżyłam się do niego i pocałowałam go, zarzucając mu ręce na kark. Znowu poczułam ten gorąc, ten żar, który wypełniał moje ciało i nie chciałam tego tracić. W tym momencie już nie myślałam trzeźwo i liczyłam na to, że zaraz przygwoździ mnie do ściany i wpije się w moje usta jeszcze bardziej. Marzyłam o tym od momentu, w którym zobaczyłam go siódmego grudnia tego roku na korytarzu, a teraz miałam idealną okazję ku temu. Niemal błagałam go w myślach, żeby mnie nie odpychał i nie wracał na dół, deklarując że poddaje zadanie i przegrywa grę. Nie chciałam tego, chciałam czegoś innego.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raika dnia Pon 0:59, 26 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Marchewkowecoffie
Pierwszy stopień wtajemniczenia



Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Riedstadt-Goddelau
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:51, 26 Sty 2015    Temat postu:
 
<center></center>

Wmawiałem sobie, że zaciskanie palców na dłoni Cameron wcale nie jest deklaracją mojej słabości do niej. Próbowałem przekonać samego siebie, że alkohol, atmosfera, gra i cały ten wyjazd udzieliły mi się jak nikomu innemu i to wszystko sprawia, że zachowuję się tak, a nie inaczej. Nawet dobrze szło mi to nieświadome oszukiwanie samego siebie, kiedy oboje wchodziliśmy po schodach na górę. Ta cała sytuacja była dziwna. Wciąż mogłem chować się za tarczą w postaci butelki, podczas której zrobiłem wiele perwersyjnych i odważnych rzeczy. Dlaczego zadania związane z Lydią miałby być inne? Nikt nie mógł mi wmówić, że zachowywałem się w stosunku do niej inaczej, niż do innych dziewcząt. Nie pozwoliłbym sobie czegoś takiego wpoić. Skoro sam tego nie akceptowałem, to nikt inny nie byłby zdolny przekonać mnie do czegoś podobnego. Zdawałem sobie sprawę z mojej słabości do niej. Stawiałem jednak na to, że związek z głębszymi uczuciami jest tu znikomy. Nie wiem, czy byłem wtedy tak głupi i zaślepiony, ale naprawdę wierzyłem, że nie potrafię poczuć niczego do żadnej kobiety w moim otoczeniu. Nawet do Lydii. Nie po wydarzeniach sprzed roku.
Kiedy dotarliśmy na samą górę, otworzyłem drzwi z dość głośnym skrzypieniem. Przywitała nas gęsta ciemność, przerzadzana jedynie poprzez światło wpadające przez brudne okno na jednej ze ścian, które prawdopodobnie nie miało styczności z wodą od bardzo dawna. Zamknąłem za nami wrota, a potem przeszedłem trochę dalej, nie puszczając przy tym dłoni Cameron. Nie byłoby zbyt miło, gdyby któreś z nas wypieprzyło się o schowany w mroku mebel. W razie takiego wypadku, obydwoje moglibyśmy pomóc sobie złapać równowagę. Poza tym, drobna ręka Lydii była miła w dotyku, ciepła i gładka. Moja była przeciwieństwem - chłodna, szorstka, typowo męska. To pomagało mi zrozumieć, mimo promili we krwi, jak bardzo się różnimy. Nie tylko z charakteru, ale i pod względem wizualnym. Przed rokiem wszyscy ją lubili, podziwiali, prosili o pomoc i sami jej udzielali, gdy tego potrzebowała. Ja byłem wielkim, złym wilkiem, który z jakiegoś powodu straszy wszystkich pozostałych, jest odpychany przez społeczeństwo. Miałem swoją paczkę, swoje towarzystwo i nie wychylałem się poza nich. Dla wszystkich byłem oschły, nieprzyjemny, nie chcąc znów bawić się w zawieranie przyjaźni, które na sam koniec i tak zanikają. Wtedy, na jednej z imprez poznałem Lydię. Naprawdę mnie wkurwiała. Wkurwiała tym, że była tak cholernie idealna. To wtedy rozpoczęła się ta rywalizacja, która nie miała końca... I przez którą ta część mnie, którą Cameron polubiła, umarła rok temu.
Latarka nie zadziałała. Wciskałem przycisk kilka razy, ale w odpowiedzi dostałem tylko krótką smugę światła, a potem znów kompletną ciemność. Zakląłem pod nosem, czując, jak powoli zaczyna buchać ze mnie złość. Jeśli Matthias i Joshua to zaplanowali, to nie będę mieć oporów przed dodaniem jednej osoby na listę, czy przyśpieszeniem morderstwa innej. Nie zdążyłem dogłębnie przemyśleć planu pozbycia się tej dwójki pod wpływem gniewu, bowiem do mych uszu dotarł perlisty śmiech Lydii. Jej stwierdzenie przyprawiło mnie o lekki dreszcz niepokoju, jednak rozluźniłem się niedługo potem, wypuszczając powietrze z ust. Zapanowała gęsta cisza. Nie mając niczego lepszego do roboty, zacząłem liczyć sekundy, minuty. Wykonanie tego głupiego zadania bez odpowiedniego rekwiztyu wydawało mi się możliwe. Jednocześnie czułem podrażniający mój nos kurz i zapach Cameron, co pchało mnie w jej kierunku... Ale nie ulegałem. Nie chciałem ulegać, nie po raz kolejny.
Ja nie chciałem dać się temu pokonać, jednak Lydia miała zupełnie inne plany. Kiedy poczułem, jak puszcza moją dłoń, odruchowo spiąłem się lekko, myśląc, że może chciała przerwać wyzwanie i sobie pójść. Nie widziało mi się bieganie nago naokoło kurortu, więc odruchowo chciałem coś powiedzieć. Nim jednak to zrobiłem, szatynka stanęła naprzeciwko mnie. W świetle księżyca pokonującego brud na szybie i wpadającego do pomieszczenia, widziałem wyraz jej twarzy i świecące tajemnicznym blaskiem tęczówki. Była piękna, zagadkowa i zupełnie... Znajoma. Uchyliłem wargi, by coś powiedzieć, lecz nie dane mi było wydobyć z siebie choć słowa. Poczułem, jak żar zalewa moją klatkę piersiową, żołądek, podbrzusze i płuca, gdy zetknęła swoje usta z moimi. Chciałem ją odepchnąć. Raz, a dobrze, dać do zrozumienia, że nie jestem Axelem, że nie ma czego u mnie szukać, a zabawy w butelkę nigdy się już nie powtórzą. Naprawdę chciałem to zrobić, ale... Nie mogłem. Czująć, jak tęsknie pieści moje wargi, jak zaciska swoje palce na moim karku, chcąc skłonić do jakiejkolwiek reakcji... Nie potrafiłem. Na trzeźwo i w innej sytuacji byłbym do tego zdolny. Jednak w tamtej sytuacji, zapomniałem, jak się do tego zmusić.
Latarka, którą dotychczas ściskałem w dłoni, upadła na deski z cichym łoskotem. Odsunąłem od siebie Cameron, jednak tylko po to, by następnie popchnąć ją do tyłu. Gdy jej łopatki zetknęły się z drewnianą ścianą dopadłem ją, obejmując ramionami i zamykając w klatce ciepłego uścisku, z której nie mogła uciec. Wpiłem się w jej wargi pośpiesznie, tęsknie i namiętnie, chcąć pochwycić jak najwięcej... Chcąc przyswoić tyle informacji, tyle odczuć i emocji, jakie mi towarzyszyły, ile się tylko dało. Powoli zaczynało we mnie wrzeć. Czułem się tak, jak gdyby temperatura na strychu podskoczyła o kilka dobrych stopni, topiąc mnie w mojej ekstazie, w mojej małej słabości, która miała zaledwie metr sześćdziesiąt. Moje serce biło niewiarygodnie szybko, dudniło wręcz między żebrami, chcąc się wyrwać z pułapki obojętności, w którą je wpędziłem. Nie pozwoliłem mu jednak, nasycając i uspokajając nowymi bodźcami, bliskością Lydii. Oderwałem się od jej warg tylko po to, by złapać za krańce swojego t-shirtu, który w następnych sekundach wylądował na podłodze. Prezentowałem swoje zapełnione bliznami, muskularne półnagie ciało, którego szpetność choć trochę skrywał mrok. Nie panowałem nad sobą. Naprawdę straciłem kontrolę i to w jeszcze gorszy sposób, niż ostatnim razem, na balu.
Moje palce sunęły po udach i pośladkach kochanki, kiedy wargami znów pieściłem jej szyję i dekolt. Tym razem jednak, nie przejmowałem się gapiami, których zabrakło. W tamtym momencie, po prostu brałem to, czego chciałem... A chciałem widzieć zarumienioną twarz Lydii tuż przy mnie, chciałem czuć jej ciało, chciałem podsycać ten płomień, który rozpaliła składając na moich ustach ten jeden, skromny pocałunek, przepełniony tak wielką ilością emocji. Odwdzięczałem się jej za niego właśnie wtedy, okazując wszystkie targające mną uczucia.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.rajdlawyobrazni.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Dwuosobowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy