Autor |
Wiadomość |
|
Erdalien |
Wysłany: Nie 21:19, 26 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Spojrzał się na półsmoka, a w jego oczach można było dostrzec rozczarowanie. Spodziewał się jakiejś bardziej złożonej odpowiedzi. Co się podoba, a co nie, a on tylko usłyszał "Jedzenie jest dobre". Miał już odejść, gdy zauważył jak podchodzi do nich najmniejszy z towarzyszy. Edwyn spojrzał się na niego. Wyglądał mu na elfa lub sylfa. Wiedział na pewno, że on w bezpośrednim starciu nie miał by szans z nikim, ale także nie uważał, że był bezużyteczny, gdyż musiało być coś co sprawiło, iż król postanowił go wynająć do oddziału.
-Widzę, że bardzo dobrze się ze sobą dogadujecie. Pójdę poszukać towarzystwa gdzie indziej, gdyż Cinny - powiedział lekko chichocząc - nie jest zbyt rozmowny.
Zamierzał się odwrócić, gdy usłyszał za sobą znajomy głos. Był to Uther. Nie znał go dobrze, ale wolał jak na razie go bardziej unikać, gdyż nie ufał zbytnio ludziom, którzy zostali wyrwani z świata zmarłych. Chociaż po jego wypowiedzi mógł wywnioskować, że jest pewny siebie. Nazwał go człowiekiem z dzidami. Edwyn starał się jak najlepiej ukryć swoje poirytowanie. Nie cierpiał, gdy ktoś mówił na jego włócznie dzidy. Miał ochotę mu przywalić, lecz wiedział, że byłoby to nierozsądne. Spojrzał na niego i powiedział:
-No cóż trupku. Te "dzidy" też mogą zrobić kuku i to całkiem porządnie. Tylko jest jeden warunek. Trzeba czegoś więcej niż brutalnej siły. Trzeba także trochę pomyśleć, trzeba szybko analizować sytuację, ale tobie to chyba nie jest potrzebne. - powiedział uśmiechając się do siebie. |
|
|
HollowMask |
Wysłany: Pon 21:36, 20 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Uther
- Lubię to miejsce, mają dobre trunki. Więc mówisz, że siedzisz w tym sprzed czasów krucjat... To z pewnością wystarczająco, aby się ustawić. Szczerze mówiąc osobiście wolę wolność stepów, dworski styl życia trochę mi się przejadł, dlatego też rzucanie się po świecie będzie przywilejem. Jak los pozwoli, może przyfarci się nam jakaś mała wojenka... Cóż, miło było poznać wpływową Garwinę Lynz. Mam nadzieję, że przypomnisz sobie o naszej znajomości, gdy pewnego dnia przyjdę do Zakutego Łba, a Ty będziesz wyceniała mój nowy rynsztunek. Bywaj Garwino.
Po tych słowach, dokończywszy pić swój trunek, opuścił stół i postanowił poznać swoich przyszłych towarzyszy. Rozejrzał się po balowej sali i szybko dostrzegł wyróżniającą się dwójkę w kącie pomieszczenia. Ma krzepę ten krokodylek. Człowiek obok Pół-Smoka był dość tajemniczy i nie zdradzał sobą cech charakterystycznych przy pierwszym spojrzeniu. Podszedł trochę bliżej i przez chwilę obserwował rozwój wydarzeń...
- Witaj Cinnabarze. Jak ci się podoba uczta?
- Witaj... Jedzenie jest dobre.
Po chwili niezręcznej ciszy podszedł do nich lekko zniewieściały chłopak, przypominał coś pomiędzy elfem, a bliżej nieokreślonego rodzaju wróżką. Po kilku sekundach porzucił nadzieję, że zgadnie pochodzenie kolejnej tajemniczej istoty.
- Widzę, że znalazłeś sobie nowego kolegę, co, Cinny?
Postanowił skorzystać z okazji i dołączyć do rozmowy pozostałych nowych rekrutów...
- Całkiem wielu nowych kolegów, prawda Predatorku? Jestem Uther Shadowblade, pochodzę z zachodniej części królestwa i preferuję broń, którą można zrobić sobie poważne kuku... Nie pytajcie o moją przeszłość, bo i tak zbędę was pobieżną odpowiedzią. Więc mamy tu Zmartwychwstałego, Łuskowatego Gościa, Człowieka z dzidami oraz chłopczyka z powodzeniem wśród panienek... Ciekawa z nas gromadka, czyż nie? Z tego co wiem, niedługo Król będzie chciał zamienić z nami słowo, więc proponuję zabić pozostały czas rozmową... Znając swoich towarzyszy będziemy walczyć lepiej, więc rzućcie jakiś temat na ruszt... Ja już wystarczająco wysuszyłem język. |
|
|
Gilbert |
Wysłany: Pią 12:50, 17 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Po wejściu na salę balową zajęliście się swoimi sprawami. Każde z Was na swój sposób, podczas gdy Cinnabar i Rune nie mogli się odnaleźć w całej tej oficjalnej i odświętnej otoczce, Edwyn postanowił skorzystać z okazji i poznać bliżej jednego ze swoich nowych towarzyszy broni. Padło na Cinnabara, zapewne wzbudził on w mężczyźnie sporo zainteresowania swoją aparycją. Shadowblade postanowił jednak poznać sklepikarkę oraz świtę samego króla, Garwinę. Podszedł do niej pod pretekstem wysuszonego dzbana, mimo tego, że wszędzie dookoła była masa pełnych i do wzięcia. Na jego ironiczny uśmieszek odpowiedziała równie szelmowskim i wskazała mu dłonią wolne miejsce po drugiej stronie stołu. Naturalnie zmartwychwstały skorzystał z zaproszenia i zajął krzesło. Garwina pochwyciła puste, gliniane naczynie i napełniła je winem, a następnie zwinnym ruchem niczym wprawiony barman zamachnęła się i kufel popędził w stronę swojego nowego rozmówcy.
- Robota jest znośna. Tak właściwie to zajmuję się prowadzeniem zbrojowni i zaopatrzaniem oddziałów królewskich. Garwina Lynz, właścicielka Zakutego Łba. Ta robota jest jeszcze lepsza niż sobie wyobrażasz. No cóż, nie chwaląc się, ustawiłam się tu na dobre, Was będą rzucać po świecie biedactwa. Widzisz te blizny na mojej twarzy? To z krucjat. Co prawda nie prowadzimy już otwartych wojen i działań zbrojnych, ale pewnie na swej drodze napotkacie różne potyczki. – Gdy skończyła prowadzić swój monolog przyłożyła swoje gliniane naczynie do ust i pociągnęła spory łyk. Krótkie westchnienie dawało znać, że najwyraźniej kobieta rozkoszuje się smakiem wina. |
|
|
Marq Mortis |
Wysłany: Czw 14:08, 16 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Rune
Nie wiedział, i szczerze wątpił czy i czemu miało służyć to oficjalne przemówienie i pasowanie ich - głównie jego, chuderlawego dziwaka znikąd - na jakichś-tam rycerzy. Naprawdę, nie potrafił zrozumieć ludzi, choć od pewnego czasu próbował. Naprawdę nie wiedział, jakim cudem z zwykłego Nokkena podróżującego po uboczu ze swoim przyjacielem półsmokiem mógł zostać rycerzem z jakąś niewiadomą misją. Doprawdy, gdzie umknęła mu ta część jego życia?
Własnie, półsmoki. Gdzie jest Cinnabar? Sądząc po jego osobowości, to pewnie zaszył się gdzieś w kącie z naręczem jedzenia i stara się udawać, że go tam wcale nie ma, tudzież zbywa ciekawskich swoim nieśmiałym dukaniem. Poza tym, jakim cudem udało mu się zgubić wielkiego, czarnołuskiego smokoludzia z długim, czarnym ogonem?
Ludzie. Wszędzie ludzie. Dużo ludzi, i ludzie po raz kolejny. Rune, jak żył, tak jeszcze nie spotkał się z tak ogromnym skupiskiem ludzi w jednym miejscu, i to dodatkowo ludzi - ponoć - 'z wyższych sfer'. Nie miał pojęcia, czy przymilanie się królowi, czy jakkolwiek inaczej się to zwało, mogło zapewnić ludziom dostatek, ale co on się znał? W końcu był dzieckiem lasu, wychowanym przez naturę. Z kwaśnym uśmiechem zbył kolejną, próbującą zagadać go kobietą w o wiele za wielkiej sukni, z o wiele za wielka fryzurą i o wiele zbyt dużą ilością wylanych na siebie perfum. Muzyka była całkiem miła, ale natłok hałasu, zapachów i cały ścisk z duchotą sprawiał, że Rune miał ochotę po prostu uciec z sali balowej. Chociażby oknem.
Wtedy, ku swej nieopisanej uldze, wyłapał Cinnabara, siedzącego, oczywiście, pod ścianą ze sporą ilością jedzenia w rękach. Rune westchnął, biorąc fantazyjny, metalowy bodaj talerzyk i nakładając sobie trochę przekąsek, głównie ryby i rośliny, ale wziął też trochę tych tak zwanych 'słodyczy'. Podczas, gdy on sobie nakładał jedzenie, do Cinnabara zdążył podejść jakiś mężczyzna, który po bliższym przyjrzeniu się okazał się być jednym z dwóch pozostałych 'rycerzy'. Rune westchnął, wzruszając ramionami i po prostupodszedł do nich, bez słowa siadając obok Cinnabara.
- Widzę, że znalazłeś sobie nowego kolegę, co, Cinny? - zapytał, zwracając się bezpośrednio do półsmoka. |
|
|
Cherry |
Wysłany: Wto 23:38, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Cinnabar
Generalnie nie podobała mu się cała ta szopka, przedstawienia, bal, zbroje, dużo ludzi... Ale jako duże, głodne stworzenie nie pogardzi ucztą. Starając się ignorować najróżniejsze spojrzenia ludzi - od zaciekawionych, przez przerażone i obrzydzone, do nienawistnych - porwał z jednego ze stołów kilka owoców i udko indyka, które skonsumował pierwsze, odsuwając się pod jedną ze ścian, gdzie było względnie mniej ludzi.
Zbroja okropnie przeszkadzała mu w tak prostej czynności jak jedzenie, nie należała do najwygodniejszych. Zresztą, czy zbroja może być wygodna? Wgryzając się w jabłko szukał wzrokiem swojego małego przyjaciela, co nie należało do najłatwiejszych wśród blasku najróżniejszych ozdób, które nosiły ważne osobistości.
Westchnął ciężko, opuszczając wzrok, żeby nie wyłapywać więcej spojrzeń. Ludzie zawsze się gapią.
Wyczuł czyjś zapach dość blisko, dlatego skierował złote oczy na jednego z nowych rycerzy jeszcze zanim ten zdążył się odezwać. Nie wiedział dlaczego, ale spojrzenie męzczyzny skojarzyło mu się z ciekawskim dzieckiem, które zobaczyło coś nowego.
Przez chwilę zupełnie nie miał pojęcia, co odpowiedzieć.
Czy uczta mu się w ogóle podoba? Cięzko było powiedzieć. Pierwszy raz w ogóle jakiejś uczestniczył. Zmiażdżył kłami gniazdo nasienne jabłka i przełknął, uznając, że wyrzucanie ogryzków to straszne marnotrawstwo.
- Witaj - wymamrotał w końcu, tak cicho, że sam się ledwo usłyszał i nie był pewny, czy rozmówca w ogóle. Po krótkiej, bardzo krótkiej ciszy dodał: - Jedzenie jest dobre.
I tyle z oceny całej uczty. Miał nadzieję, że mężczyzna nie zacznie mu niczego wytykać. |
|
|
Erdalien |
Wysłany: Wto 20:25, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Edwyn
Rozejrzał się po sali szukając jakiegokolwiek zajęcia. W tej chwili nie wiedział co ma zrobić. Bardzo rzadko uczestniczył w takich wydarzeniach, ale jak już to z całą parą. Nie chciał, by na tej uczcie zapamiętano go... zapomniano, że w ogóle w niej uczestniczył. Na samym początku nie mógł zrobić żadnej szalonej rzeczy, gdyż wszyscy jeszcze nie byli wystarczająco upici. Jeszcze przed wyjściem zdążył schować swój kij kuglarski. Po tylu latach nauk walki włócznią, sztuka kuglarstwa była dla niego łatwą sztuką. Nie było to jednak zwykłe kuglarstwo, a kuglarstwo z ogniem. Alchemicy specjalnie na jego zamówienie wytworzyli substancję, która pali się w niskiej temperaturze ale w obecnej chwili szukał innego zajęcia. Spojrzał się na Cinnabara. Półsmok zaciekawił Edwyna do tego stopnia, że chciał z nim porozmawiać. Zaczął iść w kierunku Cinnabara, gdy nagle zauważył, że ktoś zastępuje mu drogę. Był to jego przyjaciel Matt. Wiele razy z nim polował, więc nie raz zdarzało im się napić, lecz teraz nie miał na to ochoty. Chciał porozmawiać z półsmokiem. Niestety Matt nie dawał mu za wygraną. Dobrze znał go, więc wiedział, że trochę mocniejszego alkoholu wystarczało, by go upić. Sięgnął po ów alkohol i zaczął rozlewać między nich. Cztery kolejki wystarczyły, by pozbyć się przyjaciela i ruszyć znów w stronę Cinnabara. Kiedy dotarł w jego pobliże spojrzał na niego z podziwem i powiedział:
-Witaj Cinnabarze. Jak ci się podoba uczta? |
|
|
HollowMask |
Wysłany: Wto 17:33, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Uther
Przepych bankietu wyraźnie rzucał się w oczy, jednak nie interesowało go to za bardzo.
Przepełniony znużeniem sięgnął po dzban wina, jednakże ten był już dawno opróżniony.
Widział na sali parę znajomych twarzy, większość jeszcze z czasów jego ludzkiego żywotu.
Co poczynić, aby zabić trochę czasu? - pomyślał, w pierwszej chwili chcąc opuścić gnuśną biesiadę, ale szybko przypomniał sobie słowa Valaoreona na temat mającej się odbyć rozmowy.
Nie ma rady. Rzucił okiem w kierunku Króla i szlachty, ale szybko zbrzydło mu oglądanie lizusostwa używanego do politycznych gierek. Za dużo już w tym siedziałem. Zaczął obserwować weteranów, widział paru kamratów z zeszłej dekady. Przywodzi wspomnienia, jednak nie czuł potrzeby rozgrzebywania starych dziejów. Nostalgia tylko popsuła by mu i tak kiepski humor. Wyszedł na ustronne balkony odetchnąć świeższym powietrzem, przy okazji podziwiając piękny zmierzch.
Nagle odzczuł uczucie niepokoju o nieznanym mu źródle, ten bankiet był dziwny, tak inny od tych, które znał. Chędożenie, zamiast tworzyć wyimaginowane konspiracje lepiej wrócę do środka i wedle starych szlacheckich nawyków rozbuduję swoją sieć kontaktów. Och, ta kobieta to orędownik Króla, do tego posiada całkiem spory dzban (oby nie słabego) wina. Garwina, tak?
Może się kiedyś przydać...
- Ach więc tak wygląda Królewska Gwardzistka po godzinach? Patrząc na Ciebie, chyba polubię tą robotę...
Stwierdził puszczając ku stronie samotnie siedzącej ironiczny uśmiech. |
|
|
Gilbert |
Wysłany: Wto 15:39, 14 Kwi 2015 Temat postu: Rozdział I - Dywersja nie jest formą ataku |
|
Donośny dźwięk fanfar rozniósł się po całym placu znajdującym się przy zamku króla i rozbrzmiał na tyle głośno, by słychać go jeszcze było w kilkunastu sąsiednich dystryktach. Na ten dzień mieszkańcy Arncholden czekali zniecierpliwieni przez 364 dni w roku. Były to urodziny króla jak i zarówno jego syna Volmitha. Zebrani na placu mieszkańcy skandowali jeszcze długo zanim ich ukochany władca zaczął przemawiać. Przed jego orędziem na murach zamku pojawiła się Garwina Lynz zapowiadając jego wysokość. Nosiła na sobie pełną zbroję płytową przyozdobioną godłem Arncholden, czyli ryciną przedstawiającą rudego kota w hełmie z przyłbicą. Gdy skończyła introdukcję, podniosła do góry swą dłoń, którą w żelaznej rękawicy jej zbroi ściskała rękojeść złotego miecza o fikuśnym kształcie. Klinga zalśniła mocnym blaskiem absorbując światło słoneczne i niemalże oślepiła zebranych. Zaraz po krótkiej introdukcji na murach pojawił się również król Valaoreon wraz ze swoim pierworodnym. Przywitał gorąco i serdecznie wszystkich, którzy przyszli na uroczystość oraz wygłosił krótki monolog o dalszym budowaniu mocnego państwa, wspaniałości ludu poddanego i zapowiedział, że to nie wszystko co na dziś przygotował, bowiem dziś do elitarnego oddziału najemników dołączają aż cztery osoby, po czym wskazał dłonią cztery sylwetki w pełnym rynsztunku, które jako ostatnie wyszły z komnaty władcy. Pierwszy wyłonił się długi i szczupły chłopiec o aparycji przypominającej tę elficką, znaną wielu głównie z opowiadań. Trudno było powiedzieć czy w jego włosach znajdują się jakieś abstrakcyjne ozdoby, czy to niechlujstwo. Chłopiec odziany był w przeszywanicę, lekkie nagolenniki i skórzane buty. Razem z nim wyszedł krępy i wysoki osobnik pokryty łuskami czarnej, wręcz połyskującej obsydianowej barwy. Aplauz i wiwaty ucichły, a zebrani pogrążyli się w niezręcznej konsternacji. W powietrzu słychać było szepty przepełnione niedowierzaniem i zdziwieniem. Chwilę potem okrzyki radości znów wzniosły się w eter. Pomimo posiadania naturalnego pancerza osobnik posiadał zbroję łuskową. Naturalnie nie była ona wykonana z łusek smoka a z hartowanego metalu. Gdy zjawił się trzeci najemnik atmosfera zgęstniała doszczętnie. Aura mroku dała się odczuć we znaki nawet Garwinie, która zapewne była wielce doświadczonym wojownikiem. Wysoki mężczyzna, już nie tak krępy jak poprzednia istota z półtorakiem przewieszonym przez ramię wyszedł z komnaty i rozejrzał się po placu chłodnym wzrokiem jakby kwitując każdego po kolei. Lśniąca pełna płytowa zbroja z godłem rodziny Shadowblade czarnym jak piekło wręcz straszyła gdy tylko spojrzało się w głąb mrocznego ostrza ozdabiającego napierśnik. Chwilę później jednak podobnie jak reszta zwrócił się do króla. Król zaś odchrząknął nieznacznie zapowiadając ostatniego śmiałka. Niska postać przeciskała się między półsmokiem a zmartwychwstałym. Gdy osiągnął swój cel wyłonienia się przed szereg, przywitał wszystkich zdrowym, szczerym uśmiechem i podniósł ręce do góry podburzając publikę do wiwatowania, tak, jakby chciał jeszcze bardziej podnieść wrzawę. Jego ekwipunek wierzchni przypominał nieco ten, który miał na sobie Rune, był jednak trochę cięższy i solidniejszy.
Król jak to król, pobrał złote ostrze od swojej najwierniejszej podopiecznej a następnie starym zwyczajem pasował Was na rycerzy królestwa Arncholden. Formalności dobiegły końca. Król jeszcze raz poprosił o brawa dla śmiałków a następnie zaprosił wszystkich na bankiet, swoich nowych rycerzy również. Wkroczyliście na salę bankietową. Niesamowicie zastawiona, piękne zastawy, pełno przepysznie wyglądającego jedzenia, wino, piwo, soki, schłodzonych napojów pod dostatkiem. Przepiękna melodia grama przez najlepszych minstrelów od progu witała gości i zapraszała do ucztowania. Zanim jednak zdążyliście zabrać się do czegokolwiek, król podszedł do Was i powiedział:
- Ucztujcie teraz ile chcecie. Tańczcie, pijcie, śpiewajcie, jedzcie i bawcie się, hulaj dusza piekła nie ma. Gdy już skończycie zabawę, chciałbym odbyć z Wami rozmowę w mojej komnacie. Nie zawracajcie sobie teraz tym głowy. – Skończył przemawiać, odszedł od Was żegnając uśmiechem i zasiadł na tronie znajdującym się na skraju stołu a następnie wzniósł toast.
- Za królestwo, za wspaniałych wojowników na usługach Arncholden i za najlepszy pod słońcem lud! Nigdzie w Tueldorze nie ma tak znakomitych ludzi jak tutaj! – Okrzyki radości zagłuszyły chwilowo muzykę, stuknęły kielichy i kufla a potem wszyscy wypili do dna. Wygląda na to, że macie sporo wolnego czasu. Valaoreon póki co siedzi przy stole zabawiany opowieściami i anegdotkami dworzan oraz szlachty. Zdaje się, że szlachcice starają się bardziej zabiegać o uwagę władcy niż dworzanie, którzy zwyczajnie przyszli tu poucztować. Garwina, która zazwyczaj nie odstępuje swojego pana na krok, popija teraz wino w samotności zakąszając mięsiwem. Widzicie, że jest tu od groma ludzi, których nie kojarzycie, trochę wojska, paru elitarnych rycerzy ucztujących w swoim gronie. Na parkiet wyszły już pierwsze osoby, ale na razie potańcówka jest przerzedzona. Raczej jakieś pojedyncze jednostki kołyszą się w rytm muzyki. |
|